8. Żeby znowu zaczęło iskrzyć

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng




!!!Niesprawdziany!!!

- Nie! Chloe! Nie zgadzam się na to? Jak to nie wiesz ile jeszcze zostajesz w Londynie? To nie wchodzi w grę.

- Luki, myślisz, że to ja o tym zdecydowałam? Przecież wiesz, że nienawidzę tego miejsca. Dzisiaj ktoś pojedzie po moje rzeczy. Ciesz się, nie musisz już ślęczeć non stop u mnie i mnie zabawiać. Przecież możesz wreszcie gdzieś wyjść. Spotkaj się z Chris'em, Jack'iem. Ja muszę tu zostać dopóki sprawa się nie wyjaśni. Przepraszam.

- A może...- Zaczął

- Luke. Nikogo spoza rodziny i najpotrzebniejszych pracowników, nie wpuszczają do pałacu. Nie ma opcji, żebym stąd wyszła. Na ogród muszę brać ze sobą dwóch goryli. Sprawa jest poważna. Nikt, kto nie był wcześniej na zamku nie mógł znać dokładnie korytarzy. Niestety ochrona bierze każdego pod uwagę.

- Nawet mnie? - sprzeciwił się

- Mówiłam to Anie i Davidowi, byłam u szefa ochrony. Nic do nich nie przemawia. Tak muszą postępować. A teraz wybacz, muszę kończyć, zaraz idę na kolację.

Rozłączyłam się z chłopakiem i odłożyłam telefon na stolik. To całe włamanie namieszało mi w głowie. Dopiero trzy miesiące temu wróciłam na uniwersytet, a już muszę znowu z niego zrezygnować. Bałam się, że nie dam sobie rady z kolejnym powrotem. Do tego dochodził Luke. Przez ostatnie miesiące byliśmy ze sobą tak zgrani, że teraz kiedy go nie było czułam się jakby mi czegoś brakowało.

Nasza sytuacja była skomplikowana on czasu pierwszego zamachu na ojca. Byliśmy dla siebie czuli, czasami mówiliśmy sobie "Kocham cię", ale te słowa powoli traciły na znaczeniu. Ani ja, ani on nigdy nie byliśmy z nikim w związku. Zamknięci w złotej klatce bardziej przypominaliśmy małżeństwo niż dwójkę młodych i zakochanych w sobie ludzi. 

Nie miałam pojęcia kiedy zaczęłam zauważać ten problem. W Cambridge tylko czasami zastanawiałam się nad tym naszymi relacjami. Przy Luke'u czułam się dobrze, ale zachowywaliśmy się jak kluski. Dosłownie jak rozmiękłe kluski, których jedynym zadaniem jest leżeć i czekać, aż ktoś zadecyduje o ich losie. 

Wydawało mi się, że tak nie powinno być w wieku osiemnastu lat. Może to przez ten czas który spędzałam w odosobnieniu skłoniły mnie do takich rozmyślań, ale nie mogłam odsunąć od siebie tego wszystkiego. Moja głowa musiała czymś się zająć, a ja chciałam wreszcie odzyskać swoją wolność

- Nad tym tak myślisz? - Ana pojawiła się znikąd obok mojego łóżka.

- Już ze wszystkim skończyłaś? - Odpowiedziałam pytaniem

- Ciągle przychodzą wiadomość i zaproszenia dla Ciebie, teraz wszystko trzeba odsyłać. W sumie od miesięcy każdemu odmawiam, to nużące.-opowiedziała- No, ale nieważne, opowiadaj co się dzieje?

Powiedziałam dziewczynie wszystko nie odwracając wzroku od sufitu.

- Czuję się trochę winna.

- Czemu?

- Zmieniłam go. Pamiętasz jaki był wcześniej? Okej, był arogancki i ogólnie największym dupkiem świata, ale cholera, był szczęśliwy. Teraz nie ma przy sobie przyjaciół. Przeze mnie. To znaczy przez tą akcję z naszymi ojcami, ale jednak gdyby nie ja... Nie musiałby nic poświęcać, jest teraz w takim samym położeniu jak ja. Od czasu zamachu nie wyszedł ani razu z domu, żebym nie musiała zostawać sama w mieszkaniu.

- Czyli uważasz, że nie jest szczęśliwy?

- No jakbyś się spytała to jest. Jest szczęśliwy jak na osiemdziesięciolatka z prawnukami.

- Nie rozumiem cię. - odpowiedziała siadając po turecku i zlepiła we mnie spojrzenie. - Facet cie kocha siedzi z tobą w domu całą dobę, nie nudzisz się przy nim i w ogóle. Czego chcesz więcej?

- Masz racje. Zachowuje się idealnie, ale aż zbyt idealnie,. Mimo wszystko chciałabym, żeby czasami stał się tym Hemmings'em na pierwszym balu. - Dziewczyna popatrzyła na mnie z wymowną miną. - No dobra bez przesady. Ale tak jak w Canberze. Wtedy był taki beztroski. Teraz jest nudną kluchą przesiadującą ze mną na kanapie.

- Ale kochasz go?

- Tak, to znaczy, nie, nie wiem, Ana. Uwielbiam go, ale nie ma między nami żadnego ognia, potrzebujemy jakiejś iskry. On nic w sobie już nie ma. Ja też jestem jakby bez duszy. Nie można tak egzystować. Kiedyś potrafiłam imprezować kilka razy w tygodniu, zaliczać facetów jeden po drugim, a na stan dzisiejszy najbardziej ekscytującą, rzeczą jaka mi się przytrafiła była dwukrotna próba zamordowania mojego ojca przez jakiegoś najemnika.

- No dobre kochanie, musimy znaleźć jakieś rozwiazanie. Moim priorytetem jesteś ty i to nad tobą najpierw troszkę popracujemy. Dobrze? Chyba wiem co może ci pomóc.

Usiadłam zaciekawiona i słuchałam dalej.

- Nie wiem do kiedy będziemy mieli ten stan wyjątkowy. - zaczęła - Już od miesiąca nie dowiedzieliśmy się niczego nowego. Niedługo mija rok od twojego pojawienia się tutaj, a po koniec maja co mamy?

- Moje urodziny?

- Dokładnie. Co byś powiedziała na wyjazd na Bermudy? Mała prywatna wyspa królewska? Zabrałabyś ze sobą znajomych z Cambridge, chłopaków z Australii, Mię?

- Dałabyś radę to załatwić? - zapytałam podekscytowana.

- Oczywiście kochana, trzeba będzie wszystkich dokładnie sprawdzić, tak żeby przypadkiem któreś z nich nie zabiło cię na wakacjach, ale to będzie idealny czas i miejsce na to, żeby między tobą, a naszym australijskim księciem znowu zaczęło iskrzyć. - klasnęła w dłonie i podskoczyła na łóżku jak pięciolatka.

***

Kochani chcecie podkręcić tempo? Chyba by się przydało tak mi się wydaje.

Luke i Chloe wydają mi się kluskami od początku tego opowiadania, co się wydarzy na wyspie?jak znajomi z uniwersytety i chłopcy z 5SOS się dogadają? Piszcie co uważacie. Dla najlepiej trafionego pomysłu dedyk!!!

Rozdział pojawi się pod koniec tygodnia, bo teraz ostatni tydzień przed feriami i trochę dużo pracy.

xxAAl <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro