00.| Miłość przemija

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

        Bezradność.

        Czuł się bezradny, gdy tylko miał do czynienia z nią. Pragnął jej, tak bardzo, ale nie mógł jej mieć. Była wyjątkowa, była dla niego jak anioł. Wspaniała, mądra i silna, taka właśnie była. Nie rozumiał, dlaczego była dla niego taka dobra, skoro go nienawidziła. Ich historia była skomplikowana. Pożądali siebie nawzajem, ale nie mogli być razem. To ona musiała wiedzieć, że ma uczucia do niego. Obiecał, że będzie na nią czekać. Przysiągł, że będzie jej ostatnią miłością. Kochał ją, tak bardzo ją kochał, ale ona ukrywała swoje uczucia. Uważała, że nie powinna go kochać, skoro zrobił tyle zła dla jej bliskich. Zawsze patrzyła się na innych, co było złe, bo powinna zadbać też o siebie. To ona decyduje o swoim życiu, a nie jej przyjaciele, ale mimo wszystko, nie mogła się otworzyć na jego sympatię. Może nawet dobrze, że nie chciała z nim być. W Nowym Orleanie było niebezpiecznie, nie chciał, żeby musiała się zmagać z jego wrogami i bitwami, które musiał rozwiązać. To było jego zadanie, żeby to wykonać samemu, zanim jego królowa stanie przy swoim królu. Na początku musiał pozałatwiać swoje sprawy, a potem mogła przyjechać do niego. Była bezpieczna w Mystic Falls, małe miasteczko, gdzie jego wrogowie nigdy się o niej nie dowiedzą. Była jego słabością, mogli ją wykorzystać, żeby ją zranić. Nikt nie musiał o niej wiedzieć, dlatego nigdy nie wspomniał o niej. Nikomu nie ufał, uważał, że mogą z łatwością ją zranić. Musiał chronić Hope i swoją rodzinę, nie mógł jeszcze mieć Caroline przy sobie, mimo że tak bardzo tęsknił. Od zawsze była jego królową i będzie jedyną, którą mógłby mieć przy swoim boku. Zasługiwała, żeby traktować ją, jak władczynię. Ona zasługiwała na kogoś lepszego niż on. Pozwolił jej odejść, jednak miał nadzieję, że kiedyś będą mogli być razem, że połączą swoje drogi w jedność, a wtedy będą mieli wszystkie stulecia przed sobą. Mieli przecież całą wieczność, żeby być ze sobą. Dla niej warto było czekać, nie ważne, jak bardzo długo musiał. Miał tysiąc powodów, żeby ją wypuścić, ale wystarczył tylko jeden, żeby mógł marzyć, że kiedyś może jego słodka Caroline zawita w Nowym Orleanie. Miała klucz do jego serca, to ona go posiadała. Potężna hybryda zakochał się w młodej wampirzycy, ale dla Klausa to nie miało znaczenia. Widział w niej coś znacznie więcej, niż inni mogli zobaczyć. Za każdym razem, gdy tylko się śmiała, chciał, żeby to on powodował ten uśmiech.

        Teraz musiał się zmierzyć z byłą ukochaną, która była szalona. Aurora myślała, że znów będzie mogła być z Niklausem, ale nie wiedziała, że jego serce skradła pewna blondynka i to nie była Camille. Ona go nie mogła posiadać, jeśli oddał tę część, zanim poznał barmankę. Caroline wiedziała, że ją kochał, ale nie przypuszczała, że tak bardzo. Myślała, że pierwotny szybko się z nią znudzi, że może zapomniał o swojej umowie, ale on pamiętał. Czekał tylko na ten wyjątkowy dzień, kiedy w końcu będzie miał ją przy sobie. Gdyby ją miał, nie pozwoliłby jej odejść. Wiedział, że Caroline nie zasługiwała na Tylera, zasługiwała na kogoś lepszego, kto będzie mógł ją traktować po królestwu i nie miał na względzie siebie. Wiedział, że nie był jej godzien, ale nie mógł zapomnieć, że ją kochał. Nadal to robił, mimo że minęło dużo czasu, gdy ostatni raz ją widział, wtedy w lesie, gdy pierwszy raz doszło do czegoś większego. Gdy Caroline pozwoliła sobie na wypuszczenie swoich uczuć do niego, a on w zamian obiecał, że nigdy nie wróci, ale przenigdy nie powiedział, że przestanie się o nią starać. Zawsze będzie o nią dbać, gdy tego będzie potrzeba.

        Klaus nie zawsze pokazywał swoje uczucia, praktycznie to nigdy, ale przy Caroline to było inaczej. Rozumiała go, znała jego myśli, mimo że tego nie chciała. Potrafiła z niego czytać jak z otwartej księgi, może dlatego, że Klaus nie miał przed nią sekretów. Ufał jej, powierzył jej swoje zaufanie, a ona nigdy go nie zdradziła. Zawsze, gdy jej przyjaciele próbowali go zabić, czuła się naprawdę źle, ale nie potrafiła tego uczucia opisać. Próbowała go nienawidzić, jednak ciężko było, gdy w rolę wchodziła miłość. Oboje to czuli, ale jedno z nich siebie oszukiwało, a to była Caroline. Blondynka nie mogła się pogodzić, że ciągnie ją do Klausa, bo przecież był zły. Był potworem, ale to nie przeszkodziło, żeby zdobył jej uczucia. Wampirzyca jednak przenigdy nie chciała się do nich przyznać. Niklaus czasem uważał, że dobrze, że go nienawidzi, bo przez to jest bezpieczna z dala od niego. Kiedy nikt o niej nie wiedział, wtedy nie będzie musiał się martwić o jej bezpieczeństwo.

        — Myślisz, że po tylu latach mógłbym cię kochać? Kochałem cię, to prawda, ale minęły wieki, wszystko przeminęło, a w tym moja miłość do ciebie. Czasem miłość przemija, moja przeminęła. Najwyraźniej nasza miłość nie była tak silna, gdy nam się wtedy wydawało. Nie kocham cię, już nie. Powinnaś o mnie zapomnieć. — Nie żałował słów, które powiedział Aurorze. Mówił samą prawdę. Jego miłość przeminęła, teraz kochał kogoś innego i to było znacznie inny rodzaj miłości, niż darzył rudowłosą kobietę. Te emocje, które zdobyła Caroline, były silniejsze i to znacznie. Może nigdy tak naprawdę nie kochał byłej kochanki, może to nie była prawdziwa miłość, ale na pewno wiedział, że była dla niego wcześniej ważna, ale teraz już nic dla niego nie znaczyła. Czuł pustkę w sobie, gdy tylko na nią patrzył. Nic nie zostało, nawet szacunku. — Wyjedź z Nowego Orleanu. Zacznij żyć od nowa, możesz to zrobić. Zapomnij o mnie.

        — Nie możesz zapomnieć, co nas łączyło. Wiem, że wciąż mnie kochasz. Gdyby nie Elijah, nadal bylibyśmy razem, więc jak możesz tego nie widzieć? To wszystko przez twojego brata. To przez niego nie uciekłam z tobą. To jego wina, że nie jesteśmy razem.

        Aurora podeszła do Niklausa i położyła swoją rękę na jego policzku. Szybko odtrącił ją, trochę zirytowany zachowaniem swojej byłej dziewczyny. Wiedział, że to wina Elijah'y, ale on mu wybaczył. Teraz go nie obchodziło, co zrobił jego starszy brat. Miał dość wampirzycy, chciał, żeby przestała wyobrażać ich razem, bo to nie mogło się stać, gdy marzył o innej. W bezpiecznym miejscu, z dala od Nowego Orleanu miał swoją królową, na którą czekał.

        — Powinnaś zrozumieć, że nasza historia się skończyła wieki temu. Wszystko przeminęło. Zapomnij o mnie, jeśli nie chcesz mieć kłopotów z mojej strony. Żegnaj, Auroro. — Klaus bez zawahania się opuścił posiadłość, żeby dać Aurorze czas, żeby mogła wyjść. Musiał się udać do baru, może rozmowa z Camille mu pomoże w jego złym humorze.

        Aurora była wściekła, gdy została sama w jego sypialni. Zaczęła uderzać w ścianę, gdzie był jej obraz, który namalował Klaus. Myślała, że po tylu latach będą mogli być razem, ale on jej już nie chciał. Wszystko zaczęła rozwalać, wyładowując swoją złość. Zmarszczyła brwi, gdy okryła, że jedna ze ścian było nowa, jakby ktoś chciał coś ukryć. Po kawałkach zaczęła niszczyć, gdy z gruzu zaczął pojawiać się obraz. Chciała zobaczyć, co on skrywa, dlatego musiała zburzyć kawałek po kawałku, a gdy skończyła, ujrzała dzieło sztuki namalowane przez Klausa. Sapnęła, gdy odkryła, że obraz nie przedstawiał jej, mimo że żądała tego od swojego byłego kochanka. Zamiast rudych włosów, to przedstawiały jasne blond smugi, które opadały na ramiona. Miała niebiesko szare oczy, w których można zobaczyć iskry szczęścia, ale najpiękniejszym elementem był jej uśmiech. Caroline była otoczona wokół kwiatów, żeby pokazać jej delikatność i piękność, ale też można było ujrzeć poświatę, która od niej widniała. Obraz był przepiękny, aż wdech zabierał, gdy się na niego patrzyło. Obraz pokrywał duży kawałek na ścianie, przedstawiając tęsknotę Klausa. Aurora tej dziewczyny nie znała, nie wiedziała, dlaczego miałaby jakieś miejsce w sercu Klausa, ale musiała się dowiedzieć, kim była blondynka. Musiała poznać wszystko, jej zamiary, uczucia, które Klaus miał do Caroline. Aurora była zazdrosna o młodego wampira, jedyne czego chciała w tej chwili, to pozbyć się zagrożenia, żeby już nic nie powstrzymało Klausa przed miłością do niej. To przez pannę Forbes nie chciał z nią być, a rudowłosa pragnęła śmierci niewinnej kobiety, która nie była zamieszana w życie Niklausa. Kiedy jej nie będzie, wtedy mieszaniec będzie mógł znowu ją pokochać. Plan wydawał się łatwy, znaleźć blondynkę, zabić i wziąć Klausa do siebie. Długo nie musiała czekać, żeby wiedzieć, kim była dziewczyna namalowana przez pierwotnego. Wkrótce Aurora znalazła szkicownik Mikaelsona, gdzie znowu znalazła rysunki Caroline. Wesołą, wściekłą, podekscytowaną, uradowaną, wszystkie jej emocje przedstawione na papierze. Była wściekła, gdy przekartkowywała zeszyt z rysunkami, gdzie co parę stron była młoda Miss Mystic Falls.

        — Caroline Forbes, do zobaczenia w Mystic Falls — powiedziała do siebie, czytając wcześniejszą informację, którą zdobyła od swoich ludzi, którzy ślepo podążali za nią. Teraz tylko potrzebowała ją znaleźć i zabić, ale nie mogła się powstrzymać, żeby zostawić wiadomość pierwotnemu. Z uśmiechem zostawiła dwa zdania na kartce papieru, którą wyrwała ze szkicownika.

Na górze róże,

Na dole fiołki.

Zginie ta,

Która serce Twe ma.


***

Oto kolejne moje opowiadanie z moją kochaną Klaroline <3

Miło będzie, jeśli zostawicie komentarz, czy wam się podoba.

Do zobaczenia w kolejnym rozdziale!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro