03.| Wiele powodów

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

        Caroline trwała w swoich rozmyśleniach, próbując się oswoić nową sytuacją. Właśnie była w niebezpieczeństwie, ponieważ stara miłość Klausa próbowała ją zabić, żeby dotrzeć do Niklausa. Po opowieściach mieszańca, blondynka wywnioskowała, że Aurora była szalona. Nie mogła pojąć, że ktoś może tak bardzo oszaleć z miłości. Czasem szaleństwo a miłość się ze sobą przeplatały, że aż trudno uwierzyć, że uczucia mogą doprowadzić do obłąkania. Rudowłosa kochała mężczyznę, który był niebezpieczny, ale zrobiła dla niego wszystko. Chciała go, a miłość przecież nie była niczym złym, ale jednak w niejakich przypadkach, zdarza się zapomnieć, jaka jest różnica między kochaniem, a wariactwem do drugiej osoby. Wampirzyca jednak nie mogła pojąć, dlaczego w sercu czuje dziwne uczucie, które nie daje jej spokoju. Nigdy nie przypuszczała, że tak będzie reagować, gdy tylko usłyszała o byłej dziewczynie pierwotnego, który obiecał, że będzie jej ostatnią miłością, właśnie takie słowa padły z jego ust, gdy się żegnał z Caroline. W jej głowie pojawiło się pytanie, czy Aurorze też tak obiecywał. Nie chciała o nich pamiętać, ale nie potrafiła przestać o nich myśleć. Kilka słów, a tak wiele znaczyły. Głupie słowa, które docierały do jej serca. Wiedziała, że to nie była zazdrość, ale nie czuła się dobrze, wiedząc, że nie jest jedyną kobietą, do której Niklaus miał uczucia. W Mystic Falls, gdy jeszcze była człowiekiem, zawsze była druga, nie była nigdy pierwszym wyborem, zawsze to Elena zdobywała wszystko i teraz wstyd było się przyznać Caroline, ale zazdrościła sobowtórowi. Zawsze rywalizowała z nią, a dopiero przy Klausie poczuła się doceniona, ale nie mogła go kochać, tylko dlatego, że jej przyjaciele tego nie popierali. Nienawidziła go, zabił ciotkę Eleny, zamienił Tylera w hybrydę, a potem zagroził, że zabije wszystkich, których kochała, ale jednak blondyn dotarł do niej, poznał ją i stał się jej przyjacielem.

        Minęło dwa lata, gdy ostatnim razem był w Mystic Falls, a właśnie w tej chwili siedziała w jego samochodzie, jadąc do Nowego Orleanu. Nie była przygotowana na kolejne spotkanie, jednak teraz nie miała innego wyjścia. Caroline czuła wiele uczuć, które jego dotyczyły. Chciała krzyczeć z frustracji, nawet nie wiedziała, jak ma reagować, gdy jest w jego obecności. Szczęście czy złość? Może smutek, że minęło tak wiele czasu, zanim go ostatnim razem widziała? Ciągle pamiętała jego słowa, gdy się z nią żegnał. 

        Jasnowłosa wpatrywała się przez okno, milcząc. Nawet pojawiła się jej myśl, żeby wyskoczyć z jadącego samochodu, bo przecież nic jej się nie stanie, bo była wampirem. Chciała uciec, ale nie podjęła się tego, wiedziała, że nie zdoła zniknąć Klausowi, który był bardziej zdeterminowany, żeby zapewnić jej bezpieczeństwo. Dlatego Caroline nic nie robiła, a czekała, aż dojadą na miejsce. Chciała zadzwonić do przyjaciół, ale nie mogła, bo rozładował jej się telefon. Ledwo go dostała do rąk, a bateria już jej padła.

        — Klaus? — zapytała, podnosząc głowę prosto, żeby spojrzeć na mieszańca.

        — Tak, kochanie?

        — Mogę skorzystać z twojego telefonu?

        — Bateria padła już dawno temu — wytłumaczył. — Jeśli martwisz się o swoich przyjaciół, to  nie musisz. Podejrzewam, że oni już zbierają dla ciebie misję ratunkową.

        Wampirzyca zaśmiała się cicho, żeby nie obudzić Freyi, która zasnęła. Nie chciała przerywać jej snu, dlatego starała się nie hałasować. W głowie miała wizję swoich przyjaciół, którzy szaleli, gdy dowiedzieli się, że zniknęła, ale mogła również ujrzeć głupi uśmieszek Damona.

        — Tak, zapewne to robią. Już obmyślają, jak cię zabić. — Uśmiechnęła się.

        — Znowu będziesz moim rozproszeniem, kiedy planują, jak mnie zabić? — Niklaus poruszył brwiami rozbawiony. — Nie będę miał temu nic przeciwko. Zawsze ich misje kończą się z niepowodzeniem, a twoje rozpraszanie jest przyjemne.

        — Na pewno tak się nie stanie. — Caroline pokręciła głową, ale wciąż miała uśmiech na twarzy.

        — Szkoda — odparł, ale jego dobry nastrój pozostał.

        Samochód już powoli docierał do celu, a jasnowłosa nie mogła oderwać oczów, gdy tylko zobaczyła Nowy Orlean. Jeszcze nigdy nie była tak daleko, nie często opuszczała Mystic Falls, a teraz ma szansę odwiedzić miejsce, o którym Klaus jej mówił. Miasto było tak, jak opisał mieszaniec i miał rację, że jej się spodoba. Już to lubiła i miała nadzieję, że pozwolą jej zwiedzać. Caroline była zadowolona, że po drodze wstąpili do sklepu, gdzie mogła zakupić strój, a raczej Klaus to zrobił, kiedy nie miała przy sobie nic, ale złotowłosa zdawała sobie sprawę, że zapłaciłby za nią, nawet gdyby posiadała pieniądze. Jego duma nie mogła postąpić inaczej, a Forbes nie mogła narzekać z zakupionych nowych sandałek, czarnych dżinsów i żółtej bluzki oraz dżinsowej kurtce z rękawami trzy/czwarte.  Nie chciałaby pokazywać się w swojej piżamie w takim miejscu, jak Nowy Orlean. 

        — Jesteśmy na miejscu, kochanie — oznajmił Klaus, kiedy zaparkował przed wielkim budynkiem, gdzie zamieszkiwała jego rodzina. Caroline wyszła z czarnego samochodu, kiedy blondyn budził swoją starszą siostrę. Caroline spojrzała przed siebie, oceniając miejsce, gdzie spędzi trochę czasu. Trochę ją przerażała myśl, że będzie blisko Klausa. Obawiała się uczuć, które mogą się między nimi rozwinąć. — Gotowa? — Kiwnęła głową na jego pytanie, a następnie wszyscy weszli do środka. Mieszaniec kazał swojej siostrze rzucić zaklęcie, żeby nikt inny nie mógł wejść. Freya od razu udała się do pracy, a Caroline zdała sobie sprawę, że spędzi kilka dni, a może tygodni w zamknięciu.

***

        Bonnie pakowała się, szykując się do podróży. Wyciągała ubrania z szafy, które później wkładała do walizki. Ciągle zamęczała się myślą o swojej przyjaciółce. Była przerażona, obawiała się o życie Caroline. Nienawidziła Klausa, a myśl, że jasnowłosa jest z nim, była okropna. Nie ufała mieszańcowi, mimo że kochała jego brata, ale nie mogła zmienić swojej nienawiści do hybrydy. Przez ostatnie tygodnie szukała sposobu, żeby przywrócić Kola do życia, a teraz dotarła sprawa w Nowym Orleanie. Przez ostatnie tygodnie była spokojnie, ale najwyraźniej kłopoty lubią trzymać się ich blisko.

        — Nienawidzę twojego brata — mruknęła nagle Bennett, gdy wybierała buty, które powinna ze sobą zabrać. — Słowo Mikaelson samo świadczy o kłopotach.

        — Kochanie, jestem Mikaelsonem, chyba powinienem czuć się urażony. — Brunet uśmiechnął się, gdy leżał na łóżku czarownicy z rękami pod głową.

        Spojrzała na niego, a następnie westchnęła.

        — Jestem przerażona. Moja przyjaciółka zniknęła, a do tego twój brat próbował się skontaktować ze Stefanem lub Damonem.

        — Nik nie cierpi Damona, a jeśli wydzwania do niego, to nie może nic dobrego się dziać.

        — Teraz jestem bardziej przerażona. Czy twój brat może skrzywdzić Caroline? Jest do tego zdolny?

        — Nie sądzę — stwierdził pierwotny. — Caroline wzbudza w moim bracie uczucia, których nie czuł od tysiąca lat. Zawsze się naśmiewam z tego, bo w końcu taki jestem, ale nie sądzę, żeby chciał zranić Caroline, prędzej chciałby ją chronić.

        — Chronić? Przed kim?

        — Nie zdziwi cię fakt, że mój brat ma wiele wrogów, a Caroline jest jego słabością, najczulszym punktem, gdzie mogą uderzyć. — Kol miał poważną minę, gdy to mówił. Żył przez tysiąc lat, sam był świadkiem, jak jego rodzina nabywa sobie biedy. — Nik zrobi wszystko, żeby Caroline była bezpieczna. Tego jestem pewny.

        Mulatka postanowiła zmienić temat.

        — Słyszałam o czarownicach z Nowego Orleanu. Są potężne, może znajdę sposób, żeby cię przywrócić, Kol.

        — Wierzę, że dasz radę, kochanie — powiedział Kol.

        Bonnie próbowała go dotknąć, ale zapomniała, że to niemożliwe. Duchy były niewidzialne, nie mogły niczego dotykać, byli po prostu przejrzyści, jakby ich tam nie było, jakby byli mgłą. Nie powinno się ich widzieć, ale Bonnie go widziała. Podejrzewała, że to z powodu, że wcześniej umarła, a potem jej przyjaciele sprowadzili ją z powrotem.

        — Nigdy nie sądziłam, że będzie mi brakować czyjegoś dotyku. — Dziewczyna potarła się po ramieniu, smutno spoglądając na ukochanego. — Chcę cię dotknąć, tak bardzo tego chcę. 

        — Za niedługo, kochanie — rzekł pierwotny.

        — Kocham cię.

        — Wiem — szepnął. — Ja ciebie też kocham.

***

        Caroline razem z Klausem udali się do salonu, gdzie ujrzeli Elijah'ę, Hayley i Hope. Caroline przywitała się grzecznie, mimo że nie cierpiała Hayley, która kiedyś skręciła jej kark. Nie mogła znieść jej, ale córkę miała idealną, dziewczynka była kopią matki, ale oczy i nos miała po tacie. Hope ucieszyła się, gdy tylko jej ojciec wziął ją w ramiona. Była córeczką tatusia, który rozpieszczałby swoją księżniczkę wszystkim, czego zapragnęłaby. Mieszaniec uśmiechnął się do małej, a blondynka nie mogła nie zauważyć, że ten widok był przepiękny. Wzruszyła ją chwila ojca z córką, mimo że nigdy nie przyznałaby się do tego, ale ten widok rozkruszył jej serduszko.

        — Hope, przedstawiam ci Caroline Forbes. — Klaus odwrócił się w stronę, gdzie stała Caroline, która pomachała do dziecka z uniesionymi brwiami. Stali od siebie parę kroków, a jasnowłosa nie mogła tego przeoczyć, gdy jej przestrzeń osobista była naruszona. — Trochę z nami zostanie — szepnął do ucha najmłodszej Mikaelson, a była Miss Mystic Falls przewróciła oczami, ale jej uśmiech pozostał.

        — Jakbym miała inny wybór. Technicznie rzecz biorąc, porwałeś mnie. — Wzruszył tylko ramionami, nie przejmując się oskarżeniem. 

        — Nie przejmuję się czynami, jeśli chodzi o twoje bezpieczeństwo — oznajmił.

        — Sama potrafię o siebie zadbać — powiedziała Caroline, a następnie odebrała malucha z rąk Klausa. Oparła ją na swoim biodrze i spojrzała na dziecko, kiedy zakochała się od pierwszego wejrzenia. Miała taki sam urok, jak jej ojciec, jej oczy były hipnotyzujące, takie jak u Klausa; ta sama barwa. — Ma twoje oczy — szepnęła z podziwem. Mieszaniec nie mógł nie zauważyć, że widok jego miłości i córki był najlepszym, co w życiu widział. Zakochał się idei tego obrazu, pamiętając, żeby później go uwiecznić na papierze.

        — Dostała to co najpiękniejsze od tatusia.

        Klaus uśmiechnął się leniwie, nalewając sobie szkockiej do szklanki, gdy Hayley prychnęła, a Elijah tylko westchnął.

        — Hej, Hope. Twój tata trochę przesadza, jeśli chodzi o bezpieczeństwo, jakby nie mógł zaakceptować, że kobiety same potrafią się obronić, nieprawdaż? — spytała, uśmiechając się do dziewczynki, a następnie połaskotała ją po brzuchu, powodując u niej chichoty. — Jest trochę paranoiczny, może trochę bardziej, niż trochę. Co to będzie, gdy zaczniesz umawiać się z chłopcami? — Caroline usiadła na kanapie, nie przejmując się obecnością innych.

        — Chłopcy są zakazani — skomentował kwaśno Niklaus, zakładając ręce razem. — Hope ich nie potrzebuje, ważne, że ma mnie.

        — Wiesz, że kiedyś nadejdzie moment, gdy stanie się zbuntowaną nastolatką, będzie umawiać się na randki i nie będzie słuchać swojego ojca? — Forbes spojrzała na Niklausa, któremu nie spodobał się myśl o przyszłości jego córki. Nie chciał, żeby Hope dorastała, pragnął, żeby zawsze była jego małą księżniczką. — Mam nadzieję, że nie wdała się w ciebie, wtedy będziesz miał przechlapane. Jestem pewna, że ta mała słodkość w przyszłości da ci popalić na nerwach. Nastolatki już takie są.

        — Jaki masz plan z kwestią Aurory, bracie? — zapytał Elijah, spoglądając na hybrydę.

        — Mam zamiar ją zabić, taki jest plan.

        — Poważnie? Nie masz planu? — Wybuchła Caroline, która nie mogła uwierzyć w słowa Niklausa. — Zamierzasz mnie tutaj trzymać, dopóki nic nie wymyślisz? Uwięzisz mnie w tym domu?

        — Jesteś tutaj bezpieczna. Freya rzuci barierę wokół domu, żeby nikt nie mógł wejść, a szczególnie Aurora.

        — Epicko. Przez twoją szaloną ex muszę chować się w domu. — Caroline jęknęła, opierając się o kanapę. — Czy ona kradnie twoją bieliznę? Ble. 

        — Nie zauważyłem nic brakującego, kochanie. O to możesz być spokojna.

        — Dlaczego ma mnie obchodzić twoja bielizna?

        — Nie chcę o tym słyszeć — odparła Hayley, która wstała i odebrała swoją córkę od Caroline, żeby po chwili wyjść z salonu, gdzie udała się na górę, a Elijah za nią. — Nie róbcie tego w salonie. Weźcie sobie pokój! — dodała na końcu.

        Policzki Caroline stały się różowe, gdy usłyszała wilkołaka, kiedy Klaus chichotał, spoglądając na jasnowłosą z psotami w oczach.

        — Weźmiemy pokój, kochanie?

        — Boże, nie! Nawet o tym nie myśl! — krzyknęła zażenowana. — W takim razie, gdzie będę spać, kiedy jestem w Nowym Orleanie?

        — Jestem pewny, że nie chciałabyś usłyszeć, żebyś spała w moim pokoju ze mną, w takim razie pokażę ci twój pokój, który jest obok mojego.

        Niklaus zaprowadził Caroline do sypialni, gdzie spędziłaby kilka tygodni. Mieszaniec miał już wychodzić z pokoju, kiedy usłyszał jej głos.

        — Klaus?

        — Tak, kochanie? — Spojrzał na dziewczynę.

        — Wiem, że dbasz o mnie, że masz do mnie uczucia, ale dlaczego je masz? Dlaczego tak bardzo ci zależy na mnie? — zapytała, nie do końca wiedząc, dlaczego najsilniejsza hybryda zakochała się właśnie w niej, przecież nic w niej nie było. Nie była nikim wyjątkowym.

        Ciemnowłosy blondyn był zaskoczony pytaniem. Westchnął, zastanawiając się, co jej powiedzieć. Dlaczego ją tak bardzo uwielbiam? Sam nawet nie wiedział, kiedy mu tak bardzo zaczęło zależeć.

        — Jest za wiele powodów, żeby dzisiaj powiedzieć je wszystkie — szepnął. — Powód dwieście pięćdziesiąty trzeci: Jesteś silna, widzisz dobro w każdym, nawet w najgorszym człowieku.  

        — Skoro byłby najgorszy, nie zauważyłabym w nim dobroci. Wtedy znaczy, że jest dla niego nadzieja, że wcale nie jest tak bardzo zniszczony — wyszeptała Caroline, a Klaus uśmiechnął się na jej słowa delikatnie. — Jaki jest powód czterdziesty trzeci?

        — Zrobisz wszystko dla przyjaciół i rodziny, zawsze starasz się, żeby wszystkim pomóc, mimo że czasem nie wszystkim da się pomóc. Nie patrzysz na siebie, tylko na innych, co czasem jest egoistyczne dla siebie. Nie tylko twoi przyjaciele zasługują na szczęście, przede wszystkim ty na nie zasługujesz.

        Wampirzyca nieśmiało założyła kosmyk włosów za ucho. To była szczera rozmowa między nimi, a Caroline nie wiedziała, jak powinna się czuć, że słyszy tak wiele powodów.

        — Dwadzieścia dwa?

        — Może kiedy indziej ci powiem. — Pierwotny zerknął na nią z czułym spojrzeniem, a Caroline nie potrafiła tego odczytać. — Przyniosę ci ubrania, żebyś mogła się przebrać. Łazienka jest do twojego dostępu, możesz czuć się w tym domu swobodnie. Dobranoc, Caroline.

        — Dobranoc, Klaus — wyszeptała.

        Wyszedł z jej pokoju, kiedy ona wciąż spoglądała w stronę drzwi. Westchnęła, a następnie udała się w stronę łazienki, o której wspomniał wcześniej Klaus. Wciąż rozmyślała o jego słowach, które nie mogły do niej dotrzeć. Była zagubiona.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro