05.| Ulubiony Mikaelson

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

        Życie czasem bywa nieprzewidywalne, a szczególnie dla Caroline, która na pewno nie spodziewała się zobaczyć ponownie z Klausem. Sądziła, że minie dopiero wiek lub więcej, zanim przełamałaby się, żeby go odwiedzić, kiedy postawiłaby stopę w Nowym Orleanie.

        Zawsze między nimi były uczucia, które przetrwały aż do tej chwili. Wciąż czuła to samo, a może nawet coś więcej. Nie potrafiła nad nimi zapanować, sam widok pierwotnego, spowodował, że w jej sercu rozpoczęła się burza, nad którą nie potrafiła zapanować. Chciała to uporządkować, ale nie wiedziała, od czego powinna zacząć. Wszystko miała pod kontrolą, musiała mieć uporządkowane według swoich myśli, lecz przy Klausie wszystko się burzyło, miała bałagan. Wszelkie plany rujnowały się, gdy chodziło o byłego kochanka. Rozpadały się jak domek z kart.

        Odkąd pamiętała, uciekała przed uczuciami, za które był zamieszany Mikaelson, starała się go odrzucić, nic nie czuć, bo przecież był potworem. Zabijał ludzi, gardził nimi. Był zagrożeniem dla jej przyjaciół, zabił matkę jej byłego chłopaka, ciotkę Eleny i wiele ludzi, dlatego Caroline nie mogła go kochać. Była inna niż on, ale Niklaus potrafił jej zaimponować swoimi zwykłymi słowami, swoją osobowością, zachowaniem, a Caroline nie mogła się oszukiwać, to działało na nią jak magnes. Przyciągał ją do siebie, jak za dotknięciem magicznej różki, ale ona walczyła ze sobą i swoimi pragnieniami. Była za mądra, żeby pozwolić się uwieść pierwotnemu wampirowi. Była uparta na tyle, że nie pozwalała sobie na zakochanie się w Klausie. 

        Była jego rozproszeniem w Mystic Falls, podczas, gdy jej przyjaciele próbowali wymyślić plan, jak zgładzić jego rodzinę. Dlatego spędzała z nim czas, mimo że miała chłopaka. Chodziła w miejsca, gdzie przebywał. Rozmawiała z nim, mówiła wszystko, nawet najgorszą prawdę, a mieszaniec polubił jej cechę. Polubił ją, jej zachowanie, siłę, prawdomówność, piękność, dobroć, światło. Zapamiętywał każdą rzecz o niej, a z biegiem czasu, zakochał się w tym aniele.  Blondynka nie miała nic wtedy poczuć, nie miała z nim przyjemnie spędzać czasu, nie miała się nawet zakochiwać, a właśnie tak się działo, kiedy Caroline odwracała jego uwagę. Jej przyjaciele nie zdawali sobie sprawy, że wysyłając ją do niego, to wpychali w jego ramiona, ale w końcu Klaus opuścił małe miasteczko, zostawił ją, a ona powinna poczuć ulgę z tego, ale nie do końca czuła to, czego oczekiwała. Ona sama nie wiedziała, co czuła, gdy obiecał, że nie wróci. Jednak po dwóch latach ponownie się spotkali. Dla wampirów to było tylko jak sekunda, ale ona jeszcze nie przyzwyczaiła się, że miała wieczność. 

        Była jeszcze nastolatką, a wieczność to dużo czasu. Przerażała ją myśl, że mogłaby spędzić z Niklausem tak dużo czasu. Czy była gotowa, żeby być z nim przez wieki? W tej chwili na to pytanie odpowiedziałaby, że nie, ale nie wiedziała, jaka mogłaby być odpowiedzieć za rok czy wiek. Może zmieniłaby zdanie, które tak bardzo zmieniłoby jej życie. Była młodym wampirem, wiedziała, że czeka ją wieczność, ale dusiła się, gdy tylko pomyślała o przyszłości. Nie chciała myśleć co będzie za wiek lub dwa, bo to była daleka przyszłość. Wolała się skupić na tym, co ma w danej chwili. Miała matkę, którą bardzo kochała, wiedziała, że ją straci, ale nie była jeszcze gotowa na tą myśl. Miała tylko dwadzieścia lat, była jeszcze taka młoda, ale zawsze będzie wyglądała na osiemnaście. Może zmienić fryzurę, ubrania, żeby wyglądała starzej, doroślej, dojrzalej, ale zawsze będzie nastolatką. 

        Pokochała bycie wampirem, zaakceptowała to, tylko dzięki pierwotnemu. W dniu jej urodzin, powiedział słowa, które otarły się o jej serce. To dzięki niemu zaczęła dostrzegać pozytywy z bycia nieśmiertelnym, a teraz siedziała w jego salonie, z jego córką na rękach, która jak na rodzinę Mikaelsonów, była aniołkiem. Hope szybko zdobyła serce młodej wampirzycy, a Forbes nie mogła się powstrzymać od uśmiechów, gdy tylko widziała to dziecko, a mieszaniec nie miał nic przeciwko temu, lubił ten obraz; hego miłość i córka, dwie najważniejsze osoby w jego życiu. Chciałby, żeby Caroline dołączyła do niego, żeby zapełniała jego wieczność, ale rozumiał; dlatego mógł czekać. Czekanie na nią może być najlepsze, co zaoferowałoby mu życie, nagroda z czekania byłaby jego największym szczęściem.

        — Pomyślałbym, że bardziej wolisz moją córkę ode mnie. — Zasugerował pierwotny, który siedział w fotelu, naprzeciwko Caroline i Hope, które były na dywanie. — Kto pomyślałby, że moja córka szybciej zdobędzie serce Caroline Forbes, niż jej ojciec, który próbuje to zrobić przez lata.

        — Po prostu jesteś zazdrosny, bo poświęcam więcej czasu Hope niż tobie. — Zaśmiała się jasnowłosa. Była zaskoczona, że może spędzić spokojny czas w domu pierwotnych i nie było tak źle, jak na początku myślała. Nawet czuła się dobrze otoczona przez Mikaelsonów. — Zdecydowanie Hope jest moim ulubionym Mikaelsonem.

        — Sądziłem, że to ja nim jestem.

        — Chciałbyś.

        — Oczywiście, że tak. — Uniósł kąciki ust do góry, pokazując swoje słynne dołeczki, a Caroline nie mogła ich nie zauważyć, to one sprawiały, że miała słabość do niego, ale silnie walczyła ze swoimi uczuciami. 

        — Nie jesteś tak bardzo irytujący jak Rebekah, ale z tobą potrafię sobie poradzić. Tylko nie zagłębiaj swojego ego, już i tak jest wielkie. — Uśmiechnęła się z ironią. — Jak wspomniałam o Rebece, dziwne, że jeszcze nic nie powiedziała o moich ubraniach. Nie widziałam jej od wczoraj.

        — Moja siostra teraz się pluska gdzieś w oceanie. Elijah próbuje ustalić, gdzie może być — odpowiedział bez emocji Klaus, stał się poważny, gdy tylko usłyszał o siostrze. — To sprawka Aurory i jej brata, Tristana.

        — O mój boże — szepnęła Caroline. — Nie lubię twojej siostry, ale świadomość, że jest gdzieś w oceanie, przeraża mnie. Czy Freya próbowała ją znaleźć?

        — Tak, żadne zaklęcie nie działa. Czarownice z Strix rzucili na moją siostrę potężne zaklęcie blokujące, przez co nie możemy znaleźć Rebeki. Elijah próbuje zdobyć półrzędne, gdzie może leżeć moja droga siostra.

        — Wiesz, że zawsze możesz liczyć na moje wsparcie? Pomogę ci, w końcu jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele sobie pomagają.

        Słowa Caroline sprawiły, że Klaus poczuł ciepło w sercu. Uśmiechnął się wdzięcznie do wampirzycy, która zdobyła jego serce. Wstał z fotela i zabrał córkę z rąk blondynki.

        — Będę o tym pamiętać, kochanie — powiedział. — Nasze szczęście się skończyło, właśnie przyjechali twoi przyjaciele.

        — Bądź miły, Klaus. Nie zabijaj nikogo.

        — Postaram się być kulturalny.

        — Poważnie, Klaus. — Uniosła jedną brew do góry, patrząc poważnie na rozbawionego mieszańca. — Nikogo nie zabijesz.

        — Obiecałem ci, że nie zabiję twoich przyjaciół, kochanie. Obietnicy dotrzymam.

        Klaus zaprowadził córkę do jej pokoju, a po czym wrócił do ukochanej, która przebywała wciąż w salonie, a chwilę później przyjaciele Caroline przybyli do posiadłości Mikaelsonów, od razu zostali zaproszeni do salonu, gdzie zastali blondynkę i mieszańca. Elena i Bonnie od razu przytuliły przyjaciółkę, sprawdzając, czy jest cała.

        — Wszystko w porządku, Caroline? Czy Klaus coś ci zrobił? — Klaus przewrócił oczami na pytania Eleny. Sobowtór nie przepadał za nim i było to widoczne na pierwszy rzut oko, a on oddawał jej uczucia. Nienawidziła go, za to, co zrobił jej około dwa lata temu.

        — Jest wszystko dobrze, Klaus był o dziwo dobrym gospodarzem.

        — Dobrym? Spodziewałem się czegoś więcej — odparł Damon, poruszając sugestywnie brwiami. Roześmiał się, gdy tylko Caroline spiorunowała go wzrokiem.

        — Więc to jest ta słynna hybryda, tysiącletni pierwotny, który oddał serce młodemu wampirowi. Spodziewałem się, że będzie wyższy. — Enzo spojrzał na Caroline, a potem na pierwotnego za jej plecami. — Nie wydaje się taki groźny, jak wszyscy mówią.

        — Zawsze mogę pokazać — powiedział Klaus, zakładając ręce za plecami.

        — Klaus! — krzyknęła Forbes, groźnie spoglądając na ciemnowłosego blondyna.

        — Tak, kochanie? — spytał niewinnie Niklaus.

        — Coś obiecałeś, pamiętasz?

        — Pamiętam, nie zabijać twoich przyjaciół, mimo że czasem mogą wyprowadzać z równowagi. Widzę, że przez dwa lata grono przyjaciół się powiększyło. — Mikaelson spojrzał na Lorenzo, a potem na Valerie. — Nazywam się Klaus, ale pewnie słyszeliście o mnie i mojej rodzinie.

        — Damon dużo opowiadał o Mikaelsonach. Szczególnie o słabości Caroline do akcentów — rzekł Enzo.

        — Enzo, proszę. — Jęknęła jasnowłosa na prawdomówność swojego przyjaciela. — Nie musisz pogłębiać już jego ego i tak ma je już wielkie.

        Marcel, który do tej pory był cichy, roześmiał się, nie mogąc się powstrzymać. Jeszcze nie słyszał, żeby ktoś tak rozmawiał z Klausem lub o nim bez urwania głowy, a ta blondynka miała dużo do powiedzenia, a do tego była chroniona przez samą hybrydę.

        — Coś cię rozbawiło, Marcellusie? — zapytał Klaus, któremu nie było wcale do śmiechu.

        — Wybacz, ale nie mogłem się powstrzymać — wyjaśnił, a potem spojrzał na Caroline z uśmiechem. — Nie znam cię, ale zaczynam cię już lubić. Widzę, że trzymasz mojego ojca na wyciągnięciu palca. — Marcel zwrócił się do Caroline. — Jestem Marcel.

        — Caroline. — Przedstawiła się.

        — Klaus jest twoim ojcem? — zapytał Damon. — Myślałem, że Klaus ma córkę. To dziecko szybko rośnie — stwierdził Damon, czujnie spoglądając od stóp na Marcela.

        — Marcel jest moim synem, ale nie biologicznym. Około dwieście lat temu uratowałem go od niewolnictwa, ale to Hope jest moją córką. Jeśli coś jej się stanie z waszej winy, zabiję was.

        — Nikt nie skrzywdzi dziecka — powiedziała Caroline, dotykając jego ramienia. Kol uniósł brew, gdy zauważył, że jego brat się uspokoił, gdy tylko blondynka do niego przemówiła. Uśmiechnął się psotnie, Kol brał z tego przyjemności i mimo że nawet był duchem, ale nic nie powstrzymało go, żeby kpić z rodzeństwa, może przez to, że nikt go nie widział, oprócz Bonnie. Jednak czasem tęsknił za odpowiedziami na jego komentarze od rodzeństwa. Brakowało mu gróźb Rebeki, a nawet karcącego głosu Elijah'y skierowanego w jego stronę. Nigdy nie sądził, że będzie mu brakować gróźb Nika o sztyletach.

        — Od początku wiedziałem, że Nik ma słabość do blondyneczki. — Zachichotał Kol, pocierając ręce o siebie złośliwie.

        — Nikt nie zamierza skrzywdzić dziecka, Klaus — odpowiedział Stefan, biorąc odpowiedzialność za wszystkich w pokoju. — Dziecko jest niewinne.

        — Lepiej jak twoje słowo zostanie prawdą, przyjacielu — rzekł Klaus. — Teraz jeśli omówiliśmy sprawę mojej córki, to przejdźmy do tego, po co wszyscy się tutaj zebrali.

        — Bo porwałeś Caroline — powiedział Damon, a następnie mrugnął do niego. — Chyba, że dobrowolnie przyjechała z tobą. W końcu Blondi ma słabość do pewnego wilczka.

        — Możesz się zamknąć, Damon? — Caroline spiorunowała wzrokiem starszego Salvatore'a. — Nie czas na twoje wygłupianie się, sprawa jest poważna.

        — O co chodzi? — spytała Bonnie.

        I wszyscy zostali poinformowani o sytuacji, która musiała zostać szybko rozwiązana.

***

        Kobieta zachichotała, gdy tylko ujrzała swój cel. Złączyła razem ręce, kiedy spoglądała na dom, w którym mieszkała Caroline. Wiedziała, że nikogo nie było w domu, ale to było nieistotne, ważne było, że dotarła na miejsce. Czekała przy samochodzie, spoglądając w okna. Pragnęła jak najszybciej wrócić do Nowego Orleanu, do Klausa, którego kochała. Wierzyła, że ich miłość się nie skończyła, a zagrożeniem była pewna blondynka, na którą oko zawiesił pewien pierwotny. Aurora go nie obwiniała, że zawiesił oko na kimś innym, w końcu miał swoje potrzeby, ale teraz wróciła, więc mogli być razem i to na zawsze.

        Rudowłosa podskoczyła, gdy ujrzała człowieka, którego zahipnotyzowała. Musiała tylko zerwać jego bransoletkę z werbeną, ale to było łatwe. Blondyn podszedł do Aurory, jego ruchy były mechaniczne, gdy podchodził do wampirzycy, a w ręce trzymał parę rzeczy, które należały do Caroline. Może nie będzie mogła jej dostać w swoje ręce, ale jej czarownica będzie mogła to zrobić, a do tego potrzebowała paru rzeczy.

        — Dobrze się spisałeś, może pozwolę ci żyć. — Zachichotała. — Nie, umrzesz — odparła, a poczym skręciła mu kark, ale na szczęście Matt miał swój pierścień Gilberta, więc za niedługo wróciłby do życia.

        Wsiadła do czerwonego samochodu, wrzucając pudełko z osobistymi rzeczami Caroline na siedzenie obok niej. Odpaliła pojazd, a następnie z zadowolonym uśmiechem zaczęła jechać do Nowego Orleanu. Mystic Falls było takie nudne.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro