08.| Cor de caelo

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Klaus miał ochotę wyjść z posiadłości i udać się do Aurory, żeby ją tylko zabić, jednak powstrzymywał się, bo chciał sprawić jej ból, który trwałby dłużej niż chwila. Pragnął, żeby cierpiała tygodniami a nawet miesiącami i żeby błagała go o śmierć. Caroline leżała nieprzytomna na kanapie, podczas gdy Freya ją sprawdzała. Klaus stał przy kominku naprzeciwko niej i pił szkocką.

    — To jest poważne — zaczęła Freya — jej stan się pogorszy. Może od tego nawet umrzeć.

    — Czy można to powstrzymać? — zapytał Enzo, będąc zmartwiony o stan swojej przyjaciółki.

    — Nie wiem — odpowiedziała Freya. — Miejmy nadzieję, że tak.

    — Jeremy dzisiaj dzwonił, że Aurora użyła Matta, żeby zdobył rzeczy Caroline — powiedziała nagle Elena, a Klaus był przy niej w sekundę. Uniósł ją do góry, trzymając za szyję.

    — Zabiję cię za to, że nie powiedziałaś o tym wcześniej — wysyczał.

    — Klaus puść Elenę! — rozkazał Elijah.

    Elena się dusiła. Na twarzy zrobiła się czerwona, kiedy Klaus mocno trzymał ją za szyję. Próbowała oddychać, ale to było trudne z siłą mieszańca.

    — To nie miałoby znaczenia, gdyby Elena powiedziałaby to wcześniej — stwierdziła Freya. — Klątwa była od wczoraj.

    — Czy Valerie nie może wyssać klątwy? — zapytał Enzo, wcale się nie przejmując Eleną. Nie lubił jej.

    — Może spróbować.

    Valerie podeszła do ciała blondynki, a następnie położyła dwie ręce na jej ciele, próbując wyszczać klątwę, ale czuła, że ona nie chciała opuścić Caroline. Blondynka natomiast krzyczała, więc szybko sobie odpuściła.

    — Moja moc nie działa — wyznała była Stefana.

    — Aurora musiała wiedzieć, że mamy po swojej stronie czarownicę, która wysysa magię — stwierdziła Freya.

    Elena upadła na podłogę, łapczywie łapiąc powietrze. W sekundę był przy niej Damon, którego z całych sił przytuliła.

    Niklaus podniósł Caroline i zaniósł ją do jej pokoju, żeby miała wygodniej. Położył ją na jej łóżku, a następnie usiadł na krześle i spojrzał w jej twarz.

    — Nie mogę pozwolić ci umrzeć — powiedział Klaus, biorąc jej rękę w swoją. — Zrobię wszystko, żeby cię zatrzymać tutaj. Znajdę sposób, żeby zdjąć klątwę, którą Aurora na ciebie rzuciła.

***

    Caroline w końcu się obudziła, ale nie miała siły, żeby nawet wstać z łóżka. Głowa ją bolała i czuła, jakby jej ciało płonęło. Na krześle zobaczyła śpiącego Klausa i ten widok dotarł do jej serca. Blondynka poczuła się wzruszona, że chciał zostać przy niej, żeby ją pilnować.

    — Klaus? — szepnęła, podejrzewając, że jego sen będzie lekki i miała rację, bo natychmiast się obudził.

    — Nie śpisz — powiedział.

    — Przed chwilą się obudziłam — powiedziała, przymykając na chwilę oczy. Była zmęczona, mimo że niedawno się obudziła, a do tego w pomieszczeniu było tak gorąco. — Dlaczego tutaj jest tak gorąco?

    Dotknął jej czoło i się zmartwił, że było tak gorące.

    — Płoniesz — powiedział przestraszony. Była wampirem, nie powinno tak być, jednak przez klątwę ona cierpiała.

    — Co się ze mną dzieje? Czuję się, jakbym ponownie przechodziła grypę, ale to jest sto razy gorsze. Całe ciało mnie boli — wyznała, przymykając oczy ze zmęczenia.

    — Aurora zdobyła twoje rzeczy i rzuciła na ciebie klątwę — wyjaśnił Klaus.

    — Czy ja umrę? — spytała przerażona. Nie chciała umierać.

    Spojrzał w jej oczy, a ona zobaczyła determinację.

    — Nie pozwolę na to — wyznał Klaus, łapiąc ją za rękę. — Zrobimy wszystko, żebyś przetrwała.

    — Czy możesz przynieść zimne podkłady? — zapytała Caroline z zamkniętymi oczami. — I najlepiej też pójść po Bonnie?

    — Wszystkim się zajmę, kochanie.

***

    Klaus był najczulszym człowiekiem, jakiego Caroline widziała. Ta sytuacja z klątwą pokazała Caroline, jak bardzo Klaus o nią dbał. Ciągle z nią siedział, robił zimne podkłady, a nawet dawał jej dobre sny, gdy śniły się jej koszmary. Każdy spędzał z nią przez jakiś moment, najczęściej wtedy, gdy Klaus nie mógł być przy niej, ale najwięcej widziała Klausa i Bonnie.   

    Bonnie siedziała na podłodze przy łóżku i przeglądała rodzinne księgi zaklęć. Caroline w tej chwili spała, a brunetka szukała sposobu, żeby ocalić swoją najlepszą przyjaciółkę, jednak niczego nie znalazła.

    — Coś tutaj musi być. — Rzuciła książkę przed siebie, a ręce wsadziła we włosy. Czuła się bezradna. — Nie chcę, żeby umarła.

    — Ta klątwa tak nie działa — wyznał Kol, stojąc przed Bonnie. Podniosła na niego wzrok, czekając na wyjaśnienia. — Byłem już świadkiem kilku ludzi tej klątwy i oni nie zawsze umierali. Zdarzyły się przypadki, gdy pokonali klątwę.

    — Ale jak?

    — Musieli być silni. Nie ważne czy to wilkołak, czarownik czy wampir/

    Te słowa ją trochę pocieszyły, Caroline była silna, ale czy aż tak?

    Caroline otworzyła oczy, a Bonnie szybko wstała, żeby sprawdzić, czy czegoś nie potrzebowała.

    — Potrzebujesz czegoś, Care? — zapytała Bonnie, a Caroline próbowała się zaśmiać, ale ledwo miała siły.

    — Wszyscy traktują mnie jakbym było skorupką od jajka.

    — Po prostu się martwimy — odpowiedziała brunetka. 

    — Bonnie, ja umieram. Czuję to — stwierdziła Caroline, a po jej policzkach spłynęło parę łez. Bonnie też zaczęła płakać. — Nie chcę umierać.

    — Ty nie umrzesz. Nie pozwolimy na to.

    — Kiedy feniks upada, zawsze się podnosi — powiedział Kol, żeby pocieszyć Bonnie, ale Caroline to usłyszała i spojrzała w jego kierunku.

    — Kol?   

    Kol i Bonnie byli zaskoczeni.

    — Co? — szepnęła Bonnie, patrząc na Caroline a potem na Kola.

    Caroline pokręciła głową.

    — Mam też halucynacje — powiedziała blondynka. — Kol nie żyje, więc jak mogłabym go zobaczyć i usłyszeć coś o feniksie? To halucynacja.

    Bonnie spojrzała zmartwiona na Kola, który wzruszył ramionami. Sam nie miał pojęcia, dlaczego ona go słyszała i widziała. Bonnie będzie musiała się dowiedzieć teraz, dlaczego jej przyjaciółka widziała jej zmarłego chłopaka.

***

    — Nie chcę już tutaj leżeć — stwierdziła Caroline, spoglądając na Klausa. Pragnęła sama zejść do salonu i usiąść z innymi, jednak nawet nie miała dużo siły, że wstać z łóżka, a co dopiero, żeby zrobić parę kroków. — Czy możesz mnie zanieść do salonu? Mam dość spania!

    — Oczywiście, kochanie — oznajmił Klaus, a potem wziął Caroline na ręce i wyszedł z pokoju, żeby udać się do salonu. Od razu dał ją na kanapę.

    — Dziękuję — odparła do Klausa.

    Stefan usiadł obok niej, a Klaus zajął miejsce po lewej.

    — Jak się masz Caroline? — zapytał Stefan.

    — Czy poważnie musisz pytać? Chodzić nie może nawet — odparł Enzo, a Stefan przewrócił oczami.

    — Możecie poczekać z kłótniami aż umrę? — spytała zmęczona blondynka.

    — Nie umrzesz — stwierdzili razem wspólnie Stefan, Klaus i Enzo, a blondynka się zaśmiała, a przynajmniej próbowała.

    — Teraz to wszyscy się zgadzają — powiedziała Caroline. Oparła się o Klausa, a on objął ją ramieniem.

    — Wyglądasz okropnie — stwierdziła Rebekah, gdy weszła do salonu i ujrzała Caroline.

    — Umieram — odpowiedziała krótko.

    — Nie umierasz — powiedział Klaus. — Freya pracuje, żebyś nie umarła. Nie mogę na to pozwolić.

    — Muszę zabić kilka wampirów ze Strix. Kto chce do mnie dołączyć? — zapytała, patrząc na wampiry w pomieszczeniu.

    — Zawsze jestem pozytywnie nastawiony, jeśli chodzi o zabijanie — stwierdził Enzo, a Caroline przewróciła oczami na przyjaciela — więc chętnie.

    — W sumie, czemu nie. — Damon wzruszył ramionami. — Pa, Blondi. Nie umieraj dopóki nie wrócimy.

***

    — Dlaczego Caroline cię widziała? — zapytała Bonnie, gdy tylko chodziła po pokoju, który zajmowała w Nowym Orleanie. — Ona nie powinna cię widzieć.

    — Czy przestaniesz chodzić? Myślę, że głowa mnie boli.

    — Jesteś martwy. Nie może cię głowa boleć.

    Zaśmiał się, a Bonnie wściekła spojrzała na niego.

    — To nie zabawne! — powiedziała głośno. — Mój chłopak jest martwy, a za niedługo moja przyjaciółka może do ciebie dołączyć. I nie mam pojęcia, dlaczego cię widziała i słyszała.

    Upadła na podłogę, a po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Kol uklęknął przy niej i próbował jej dotknąć, ale zapomniał, że nie może, a jego ręka przeszła przez jej ciało. Bonnie była jeszcze bardziej smutna.

    — Nie możesz nawet mnie dotknąć.

    — Hej, hej, hej, jesteś zbyt piękna, żeby płakać — powiedział, a Bonnie prychnęła na jego tandetny tekst, ale przynajmniej trochę to zadziałało, a Kol był dumny z siebie.

    — Jesteś głupi.

    — Ale przynajmniej twój.

    — Będziesz cały mój, gdy tylko wrócisz do życia. Teraz jesteś tylko mój w

połowie — wyznała, patrząc mu w oczy.

    — W połowie czy cały, nadal kocham cię tak samo — odparł z uśmiechem, który Bonnie odwzajemniła.

    — Też cię kocham.

    — Nie martw się o przyjaciółkę. Nikt nie pozwoli, żeby umarła, mój brat tego dopilnuje.

    — On naprawdę się o nią troszczy — powiedziała Bonnie. Przez kilka dni każdy mógł ujrzeć nową wersję Klausa, a Bonnie jakoś zrobiło się lżej, że on był taki dla jej przyjaciółki.

    — On ją kocha — odpowiedział Kol szczerze. — Aurora to była błahostka, ale przy Caroline on staje się lepszy. Przypomina mi brata, którym był, gdy ja i moje rodzeństwo byliśmy jeszcze ludźmi. Wierzę, że Nik zrobi wszystko, żeby ją uratować.

    Nikt nawet nie chciał myśleć, co się stanie z Klausem, gdy Caroline odejdzie. Niklaus był już straszny, zanim poznał Caroline, ale gdy ona umrze, świat może spotkać zagłada.

***

    Niklaus nie musiał wiele robić, żeby znaleźć Aurorę. Poszedł do lasu, doskonale wiedząc, że rudowłosa podąży za nim i się nie mylił. Wampirzyca uśmiechnęła się do niego i położyła swoją rękę na jego policzku, ale szybko ją z stamtąd zabrał i z całej siły ścisnął swoją dłonią.

    — Widzę, że mój prezent już dotarł do ciebie. — Zachichotała. — Czy to nie jest wspaniałe?

    Oddaliła się od niego o dwa kroki i klasnęła w dłonie.

    — Jak złamać klątwę? — warknął.

    — Kochany, klątwy nie da się złamać — powiedziała do niego tak, jakby miał rozum dziecka. — Ona za niedługo umrze, a wtedy my będziemy mogli być razem. Nie będziesz musiał się martwić o Charlotte.

    Jego oczy zrobiły się żółte, gdy ponownie na nią zasycał.

    — Ona ma na imię Caroline!

    — Ładne imię — stwierdziła kobieta. — Szkoda, że umrze.

    Klaus złapał ją za szyję i przygwoździł do drzewa.

    — Jeśli chcesz żyć, dobrze byłoby, gdybyś powiedziała, jak uratować Caroline.

    Na niej nie zrobiło wrażenia jego groźby, wręcz przeciwnie, rozbawiły ją.

    — Oboje wiemy, że ci na niej nie zależy. Chcesz tylko pokazać, jak zły jesteś na mnie, że przez tak długo mnie nie było, ale teraz wróciłam i oboje możemy być razem. Nie musisz ukrywać tego, że mnie kochasz. Ja to dobrze wiem.

    Klaus zaśmiał się, odwracając się do niej plecami na chwilę, a później ponownie spojrzał na jej twarz.

    — Wiesz co czuję? Obrzydzenie — odpowiedział. — Obrzydzenie, że kiedykolwiek mogłem kochać kogoś takiego jak ty. Czuję do ciebie obrzydzenie.

    W oczach rudowłosej pojawiły się łzy.

    — Wcale tak nie myślisz.

    — Ależ ja tak myślę. Jesteś dla mnie nikim.

    Twarz Aurory zrobiła się czerwona z wściekłości.

    — Skoro ja nie mogę cię mieć, to ona też nie będzie mogła. — Stanęła przed nim, a Klaus miał ochotę rozerwać jej szyję. — Ile jej jeszcze zostało życia? Dwa dni? — Zaśmiała się Aurora. — Nic nie możesz zrobić, oprócz patrzenia, jak twoja miłość umiera.

    I po tych słowach zniknęła, a Klaus wyrwał drzewo z korzeni i rzucił parę metrów dalej. Krzyczał z całych sił. Obiecał sobie, że Aurora zapłaci za to.

***

    — Kocham cię, Stefanie Salvatore! — krzyknęła Caroline, a przynajmniej próbowała ze szczęścia. Szybko złapała za lody, które przyniósł blondyn. — Ten smak — wymruczała z uwielbieniem, a blondyn się zaśmiał.

    — Jak zdobyć serce Caroline Forbes? Poprzez lody!

    — Uderzyłabym cię, gdybym była w lepszym stanie.

    — Gdybym wiedział, że lody tyle mogą zdziałać, kupiłbym ci całą lodziarnię — powiedział Klaus, gdy wszedł do salonu.

    Caroline zachichotała.

    — Wtedy moje serce byłoby twoje — zażartowała.

    — Jak się masz, kochanie? — spytał Klaus.

    — Zawsze mogłoby być lepiej — stwierdziła. — Stefan dotrzymuje mi towarzystwa, więc jest trochę lepiej. — Gdzie byłeś?

    — Widziałem Aurorę — powiedział, a Caroline uniosła zaskoczona brwi. — Powiedziałem jej, że ją zabiję.

    Caroline nienawidziła Aurori, odkąd przez nią miała tyle kłopotów i wcale nie współczuła rudzielcowi.

    Po chwili Rebekah wraz z Damonem i Enzo weszli do salonu, a Caroline spodziewała się po nich przynajmniej odrobiny krwi, jednak wrócili cali czyści.

    — Udało nam się zlikwidować paru ludzi — stwierdziła Rebekah, a Klaus kiwnął głową. — Nie było ich wiele, ale zostawiłam wiadomość Tristanowi.

    — Dobrze — odparł Klaus.

    Nagle do pomieszczenia weszła kobieta, miała kręcone brązowe włosy, blada cera podobna do tej, którą miała Caroline, niebieskie oczy, szczupła sylwetka. Smukła twarz z odrobiną piegów na małym nosie. Kobieta miała na sobie białą koszulę, wsadzaną w czarne spodnie, które sięgały do połowy łydek, a na nogach miała czarne sandały na wysokim obcasie.

    — Kim jesteś? — zapytał Klaus, patrząc uważnie na nieznajomą. Stanął przed Caroline, żeby ją chronić.

    — Jestem tutaj dla dobra Caroline — powiedziała brunetka, wcale nie przerażona pierwotną hybrydą. Z jej podstawy można było zobaczyć moc i siłę. — Nazywam się Magdalene Forbes, ale zwracajcie się do mnie Ruth. Jestem daleką krewną Caroline i mogę wiele pomóc.

    — Skąd mam wiedzieć, że mówisz prawdę? — zakpił Klaus.

    — Możesz mi zaufać na słowo, ale słyszałam o tobie trochę, hybrydo, więc przyniosłam też rodzinną księgę.

    Ruth podała ją Klausowi, a on spojrzał na okładkę, gdzie było zapisane „Rodzinna księga Forbes". Otworzył księgę, a na pierwszej byli jacyś krewni Caroline z 1473. Zatrzymał się przy zdjęciu wspomnianej kobiecie, a pod spodem było jej imię i nazwisko; Magdalene Alexandra Forbes urodzona w 1502, a zmarła w 1524, czyli umarła w wieku dwudziestu dwóch lat. Klaus uniósł brew, spoglądając na kobietę, bo z łatwością mógł wyczuć, jak bije jej ludzkie serce, jednak sposób był zbyt szybki jak na wampira ale też wolny jak na człowieka.

    — Wampirem nie jesteś, więc czym jesteś? — zapytał Klaus, stojąc czujnie.

    — Cor de caelo — odpowiedziała kobieta.

    Wszyscy byli zdezorientowani, ponieważ nikt nigdy o tym nie słyszał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro