Zaczęło się od umowy...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pajęczy demon zapukał do pokoju, w którym siedział i nadzorował nagrywki Valentino. Różowooki chciał porozmawiać ze swoim szefem, miał już dość grania, nie tylko w filmach, grania wiecznie zadowolonego. W swoich oczach był nikim, tylko zabawką członka Vees. Nauczył się mówić to, co ćmi demon chciał usłyszeć. Ale teraz chciał to zakończyć, nie dałby dłużej rady. Gdy usłyszał ze środka ciche "wejdź", nacisnął na klamkę i zajrzał do środka, tam, na różowej kanapie siedział Valentino, w powietrzu unosił się charakterystyczny, papierosowy dym.
-co jest Angel?
Jasnofutry zwalczył chęć wycofania się, wszedł do środka i zamknął drzwi.
-V...Val...ja....chciałbym z tym skończyć, zakończyć nagrywanie tych filmów, nie chcę już być dzi■■ą. Mam już dość udawania, lub chodzenia naćpanym.
Bał się, nie patrzył na alfonsa, Bał się tego, co ten zrobi. Ćmi demon zaciągnął się papierosem, z którego dym wypuścił w stronę Angel dusta. Uśmiechnął się do niego i pokazał na kanapę, odsunął się, by zrobić miejsce dla pajęczaka.
-daj spokój Angel cakes, wiem że ten tydzień był ciężki, ale pomyśl o fanach, pragną cię......tak samo jak ja....
Pajęczak nie przyszedł by zająć miejsce na kanapie, zamiast tego dalej stał przy drzwiach.
-mówię poważnie, chcę z tym skończyć Valentino. Znajdę sposób, by uwolnić się od ciebie i tej umowy.
Ręce skrzyżował na klatce piersiowej, wpatrywał się w ćmiego demona wzrokiem nie wyrażającym żadnych emocji. Valentino obdarował go ostrym spojrzeniem, nie był zadowolony z obrotu zdarzeń. Był wyraźnie poirytowany zachowaniem pajęczaka.
-mam Ci przypomnieć warunki podpisanej przez ciebie umowy, Anthony?
Wstał z kanapy i podszedł do demona. -przypominaj ile chcesz, ja już postanowiłem. I przy okazji, mieliśmy używać pseudonimu Val.
Był mniej pewny siebie, Bał się tego, co zrobi alfons. Papierosowy dym wypuszczony przez ćmiego demona przybrał postać jaskrawego łańcucha kończącego się na szyi pajęczaka.
-chcę Ci tylko przypomnieć, że w studio to ja żądzę, a na jego terenie należysz do mnie!
Łańcuch rozmył się w powietrzu, Valentino zaś przyszpilił Angela do ściany.
-chociaż wiesz co, Angel cakes? W sumie to przyda Ci się zmiana otoczenia, może odzyskasz zapał....
Angel, mimo lekkiego strachu, postanowił brnąć w to dalej, to była szansa na uwolnienie się.
-może tak....może nie...zalerzy jaką zmianę otoczenia masz na myśli
Plecy bolały od uderzenia w ścianę, próbował się wyrwać, lekko odpychając alfonsa dodatkową parą rąk. Nienawidził dotyku ze strony Vala, źle mu się kojarzył, po tym, co ten robił.
-to, mój drogi, że teraz twoja umowa należy do kogoś innego, jak i ty.
Po nieudanej próbie odepchnięcia, bardziej się zdenerwował, rozłożył skrzydła I zwiększył siłę, z jaką przyszpilał Angela.
-już radiowy demon się tobą zajmie
Powiedział to, szeroko się uśmiechając.
Lęk, to to co Angel dust poczół po słowach ćmiego demona. Nie mógł jednak nic z tym zrobić, został sprzedany jak zabawka.
-puść mnie.....
W jego oczach zalśniły łzy, łzy strachu, nie wiedział czego spodziewać się po radiowym overlordzie. Słyszał o nim, o sadyście, tym, jak puszczał na żywo krzyki zabijanych overlordów, ale też słyszał w radiu jego inne audycje, czasem dało się je usłyszeć na mieście. Członek Vees puścił go wreszcie i stanął tyłem do niego.
-Idź się pakuj.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro