Wspomnienia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Will i Tosia szli już od rana.

Nogi ich już bolały niemiłosiernie. Wstali, gdy tylko pojawiły się pierwsze promienie wschodzącego słońca, pozbierali swoje rzeczy i ruszyli w drogę.

Teraz dochodziło południe i byli już wykończeni nieprzerwanym marszem. Stwierdzili jednak, że krótka przerwa im nie przeszkodzi i usiedli na trawie.

- No dobra, to ile mamy jeszcze do przejścia?- spytał się Will , sięgnął po manierkę z wodą i upił duży łyk.

Tosia wyciągnęła mapę i ją rozłożyła. 

- Myślę, że jesteśmy mniej więcej tu.- powiedziała i postukała palcem w miejsce na mapie.- Czyli został nam niecały kilometr do przejścia.  No to, jak  już odpocząłeś , to wstajemy i ruszamy do tego smoka.

Dziewczyna wstała, schowała mapę i spojrzała wyczekująco na Willa. Ten tylko mruknął coś pod nosem o zrozumieniu dziewczyn, schował manierkę do plecaka i wstał.

Znowu zaczęli iść tym żmudnym marszem.

Gdy uszli pół kilometra Will cicho westchnął i powiedział :

- Szkoda, że nie ma tu ze mną Wyrwija.

Tosia spojrzała na niego zapytała się :

- A kim jest Wyrwij?

- To mój koń.- powiedział Will.

- Aha.

Więcej się już nie odezwali. Trwali tak w przyjacielskim milczeniu. 

Po przejściu następne pół kilometra dotarli na miejsce.

-------------------------------------------->

U Halta 

Halt siedział na ganku i popijał kawę z miodem.

Wczoraj wrócił do swojej chatki po dość nie przyjemnej rozmowie z biologicznymi rodzicami Willa. Nadal nie mógł pojąć, dlaczego tak się stało.

Dlaczego jego rodzice go nie kochali. Chłopiec na to zasługiwał, tymczasem został odrzucony przez nich.  To bardzo go drażniło. 

Jednak co się stało, to się nie odstanie. Pomyślał. 

Po raz kolejny tego dnia żałował, że nie ma z nim tu Willa. Ten chłopiec wniósł tyle młodości i radości do jego życia, a teraz go nagle zabrakło. Nie płakał już. Nie potrafił już płakać. Ostatnio tyle łez  wylał, że teraz nie mógł już płakać. Czasy radości i beztroski minęły. Nadeszła pora znów przywdziać kamienną  maskę na twarz i nie okazywać emocji. Właściwie to nawet już nie miał komu ich okazywać.

Znowu zatopił się we wspomnieniach. Pamiętał, jak Will dostał Wyrwija i jaki był wtedy szczęśliwy. Pamiętał jak szybko nawiązała się po między nimi nić rozumienia i przyjaźni.

No właśnie Wyrwij. Wyrwij i Abelard. Ciekawe co teraz robią? Zastanawiał się Halt.

Gdy pomyślał o tych dwóch na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Pamiętał dzień w którym chciał oddać Wyrwija do Starego Boba. Było to 3 miesiące po nagłym zniknięciu Willa.  W jego głowie odtworzyła się rozmowa tamtego dnia z Abelardem.

Halt wszedł do stajni. Skierował się do boksu Wyrwija i wyprowadził go ze stajni.

- A ty gdzie go zabierasz?- spytał go Abelard.

Halt puścił jego pytanie mimo uszu. Gdy wyprowadził Wyrwija na dwór, wrócił do stajni i wszedł do boksu Abelarda, by go osiodłać. Dopiero wtedy mu odpowiedział :

- Zamierzam go oddać Staremu Bobowi. Nie ma już Willa i  nie ma potrzeby trzymać tu Wyrwija. A z resztą i tak go muszę oddać, czy tego chcę czy nie.

- Nigdzie go nie zabierzesz.- powiedział stanowczo Abelard.

- Co? Jak to ?- spytał zdziwiony Halt.

- Tak to. Nigdzie go nie zabierzesz, nie pozwalam ci. 

- Jak to mi nie pozwalasz? Przecież wiesz, że muszę go oddać Staremu Bobu.

- Nigdzie go nie zabierzesz. Proszę Halt, poproś Boba by mógł zostać z nami.- zarżał jego koń.

- Co? Ale po co?- spytał nic nie pojęty Halt.

- A jak ty byś się czuł , gdyby ktoś ci z rozkazu zabrał Willa, co?

Halt milczał. Nie wiedział co ma odpowiedzieć. Nie wiedział , że Wyrwij jest dla Abelarda ważny. Nie wiedział , że jest tak samo ważny , jak Will był dla niego zanim umarł.

- Proszę cię Halt, on nie ma już nikogo oprócz mnie. Pozwól mu zostać. Może tego nie wiesz, ale bardzo się załamał po stracie Willa. Jeśli teraz go ode mnie zabierzesz będzie z nim jeszcze gorzej. Proszę Halt. Zrób to chociaż dla mnie. Ja... ja go kocham. Kocham go jakby był moim własnym źrebięciem. Kocham go tak, jak ty kochałeś Willa. I nawet nie próbuj tego zaprzeczyć, wiem, że tak było. Dlatego proszę, nie zabieraj go.- mówiły oczy konika.

- Dobrze, zgoda. Nie zabiorę go. Zostawię go z tobą.- powiedział Halt i wyszedł, by za chwilę wrócić z Wyrwijem. 

Z powrotem wprowadził go do boksu.

Wyrwij spojrzał na niego i zarżał cicho :

- Dziękuję.

Halt w odpowiedzi uśmiechnął  się leciutko i skinął mu głową.

Później pojechał na Abelardzie do Starego Boba i opowiedział mu wszystko. Stary Bob zgodził się by Wyrwij został u Halta.

Życie cały czas nas zaskakuje. Pomyślał Halt.

Wstał i przeciągnął się. Spojrzał na zachodzące słońce.

Odwrócił się i wszedł do środka chaty.  Gdy zamykał drzwi to już wiedział.

Już wiedział, że choć prawdziwi rodzice Willa, go od siebie odrzucili i że o nim nigdy nie będą pamiętać, to on sam będzie o nim zawsze pamiętał. Zawsze, bez wyjątku.


   C.D.N.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro