~ Your Cuteness Distracted Me ~ - R.Lewandowski x J.Rodriguez

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

                          Dla Julllax

Ostatnimi czasy ja z moim mężem, Robertem, spędzaliśmy coraz mniej czasu. On ciągle był czymś zajęty, jak nie praca to rodzina, a ja byłem zestresowany pracą i chodziłem ciągle zezłoszczony. Chciałem to jak najszybciej zatrzymać i przestać oddalać się od mojego męża.

Zadzwoniłem więc do jego szefa, z szczerą prośbą o podarowanie Robertowi tygodnia wolnego, ponieważ chciałem spędzić z nim więcej czasu. Zrozumiał i powiedział, że trochę odpoczynku przyda się Lewandowskiemu. Podziękowałem więc szczerze, od razu dzwoniąc do mojego szefa. Mój szef był typem człowieka wybuchowego, irytującego i przyczepiającego się do wszystkiego co możliwe, więc namówienie go, do kilku dni urlopu było trudne, ale po wielu próbach przekonania go, w końcu odpuścił zrezygnowany i dał mi ten tydzień urlopu, którego tak bardzo wyczekiwałem.

Ucieszyłem się, mając nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli. Moim planem było pojechanie na kemping, na tydzień. Czuję, że taka wyprawa przybliży nas bardziej do siebie.

Robert właśnie wrócił do domu. Popatrzył się na mnie, widocznie podejrzewając, że coś ukrywam.

- Cześć kochanie. Czemu tak siedzisz? Coś się stało? - powiedział, zdejmując buty i siadając obok mnie na kanapie.

- Kochanie... Też widzisz to, że ostatnio coraz bardziej się od siebie oddalamy.. - powiedziałem, delikatnie kładąc rękę, na tej należącej do Roberta.

- Do czego zmierzasz? Zaczynam się bać kochanie - powiedział, odwracając się całym ciałem w moją stronę. Był wystraszony i niepewny, widziałem to w jego oczach.

- Spokojnie. Mam dobrą wiadomość. Idziemy na kemping.

- Na kemping? Kiedy ty niby chcesz iść na kemping... Nie mamy czasu, ciągle pracujemy - powiedział, gestykulując szaleńczo.

- Tą sprawą się już zająłem. Załatwiłem nam tydzień wolnego, tylko ty, ja i przytulne obozowisko. Sami przez tydzień, bez problemów, bez stresu i w swoim ramionach.

                * Dzień wyjazdu *

To co się działo dzisiejszego ranka, to chaos. Ciągle wszędzie biegaliśmy, upewniając się, że nie zapominamy o niczym. Wzięliśmy wszystko, co potrzebne. Jedzenie wystarczające na cały tydzień, ubrania, namioty i wiele innych rzeczy, potrzebnych na takie wyjazdy.

- James, widziałeś gdzieś mój żel do włosów? W łazience go nie ma - ah, Lewandowski i ta jego pielęgnacja. Musi być przecież perfekcyjny, nawet w lesie, gdzie będę tylko ja i on.

- Tak, już go zapakowałem. Chyba jesteśmy gotowi.

                 * Na obozowisku *

Znaleźliśmy perfekcyjne miejsce i zaczęliśmy powoli się rozkładać. Ustaliliśmy, że to Robert rozstawi namioty, bo powiedział mi, że już kiedyś to robił. Ja postanowiłem pochodzić trochę po lesie i poszukać drewna na ognisko. Zauważyłem, że obok miejsca w którym się rozstawiliśmy, było dużej wielkości jeziorko. Widok przede mną był przepiękny. Jezioro było dobrze oświetlone, przez światło słońca, które padało nad nim. Dookoła tego jeziora rozprzestrzeniały się drzewa różnej wielkości. Byłem zafascynowany naturą i obiecałem sobie, że jak Robert skończy swoją pracę, zabiorę go tutaj i pokaże mu tę jezioro.

Postanowiłem powoli kierować się w stronę naszych namiotów, mając nadzieję, że mój mąż już skończył. Po drodze zebrałem jeszcze kilka sporej wielkości patyków i dotarłem do miejsca.

- O! Cześć kochanie. Myślałem już, że się zgubiłeś, nie było cię przez dłuższy czas - oznajmił, wstając z małego plastikowego krzesełka na którym odpoczywał.

- Przyniosłem drewno, a jak tam u ciebie kochanie? Skończyłeś już rozkładanie namiotów? - powiedziałem, przecierając pot spływający po moim czole.

- Tak, wszystko już gotowe.

- To dobrze... Chodź kochanie pokaże ci coś, co na pewno ci się spodoba - postanowiłem wziąć aparat ze sobą, aby porobić kilka zdjęć.

Zaczęliśmy kierować się tą samą drogą, którą wcześniej dotarłem do jeziora. Na dworze było naprawdę gorąco, powyżej 30°C.

Gdy dotarliśmy, Robert zatrzymał się i patrzył na jezioro oczami dużymi jak orbity.

- I co podoba ci się? - zapytałem, atakując przytulasem mojego męża od tyłu.

- To jest... Wspaniałe... Dziękuję, że mnie tu zabrałeś - powiedział, wtulając się mocniej we mnie.

Porobiliśmy sobie nawzajem kilkanaście zdjęć, kilka poważnych i nadających się do albumu, a kilka na których wygłupialiśmy się i robiliśmy głupie miny.

- Uh... Ale to gorąco... - powiedział Robert, zdejmując swoją koszulkę na ramiączkach, ukazując wysportowany brzuch.

Popatrzyłem się na niego i poszedłem kilka kroków do tyłu. Miałem teraz na niego ochotę, sprawił, że stałem się podniecony.

Po chwili jednak nie czułem gruntu pod nogami i wpadłem do ciepłej, od słońca które ją ogrzewa, wody. Szybko wypłynąłem na powierzchni, tylko żeby zobaczyć umierającego ze śmiechu Lewandowskiego. Śmiał się tak głośno, że nawet pod wodą mógłbym to usłyszeć. Przewróciłem oczami i wyszedłem z wody.

- Nauczka za gapienie się - powiedział Robert, wybuchając jeszcze większym śmiechem, jeśli to w ogóle możliwe.

- Tak.. tak, ale śmieszne... - powiedziałem całkowicie poważnie. Eh, z kim ja żyję?

***

Przepraszam, że tak późno, bo miał być wcześniej, ale nie miałam pomysłu... Tak wgl przepraszam za interpunkcję w każdym rozdziale, bo to jest rzecz, której najbardziej nie umiem.

Skrzynka zamówień jest otwarta. Zachęcam do zamawiania, jest pusta.

Kocham was 🌹
Aguerzz 🌵

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro