Rozdział 1- Początek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Razem z mamą postanowiłyśmy się przeprowadzić z Green Hills, ponieważ obie uważałyśmy, że moja obecna szkoła jest do dupy i nic się w niej nie nauczę. Ze względu na to, że bardzo szybko przyswajałam ogromną masę wiedzy i uczyłam się z dużym wyprzedzeniem jak i na to, że ta szkoła nie miała już nic nowego do zaoferowania.
  
Leciałyśmy teraz prywatnym samolotem do nowego miejsca zamieszkania. Nawet stąd dostrzegałam ogromną rezydencję mojej babci Baku. Ogromna ilość pól i lasów należących do niej usiana była białym puchem. Za oknem padał śnieg, a na szybach był lekki szron. Zastanawiałam się, czy długo będziemy mieszkać u babci. W końcu i ta szkoła mi się znudzi... prawda? Nie byłam tego do końca pewna. Szkoły w tej części stanu były aż za dobre, więc nie mogły mi się tak szybko znudzić. Mimo, że byłam bardzo mądra, nie za bardzo uczestniczyłam w lekcjach, zajmowałam się własnymi sprawami. Często uciekałam z lekcji, przecież i tak to wszystko umiałam. Nauczyciele nic nie wiedzieli. Uważali mnie za rozpieszczoną i niegrzeczną nastolatkę. Moja mama nie popierała moich wycieczek do miasta, podczas lekcji. Tata był wiecznie zapracowany, jako dyrektor firmy nie mógł mnie często widywać. Za to kiedy przyjeżdżał dawał mi masę prezentów.

Byłam jedynaczką, nie miałam rodzeństwa. Nie potrzebowałam go. Radziłam sobie sama, nie potrzebowałam też przyjaciół. Z naszej rodziny tylko ciocia Maya mnie rozumiała. Kiedy do niej przyjeżdżałam w wakacje zawsze miała dla mnie zawikłaną, trudną zagadkę, która mieściła się na całej jej posesji.
  
Pilot zakomunikował, że zbliżamy się do lądowania. Zapiełam pasy i wyjrzałam jeszcze raz za okno, żeby podziwiać zbliżające się gęste lasy. Gdy osiedlismy na ziemi poczułam ulgę, mimo, iż wiedziałam, że mamy najlepszych pilotów na świecie i tak martwiłam się o to, że może nam się coś stać podczas lotu. Zatrzymaliśmy się przy wielkiej hali, gdzie babcia trzymała własne samoloty i helikoptery.
 
Wstałam i wyjęłam swoje rzeczy z półki nad głową. Wzięłam tylko potrzebne mi rzeczy, czyli zeszyt z moimi zapiskami o starożytnych bogach i różnych mitologiach, torbę z masą ciuchów, zeszyty i inne rzeczy potrzebne do szkoły oraz kilka par butów. W drugiej torbie miałam prezenty dla wszystkich, ponieważ za trzy dni były święta Bożego Narodzenia.

Do szkoły dojdę w następnym semestrze. Będę miała więc czas aby przestudiować wszystkie książki. Wziąłwszy to wszystko, wysiadłam z samolotu. Od razu zobaczyłam babcię, sędziwą staruszkę o kruczo czarnych włosach, co było dziwne, ponieważ miała 87 lat, oraz dziadka o białych włosach oraz brodzie i wąsach. Ubrani byli w zimowe kurtki o barwie takiej samej jak śnieg.
  
Mama już się z nimi witała. Położyłam rzeczy na wózku, którym potem zawiozę torby do rezydencji. Tata opowiadał mi, że mieszkał tu kiedy był mały. Podobno w domu było dużo tajnych przejść i ciekawych miejsc. Podeszłam przywitać się z dziadkami.

-Cześć -powiedziałam nieśmiało, nigdy ich jeszcze nie poznałam. To było nasze pierwsze spotkanie. Babcia uśmiechnęła się do mnie.

-Niech no poznam wreszcie moją wnuczkę -powiedziała i mnie uściskała.- Ale ty jesteś duża! Ile ty masz lat? Hm?

- Siedemnaście -odpowiedziałam na jej pytanie. Po czym zostałam wyściskana przez dziadka. Uśmiechnęłam się do nich. Mimo, że się nie znaliśmy, widać było wielkie podobieństwo. Mój tata przekazał mi oczy po dziadku, szare ze srebrnymi drobinkami. Nos miałam taki sam jak babcia Baku. Za to wydatne usta, szczękę oraz włosy koloru złotego miałam po mamie.
 
Wszyscy, zabierając po drodze nasze rzeczy, ruszyliśmy do rezydencji. Wchodząc po marmurowych schodach, podziwiałam piękno rezydencji. Ściany oplatały pnącza, na stopniach stały małe iglaki, a drzwi zdobiły złote symbole, wszystko to nadawało temu domowi wdzięku i szyku. Wchodząc do środka nie dało się nie zauważyć pięknych obrazów przedstawiających moją rodzinę, naszych przodków. Wśród nich dostrzegłam mojego tatę, moich dziadków oraz dużo starszych krewnych. Stanęłam przy spiralnych schodach prowadzących na górne piętra.

-Odłóżcie tutaj wasze bagaże, najpierw zjemy obiad, a potem się rozpakujecie. -powiedział dziadek. Zaprowadził nas do wielkiej jadalni, z której widać było ogród, labirynt z soczyście zielonego bukszpanu i odległy las. Stół był na środku pomieszczenia, na nim szary obrus lśnił czystością. Krzesła wyglądały na wygodne, było ich dwanaście, po pięć po dłuższej części stołu i po jednym po krótszej. Na suficie wisiał piękny srebrny żyrandol. W kominku o czerwonych cegłach tlił się ogień.

Zasiadając do stołu nakrytego już gorącymi potrawami, zdałam sobie sprawę z tego, że od wczorajszego wieczoru nic nie jadłam.
 
Pamiętając o odpowiedniej etykiecie, zaczęłam nakładać sobie jedzenia. Nałożyłam go tyle, że starczyłoby na dwie osoby. Nie martwiłam się, że jedzenia zabraknie, było go dużo, wszyscy mogliby wziąć dokładkę, mimo to moja mama patrzyła na mnie kategorycznym wzrokiem, mówiącym, że nie podoba jej się to co robię.
Postanowiłam nie zwracać na nią uwagi. Może później będzie prawić mi kazania, ale to będzie później. Zaczęliśmy rozmawiać o tym, jak minął nasz lot, jakie mam wyniki w nauce i o poradach dotyczących nowej szkoły.
 
Po skończeniu posiłku, udałam się do przedpokoju, aby wnieść moje bagaże na drugie piętro, gdzie mieściła się rzekomo moja sypialnia. Podniosłam torbę z moimi ciuchami, drugą z prezentami i udałam się na długą wspinaczkę po krętych schodach.

Po wejściu na drugie piętro byłam strasznie zmęczona, będę musiała poznać lepiej to miejsce, bo chyba musiał istnieć jakiś skrót, dzięki któremu będę mogła szybciej znajdować się w pokoju. Bo jeżeli miałam codziennie wchodzić po tych schodach w górę i dół to nie wytrzymam tu nawet tygodnia.             
   
Usiadłam na kanapie znajdującej się w podłużnym korytarzu, przy wejściu do pokoju. Była bardzo miękka tak, że się w niej zapadałam. Musiałam chwilę odpocząć. Wyjęłam z kieszeni jeansów telefon. Odblokowałam go i sprawdziłam skrzynkę pocztową. Nie wiem dlaczego spodziewałam się, że ktoś do mnie napisze. Przecież nie miałam przyjaciół. Na tą myśl poczułam lekkie ukucie w sercu.

Nie, nie mogłam się przejmować tym, że nie mam żadnych kolegów, w końcu sama sobie wystarczałam. Byłam swoją najlepszą przyjaciółką, nie potrzebowałam nikogo do szczęścia, ponieważ sama umiałam je sobie dać. Westchnęłam ciężko. Podniosłam się z kanapy i ruszyłam w kierunku mojego nowego pokoju.
 
Wchodząc do niego stanęłam, żeby mu się lepiej przyjrzeć. Był duży, po lewej stronie cała ścianę zajmował wysoki regał, który był zapełniony książkami aż po brzegi. Po prawej stronie stało łóżko, o wiele większe niż moje wcześniejsze. Dywan, na pół pokoju był ciemnozielony ze złotymi zdobieniami. Ściany były ciemnoszare a sufit biały jak śnieg na dworze. Przy oknie na przeciwko drzwi stało pięknie rzeźbione biurko. Obok regałów stało duże czarne pianino. Ucieszyłam się na ten widok, zawsze uwielbiałam grać na tym instrumencie.
 
Wnosząc do środka torby z korytarza, zauważyłam małego białego kota o niebieskich oczkach stojącego przy oknie. Dziadkowie nie wspominali mi, że mają zwierzę. Mowili nawet, że są uczuleni na sierść. Zastanowiłam się więc, jak ten kotek się tu znalazł. Podeszłam do niego powoli i podniosłam go z ziemi.

-Hej, maleńki.- powiedziałam delikatnie go głaszcząc.

Sprawdziłam czy nie ma obroży. Nie miał! A to znaczy, że mogłam go przygarnąć. Musiałam tylko uważać, żeby nikt go nie zauważył.

-Co tu robisz? Skąd się tu wziąłeś?- spytałam licząc na odpowiedź. Kotek zamiałczał i wtulił się w moje ramiona. Nie mogłam go porzucić. Nie, kiedy był taką małą i bezbronną kuleczką.

-Jesteś głodny?- spytałam go. Zamiałczał, patrząc mi głęboko w oczy. Wyjęłam z torby kabanosy i przełamałam je na mniejsze części. Położyłam je przed jego nosem, a on zaczął je pochłaniać tak, jakby od dawna nic nie jadł.
 
Zaczęłam się powoli rozpakowywać, zerkając co jakiś czas na kota. Prezenty schowałam na sam spód szuflady w szafie, a ciuchy poukładałam na górnych półkach. Kątem oka zauważyłam, że kotek ułożył się na poduszkach na łóżku. Wyglądał teraz jak poduszka. W tym samym momencie do mojego pokoju weszła mama.

-Kochanie, nie zejdziesz do nas na deser?- spytała.

- Nie, dziękuję. Mam w planach poszukać czegoś ciekawego.- wskazałam na regały, żeby odwrócić jej uwagę od łóżka. Kot podniósł lekko głowę.

- No dobrze.- powiedziała i odwróciła się żeby wyjść. W drzwiach zatrzymała się i odwróciła w moją stronę.- Jeszcze jedno. Przy posiłku nie rzucaj się na jedzenie jak jakieś zwierzę. To źle o tobie świadczy.- powiedziała kategorycznie. Przewróciłam oczami.

- Dobrze, nie będę.- zmusiłam się do lekkiego uśmiechu i zamknęłam za nią drzwi.

-Mógłbyś się nie ruszać, kiedy ktoś wchodzi do pokoju?- spytałam kota. Na co on tylko zamknął oczy i poszedł spać.
 
Wzięłam mój zeszyt z notatkami moimi i cioci Mayi. Położyłam się na łóżku obok kotka i zaczęłam wertować strony, mimo, że znałam już wszystko na pamięć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro