Rozdział 19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

☠︎

Droga z Jillian jest usłana błogą ciszą. Cieszę się, że kobieta nie zadaje pytań, ani nie próbuje na siłę prowadzić konwersacji. Jedyne, na co mam ochotę, to wpaść w objęcia najbliższej mi osoby, zaraz po Yoko.

Kester Parker obecnie przebywa w domu spokojnej starości w niewielkim mieście – Aragonie. Wioska położona jest na południowy wschód od Baltimore, a droga zajmuje pięć godzin, wliczając w to jedną przerwę na tankowanie i szybkie załatwienie potrzeb fizjologicznych.

Równo przez trzysta minut obmyślam, jak mu powiedzieć, że będzie musiał wrócić do domu, przynajmniej na jakiś czas. Nie mam pojęcia, w jaki sposób pogodzę to z pracą, ale nie stać mnie dłużej na opłacanie jego pobytu i opieki w domu spokojnej starości. Jest to jeden z lepszych na wschodnim wybrzeżu i dzięki pomocy od Torresów ma tam zapewnione miejsce jeszcze przez dwa miesiące. Mam czas, aby dogadać się z Hectorem na przejście w jakiejś części na pracę zdalną oraz odłożenie kwoty, która pomoże mi wynająć pielęgniarkę chociaż na kilka godzin dziennie.

Kester pomyślnie odciąga moją uwagę od zmartwień, które nawarstwiły się w ostatnich dniach. Jego problem polega na tym, że nie posiada jednej nogi, a do tego ma zaczątki Alzheimera. Nie jest jeszcze tak strasznie, jak mogłoby się wydawać, bo mnie rozpoznaje. Wie, jak się nazywa oraz ile ma lat. Potrafi powiedzieć skąd pochodzi. Nie pamiętał jednak o pozostawionych garnkach na gazie lub lecącej wodzie pod prysznicem. Nie zamykał drzwi od domu, gdy wyjeżdżał wózkiem na zewnątrz. Były momenty, gdy gubił się w okolicy i nie umiał trafić z powrotem do własnego lokum.

Wszystko nasiliło się tuż po śmierci rodziców. Z pomocą Jesusa i Williama umieściłam go w ośrodku, gdzie miał zapewnione dosłownie wszystko, na najwyższym poziomie. Odwiedzałam go raz, na jakiś czas, głównie, gdy życie kopało mnie w dupę lub czułam się czymś przytłoczona.

Nie inaczej, niż zwykle, Kester siedzi na podwórku, przy jednym z betonowych stolików do szachów. Szwankująca pamięć nie pozwalała mu już na grywanie w nie, ale dzięki grze w kości mógł ćwiczyć liczenie. Chowam ręce do cieniutkiej, jeansowej kurtki i z szerokim, szczerym uśmiechem na ustach obserwuję poczynania mężczyzny. Chuderlawą, pomarszczoną ręką rzuca kostkami kolejny raz. W zamyśleniu zapisuje wynik. Jego partner, którego imienia nie znam, wydaje się być pod wrażeniem. Nie uważam, aby do wygrania potrzebne były tutaj jakieś większe umiejętności, a jedynie łut szczęścia.

Podchodzę bliżej i cieszę się, że Jillian dała mi trochę swobody i została w hotelu. Posiadanie własnego cienia, który pilnuje, czy nie zrobisz sobie krzywdy, bywa męczące.

– Widzę, że jak zwykle ogrywasz swoich przeciwników, dziadku. – Śmieję się dźwięcznym głosem. Zaskoczony podrywa głowę, a nasze zielone tęczówki spotykają się w połowie drogi. Do ostatniego czasu myślałam, że są niemal identyczne. Teraz widzę wszystkie różnice, które nas dzielą. Nie jest może moim biologicznym dziadkiem, ale wciąż go za takiego uważam.

– Daisy? – pyta z zaskoczeniem i wiem, że z chęcią chciałby wstać i mnie przytulić na powitanie. Właśnie dlatego pochylam się i chowam nos w zagłębieniu szyi starszego, siwego mężczyzny. Intensywny, imbirowy zapach wypełnia nozdrza i nagle czuję, jakbym znalazła się we właściwym miejscu na ziemi.

– Co ty tutaj robisz? - zagaduje, gdy w końcu się od siebie odrywamy na wyciągnięcie ręki. Pociera moje ramiona, a czułe ciepło rozchodzi się po całym ciele.

Zerkam kątem oka na partnera do gry dziadka, ale już go nie ma. Zmył się zupełnie niepostrzeżenie. Przeczesuję nazbyt długie włosy Kestera i siadam na wolnym miejscu, po drugiej stronie stołu.

– Wpadłam na jakiś czas – odpowiadam wymijająco i zaczynam zbierać kostki. Nie chcę go obarczać problemami, gdy swoich ma tak wiele. To byłoby nie w porządku.

Szykuję się do rzutu, zaczynam potrząsać kośćmi w dłoni, kiedy układa pomarszczoną rękę na mojej i zatrzymuje. Zaskoczona, unoszę brwi i spoglądam na niego z niemym pytaniem wypisanym na twarzy i w oczach. On jednak uśmiecha się łagodnie i pogodnie, tak, jak zawsze.

– Daisy, bywasz tu tylko, gdy potrzebujesz odetchnąć – celnie zauważa. – I zawsze masz coś do powiedzenia.

Przygryzam drżącą wargę, aby się przed nim nie rozpaść. Nie musi widzieć upadku swojej, może nie prawdziwej, ale jedynej wnuczki. Łzy zaczynają tańczyć pod powiekami, a ja wiem, że pomylę w tym tańcu kroki i nie utrzymam ich na wodzy.

– Tym razem chyba nie chcę rozmawiać. Potrzebuję spokoju, dziadku – szepczę łamiącym się głosem, a jedna z łez zaczyna toczyć ścieżkę po policzku. Gdy w twarz uderza wiatr, czuję przyprawiające o gęsią skórkę zimno.

– Och, słońce – odpowiada utrapionym tonem. – Chcesz mi opowiedzieć? Wiesz, że jestem twoją skrytką tajemnic.

– Tę tajemnicę zachowam chyba dla siebie. Zakopię głęboko, żeby nikt więcej się do niej nie dostał. – Ocieram policzek i wyrzucam kości na blat. Nie mówię tylko o cholernym gwałcie. Jest w tym też wzmianka o całej prawdzie na temat rodziny, którą Kester sprawnie wychwytuje.

– A więc już wiesz – mruczy i zbiera rzucone przeze mnie kostki, nawet nie zapisując wyniku. – Bardzo boli?

– Dlaczego mi nie powiedziałeś? – Ignoruję jego pytanie na temat bólu. To ostatnie, o czym chciałabym rozmawiać. Nie chcę też brzmieć, jakbym miała jakieś wyrzuty, ale nic nie mogę poradzić na nutkę zawodu w tonie głosu.

– Bo tłumaczenie ci tego nie należało do moich obowiązków – wypowiada spokojnie i wyrzuca małe wielościany. Same szóstki. Jakim cudem, do cholery?!

– Myślę, że po śmierci Carrie i Jacka...

– Twoich rodziców – przerywa mi twardo wypowiedź. – To zawsze byli i będą twoi rodzice, Daisy. Nie tylko Carrie i Jack. Kochali cię, a ty kochałaś ich, czy coś więcej ma znaczenie?

– Myślę, że dużo rzeczy ma w tym wypadku znaczenie! – unoszę się, aby po chwili wypuścić sfrustrowane westchnięcie i delikatnie rozluźnić mięśnie. – Mam tyle niewiadomych, tak mało odpowiedzi, a tak wiele pytań... – Opieram łokcie na stole i chowam twarz w dłoniach. Dziadek po raz kolejny rzuca, a wynik jest znów ten sam. Przecież to jest niemożliwe, żeby dwa razy pod rząd uzyskać taki rezultat, nawet w głupich kościach!

– Dlaczego nie zapytasz tego, który wyjawił ci prawdę? – pyta nonszalancko, spoglądając na mnie spod uniesionych brwi, gdy po raz kolejny przymierza się do rzutu. – Jestem pewien, że Basil doskonale będzie wiedział, co ci powiedzieć.

Zamieram na moment.

– Skąd znasz Basila? – Prostuję ciało. Nie mam pojęcia, co się właśnie, do cholery, dzieje.

– Spędzilibyśmy tutaj całe popołudnie, żebym wytłumaczył ci, jak daleko sięga cała historia – mówi i tym razem losuje trzy piątki.

– A ty przypadkiem nie masz Alzheimera? – zauważam kąśliwie, na co uśmiecha się pod nosem i wzdycha ciężko.

– Być może mam, być może nie mam – odpowiada tajemniczo. – Nawet jeśli mój umysł ćmi choroba, to niektóre rzeczy pamiętam doskonale. Głównie dzień, w którym mój syn i jego żona cię przyprowadzili.

– Dlaczego ja tego nie mogę sobie przypomnieć? – zastanawiam się na głos. Mam nadzieję usłyszeć od dziadka chociaż połowiczną odpowiedź.

Splata ze sobą palce i układa na stole.

– Córciu, a czy ty pamiętasz cokolwiek sprzed trzech lat? – pyta tak, jakby on znał odpowiedź, ale chciał, żebym sama do niej doszła.

Zaciskam powieki i zaczynam przywoływać wspomnienia z dzieciństwa. Jedyne, co widzę, to wielka, czarna dziura. Moja głowa zionie pustką. Jakim cudem, nigdy nie zwróciłam na to uwagi? Często odczuwałam pewnego rodzaju wybrakowanie, jednak nigdy nie rozgrzebywałam takich rzeczy. Miewałam przebłyski, jak byłam na lodach z Carrie i Jackiem, czy jak udaliśmy się na wakacje, na Florydę. Tego typu drobnostki. Resztę widziałam tylko na zdjęciach.

Kiedy w końcu otwieram oczy, Kester wpatruje się we mnie ze wzrokiem mówiącym "a nie mówiłem?".

– Dlaczego... – Braknie mi słów, więc urywam wypowiedź.

Patrzę wszędzie, byle nie na twarz siwego mężczyzny, który siedzi przede mną. Rozbiegany wzrok bada fakturę blatu betonowego stolika. Widzę każde zakrzywienie i wgniecenie na namalowanej farbami szachownicy.

Nie muszę wypowiadać słów, bo on doskonale wie, o co chcę zapytać. Pstryka palcami przed moim nosem, sprawiając, że wybudzam się z wiru nadmiernego myślenia.

– Wiedziałaś o wszystkim – mówi w końcu i zaczyna chować kości do drewnianego, podłużnego pudełeczka. – Carrie i Jack nigdy nie ukrywali, że jesteś adoptowana, jeśli można to tak nazwać. Bardziej, zabrana z tego okrutnego miejsca, gdzie wciąż robili na was bolesne badania. Tak à propos, ty podobno byłaś najdzielniejsza, ale dziś nie o tym. Moje dzieci wyciągnęły ciebie, twoją siostrę i jeszcze dwie pary bliźniąt, gdy byliście małymi dziećmi. Dla bezpieczeństwa, każde z was zostało rozdzielone i rozrzucone po kraju. Zostaliście przydzieleni do ludzi, którzy zapewniali wam odpowiednie wychowanie i bezpieczeństwo. Nikt z was nie był okłamywany, Daisy. Wiedzieliście, w jaki sposób pojawiliście się na tym świecie i jakie zagrożenia na was czyhają.

– Nic z tego nie rozumiem. – Przeczesuję nerwowo włosy, odgarniając grzywkę do tyłu. – Skoro o wszystkim mi powiedziano, czemu teraz nie mogę sobie tego przypomnieć?

– Uległaś wypadkowi. – Z nadmierną siłą zatrzaskuje pudełko. – Rok przed śmiercią twoich rodziców, okazało się, że Torresowie sprowadzają z Europy żywy towar dla Generała, aby mógł dalej eksperymentować. Chcieli osiągnąć taki sukces, jakim jesteś ty, jeśli wiesz, o co mi chodzi. – Patrzy pytająco, na co kiwam głową w potwierdzeniu. Basil mi powiedział. Noszę w sobie I-gen, który sprawia, że jestem doskonała w każdym celu. Nie czuję jednak tego. Mam wady, takie, jakie mają inni ludzie. – Chcieli cię dorwać za wszelką cenę. Jechałaś na motocyklu. Z tego, co mi powiedziano, ktoś w ciebie wjechał.

Oślepiający blask wspomnienia wdziera się do głowy. Faktycznie, obudziłam się w szpitalu, ale nie wiedziałam z jakiego powodu.

– Carrie i Jack ciężko pracowali z tobą przez rok czasu nad przywróceniem pamięci. Utraciłaś ją całkowicie. Nie pamiętałaś niczego.

– To dlatego mam tylko krótkie urywki... – szepczę, bardziej sama do siebie, ale Kester potakuje. Pamiętam, jak rodzice wmawiali mi, że miałam wypadek, ale to nic takiego. Byłam wtedy tak skołowana, że nawet mi to nie przeszkadzało.

– Dla organizacji GENOM twój brak pamięci był na rękę. Mogli w ten sposób sprawić, że będziesz ich kukiełką. Wiedzieli, że w końcu wszystkie bliźniaki będą chciały się ze sobą skontaktować. Potem zdarzył się zamach na twoich rodziców, o czym też już pewnie wiesz. – Spogląda wprost w moje oczy, a przenikliwe, mądre spojrzenie sprawia, że zasycha mi w buzi. – W ciągu tego roku, kiedy odzyskiwałaś pamięć, twoi rodzice podjęli współpracę z Basilem, który popełnił w przeszłości ogromny błąd. Skontaktował się z Borisem i Emily. Trzymali się razem. Dlatego Generał tak łatwo ich wychwycił i zabił. Po śmierci twoich rodziców, pomógł mi upozorować chorobę. Nogi nie miałem od młodości, ale dopiero Alzheimer pozwolił na trzymanie mnie poza kręgiem zainteresowania. Wiedziałem dużo, byliśmy obserwowani, więc odegrałem swoją rolę. Udawałem, że się gubię i nie pamiętam. Przestałem być celem, skoro pamięć szwankowała. A ty pozostawałaś pod Torresami, bo wciąż żyłaś z nieświadomością wiedzy, jaką nosisz. Jesteś niczym zakodowany dysk. Może Torresowie myśleli, że będziesz cennym towarem, bo sobie coś przypomnisz i tak właśnie minęły dwa lata.

– Basil mówił, że wpadłam na niego na ulicy i od tego wszystko się zaczęło – zauważam, bo nic nie składa się w jedną całość.

Kester zaczyna śmiać się głośno, jakbym opowiedziała dobry żart.

– Tak, no cóż, to po części prawda. Przez to, że na ciebie wpadł i przypomniałaś mu o Emily, szybciutko wytropił skąd jesteś i w ten sposób skontaktował się z Carrie i Jackiem.

Zapada chwila ciszy, podczas której próbuję przetrawić otrzymane informacje. Nie pomaga to ukoić zaciekawienia, bo jest jeszcze wiele niewiadomych. Zaczynam stukać opuszkiem palca w chłodny beton.

– Dlaczego mnie zostawiłeś na pastwę Torresów? – To pierwsze, co chcę wiedzieć. Skoro doskonale zdawał sobie sprawę, kim są i że zabili mu syna oraz jego żonę, jakim cudem zgodził się, żebym tkwiła w takim piekle?

– Bo wiedziałem, że zostawiam cię pod opieką najbardziej niebezpiecznego człowieka na tej ziemi, który miał mieć na ciebie oko. – Wzrusza ramionami i opiera się wygodnie w wózku inwalidzkim. Marszczę brwi na te słowa, więc wyjaśnia: – Myślisz, że dlaczego Generał się jeszcze nie ujawnił? Basil dostał poćwiartowane zwłoki Emily i swojego brata. Doskonale wiedział, gdzie jest. Wie, gdzie jesteś ty i Neo, który swoją drogą wybrał złą stronę. Więc pomyśl, Daisy. Jak bardzo okrutnym człowiekiem musi być Basil Boshkov, skoro sam założyciel GENOM się go boi i przed nim ukrywa?

Zamieram. Palec zatrzymuje się w bezruchu na blacie. Chłód przenika na wskroś każdy organ ciała i zaczynam drżeć, kiedy sobie to uzmysławiam.

– Jemu też to wszystko było na rękę.

– Oczywiście, że tak. – Oczy Kestera błyszczą dumą, bo sama do tego doszłam. – Basil wyciągnął od ciebie potrzebne informacje. Pewnie nawet sprawił, że zaczęłaś wątpić w swoje zdrowy zmysły, prawda? – Patrzy na mnie uważnie i gdy przełykam głośno ślinę, spuszcza głowę i ciężko wzdycha. – Zawsze był gdzieś w cieniu. Nie dałby cię zabić, bo jesteś mu potrzebna do wykonania planu. Nie myśl, że jeśli kiedykolwiek uratował cię z opresji, to jest dobrym człowiekiem. Żądza krwi i zemsty przysłania jego zmysły.

– Co mam teraz zrobić? – pytam zrozpaczona.

– Zostań w Aragonie jakiś czas. Dojdź do siebie po wszystkim, co się wydarzyło. A potem spraw, żeby każdy jeden człowiek, żałował tego, że cię zranił.

– Ty też to zrobiłeś...

– Owszem, nie ukrywam tego. Sęk w tym, że ja nie mam ukrytych zamiarów. Chciałem, żebyś była bezpieczna i myślałem, że zawieram dobry układ. Dopiero po czasie się zorientowałem z jak bezdusznym człowiekiem to zrobiłem i było już za późno. Liczyłem, że sobie poradzisz, a skoro tu jesteś, to wiem, że właśnie tak będzie. Pokaż im prawdziwą Daisy Parker. Spróbuj sobie wszystko przypomnieć.

ــــــــــــــــﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ☠︎︎ﮩ٨ـﮩﮩ٨ﮩﮩ☠︎︎ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ


ــــــــــــــــﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ☠︎︎ﮩ٨ـﮩﮩ٨ﮩﮩ☠︎︎ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ


Z kolejnym, tak bardzo przez wszystkich wyczekiwanym, rozdziałem z udziałem Jesusa i Basila, widzimy się w sobotę ♥ Przygotujcie się psychicznie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro