Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

☠︎

Wjeżdżam na podziemny parking i niemal od razu czuję chłód. Przenika mnie na wskroś, mimo włączonego ogrzewania. Nawet lekki, ciepły wiatr z nawiewu w aucie nie pomaga ukoić nerwów. Zaraz ponownie spotkam się z Louisem. Sama nie wiem, co czuję w tym momencie. Głos rozsądku podpowiada, że to, co robię, jest złe.

Znajduję wolne miejsce parkingowe. O dziwo, o tej godzinie nie ma ich za dużo. Zostawiam różowego garbusa i włączam alarm, chociaż wątpię, żeby ktokolwiek chciał go ukraść. Nie wygląda na cennego. Ma dla mnie jednak potężną wartość sentymentalną.

Korzystam z ruchomych schodów i po chwili znajduję się na parterze galerii. Kieruję się w stronę głównego wyjścia i przechodzę przez szklane, obrotowe drzwi. Chowam dłonie w za duże rękawy swetra, aby się trochę bardziej ogrzać i pociągam czerwonym z zimna nosem. Wpatruję się w ulicę, bo nigdzie nie widzę wyczekiwanego mężczyzny.

Mija kilka minut i słyszę ryk silnika niosący się po okolicy echem. Dźwięk ten można przypisać tylko do jednej maszyny - Kawasaki H2R. Po raz kolejny serce, wręcz boleśnie, przyspiesza swój rytm. Pocą mi się dłonie i sama nie mogę zdecydować, czy wciąż trzymać je w swetrze, czy wyjąć. Przestępuję niecierpliwie z nogi na nogę.

Z daleka widzę neonowe światła motocyklu Louisa. Gdy całkowicie wkracza w zasięg mojego wzroku, podziwiam jego sylwetkę. Wygląda bardzo dostojnie na tej bestii, jakby idealnie do siebie pasowali. Zieleń i czerń to zdecydowanie kolory mężczyzny.

Zwalnia niedaleko wejścia i wiem, że będzie się kierował do parkingu podziemnego. Zaskakuje mnie jednak, kiedy odwraca głowę w moją stronę i prostuje się, puszczając kierownicę. Pomimo tego, że ma kask, mogę wyczuć, że właśnie się uśmiecha na ten swój łobuzerski i figlarny sposób. Unosi jedną rękę i macha mi nonszalancko. Postawa Louisa jest momentami cholernie arogancka, ale to jest właśnie to, co przyciąga kobiety. Rozglądam się dookoła i widzę, jak wszyscy zwrócili na niego uwagę. Dopiero, gdy znika za rogiem, ludzie wracają do swoich zajęć i rozmów.

Wzdycham ciężko i mam nadzieję znaleźć odpowiednią sukienkę w jak najkrótszym czasie. Nie dlatego, że przeszkadza mi jego towarzystwo, a wręcz przeciwnie. Szalenie mi się podoba i właśnie z tego powodu, nie ufam sobie, gdy przebywamy blisko siebie.

Siadam nieopodal wejścia, na jednej z ławek w pasażu. Żywię nadzieję, że znajdzie mnie sam. Nie mamy swoich numerów, aby móc zadzwonić i dopytać o konkretne miejsce spotkania. Najwyżej, po prostu pójdę obejść sklepy sama i wyjaśnię mu przy najbliższej okazji, jeśli takowa się jeszcze nadarzy, że nie potrafiłam go odnaleźć.

Wpatruję się z zachwytem w szklaną witrynę. Dostrzegam na wystawie idealny, różowy komplecik bielizny, który skradł moje serce już po pierwszym spojrzeniu. Do tego jest koronkowy! Prawdziwa miłość!

Nagle wyczuwam, tak dobrze już mi znany, zapach mężczyzny. Dosłownie na sekundę przymykam powieki, gdy walczę z tym obezwładniającym uczuciem. Nie wiem, jak to możliwe, żeby bergamotka kojarzyła mi się tylko z nim, a w dodatku działała w taki sposób na wszystkie zmysły, jakbym nagle traciła zdolność samodzielnego myślenia. Nie jestem pewna, czy przypadkiem w tych perfumach nie ma dodatku jakiegoś narkotyku.

Kiedy otwieram oczy, dostrzegam dłonie na oparciu ławki tuż przy ramionach. Widzę, że pozbył się skórzanej kurtki z kompletu i pozostał jedynie w białej podkoszulce, która idealnie eksponuje zarys perfekcyjnie wyrzeźbionych mięśni. Czuję ciepło ciała mężczyzny, gdy nachyla się ku mnie. Zawieszka wisiorka dotyka potylicy i daje delikatne uczucie chłodu. Odchylam głowę i spoglądam na poważny wyraz twarzy Louisa. Mimo to, gdy nasze spojrzenia się spotykają, jeden kącik ust zaczyna u niego niebezpiecznie drgać, ale nie pozwala sobie na uśmiech. Brunatne, ciemne spojrzenie jest tak hipnotyzujące, że zapiera dech w piersiach. Przecina na wskroś, bada najciemniejsze zakamarki duszy i mam wrażenie, że czyta ze mnie, ale nie tak, jakbym była otwartą księgą. Bardziej w sposób, jakbym była zakazaną, a tylko on miał do niej dostęp.

Pochyla się jeszcze niżej, aż tytoniowy oddech łaskocze w nos i policzki. Nawet nie przeszkadza mi ten zapach - w połączeniu z kwiatem i czarnym pieprzem wydaje się być nad wyraz seksowny.

Nasze nosy prawie się stykają. Tak blisko nie byliśmy nawet w zatoce, przy drzewie. Mam nieodparte wrażenie, że jeszcze chwila i Louis złoży soczysty pocałunek na moich ustach. Nie ruszam się jednak z miejsca. Jest to coś, czego bym chciała spróbować. Przełykam głośno ślinę, bo tylko na tyle mnie stać w obecnej sytuacji.

– Podoba ci się? – Zbija mnie z tropu. Chwila zachwycenia jego osobą nie mija, jest całkowicie przeciwnie. Gdy słyszę ten baryton, prawie dostaję palpitacji serca.

Marszczę brwi i to jest jedyna odpowiedź z mojej strony. Zaskakujący jest fakt, że nie muszę wypowiedzieć nawet słowa, a Louis doskonale rozumie, o co pytam.

Przykłada jedną dłoń do rozgrzanego policzka, a ten kontakt fizyczny sprawia, że zaczyna płonąć we mnie ogień. Moja skóra reaguje na niego naelektryzowaniem. Zawsze sądziłam, że przeskakujące iskry to głupi wymysł zaczerpnięty rodem z filmów romantycznych. Teraz jednak odczuwam na własnej skórze, jak nawet delikatny dotyk z odpowiednią osobą może wywołać salwę fajerwerków.

Zaczyna poruszać rytmicznie kciukiem, kreśląc niewielkie kółka.

– Bielizna – wyjaśnia cicho. Z boku musimy wyglądać na zakochaną parę, podczas gdy tak naprawdę ledwo się znamy. – Teoretycznie jestem ci winien tylko kieckę, ale mogę dorzucić mały gratis.

Unoszę jedną brew i nie zrywając połączenia wzrokowego, rzucam małą ripostą:

– Już myślałam, że pytasz o siebie.

Louis w końcu nie wytrzymuje i uśmiecha się szeroko. Jest to dokładnie ten rodzaj rozbawienia, jaki myślałam, że skrywa pod kaskiem.

– O to nie muszę, bo znam odpowiedź. – Oblizuje usta i uwalnia mnie z klatki tętniącej napięciem seksualnym. Odpycha się od oparcia i staje przede mną. Wyciąga dłoń, abym ją złapała i dostrzegam, jak żyły na przedramionach uwydatniają się w napięciu. Mam ochotę ich dotknąć, wodzić palcem po zarysie niebiesko-fioletowych śladów.

Bez słowa subtelnie kładę palce na wystawionej ręce i pomaga mi wstać. Poprawiam spódniczkę, aby nie było widać żadnych miejsc intymnych.

– Daj mi sekundkę – odzywa się nagle i zaczyna iść tyłem, ciągle na mnie zerkając. Otwieram szeroko oczy, kiedy zdaję sobie sprawę, że on naprawdę chce kupić mi bieliznę!

Nie mija pięć minut, kiedy wraca. Jeśli wcześniej byłam zarumieniona i trawił mnie żywy ogień, to teraz zdecydowanie spalam się ze wstydu. Trzyma w rękach małą torebeczkę i mi ją podaje.

– Mały prezent.

– Skąd wiedziałeś, jaki rozmiar noszę? – Mam ochotę założyć ręce na piersi, ale trzymanie pakunku cholernie w tym przeszkadza.

– Nie jestem jakimś amatorem, Daisy. Potrafię określić kobiecy rozmiar oczami. – Rusza przed siebie, nawet nie oglądając się do tyłu. Jest pewny, że za nim pójdę i tak też czynię.

Patrzę z jaką dumą idzie. Krok ma luźny, ale wokół roztacza aurę wyższości, nawet jeśli robi to nieświadomie.

– W takim razie musiałeś sporo tych rozmiarów przerobić oczami, skoro masz taką wprawę – zauważam zgryźliwie. Nie chcę na taką brzmieć i pokazywać jakiejkolwiek zazdrości, bo to by było po prostu głupie. Nie mogę jednak zapanować nad nutką złości pobrzmiewającą w tonie głosu.

Louis odwraca się i puszcza mi oczko przez ramię. Wiem, że w ten sposób ucina rozmowę, bo nie ma zamiaru odpowiadać na zaczepkę z mojej strony. Nie dziwię mu się. Chyba też bym wolała zignorować tak głupi komentarz.

Przechadzamy się po galerii przez dobre czterdzieści minut, bo mężczyzna pozwolił wybrać mi sklep. On ma tylko wyciągnąć kasę i zapłacić. Gdyby nie fakt, że kreacja z bankietu naprawdę kosztowała krocie, byłoby mi głupio. W tym wypadku kompletnie tak nie jest.

Jestem szczerze zdumiona faktem, że rozmawiamy na zupełnie luźne tematy. Louis wypytuje o rodzinę, przyjaciół, pracę. Zszedł na spokojne wody i mam wrażenie, że kontroluje przebieg całego spotkania. To od niego zależy, czy teraz będę odczuwać napięcie, a może spokój. Wciąż nie panuję nad sobą, kiedy jest w moim obrębie i zdaję się na niego. W myślach śmieję się, że ma moc kontrolowania ludzkich emocji.

– Jesteś najbardziej niezdecydowaną kobietą na tym świecie - wzdycha ciężko, z lekką frustracją. – Mija prawie godzina, a ty nawet nie wybrałaś sklepu. Przypominam tylko, że galerie zamykają za dziewięćdziesiąt minut.

– Nienawidzę robić zakupów – wzruszam ramionami i w tym momencie spoglądam przerażona na mężczyznę. Dopiero po chwili orientuję się, że to nie mój chłopak i nie będzie prawił z tego tytułu morałów. Przełykam gulę w gardle, kiedy przypatruje mi się uważnie.

– W takim razie ja wybieram, żeby ukrócić nasze tortury. – Łapie za mój nadgarstek i ciągnie w stronę ruchomych schodów na wyższe piętro.

Po chwili wchodzimy do luksusowego sklepu, którego nazwy nie znam, bo nie dojrzałam na wejściu. Byłam skupiona na naszych splecionych dłoniach. Widzę jednak, że mają ubrania od wielu znanych projektantów: Givenchy, Chanel, Dior, Westwood, Saint Laurent, a nawet Balenciaga. Są posegregowane markami, co mnie zachwyca. Tak, jak nienawidzę samej formy zakupów, tak oglądanie ubrań od znanych domów mody wprawia mnie w euforię, co chyba podchodzi pod lekkie zboczenie zawodowe.

Gdy tylko przekraczamy próg, trzy pracownice sklepu zjawiają się obok. Uśmiechają się w stronę mojego towarzysza w taki sposób, aż czuję się z tym niekomfortowo. Z wściekłości, która ma niewiadome pochodzenie, czerwienieją mi policzki. Domyślam się, że Louis nie pierwszy raz znajduje się w tym miejscu, a kobiety doskonale go znają. Pojawia się także myśl, że być może lepiej, niż mogłoby się wydawać.

Nie słucham co mówią – pozostaję skupiona na tym, żeby nie okazać ani grama zazdrości. Mężczyzna układa dłoń na dole moich pleców i pcha nieznacznie w stronę drugiego końca sklepu. Jest to dla mnie znak, że ominęłam znaczą część konwersacji i kompletnie się wyłączyłam.

Posyłam Louisowi wymuszony uśmiech i ruszam za jedną z kobiet. Rozdziawiam szeroko usta, kiedy zdaję sobie sprawę, że zostaliśmy przekierowani do sekcji dla VIP-ów. Jest to pomieszczenie zamykane na klucz, a w środku znajduje się granatowa sofa, dwa miękkie fotele w tym samym kolorze oraz stolik, na którym stoją kieliszki do szampana. Druga pani z obsługi właśnie napełnia dla nas dwa z nich.

– Zróbmy tak: ty grzecznie tutaj poczekasz, a ja pomogę pracownicom wybrać coś w twoim rozmiarze, co będzie idealnie pasowało – proponuje Louis. Nie czeka nawet na potwierdzenie i pcha mnie na środek przebieralni, a sam znika za drzwiami razem z całym personelem. Podoba mi się jego zdecydowanie i szybkie działanie. Siadam na małej kanapie, obleczonej miękkim materiałem. Wnętrze jest przytulne, a całe pomieszczenie wyłożone zostało jasnym, niemal białym, drewnem. Duże lustro wisi na jednej ze ścianek i spokojnie objęłoby trzy osoby, a nie jedną.

Zegar pokazuje, że minęło już kilkanaście dobrych minut. Zaczynam się martwić, że może nie podołać zadaniu, które sam sobie wymyślił, kiedy nagle wpada do przymierzalni. Nie puka, ani nie pyta, czy może wejść, po prostu naciska klamkę i otwiera drzwi, jak do własnego domu. W rękach trzyma jasną sukienkę w odcieniu pudrowego różu. Mieni się w świetle tysiącem małych iskierek za sprawą dodatku srebrnych niteczek.

Zafascynowana, otwieram szeroko usta. Jeśli Louis ma taki gust, z chęcią częściej zabierałabym go na zakupy.

Ujmuję ubranie w ręce i ruszam w stronę kotary. Wchodzę na niewielkie podwyższenie i posyłam chłopakowi ostatnie, wdzięczne spojrzenie, a potem zaciągam materiał jednym ruchem. Przez padający na podłodze cień, wiem, że przechodzi przez pomieszczenie. Szybko się przebieram.

Suknia sięga kostek i opina ciasno ciało, ale mam wrażenie, że po to właśnie została stworzona. Uwydatnia piersi, wcięcie w talii oraz pośladki. Rozcięcie od połowy uda tylko dodaje pazura całości. Jest idealna, piękna i posiada cienkie ramiączka. Na moment rzednie mi mina, bo ostatnim razem nie obeszło się bez uwag na temat zbyt chudych ramion. Stwierdzam jednak, że skoro Jesus organizuje randkę i nie chce już być chujem, może nawet usłyszę jakiś komplement, a nie obelgę.

Louis chyba słyszy, że przestałam się szamotać z ubraniami i wchodzi do środka. Widzę w odbiciu lustra, jak źrenice powiększają mu się dwukrotnie. Panuje kompletna cisza, kiedy cofa się do drzwi. Przerywa ją tylko kliknięcie zamka.

Zamknął nas. Zostaję z nim sam na sam.

Podchodzi bliżej. Klatką piersiową niemal styka się z nagimi plecami. Oboje jesteśmy poważni i obserwujemy się wzajemnie w tafli lustra. Dostrzegam, jak coś przemyka przez twarz chłopaka i nie mogę wyzbyć się wrażenia, że jest to pewnego rodzaju wahanie.

Po tym, co robi następnie, mogę śmiało stwierdzić, że przegrał niemą walkę w swojej głowie.

Sunie palcem wskazującym przez całą długość ręki. Zaczyna od nadgarstka, mknie ku górze, aż do ramienia, w końcu dociera do szyi. Nie spuszczając ze mnie wzroku, przyciska tętnicę. Zatapia nos we włosach i zaciąga się ich zapachem, co sprawia, że puls przyspiesza diametralnie, a on to czuje. Wodzi nim po kosmykach, aż dociera do ucha. Posyła mi zadowolony z siebie uśmiech.

– Skoro tak skromny dotyk już na ciebie działa, chcę patrzeć, jak wijesz się z rozkoszy przez to, co zaraz zrobię – wypowiada uwodzicielskim szeptem.

Nawet w lustrze widzę, jak lewa pierś zaczyna poruszać się niespokojnie. Czuję wilgoć u zbiegu ud. Mięśnie w każdym zakamarku ciała napinają się w oczekiwaniu na coś nowego, co zaraz nadejdzie.

Składa subtelny pocałunek na nagim, prawym ramieniu. Jest to delikatna pieszczota, ale i tak wywołuje na moim ciele gęsią skórkę. Dotyk jego ust jest tak przyjemny, a zarazem stanowczy, że zaczynam się czuć skołowana.

Po chwili robi coś zupełnie niespodziewanego. Odsuwa palec z tętnicy i przykłada całą dłoń do szyi. Zaciska mocno, ale nie na tyle, aby zostały jakieś ślady. Mimo to, łapczywie nabieram powietrza, co jest spowodowane głównie podnieceniem. Ruch ten sprawia, że trzymam głowę wysoko i wpatruję się w nasze odbicie. Chcę spojrzeć gdzieś indziej, bo samo patrzenie na nas w tej pozycji jest zbyt intensywne.

– Nie odwracaj wzroku, stokrotko – prosi łagodnie i zacieśnia ucisk tak, abym nie mogła się poruszyć.

Drugiego całusa składa na lewym ramieniu. Trzęsę się z doznań, nawet jeśli jeszcze do niczego między nami nie doszło. Ale cholera. Chcę tego. Tak bardzo go pragnę od pierwszego spotkania, że nie potrafię nad tym zapanować.

– Mogę cię dotknąć? – pyta na pozór spokojnie, chociaż widzę, jak wszystkie mięśnie ciała ma napięte do granic możliwości, a baryton delikatnie drga w napięciu. Czuję pewnego rodzaju triumf, że jednak jakoś na niego działam.

– Tak.

Nie muszę nic więcej mówić.

Louis składa kolejny pocałunek na karku i przykłada czoło do mojej potylicy. Czuję ciepły, przyspieszony oddech na plecach, co jeszcze bardziej rozpala zmysły.

Kieruje dłoń do rozcięcia w sukni i wkłada pod ubranie. Bada palcami fakturę skóry ud oraz bioder. Chłodnymi opuszkami dotyka pachwiny, co wywołuje pieszczotliwe dreszcze. Obserwuję w lustrze ruch ręki, odznaczającej się pod materiałem. Mam ochotę przymknąć powieki, ale nie mogę przestać patrzeć na ten hipnotyzujący widok.

Louis łaskocze dotykiem wzgórek łonowy i podnosi spojrzenie. Jest tak ciemne przez rozszerzone źrenice, że mogłoby w innej sytuacji przerazić. Teraz mam świadomość, że podniecenie i pożądanie przejmują nad nim kontrolę. Nie odwracam wzroku, kiedy przemieszcza dłoń niżej do uda. Zaciska na nim palce i unosi delikatnie. Ruchem nakazuje mi przesunąć nogę w bok. Zakładam więc łydkę na jego piszczel i oplatam stopą kostkę chłopaka, aby się utrzymać w miejscu.

W drodze powrotnej ku górze, czuję jak rozkłada palce. Widzę w jego spojrzeniu, że chce aby każdy jeden mógł poczuć aksamitność miękkiej skóry. Dociera do pępka i zatrzymuje na chwilę. Przygryza płatek ucha, a palec kieruje w dół, w linii prostej. Nie komentuje faktu, że nie mam na sobie bielizny.

W końcu palec mężczyzny ociera się o moją łechtaczkę. Syczę i podskakuję delikatnie w miejscu na nowe, nieznane mi dotąd uczucia. Porusza nim powoli, kładzie delikatny nacisk na każdy ruch. Zjeżdża niżej i zahacza opuszkiem o moje wejście, skąd wraca ku górze. W ten sposób rozprowadza po całej długości śluz powstały w wyniku podniecenia. Nie mam pojęcia, dlaczego to działa tak dobrze. Gdy zaczyna szybciej poruszać po wilgotnej i nabrzmiałej łechtaczce, wszystko odczuwam ze zdwojoną mocą.

Niezrozumiałe jęki mimowolnie wydostają się z ust. Louis zaczyna poruszać palcem w jeszcze szybszym tempie, a dłoń z gardła przenosi na usta.

– Cichutko, stokrotko – karci mnie finezyjnie i dociska mocniej do klatki piersiowej.

Nie daję rady już dłużej wytrzymać ciśnienia. Budowało się we mnie od pierwszego dotyku z tym mężczyzną i w końcu musiało znaleźć gdzieś ujście. Wrażliwa kobiecość zaczyna pulsować niebezpiecznie i rytmicznie w zbliżającym się orgazmie. Tym razem nie potrafię utrzymać wzroku na naszym odbiciu. Gałki wywijają się białkami do góry, kiedy mięśnie pochwy się zaciskają. Tył głowy wbijam w tors Louisa, kiedy odchylam ją w konwulsjach rozkoszy. Chłopak odnajduje najczulszy punkt i naciska na niego delikatnie palcem, co przenosi mnie w całkowicie inny wymiar doświadczeń seksualnych.

Moim ciałem targają fale orgazmu tak silnego, że chłopak musi wyjąć rękę spod materiału i przytrzymać w talii, abym nie upadła. Oddycham płytko i szybko, jakby każdy oddech miał sprawiać ból w płucach.

Czuję, jak układa brodę na czubku mojej głowy. Dopiero po kilku minutach, kiedy się uspokajam, otwieram oczy i jestem w stanie znów spojrzeć w lustro. Na jego twarzy rozkwita uśmieszek samozadowolenia tak szeroki, jakiego jeszcze nie widziałam u nikogo. Natomiast ja przypominam obraz nędzy i rozpaczy - potargane włosy, rozmazany makijaż i zaczerwieniona twarz.

Oblizuję zeschnięte usta i zdejmuję nogę z chłopaka. Odsuwam się o krok, wciąż oszołomiona tym, co przed chwilą zrobiliśmy.

– Muszę uciekać – oznajmia nagle, a ja czuję dziwny zawód, którego nie powinno być. Nic nas nie łączy, a to, co się wydarzyło, było tylko i wyłącznie chwilą uniesienia. Zajebistego uniesienia. – Sukienka jest już opłacona, więc możesz ją spakować i po prostu wyjść. Idealnie do ciebie pasuje.

Cofa się do tyłu i puszcza mi, po raz kolejny tego dnia, oczko.

Gdy przekracza próg, przystaje na chwilę i dodaje:

– I nie myśl, że dziś wygrałaś w kłótni o przejażdżkę motocyklem. Nie chciałem po prostu, żeby całe miasto oglądało twoją cipkę. – Szczerzy się głupkowato. Staję zupełnie osłupiała na te słowa. Od początku wiedział...

– A tę bieliznę – wskazuje brodą na prezent od samego siebie – zostaw dla kogoś, kto jest tego wart.

Wychodzi, a ja nie ruszam się z miejsca jeszcze przez dobre dwie minuty.

Chaos, jaki wprowadził do umysłu, jest już nie do okiełznania. Zawładnął mną.

ــــــــــــــــﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ☠︎︎ﮩ٨ـﮩﮩ٨ﮩﮩ☠︎︎ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ

Czasami popełniamy błędy naumyślnie. Wiesz, że to zrobisz, masz ostatnią szansę, aby się wycofać i z niej nie korzystasz. A potem okazuje się, że dzięki temu tworzysz najlepsze wspomnienia w życiu.

Dojeżdżam Kawasaki do domu. Całą podróż towarzyszyły mi obrazy doprowadzenia Daisy do orgazmu. Cholera, nigdy nikogo nie pieprzyłem w przebieralni. Technicznie rzecz biorąc, teraz też nie, ale nawet jeśli w nią nie wszedłem, ta chwila odebrała mi dech w piersiach. Nie widziałem jej ciała, ale czułem tę wilgoć między nogami. Fakt, że tak na nią działam, tylko mnie nakręca. Jestem pewny, że Torres nie potrafi jej dotykać w taki sposób - nie wywołuje orgazmu u kobiety jednym palcem.

Mijam jamę pełną hakerów. Widzę Freda, który stoi przy wielkiej tablicy interaktywnej i się nad czymś zastanawia. Wygląda na zmartwionego, ale nie mam czasu tego teraz roztrząsać.

– Sprawozdanie za dwie godziny! – krzyczę do niego. Kilka głów odwraca się w moją stronę, zaskoczone nagłym pojawieniem się swojego szefa.

Nie zatrzymuję się jednak. Idę prosto do swojego pokoju. Nalewam zimnej wody do wanny, z nadzieją, że da oczekiwane ukojenie. Jeśli zaraz nie pozbędę się tego napięcia, to coś mnie rozsadzi od środka.

Rozbieram się do naga i wchodzę. Leżę pięć minut, ale nawet gdybym dosypał tonę kostek lodu, nie ostudziłoby to rozgrzanego do granic możliwości ciała.

Odpalam ostateczną broń - papierosa. Zaciągam się kilka razy. Wciąż nie wychodzę z wanny, ale gdy docieram do filtra, czuję jedynie wkurwienie i irytację. Nie wytrzymuję. Pierwszy raz w życiu dokonuję samogwałtu do wspomnień i spuszczam się obficie w wannę, z której muszę, kurwa, teraz wyjść i wziąć prysznic.

Jutro w nocy złożę kolejną wizytę Daisy Parker. Tym razem jednak nie będzie wiedziała, kim jestem.

ــــــــــــــــﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ☠︎︎ﮩ٨ـﮩﮩ٨ﮩﮩ☠︎︎ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ




Witam z kolejnym rozdziałem!

Mam nadzieję, że wzbudził jakieś pozytywne emocje, bo w następnym czeka na Daisy okrutny los. Będziemy tam dużo używać naszego ukochanego # (pozdrawiam dziewczyny z grupy NOS ).

Przed nami coraz więcej scen Daisy z Basilem, ale także dowiemy się: czym zajmuję się GENOM i co to w ogóle jest; Kim tak naprawdę jest Basil; Kim była Emily oraz Boris; co to I-GEN. Nie mogę się doczekać waszych reakcji 🖤💙💚

Z kolejnym rozdziałem widzimy się na 1,7k wejść (czyli pewnie za jakieś 2-3 dni!).

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro