Rozdział 25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

☠︎︎

Kolejne trzy tygodnie mijają naprawdę szybko. Wiosna w pełni obdarza nas swoimi urokami w postaci pięknych zapachów kwitnących kwiatów i ciepłego słońca, delikatnie muskającego odkryte ramiona.

Moja relacja z Basilem weszła na zupełnie nowy poziom. Nie wiem, jak to się stało, ale ten facet praktycznie zamieszkał w moim domu. Przynajmniej na noce. Wkradał się, kiedy jeszcze leżałam w łóżku i nie spałam, a robił to w tak dyskretny sposób, że do teraz nie mam pojęcia, w jaki sposób dostawał się do środka. Bywały poranki, gdy wciąż się budziłam w jego ramionach i wdychałam zapach, który nagle stał się moim ulubionym. Czułam go nawet po tym, jak opuszczał pomieszczenie. Ciągnął się za nim, jakby wyznaczał mi drogę do domu.

Najlepsze, a zarazem najgorsze było to, że przyzwyczaiłam się do jego obecności. Cholernie mnie to przerażało, ale nie miałam zamiaru tego powstrzymywać. Postawiłam wszystko na jedną kartę i kurczowo trzymałam się nadziei, że wszystko się ułoży.

Yoko wiernie trwała przy moim boku. Każdego dnia dostrzegałam na jej twarzy nieznaczny uśmieszek, który jasno przekazywał, że widzi moją poprawę i jest ze mnie dumna. Ja z kolei śmiałam się z niej, bo Louis dreptał za nią, niczym szczeniaczek. Wiedziałam, że coś między nimi było, nawet jeśli przyjaciółka nie przyznawała się do tego otwarcie. Nie naciskałam i cierpliwie czekałam.

Freda praktycznie nie widywałam. Wpadał tylko na chwilę, kiedy podrzucał Jillian i rzucał mi badawcze spojrzenie od stóp do głów, ale nigdy niczego nie komentował. W gruncie rzeczy, cieszyło mnie to, bo nie miałam pojęcia, jak z nim rozmawiać. Za każdym razem, gdy go widziałam, w głowie odtwarzałam tę delikatność, z jaką do mnie podszedł zaraz po gwałcie. Zdecydowanie miał w tym wprawę i ta myśl, z jakiegoś powodu, wywoływała dziwne dreszcze na moim ciele.

Jeśli chodzi o terapeutkę od Basila, to niestety, musiała odpuścić prowadzenie mnie dalej. Za bardzo się ze sobą zżyłyśmy, żebyśmy mogły prowadzić nasze sesje. Z dnia na dzień stawała się mi coraz bliższa, chociaż jeszcze nie chciałam tego przed sobą przyznać. Mimo to, nie poszłam do innego psychologa. Czułam się już zdecydowanie lepiej i stanęłam na nogi, więc nie widziałam takiej potrzeby. Oczywiście obiecałam swojej przyjaciółce i Jillian, że jeśli tylko poczuję się gorzej, wrócę na terapię.

Leżę właśnie w łóżku, a uśmiech sam formuje się na ustach, kiedy wspominam ostatnie dni. Wszystko wydaje się układać w końcu we właściwym kierunku i czuję błogi spokój, którego pragnęłam od tak dawna. Jedynym jego zakłóceniem jest moje nowe stanowisko w pracy, gdzie praktycznie codziennie toczę batalie z Zeldą. Udało mi się jednak znaleźć na nią broń i już się tak nie obawiam, że mogłaby mi zaszkodzić.

Słońce powoli zmierza ku zachodowi. Wpatruję się w sufit z rękami założonymi pod głową i skrzyżowanymi w kostkach nogami.

Moje przemyślenia zostają zakłócone przez Basila. Staje w progu i opiera się ramieniem o framugę. Zakłada ręce na piersi, przez co uwydatniają się jego bicepsy. Nie zliczę, ile razy musiałam się ganić w myślach i hamować, aby nie dotknąć ich podczas, gdy spał. Na ten widok, serce zaczyna łomotać mocno w piersi i obijać się boleśnie o żebra. Za każdym razem, reakcja jest ta sama. Nie wiem, czy kiedykolwiek przyzwyczaję się do obecności tego mężczyzny w moim życiu.

Co rano urządzamy sobie sesję obściskiwania się i w żadnym wypadku mi to nie przeszkadza. Z utęsknieniem wyczekuję poranków. Basil jest moją rutyną, a rutyna stawała się siłą. Pocałunki rozgrzewają mnie do czerwoności i dopiero od kilku dni zaczęłam myśleć o tym, czy nie chciałabym w końcu pójść o krok dalej. W podświadomości ciągle tkwi taka myśl, że on również by tego chciał.

– Zmęczona? – pyta, uważnie skanując ciemnym spojrzeniem całe moje ciało.

– A co, masz jakieś plany? – żartuję z delikatnym uśmiechem.

To, co dzieje się w czterech ścianach tego domu, zostaje w środku. Nie obnosimy się z naszym związkiem, świat zewnętrzny nie ma o nas pojęcia. Nie spotykamy się na mieście, jak normalne pary. Ja nas właśnie za to uważam – parę – i mam nadzieję, że Basil myśli tak samo. Nie chcę, żeby między nami były jakieś przykre niedopowiedzenia, ale rozpoczęcie tego tematu na pewno nie przyjdzie mi z łatwością.

– Właściwie to tak. – Rusza w moją stronę i gdy staje przy krawędzi łóżka, zaskakuje mnie.

Siada na mnie okrakiem i przygniata do materaca. Mimowolnie wyciągam dłonie, żeby go odepchnąć i jest to odruch bezwarunkowy, bo wcale tego nie chcę.

Zanim zdążę dotknąć jego klatkę piersiową, łapie moje dłonie w swoją jedną i wciąż patrząc prosto w oczy, układa je nad moją głową. Zaczynam szybciej oddychać, bo jestem kompletnie bezbronna. Basil wyczuwa moje zdenerwowanie, więc nachyla się, a nasze usta dzieli już tylko kilka milimetrów. Nie całuje mnie jednak. Tkwi tak i wdycha ulatujące ze mnie powietrze, jakby razem z nim chciał zabrać cały stres. Czuję jego ciepło, bergamotkę i opanowanie, dzięki czemu sama zaczynam powoli się rozluźniać.

Dopiero wtedy wsadza nos w zagłębienie mojej szyi i zaciąga się zapachem. Zawieszka dotyka mojego dekoltu. Przełykam głośno ślinę, chociaż nie jestem już tak spięta, jak wcześniej. Teraz odczuwam dziwne ciepło między nogami, którego nigdy tam nie było.

Basil trąca nosem mój policzek i spogląda na mnie z bliska. Oczy mężczyzny dalej mają w sobie ten szaleńczy błysk, ale z jakiegoś powodu, podoba mi się to.

Nagle wstaje z łóżka i wyciąga do mnie rękę.

– Chodź, chcę cię zabrać w jedno miejsce – oznajmia i pomaga mi się podnieść.

Spoglądam w roztargnieniu na swoje ubranie, czy będzie odpowiednie na wyjście z domu, ale Basil jest już za drzwiami. Z ciężkim westchnieniem ruszam za nim. Kiedy zamykam drzwi i staję przodem do ulicy, dostrzegam znajome Kawasaki. Podchodzę bliżej i spoglądam sceptycznie na maszynę.

– Musimy na tym jechać? – pytam niepocieszona, zakładając ręce na piersi.

Basil przygląda mi się z uniesioną brwią.

– Myślałem, że tę fobię masz już za sobą. – Podaje mi kask, który łapię z ociąganiem. – Nie masz się ze mną czego bać, stokrotko.

– Nie o to chodzi – mruczę, ale nie chcę przeciągać wyjaśnień.

Grzecznie zakładam kask i usadzam się za Basilem. Obejmuję go w pasie i zdaję sobie sprawę, że moja spódniczka nie jest odpowiednim strojem na taką przejażdżkę. Kiedy jednak przypominam sobie naszą pierwszą przejażdżkę po bankiecie, gdzie ubrana byłam tylko w podartą sukienkę, a Basil w swobodny strój, uspokajam się. Teraz przynajmniej wiem, czemu żadne z nas się wtedy nie przeziębiło. Jesteśmy spaczeni, w bardzo podobny do siebie sposób.

Basil nie ciągnie mnie za język, żebym wyjawiła mu powód moich zmartwień. On doskonale wie, że chodzi o rodziców i to jak zginęli.

Odpala silnik i gdy ruszamy, wyczuwam pod opuszkami palców napięte mięśnie chłopaka. Przyciskam mocniej dłonie, aby czuć ich zarys i sprawia mi to w jakiś dziwny sposób przyjemność. Nie widziałam go jeszcze bez koszulki i gdzieś w głowie zakotwicza się myśl, że bardzo bym chciała.

Mkniemy przez miasto, a Basil wydaje się być opanowanym kierowcą. Sprawnie lawiruje między autami. W pewnym momencie orientuję się, że jesteśmy w znanej mi okolicy i natychmiast spinam się na nowo.

Basil parkuje jak najdalej od wieżowca Torres Steel. Jak tylko się zatrzymuje, zeskakuję z motocyklu i szybko ściągam kask.

– Co to ma znaczyć? – Mój głos ocieka zarazem wściekłością i strachem. – Nie chcę tu być, Basil. Wiesz, przez co przeszłam, to nie jest...

Bez słowa przyciska swoje usta do moich i zamyka natłok słów czułym pocałunkiem. Aksamitne wargi sprawiają, że od razu się rozluźniam i opuszczam ramiona. Poddaję się temu bez oporów. Tak, jak za każdym razem w takich chwilach, czuję, jakbym unosiła się delikatnie w powietrzu. Ucisza moją nadpobudliwość w myśleniu i analizowaniu sytuacji.

– Po prostu mi zaufaj – szepcze, gdy już się odsuwa.

To jest ten moment, w którym wiem, że jestem w ciemnej dupie. Tak po prostu. Jeśli powiem mu "nie", wyjdzie na to, że mu nie ufam, co nie jest prawdą. Jest osobą, która dla mnie zabiła. Kimś, kto ratował mnie z opresji. Martwi się o mnie. Jak mogłabym mu nie ufać, nawet jeśli słowa Kestera odbijają się echem w mojej głowie?

Jeśli jednak za nim pójdę, po raz kolejny będę musiała zmierzyć się z demonami przeszłości, co przeraża mnie do szpiku kości.

Chwytam jego wyciągniętą dłoń. Słońce praktycznie zaszło i zastanawiam się, po co tu przyjechaliśmy? Nie zadaję jednak tego pytania na głos. Po prostu za nim drepczę, trzymając dystans na pół kroku. Nie chcę iść pierwsza. Przez myśl mi przechodzi, że może Basil tym razem chce się odegrać na Williamie i wpadł na świetny pomysł, że będę się dobrze bawić oglądając to? Wzdrygam się na samą myśl, na co mój towarzysz unosi brew i spogląda na mnie kątem oka, ale nic nie mówi.

Jestem szczerze zaskoczona, gdy najnormalniej w świecie wchodzimy do środka. Ochroniarz, którego bardzo dobrze kojarzę, posyła tylko Basilowi uśmieszek znad gazety, na co marszczę brwi i mocniej ściskam dłoń chłopaka.

– Co tu się dzieje? – pytam, jak tylko wsiadamy do windy, a Basil naciska najwyższe piętro. – Co my tu robimy? Dlaczego ochroniarz nas nie zatrzymał?

– Zaufaj mi – powtarza z naciskiem Basil.

Wciąż nie puszcza mojej dłoni, a ja czuję, jak zaczynam się pocić ze stresu, gdy mijamy piętro, gdzie znajduje się gabinet Williama. Niechciane wspomnienia zaczynają atakować moją głowę i próbuję z nimi walczyć.

Wysiadamy na ostatnim piętrze, gdzie jest po prostu jeden, wielki, pusty hol i schody na dach. Basil niemal ciągnie mnie przez pomieszczenie, a panującą między nami ciszę przerywa jedynie stukot naszych butów. Wspinamy się po schodach, chłopak pcha ciężkie drzwi. W twarz uderza ciepły wiatr, a oczy lądują na świecących jasno gwiazdach. Księżyc w pełni wisi nisko na niebie. Małe światełka miasta migoczą pod nami, złożone u naszych stóp.

– Ochroniarz nazywa się Cesar i pracuje dla mnie już od dawna – odpowiada na jedno z moich pytań. – Inwigilowałem Torresów dużo wcześniej, jeszcze zanim użyłem do tego ciebie, ale to dzięki tobie uzyskałem do nich lepszy dostęp.

Nie jestem nawet odrobinę zaskoczona, że to kolejny członek Ratters. Oni są wszędzie.

– William się nie dowie, że tu jesteśmy?

– Nie zjawił się tutaj od dwóch tygodni. Być może opłakuje syna – mówi tak chłodno, aż dostaję gęsiej skórki.

Basil wyciąga z kieszeni ciemnych dresów paczkę papierosów i odpala jednego. Podchodzi do barierki i opiera się o nią łokciami. Niepewna, co mam ze sobą zrobić, staję obok niego. Otwieram na sekundę buzię, ale zaraz ją zamykam. Chcę zadać kolejne pytanie, ale nie mogę być nachalna. On jednak doskonale wie, czego potrzebuję się dowiedzieć.

– Przyprowadziłem cię tu, bo uważam, że to idealne miejsce, żeby raz na zawsze skończyć z przeszłością – odzywa się po dłuższej chwili, kiedy dopala już papierosa.

Zaciąga się ostatni raz i wyrzuca niedopałek w dół. Przez kilka sekund śledzę jego drogę, ale zaraz ginie w ciemności.

Basil nagle znajduje się za mną. Opiera dłonie na poręczy obok moich i przykłada czoło do tyłu mojej głowy. Czuję, jak nabiera głębokiego wdechu i przytrzymuje go dłużej w płucach. Ja w tym czasie obserwuję uwydatnione żyły na jego przedramionach. Nie mogę się oprzeć i dotykam jednej opuszkiem wskazującego palca i zaczynam nim wodzić wzdłuż niebiesko-fioletowej linii.

– Pamiętam, jak mi powiedziałaś, że chciałabyś zastąpić ze mną te złe wspomnienia na lepsze. – Też to doskonale pamiętam. Przełykam głośno ślinę, ale nie przestaję go dotykać, kiedy dodaje: – Chcę, żeby to zaczęło się już dziś.

To właśnie te słowa sprawiają, że zamieram w miejscu. Mój oddech przyspiesza, a Basil czeka na jakąś reakcję. Wpatruję się w miasto nocą i rozważam wszystkie za i przeciw. W końcu jednak podejmuję decyzję. Nie jest ona pochopna, bo myślałam o tym od kilku dni.

Odwracam się w jego ramionach przodem. Brunatne spojrzenie wwierca się w moją duszę, przenika każdą komórkę organizmu, dostaje się do krwiobiegu. To moment, w którym uświadamiam sobie, że chyba nie potrafiłabym już bez niego żyć.

– To zacznijmy naszą historię.

Nie muszę nic więcej mówić. Basil od razu zaczyna mnie namiętnie całować, wplatając palce w kosmyki długich włosów. Przyciska mnie do siebie tak mocno, aż brakuje mi tchu. Nie mam zamiaru jednak narzekać, bo jest to coś, czego cholernie pragnę. Układam jedną dłoń na jego policzku, a drugą na karku. Staram się go przyciągnąć jeszcze bardziej, chociaż nie zmieściłaby się między nami nawet kartka papieru.

Pocałunki stają się bardziej żarliwe. Oboje nie możemy się oprzeć temu dziwnemu przyciąganiu. Jesteśmy tak strasznie popieprzeni, ale to jest w nas najpiękniejsze.

Ręce Basila toczą ścieżkę w dół, aż do moich ud. Zaciska na nich palce, na co jęczę delikatnie w jego usta. Wykorzystuje tę okazję i wkrada się do środka językiem. Wtedy całkowicie mu ulegam, nawet nie próbuję walczyć o dominację. Oprócz kilku razów z... byłym, nie mam żadnego doświadczenia. Tak naprawdę, nawet nie wiem jakie ma Basil, bo o tym nie rozmawialiśmy. Kiedy jednak działa tak sprawnie, wiem, że ma więcej pojęcia, niż ja.

Unosi mnie do góry i sadza na barierce, po czym przenosi dotyk na moje plecy, aby mnie asekurować. Teoretycznie nie chciałabym upaść. Praktycznie, jeśli miałoby się to zdarzyć z nim, nie widzę problemu.

Zaczynam unosić koszulkę Basila, ale wyciąga jeden rękaw, a potem drugi, żeby ciągle trzymać mnie jednym ramieniem. Przeciągam mu ją przez głowę, a kiedy zaczynam zdejmować swój podkoszulek, nasze usta zaczynają poruszać się gorliwiej. Zostaję w samym staniku, a wiosenny, wieczorny wiatr smaga nagie plecy.

Rozwiązuję sznurek od dresów i opadają do połowy ud. Basil wydostaje się z nich w ciągu trzech sekund, dosłownie na tyle czasu się ode mnie odrywa. Szybko wraca do całowania, ale tym razem za cel obiera szyję oraz obojczyki.

Drżę z przyjemności, jaką dają mi mokre cmoknięcia. Odchylam głowę do tyłu, a włosy są targane przez wiatr. Wirują na wietrze w tylko sobie znanym tańcu. Wzdycham ciężko, kiedy dosłownie zdziera ze mnie biustonosz, a sutki natychmiast twardnieją. Na policzkach wykwita ogromny rumieniec, gdy dostrzegam jak wygłodniałym wzrokiem Basil na nie patrzy. Mam przeogromną ochotę się zasłonić, lecz nim zdążam cokolwiek zrobić, mężczyzna bierze w usta jednego z nich. Zaczyna go ssać i delikatnie przygryzać. Wydaje z siebie zduszony okrzyk na przyjemność, jaką mi tym serwuje. Jeszcze bardziej wyginam plecy w łuk, aby być bliżej niego. Odrywa się ode mnie i chucha na brodawkę.

– Jesteś cała moja – mruczy i przejeżdża językiem między piersiami.

Gwałtownie wciągam powietrze, czując jego dłoń pod krótką spódniczką. Moje majtki są już przemoczone od ogromnego podniecenia, jakie mnie zalało. Ściąga je jednym ruchem, drąc materiał.

Basil wpatruje się we mnie pełnym pożądania spojrzeniem, ale wiem, że to nieme pytanie, czy może mnie dotknąć. Pierwszy raz widzę w jego oczach pewnego rodzaju strach i go rozumiem. Unoszę nieśmiało kąciki ust, na co trąca mój nos swoim i uśmiecha szeroko. Jestem tak oszołomiona tym widokiem, że brakuje mi tchu. Kiedy nie jest taki poważny i pogmatwany, pełen rezerwy i szalony, wygląda cudownie.

Ściąga swoje bokserki i przybliża się do mnie, zaciskając palce na jednym boku mojego ciała. Jego ramię cały czas jest owinięte wokół mojej talii.

– Będziemy razem spadać, stokrotko – szepcze mi prosto w usta, chcąc z jednej strony przygotować na to, co nadejdzie. Z drugiej zaś, jest to piękne wyznanie, które czytam między wierszami. Jesteśmy mistrzami nie mówienia niczego wprost.

Nie czeka dłużej. Patrzymy sobie prosto w oczy, kiedy powoli we mnie wchodzi. Muszę przymknąć na moment powieki i po raz kolejny odchylam głowę do tyłu. Czuję, jak mięśnie Basila napinają się, żeby mnie utrzymać, ale jeśli czuje to samo, co ja, jest tego też drugi powód.

Uczucie wypełnienia jest tak okropnie przyjemne. Chociaż złe obrazy próbują przedostać się do głowy, z całych sił je odpycham w zakamarki umysłu. Liczy się tylko tu i teraz.

Kocham się z Basilem i walczę ze swoimi demonami.

– Cholera – mówi cicho i porusza powoli biodrami do przodu, wypełniając mnie całą.

Wypuszczam drżący oddech i sapię w powietrze. Chłopak zatrzymuje się na moment w miejscu i tkwimy tak, złączeni w jedną całość. Wiem, że daje mi czas, aby przyzwyczaić się do tego uczucia i jestem mu wdzięczna, bo to coś kompletnie nowego. Nigdy nie miałam takich doznań podczas seksu, a jeszcze nawet dobrze nie zaczęliśmy! Odnoszę wrażenie, jakby to było coś, czego wszechświat potrzebował. Mogę tylko patrzeć na jasne gwiazdy spod półprzymkniętych powiek. Tylko one są świadkami tego, jak oddaje się mężczyźnie, który trzyma w garści moje serce.

– Powiedz mi, jeśli coś będzie nie tak – prosi, drugą ręką głaszcząc mój policzek.

Nie odpowiadam mu. Skupiam się na tym cudownym uczuciu posiadania go w sobie. Kiedy w końcu się porusza i delikatnie przyspiesza, jeszcze bardziej wyginam plecy w łuk, odchylając się delikatnie za barierkę. Basil układa jedną dłoń między łopatkami, a drugą w dole kręgosłupa, żeby przytrzymać moje trzęsące się ciało.

W pewnym momencie wychodzi ze mnie i podnosi. Nie zdążę go opleść nawet nogami w pasie, jak lądujemy na ziemi i znów znajduje się we mnie, całując każdy skrawek piersi i twarzy.

– Jesteś najpiękniejszym kwiatem tej planety.

Zapiera mi dech. Takiego komplementu jeszcze nigdy nie usłyszałam. Patrzę na niego mętnym spojrzeniem, ponieważ jestem całkowicie pochłonięta ekstazą seksu, jaką mi daje.

Zawieszka wagi Temidy wisi między nami, więc łapię ją w zęby cały czas patrząc mu prosto w oczy. Owijam język wokół łańcuszka i przyciągam jego twarz do siebie.

Całuje mnie zachłannie i po raz kolejny przyspiesza, trzymając moją głowę i biodra. Trę ciałem o zimną powierzchnię dachu, ale wcale mi to nie przeszkadza.

– Basil – mówię piskliwym głosem, kiedy czuję, jak mięśnie w dole brzucha zaczynają się zaciskać.

On jednak nie przestaje, dopóki sam tego nie czuje. Przykładam dłonie do umięśnionego brzucha mężczyzny i gładzę ich zarys, podziwiam to, jak idealnie, raz za razem, napinają się i rozluźniają. Jest taki piękny.

Orgazm wybucha, jak budzący się do życia wulkan. Zalewa mnie całą. Czuję gorąc płynący po każdym zakończeniu nerwowym, krew wrze w żyłach. Robi mi się gorąco.

Basil odchyla głowę do tyłu. Robi jeszcze kilka pchnięć i sam dochodzi. Opada w dół, ale zanim mnie przygniecie, opiera się rękami po bokach mojej głowy. Nie zrywa ze mną kontaktu wzrokowego, kiedy powoli się wysuwa. Czuję się dziwnie z jego brakiem, bo mam wrażenie, jakby ten stosunek scalił nas w jedno ciało.

– Jesteś naprawdę wspaniała, Daisy. Nie zapominaj o tym. – Odgarnia kosmyk włosów z mojej twarzy.

Sięga po swoją koszulkę i wyciera moje uda, po których płynie jego nasienie, kiedy ja wciąż leżę pod nim całkowicie bezbronna. Wtedy właśnie uderza we mnie świadomość tego, co zrobiliśmy. Otwieram szeroko oczy w totalnym przerażeniu, ale ten spogląda na mnie tylko spod byka, nie przestając mnie wycierać.

– Nie musisz się o to martwić – odpowiada, jakby czytał mi w myślach. – Nie mogę mieć dzieci.

Po tym całuje jedno z moich kolan i pomaga mi założyć koszulkę. Jemu pozostały tylko dresy, które na siebie wciąga z bielizną i ruszamy na dół.

Widok Basila z nagim torsem na motocyklu to coś, dla czego mogę dać się pokroić. 

ــــــــــــــــﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ☠︎︎ﮩ٨ـﮩﮩ٨ﮩﮩ☠︎︎ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ

Uhuhu, ale tu się zadziało. Możemy świętować, bo w końcu Basil i Daisy poszli na całość, chociaż mam w zanadrzu jeszcze jedną, fajną scenę erotyczną w jasnej stronie. Mam nadzieję, że was tym nie zawiodę. 

Jak się podobało? Czekam na wrażenia <3 Tymczasem podzielę się statystykami dla tego rozdziału:

Do przeczytania w sobotę. Wpadnie naprawdę fajny rozdział! <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro