Rozdział 44

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

☠︎︎

Dziś nastaje dzień, w którym wszystkie moje obawy zamieniają się w rzeczywistość. Ciągle towarzyszący mi strach wczepia maci w serce i wyrywa mi je jednym pociągnięciem. Cały świat zaczyna rozpadać się, pozostawiając po sobie tylko to cholerne, tak dobrze mi już znane, uczucie pustki.

– Em? – pyta cicho zaskoczony Basil i... opuszcza broń.

Chociaż wciąż zaciska ją w dłoniach, nie celuje już w... swoją narzeczoną. Nawet na mnie nie patrzy, bo ciągle wlepia swój wzrok w moją bliźniaczkę, jakby zobaczył co najmniej ducha. Mam ochotę prychnąć na tę myśl, bo przecież tak właśnie jest.

Emily Williams miała nie żyć, a tu proszę, jaka niespodzianka. Przyciska mocniej lufę do mojej skroni. Nie łudzę się na to, że oszczędzi mi życie ze względu na Basila. Ha, z tego powodu prawdopodobnie odbierze mi je jeszcze chętniej. Umysł wypełnia się poczuciem winy, kiedy dochodzi do mnie, że naprawdę ją zdradziliśmy. Oboje. I chociaż byłaby skłonna wybaczyć mu przez swoje zapatrzenie w jego osobę, mi nie odpuści.

Bardzo chciałabym, żeby to mężczyzna, któremu ofiarowałam swoje serce, był ostatnią osobą, którą zobaczę w swoim życiu, ale nie jest to możliwe, bo właśnie wpatruje się w swoją prawdziwą i jedyną ukochaną. Widzę jego rozszerzone źrenice, pełne tęsknoty. Nie potrafi jej ukryć tak jak dreszczu przechodzącego przez ciało. Ja się nie liczę, jestem dla Basila niewidoczna.

Może gdybym miała serce, właśnie bym je straciła. Ale nie posiadam takiego organu, bo oddałam je jedynej osobie, którą pokochałam tak mocno.

Przenoszę wzrok na Neo. Ten z kolei wgapia się we mnie z mieszanką sprzecznych uczuć. Przez zmartwienie, po złość i chęć mordu. Cały Green. Nigdy nie potrafił nad sobą zapanować, nawet w tym cholernym liceum, gdzie razem chodziliśmy. Dla niego także próbowałam być dobra, ale odepchnął mnie od siebie. Nie wiem, czy po tym świecie stąpa chociaż jedna osoba, nie licząc Yoko Sasaki, która nigdy nie wbiła mi noża w plecy. I właśnie ta myśl sprawia, że przez moje żyły nie płynie smutek, lecz wściekłość.

Nie umrę tutaj.

Nie dziś.

Nie za tych ludzi.

– Ty... Ty żyjesz? – Dupek nie potrafi ukryć także niedowierzania.

W filmach pewnie wpadliby sobie właśnie w ramiona i razem podpalili świat. Tylko że to nie pieprzony film, a Emily jest głodną krwi oraz zemsty bestią. Bez tego nie będzie umieć normalnie funkcjonować.

– Nie, jestem tylko wymysłem twojej wyobraźni, w której trzymam na muszce twoją dziwkę – prycha sarkastycznie i jestem niemal pewna, że właśnie wywraca oczami.

Dopiero wtedy mężczyzna budzi się z transu. Spogląda na mnie i pierwszy raz w życiu widzę go tak przerażonego i zarazem... sfrustrowanego? Nie potrafię dokładnie wyczytać emocji mu towarzyszących, bo bardzo szybko zakłada na twarz maskę obojętności. Bladego pojęcia nie mam, co kombinuje, ale on także nie wie, że mam pewien plan. Na rękę mi będzie, jeśli zacznie rozpraszać moją siostrę.

– Więc dwa lata opłakiwałem coś, czego nawet nie powinienem? – Przekręca głowę w bok, mruży oczy i ponownie zaczyna do niej celować.

– Rzeczywiście za mną płakałeś. Szczególnie gdy wkładałeś swojego fiuta we wszystko, co ma dziurę i się rusza – zauważa kpiącym tonem. – Zdradziłeś mnie, Basil. Ja takich rzeczy nie wybaczam.

– Ty zrobiłaś to pierwsza – odpowiada przez zaciśnięte zęby. – Poszłaś do Generała, zostawiłaś mnie.

Spoglądamy ze sobą na Neo. Chyba oboje czujemy, że ta rozmowa nie powinna odbywać się w naszej obecności, ale nie mam wyjścia, musimy słuchać wymiany zdań między dwójką zranionych kochanków.

Jakie to żałosne.

Zaciskam usta, a metaliczny smak krwi z rozciętej wargi spływa po języku. Przez to, mam jeszcze większą ochotę jej dokopać. Neo dostrzega furię w moich oczach, bo delikatnie unosi kącik ust. Podoba mu się to, co widzi. Lubi wyciągać z ludzi najciemniejsze zakamarki ich charakteru. Przez ostatnie dni czułam się zagubiona i skołowana przywróceniem pamięci, ale teraz jestem silniejsza, mądrzejsza. A przede wszystkim, wiem, kim jestem.

Dlatego też nie obchodzi mnie, czy Emily wystrzeli pocisk w moją głowę lub jakąś inną część ciała. Nie interesują mnie ich przekomarzania na temat przeszłości, do której nie należę, a przynajmniej nie do przeszłości Basila.

Szybkim, sprawnym ruchem uderzam z całej siły w staw łokciowy napastniczki, przez co traci na kilka sekund siłę w ręce. Te kilka sekund, to moja szansa, żeby przeżyć, więc nie mam czasu na wahania. Uderzam potylicą w jej twarz, a broń upada na ziemię.

Sięgam po nią, celuję w bliźniaczkę i odbezpieczam, ciągle utrzymując na twarzy krzywy uśmieszek.

– Cóż za niespodziewany obrót wydarzeń – mamrocze Neo, udając całkowicie wyluzowanego. A może nie udaje, po prostu taki jest? Cholera wie.

Wpatruję się w Emily, która obecnie klęczy przede mną, dokładnie w ten sam sposób, w jaki ja klęczałam przed nią jeszcze chwilę temu. Wydaje się być tym zaskoczona, a ja na końcu języka mam, żeby w końcu z niej zadrwić.

Czy myślała, że jest niepokonana, niezniszczalna?

Naprawdę uważała się za najlepszą?

Poznała definicję zdrady? Teraz już wie, jak okropna jest?

Żadne słowa jednak nie wydostają się z moich ust. Wpatruję się w oczy, które można by rzec, że kochałam kiedyś nad życie i to życie postawiłabym dla nich na szali. Z tych uczuć nie zostało już nic, oprócz popiołu.

Spopielone słowa. Spopielone umysły. Spopielone serca.

– Zabawne, jak szybko sytuacja może się obrócić przeciw tobie, co? – Śmieję się i kręcę głową.

Słyszę za sobą szybkie kroki i wiem, że jeśli zaraz nie wykonam jakiegoś ruchu, Basil wytrąci mi broń z rąk, żeby ją ratować. Myślałam, że to ja jestem naiwniaczką, ale on pobija wszelkie rekordy, bo prawdopodobnie wciąż tli się w nim nadzieja, że Emily Williams mogłaby stanąć z nim ramię w ramię przeciwko całej organizacji GENOM.

Dlatego też łapię pistolet za lufę, a rączką uderzam ją z całej siły w skroń. Pada nieprzytomna na ziemię. Oczywiście, że nie mam zamiaru na tym skończyć, bo jeśli suka się obudzi i wstanie, mój problem wróci. Biorę więc nóż, który leży niedaleko jej ciała i przybijam nim dłoń do podłogi.

Odwracam się do Basil z szerokim uśmiechem i prawdopodobnie czystym szaleństwem wypisanym na twarzy.

– Jest cała twoja, bazyliszku – mówię śpiewnym tonem, co nie oznacza niczego dobrego. – Potraktuj to jako prezent.

Tracę nad sobą kontrolę, a mrok przejmuje władzę nad umysłem. To się źle skończy, i to nie dla mnie.

Ruszam przed siebie, mając zamiar rozeznać się po klubie z nadziają, że Alexander nie uciekł za daleko. Potrzebuję upuścić mu trochę krwi, bo w innym wypadku przez wzburzenie, jakie obecnie panuje w moim organizmie, mogą ucierpieć niewinni ludzie.

Niestety ten dupek mnie dogadania i zatrzymuje w miejscu, łapiąc za nadgarstek. Jeszcze zanim zdążę się do niego odwrócić, wywracam oczami. Przed nami kolejna, żenująca rozmowa.

– Co ty wyprawiasz? Tu nie jest bezpiecznie! – syczy, przyciągając moje ciało bliżej swojego i chowa nas w ciemnym kącie.

– Potrafię o siebie zadbać – kiwam brodą w kierunku nieprzytomnego ciała siostry. – Powinieneś do niej iść. Jak już się obudzi, będzie totalnie skołowana, więc dostaniesz swoją szansę na wyjaśnienie jej wszystkiego i nowy początek. – Klepię go delikatnie po ramieniu i mam zamiar ruszyć, ale zaciska dłonie na mojej talii.

– Oszalałaś?! Ona nic dla mnie nie znaczy! – niemal wykrzykuje, w porę opanowując ton swojego głosu.

– Jasne, a ja jestem Święta Anna. – Po raz kolejny wywracam oczami. – Darujmy sobie kłótnię byłych kochanków, bo ja wszystko rozumiem, naprawdę. Nawet nie jestem na ciebie zła. – Jestem do granic możliwości wkurwiona.

– Oczywiście – parska sztucznym śmiechem. – Nieważne, że ja wciąż podtrzymuję swoje wcześniejsze słowa: Emily już dla mnie nie ma, nic dla mnie nie znaczy. Pojmujesz, czy mam wbić ci to do głowy siłą?!

Przez moment jestem zaskoczona tymi słowami, ale szybko się otrząsam z szoku. Słowa nie mają żadnej wartości, kiedy widziałam, jak na nią patrzył. Trzymała lufę przy mojej skroni, celowała do mnie, a on nie zaszczycił mnie nawet jednym spojrzeniem. Nie istniałam. Na moment znalazł się razem z nią w bańce przeszłości, gdzie nie było dla mnie miejsca. Może i mieli wspólną przeszłość, co mogę zrozumieć, ale nie patrzy się w taki sposób na kogoś, do kogo nic już nie czujesz. Wiem to, bo właśnie tak samo postępuję z Basilem w tym momencie.

– Zdradziła mnie. Nie ma dla niej miejsca w moim życiu – mówi dobitnie.

Potrząsam głową.

– A co gdyby cię nie zdradziła? – pytam powoli. – Gdyby nie przeszła na stronę generała i po prostu pojawiła się znikąd? Co wtedy stałoby się ze mną, Basil?

Cisza. Rozdzierająca serce, dająca odpowiedź na zadane pytania, rozwiewająca wszelkie wątpliwości cisza. To nic, jakie od niego właśnie dostałam, jest wszystkim.

– Tak właśnie myślałam – odpowiadam, ledwo maskując smutek w tonie głosu. – Dlatego zawsze będziemy niczym. Ty już oddałeś swoje serce komuś innemu i nigdy go nie odzyskałeś.

Posyłam mu ostatni, trochę zbolały uśmiech.

– Daisy...

– Pójdę sprawdzić resztę sal – przerywam mu, bo jeśli dalej będę go słuchać, znów dam się omamić, a na to nie mogę sobie pozwolić.

Ściskam w dłoni pistolet Emily i odchodzę, mając zamiar znaleźć człowieka, który niszczy mi życie, co jest zabawną ironią, bo to nie jemu teraz chcę wpakować kulkę, tylko sobie.

Pierwszy raz w życiu czuję się bezsilna i przez myśl mi przechodzi, że może mogłabym zakończyć to wszystko jednym naciśnięciem spustu. Gdybym się odstrzeliła, wszystko by się skończyło, bo Generał nie miałby swojego idealnego genu w ludzkiej postaci. Przerwałabym swoim samobójstwem wojnę, co mogłoby być uznawane za heroiczny czyn, a nie tchórzostwo.

Przed zrobieniem tego, powstrzymuje mnie jedna rzecz, a raczej osoba.

Yoko.

Tylko ona na tym świecie jeszcze mnie potrzebuje. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro