Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

☠︎︎

Sobota następuje po kilku spokojnych dniach. Reszta tygodnia, od momentu dziwnej sytuacji w pracy, mija spokojnie. Boję się siedzieć w biurze sama i żeby nie kusić losu, zawsze wychodzę o czasie lub jeśli mam nadgodziny, przedostatnia. Wydarzenia tamtego feralnego dnia wciąż tkwią w mojej głowie i co noc rozgrywają się na nowo. Zdaję sobie sprawę, że albo trochę to wyolbrzymiam, albo przechodzę pewnego rodzaju traumę.

Postanawiam, że pierwszy dzień weekendu spędzę na domowym SPA. Czuję, że potrzebuję pilnie odpoczynku, więc nie mam zamiaru nigdzie wychodzić. Teczka na stoliku przy drzwiach co rusz przyciąga mój wzrok, ale staram się ignorować to ponaglające uczucie, które każe mi ją otworzyć. Boję się, że znajdę tam coś, co sprawi, że Jesus i William Torresowie okażą się winnymi zarzucanych przez Ratters czynów. Z jakiegoś powodu wciąż łączę te dwie sprawy ze sobą i nie potrafię przestać szukać zależnych czynników od ataku hakerskiego do mojego... napadnięcia, o ile można to tak nazwać. W końcu nikt mnie nie zaatakował fizycznie, ale kto wie, co mogłoby się stać, gdybym nie uciekła do łazienki? Po głowie jednak krąży mi myśl, że przecież te drzwiczki nie powstrzymałyby żadnego zabójcy, czy gwałciciela.

Wiele do moich rozterek ma również brak Jesusa. Od czasu bankietu nie odzywa się ani słowem. Jego telefon jest zazwyczaj wyłączony lub najzwyczajniej w świecie ignoruje moje połączenia i przerzuca na automatyczną sekretarkę. Jestem bliska sięgnięcia tajnej broni – wybrania numeru Williama Torresa. Jest to jednak ostateczność, bo nie chcę go denerwować w takim momencie. Wiem, że ma na głowie poważne kłopoty, ale zaczynam się o nich szczerze martwić. Zapadli się pod ziemię, a wiadomości o wydarzeniach wciąż krążą pogłoskami u elit Baltimore.

Zgarniam blond włosy i związuję je na czubku głowy różową frotką. Na twarz nakładam maseczkę z białej glinki – jest idealna do mojej wrażliwej cery. Między innymi, dzięki niej mogę się poszczycić brakiem pryszczy i jędrną skórą. Idę w piżamie do salonu i zasiadam za telewizorem. Z kubkiem lodów truskawkowych w ręce włączam jeden odcinek serialu. Po jego zakończeniu zmywam maskę i rozbieram się. Szykuję sobie kąpiel z różanym płynem do kąpieli i zapalam świece. Gdy jestem usadowiona w wannie pełnej piany i ciepłej wody, nachodzą mnie wspomnienia. Nie mogę ukryć faktu, że pociąga mnie wygląd Louisa. Odsuwam jednak te myśli jak najdalej i zaczynam depilować nogi. Z każdą minutą coraz trudniej jest mi wyrzucić z głowy obraz jego boskich mięśni. Ciągle przypominam sobie, jak powolny ruch ręką wykonał na swoim motorze. Rzucam maszynkę w kąt i odchylam głowę do tyłu, gdy czuję zbliżającą się falę podniecenia. Przymykam powieki, w momencie, kiedy tylna część szyi opiera się na krańcu wanny. Wypuszczam urywany oddech na wspomnienie wystających, majestatycznych żył. Naprężone mięśnie. Szatański uśmieszek. Nie mogę wytrzymać napięcia. Formuje się we mnie, zakotwicza i chociaż próbuję, zdrowy rozsądek idzie się jebać.

Przejeżdżam dłonią w dół od pępka i znajduję swoje wrażliwe miejsce. Wiem, że to będzie szybkie. Od lat zadowalam sama siebie, bo moje życie seksualne z Jesusem ledwo istnieje. Uciskam wzgórek, jak tylko wyczuwam go pod palcem. Pocieram delikatnie w górę i w dół, a moje podbrzusze zaciska się boleśnie na ten ruch. Jestem już tak cholernie podniecona, a umysł płata mi coraz to gorsze figle. Po wspomnieniach chytrego, dwuznacznego uśmiechu mężczyzny, następują wyobrażenia. Drugą ręką ściskam swoją pierś i jęczę głośno w puste pomieszczenie, gdy wizja jego palców dotykających mnie pobudza żądzę seksu we krwi. Rozsuwam nogi, aby dać sobie więcej miejsca. Jedną z nich przerzucam o kraniec wanny i nie interesuje mnie, że woda ścieka z niej na podłogę. Moje ruchy stają się coraz szybsze, gdy w głowie wyobrażam sobie, że to palce Louisa w tym momencie działają wewnątrz mnie. Na wizję wkładania ich do pochwy, robię dokładnie to, co dzieje się w mojej głowie. I, o mój Boże, to jest takie dobre. Zakazany owoc kusi i pociąga. Nie mogę przestać wsuwać i wysuwać palca z własnej cipki. Dyszę ciężko w przestrzeń, wciskając go jak najgłębiej. Nie jest to satysfakcjonujące uczucie wypełnienia, ale cholera, imaginacja męskich rąk kompletnie mi wystarczy, aby nie czuć zawodu. Wyginam delikatnie plecy w łuk, gdy czuję zbliżający się finisz. Ciepło rozchodzi się po wnętrzu organizmu, gdy przypominam sobie wystający koniuszek jego języka przy naszej ostatniej rozmowie. Wyobrażam sobie, że to właśnie on liże mnie u zbiegu kobiecości, i to jest mój koniec. Wybucha we mnie ogień, którego nie potrafię za żadne skarby świata opanować. Wyginam plecy w głębszy łuk, a moje ciało jest zarzucane torsjami błogiej przyjemności. Orgazm wybucha we mnie i doprowadza na granicę istnego szaleństwa.

Kiedy w końcu się uspokajam i mięśnie wiotczeją, a ja opadam bezsilnie, dochodzi do mnie co zrobiłam. Otwieram szeroko oczy, przerażona. Nikt nie mógł mnie słyszeć ani widzieć, mimo to czuję się perfidnie. Moja psychika kuleje na każdej płaszczyźnie. Fizycznie, nikogo nie zdradziłam, ale psychicznie? Psychicznie właśnie to zrobiłam. Jestem w związku, a wyobrażałam sobie stosunek płciowy z innym mężczyzną. Noszę w sobie poczucie zdrady i wiem, że nie dam rady tego z siebie wyplenić. To było nie w porządku. Coś takiego nie miało prawa się zdarzyć. Nie mogę tego już nigdy powtórzyć.

Wkładam nogę z powrotem do wanny i zanurzam się cała, łącznie z głową. Wstrzymuję powietrze i zaciskam mocno powieki. Zaciskam palce na krawędziach wanny i krzyczę w wodę. Wyrzucam z siebie cały ból, strach, niepewność i brak zrozumienia. Nikt mnie nie słyszy. Nikt mnie nie widzi. Nikt mnie nie uratuje.

Wynurzam się dopiero po dłuższej chwili, gdy czuję, jak woda zaczyna zalewać mi płuca. Kaszlę głośno już na powierzchni i przeczesuję mokre włosy obiema rękami. Biorę kilkanaście głębokich wdechów i powolnie wypuszczam powietrze. Uspokajam się.

Zakładam dżinsową spódniczkę i różowy golf. Jest mi zimno, chociaż temperatura w domu jest w porządku. Siadam na kanapie i patrzę pustym wzrokiem w przestrzeń. Noga podryguje mi nerwowo. Jak to się stało, że facet po dwóch dniach zawrócił mi w głowie? Jestem pewna, że to przez fakt, że jest tak kurewsko, irytująco przystojny. Nic innego. Mam nadzieję już nigdy go nie spotkać. Moja głowa nie funkcjonuje poprawie w jego otoczeniu i po spotkaniu z nim. Jestem pewna, że za parę dni o nim zapomnę.

Sięgam po telefon, aby napisać do przyjaciółki. Potrzebuję oderwać się od rzeczywistości, spędzić trochę czasu z kimś normalnym i zabawnym. Zastygam jednak w bezruchu, gdy odblokowuję ekran i widzę wiadomość.

Od: nieznany

Masz naprawdę doskonałe i zgrabne ciało. Jesteś niczym bogini piękna pośród śmiertelników.

To, co czuję, to przerażenie zmieszane z obrzydzeniem. Nie podoba mi się to. Coś we mnie krzyczy, że to już czas zgłoszenia sprawy na policję. Cała ta sytuacja, przestaje mnie bawić. Nie mogę ignorować faktu, że mam prześladowcę. W dodatku niebezpiecznego. Widział mnie? A może patrzy na mnie w tej chwili? Sama wizja tego wygrywa swój rytm na moim ciele w postaci gęsiej skórki.  

Do: nieznany

Czego ode mnie chcesz, popaprańcu?

Odpowiedź nie przychodzi natychmiast. Nie wiem, czy w ogóle ją dostanę. Przygryzam kciuka w nerwach. Na dźwięk nowej wiadomości, podskakuję w miejscu.

Od: nieznany

Otwórz teczkę. Potrzebuję, żebyś coś dla mnie zrobiła, kwiatuszku.

Nie wiem, co mną kieruje. Najprawdopodobniej, jest to potężna panika, zalewająca moje żyły. Posłusznie podchodzę do teczki i ją otwieram.

Widok moich nagich zdjęć zwala mnie z nóg. Nie potrafię zamknąć, szeroko otwartej w tym momencie, szczęki. Rozszerzam oczy w niedowierzaniu. Wysłał mi już raz podobne, wtedy, w łazience. Ręce drżą mi do tego stopnia, że nie potrafię utrzymać w dłoniach pliku kartek. Wszystko rozsypuje się po ziemi i teraz przerażające fotografie otaczają mnie z każdej strony. Nie czuję się bezpiecznie w swoim domu. Tym bardziej po tym, co dziś zrobiłam. Rozglądam się po kątach, aby dostrzec, czy są tam umieszczone jakieś kamery, ale nie. Salon jest czysty. To samo robię z małą kuchnią, łazienką oraz sypialnią. Nic nie dostrzegam. Przerzucam rzeczy na szafach i komodach. Niestety, niczego tu nie ma. Łzy płyną strużkami po moich policzkach, mocząc kołnierz golfa.

Szybkim ruchem zakładam kozaki i cienki płaszczyk, dopasowane kolorem do swetra. Zamykam drzwi na klucz, chociaż nie wiem, czy w obecnej sytuacji ma to jakikolwiek sens. Zbiegam po schodkach, gdy telefon znów wibruje mi w dłoni.

Od: nieznany

Najpóźniej do następnej soboty chcę mieć informację o statku Torres Steel wpływającym do portu w Nowym Jorku. Nie zawiedź mnie.

 Już nie mam złudzeń. Jestem powiązana ze sprawą Jesusa i Williama, ktoś z organizacji hakerskiej próbuje mnie nastraszyć i wykorzystać. Naciskam ciąg znanych mi cyfr, ale nic się nie zmienia. Mój chłopak nie podnosi słuchawki. Zamawiam więc Ubera i po kilkunastu minutach znajduję się pod biurem Torres Steel. Wiem, że tu jest. Zawsze przesiaduje w pracy, nie ważne, jaki mamy dzień tygodnia.  

Nie mylę się. Dostrzegam go za biurkiem, ubranego w idealnie skrojony garnitur. Przerzuca papiery, a minę ma wściekłą. Dokładnie tak samo, jak ja. Obcasy botków stukają o marmurową podłogę i przerywają ciszę. To sprawia, że zwraca na mnie swoją uwagę. Widzę zaskoczenie na jego twarzy. Pokłady mojej cierpliwości, właśnie dobiegły końca.

– Nie potrafisz odebrać pieprzonego telefonu? – pytam płaczliwym tonem. Uderzam dłońmi o blat jego biurka. Emanuje ode mnie załamaniem nerwowym.

– Co ty tu robisz? – odpowiada pytaniem na pytanie i wstaje z miejsca.

– Co ja tu robię? – powtarzam z niedowierzaniem. Nie zwracam uwagi na melodramatyczność własnego zachowania. – Potrzebuję cię, kurwa. Dzieją się dziwne rzeczy, przez was jestem wplątana w jakieś kompletne gówno, a ciebie wiecznie dla mnie nie ma!

Rozkładam bezradnie ręce i unoszę głowę wyżej, aby spojrzeć mu prosto w oczy. Widzę, jak twarz Jesusa przybiera czerwony odcień, wścieka się. Nie ma wokół nas nikogo, a jednak jest zły, bo robię teatrzyk w takim miejscu.

– Radziłbym ci się uspokoić – mówi przez zaciśnięte zęby i popycha mnie do tyłu. Chwieję się i robię krok wstecz. Nie jestem tym wcale zaskoczona, to nie pierwszy raz, kiedy robi coś takiego. Zdarzały się wręcz gorsze rzeczy między nami.

– Uspokoić? – śmieję się szyderczo i z namacalnym, nieokreślonym chłodem. – Ktoś mnie szantażuje, napada, a ty mi mówisz, że mam się, kurwa, uspokoić?! Co jest z tobą do cholery nie tak?!

Zastyga na moment. Widzę po jego minie, że analizuje słowa, które padły z moich ust. Jestem święcie przekonana, że teraz zrozumie moją frustrację. Błysk w jego oku napawa mnie nadzieją. Może Jesus nie jest wcale skończonym dupkiem?

Jak tylko ta myśl się pojawia, on sam ją dementuje.

Budzi się z transu i znowu popycha, wbijając palce w obojczyk. Sprawia mi to nie mały ból, ale nie odzywam się. Zaciskam zęby. Widzę, jak rośnie w nim coś mroczniejszego, niż kiedykolwiek widziałam.

– Masz pięć lat, czy jak? – pyta cicho, złowieszczo. Wygląda, jak potwór wyjęty z najgorszego koszmaru mojego życia. – Każdy z nas ma problemy. Ja nie zostałem napadnięty? Mój ojciec też nie? Nikt nas nie prześladuje, tylko ciebie? Nie jesteś pępkiem świata, małym dzieckiem, tylko dorosłą kobietą. Idź, złóż zeznania na policji i powiedz o swoich obawach, a nie zawracasz mi dupę takimi błahostkami. Mam na głowie statek z ważnym towarem i tydzień na ogarnięcie jeszcze ważniejszej dokumentacji i ty myślisz, że zajmę się tobą i twoimi popieprzonymi, wyimaginowanymi problemami?

Z tymi słowami wbija mi nóż w serce. Ramiona opadają bezwiednie, kurczę się w sobie. Marszczę brwi, a łzy lśnią potokiem na policzkach. Przysłaniają mi pole widzenia, ale także dają ukojenie. Czara wytrzymałości się przelewa i przestaję sobie radzić. Człowiek, w którym widziałam jedyne oparcie odtrąca mnie, pcha kolejny raz, aż upadam. Pośladki spotykają się z marmurową, zimną podłogą. Zdzieram na niej dłonie, gdy próbuję zamortyzować uderzenie kością ogonową w posadzkę. Ale to i tak boli. Nie tyle fizycznie, co psychicznie.

Siedzę na ziemi i wpatruję się w jego lśniące buty. Nie mogę się zmusić do podniesienia wzroku. Nie chcę dłużej na niego patrzeć i czuć jego obecności. Czuję się porzucona i zdradzona, pozostawiona na pastwę losu. Chcę mu powiedzieć, że to koniec, że się rozstajemy. Jest to kolejna rzecz, co do której nie przełamuję się. Nie robię nic, żeby go powstrzymać. Nie bronię się. Przypominam sobie o dziadku i pomocy Torresów. Przypominam sobie o warunkach umowy z moimi rodzicami. Tylko z nim u boku, mogę mieć wszystko. Mogę mieć normalne życie. Mogę odebrać to, co należy do mnie.

Dlatego siedzę sztywno, a czubek jego lakierek dotyka mojego zwiotczałego ciała. Trąca mnie stopą, jakbym była nic niewartym ścierwem. I tak się właśnie czuję. Mogłabym porzucić te miliony zamrożone na koncie, ale Kester mnie potrzebuje. Nie chcę go ranić.

– Ogarnij się, Daisy. Życie to nie pieprzona bajka, ani tym bardziej komedia romantyczna.

Zaciskam drobne dłonie w piąstki i ocieram nimi opuchnięte oczy. Podnoszę się do góry, przytrzymując szklanej ściany tuż za mną. Biorę kilka głębszych wdechów. Czuję, jak moje nozdrza falują. Tak bardzo chcę mu zadać teraz jakiś cios, po którym się nie podniesie, ale jestem na to za słaba. Nie mam tyle siły psychicznej, żeby sprawić mu ból. Dlatego bez słowa wychodzę. Wiem, że wlepia we mnie piwne tęczówki i zwężone źrenice.

– Nienawidzę go – szepczę, będąc już w dużej odległości od niego. Nie może tego słyszeć, ale i tak zamykam powieki. Jesus rozszarpał mnie psychicznie. Wiem, że mówię to pod wpływem emocji, ale zaczynam się poważnie zastanawiać, czy to nie jest prawdą. Nie jestem pewna, czy miłość, którą go niegdyś darzyłam, nie spopieliła się.

Pogoda wita mnie deszczem. Uderza w moją twarz, moczy włosy, miesza się ze łzami złości i męki. Nie chcę wracać do domu, być sama. Nie chcę rozmyślać o tym, co się wydarzyło. Dlatego robię jedyną rzecz, która może mnie wyciągnąć z bagna. Wyciągam telefon i wybieram z pamięci numer.

Yoko odbiera już po pierwszym sygnale, jakby czekała.

– Daisy! – krzyczy podekscytowana. – Miałam dziś do ciebie dzwonić, wróciłam właśnie z Mediolanu.

Uśmiecham się smutno, gdy słyszę ekscytację w jej głosie. Jestem pewna, że ma mi mnóstwo do opowiedzenia. Ale jedyne, na co mnie stać, to wykrztuszenie:

– Potrzebuję cię.

– Gdzie jesteś? Wyślij mi adres, będę w ciągu kilku minut.

ــــــــــــــــﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ☠︎︎ﮩ٨ـﮩﮩ٨ﮩﮩ☠︎︎ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ

Trybiki w mojej głowie pracują z zawrotną prędkością. W oczach odbija się mieszanka cyfr oraz liter, ale nie mogę się oderwać. Nie przestaję szukać. Straciłem Daisy z oczu tylko na chwilę, gdy wchodziła do Torres Steel. Wcześniej śledziłem ją kamerami ulicznymi, towarzyszyłem przez całą drogę.

– Zaraz połamiesz palce na tej klawiaturze – śmieje się Louis, wylizując patyk po lodach. Nawet na niego nie zerkam. On i te jego żarciki tylko mnie bardziej wkurwiają. – Może jest u tej, jak jej tam było... Yaka?

– Yoko – poprawia go Fred. – I tak, dzwoniła do niej.

– Mamy tam podsłuch? – pyta zadziwiony Louis i unosi ciemną brew do góry. W końcu przestaję szukać. Odwracam się do dwójki przyjaciół i patrzę wprost w szare oczy Freda, który właśnie nas zaszczycił swoją obecnością.

– Mamy podsłuchy u każdej osoby, która jest związana z Daisy Parker – wywraca oczami i spogląda na mnie. – Na pewno są razem, nie brzmiało to za dobrze.

Nie czekam na wyjaśnienia, od razu zaczynam pracę. Louis podchodzi bliżej i staje za Fredem, który opiera się jedną dłonią o blat mojego biurka. Doprowadza mnie to do szaleństwa, że tak nade mną wiszą, ale nie komentuję tego.

– Coś się musiało wydarzyć w Torres Steel – mruczy Louis, a jego zimne, niebeskie tęczówki biją chłodem.

– Zapewne – potakuję. – Jesus jest drugim, największym potworem, jakiego świat widział.

– A kto jest pierwszym?

– Jego ojciec – wzdycham i w tym samym momencie udaje mi się uzyskać dostęp. Obraz rozbłyska i ukazuje dwie dziewczyny: jedną pochodzenia japońskiego z pofarbowanymi na rudo włosami i drugą, moją stokrotkę. Stoją przy szafie i przebierają ubrania. Na pierwszy rzut oka nie widać, aby coś było nie tak. Jednak dostrzegam ten smutek w jej oczach, kiedy odwraca się przodem.

- Wygląda na to, że gdzieś się szykują – szepcze Fred.

– Pojedziecie za nimi – oznajmiam chłodno, uporczywie wpatrując się w blondynkę. Niemal czuję jej zapach rozchodzący się po pokoju, ale wiem, że to tylko złudzenie. Ona się tu nigdy nie dostanie.

– My? A czemu nie ty? W końcu ją znasz – wyrzuca, a szare oczy wyglądają na szczerze zdziwione.

– Przedstawiłem się jej jako Louis – zauważam.

– Świetnie – syczy wymieniony. – Znowu będę kojarzony z psycholem.

– Nie wyolbrzymiaj – wywracam oczami i okręcam na fotelu w jego stronę. – Dobrze wiesz, że Jesus i William nie mogę się dowiedzieć, kim jestem. Nie mogą nawet usłyszeć mojego imienia i nazwiska, bo skojarzą fakty.

– Tak, tak, wiem – macha niedbale ręką i wraca na fotel. Zaczyna zakładać buty i patrzy na Freda spod przymrużonych powiek, zanim rzuca: – Lubię egzotyczne kobiety.

- Co ma piernik do wiatraka?

– Japońszczyźnianki mają temperament – dodaje, a ja sam marszczę brwi, bo po pierwsze totalnie nie rozumiem, do czego teraz bije, a po drugie – to słowo rani moje uszy.

- Japo... Kurwa co? Mówi się Japonki, debilu – Fred zakłada ręce na piersi i patrzy na przyjaciela z nieskrywanym niedowierzaniem.

- Japonki to sobie możesz kupić w obuwniczym. Japońszczyźnianka jest moja – odparowuje i łapie za kluczyki od swojego motoru. Fred wzdycha ciężko i patrzy na mnie błagalnym spojrzeniem.

– Nie – odpowiadam na nieme pytanie, które wyczytuję z jego oczu. – Pojedziesz z nim i przypilnujesz, żeby był grzeczny. Nie może jej przelecieć w klubowym kiblu na pierwszym spotkaniu.

– Skąd pewność, że to będzie klub? – unosi brew, rzucając mi tym samym wyzwanie. Wskazuję kciukiem na monitor, gdzie Yoko ubiera się właśnie w różową sukienkę, a Daisy w zieloną. Obie są krótkie i obcisłe, pozostawiają wiele dla wyobraźni.

– Wspaniale, zapowiada się interesująca noc.

ــــــــــــــــﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ☠︎︎ﮩ٨ـﮩﮩ٨ﮩﮩ☠︎︎ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ


Hej, haj, helloł... No to tak. Trochę nam poniosło Daisy w tej wannie, ale cóż... Tak właśnie działa nasz bazyliszek na kobiety. 

Jesus też pokazał znów poziom poniżej krytyki (a nawet jeszcze nie rozkręciłam jego postaci, dopiero wjeżdżamy na górę tego rollercoastera XD). 

Jak wam się podoba do tej pory? W kolejnych dwóch rozdziałach, nasze szczurki przyprawiają Daisy troszkę o zawał........ taki malutki. 

Widzimy się na 1k wejść z 7 rozdziałem ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro