rozdział 07

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[edytowany]

Jarzący się monitor był jedynym źródłem światła w ciemnym pokoju bez okien, w którym przez wiele lat urzędował Tomura, a od kilku tygodni również i [Imię]. Podczas gdy mężczyzna szukał w Internecie więcej informacji na temat ostatniej furory Japonii, niejakim Stainem, na komputerze, kobieta spacerowała po bogato udekorowanym pokoju, na chwilę zapominając, że robiła to już tysiące razy. Shigaraki dysponował takim asortymentem, że zawsze znajdowała coś innego do czytania, bądź oglądania, więc nie mogła specjalnie narzekać na nudę.

Stukot klawiszy nieco jej przeszkadzał, ale zdążyła przywyknąć. Opuszkami palców przejeżdżała po grzbietach komiksów o superbohaterach, szukając tytułu, którego jeszcze nie czytała. Zamiast pozycji literackiej znalazła parę pustych puszek po napojach energetycznych, wrzuconych w głąb półki. Wiedziała, że Tomura był niechlujem, o czym doskonale świadczył stan jego pokoju, kiedy pierwszy raz postawiła w nim stopę. Gdyby nie jej ciągłe upomnienia, już dawno zginąłby we własnych śmiechach. Doprawdy, czasami czuła się jak jego matka, a nie, ponoć, romantyczna partnerka. Co naprawdę było zastanawiające, bo nigdy nie usłyszała od niego tych trzech przeklętych słów. Nie jej jednak było osądzać. Nieoficjalnie przyjęła, że po prostu ma na jej punkcie obsesję i po prostu musi ją trzymać ciągle przy sobie.

Zgarnęła wszystkie puszki w ręce i położyła je na biurku, tuż przy klawiaturze zgarbionego Tomury, który intensywnie wpatrywał się w ekran. Skrzyżowała ramiona na piersi.

— Wstydziłbyś się — pokręciła głową, udając rozczarowanie — Myślałam, że pozbyłeś się wszystkich śmieci.

— Najwyraźniej coś przeoczyłem. A ty nie masz obowiązku po mnie sprzątać — odpowiedział sucho, nawet na nią nie patrząc.

Zacisnęła jedynie pięści, powstrzymując się przed wybuchem. Miała dzisiaj dobry humor i żaden człowiek, pogoda, czy martwy przedmiot nie były w stanie tego zmienić.

Spojrzała z politowaniem na Tomurę i zgarnęła śmieci na jego biurku. Wyrzuciła nieczystości do kosza, ale wracając do swojego wcześniejszego miejsca przy regale z komiksami, dostrzegła, że pod jego biurkiem również zachomikowane zostały bezpańskie, pojedyncze pałeczki oraz jedna zgnieciona w kulkę puszka. Wzdrygnęła się na sam widok, ale dla własnego komfortu postanowiła sprzątnąć jego śmieci.

— Więcej tego nie zrobię — zadeklarowała ostro i nogą podbiła puszkę do góry.

Odbijała śmieć o czubek buta kilkanaście razy niczym piłkę, by następnie wybić go do góry i kopnąć prosto do worka. Szeroki i dumny uśmiech pojawił się na jej ustach.

— Wciąż mam to coś — westchnęła.

Niespodziewanie, chude, ale długie ramiona owinęły się wokół jej talii. [Imię] przekręciła głowę w bok, by spotkać się z jasnoniebieskimi włosami i resztą Tomury, który wyglądał na strapionego. Delikatny rumieniec wykwitł na policzkach kobiety. Pomimo zniszczonej twarzy wyglądał uroczo, jak pies, który okazywał poczucie winy.

— Nie powinienem być taki ostry — ścisnął ją mocniej, szukając komfortu i siły na dokończenie rytuału, którego szczerze nienawidził i zawsze przychodził mu z trudem — Przepraszam.

Czyli jednak będą z niego ludzie — pomyślała i odwróciła się w jego stronę, składając na jego ustach delikatny, ale czuły pocałunek. Następne dwa zostawiła kolejno na policzkach i nosie Tomury. Przy ostatnim była świadkiem nieśmiałego uśmiechu rozkwitającego na popękanych ustach chłopaka.

Miała zamiar przypomnieć mu o dziennym piciu odpowiedniej ilości wody, ale w porę się powstrzymała. Tomura zamknął ją w szczelnym, zaborczym uścisku, z którego absolutnie nie mogła uciec, podczas gdy [Imię] zdała sobie sprawę, że zaczęła szczerze się o niego martwić, co nie powinno się w ogóle wydarzyć. Kiedy opuściła gardę? Czy potraktował ją jakimś quirkiem, kiedy spała? Wcześniej okazała mu współczucie, a widok rany na jego ciele sprawił, że zatroszczyła się o niego na moment. Spodziewała się tylko, że będzie to uczucie przejściowe i jednorazowe.

— Wybaczam — poklepała go po plecach — No już, wracaj do pracy, nie chcę ci przeszkadzać.

— Zamilcz — odpowiedział i wtulił się w nią mocniej, spragniony bliskości. Teraz najważniejsza była ona. — Powiedz mi, że jestem twoim Tenko.

— Tenko? — zapytała zagubiona.

— Po prostu to powiedz.

— Jesteś moim Tenko — spełniła prośbę, która brzmiała bardziej jak rozkaz, mając już pewne podejrzenia nad wyborem akurat tego imienia.

— To twoje prawdziwe imię? — nie powinno jej to interesować, ale kiedy ktoś zaczyna wpadać we własne sidła, życie staje się nagle nielogiczne.

— Tak. Tenko Shimura. Od dzisiaj masz się tak do mnie zwracać, ale tylko na osobności. Tylko ty masz ten przywilej. I jeszcze jedno — oderwał się od niej na moment, by chwycić w dłoń jej brodę i zmusić, aby na niego spojrzała — Zachowaj to w tajemnicy. Od dzisiaj to nasz wspólny sekret. — uśmiechnął się szeroko, ciut za szeroko, i ponownie przycisnął ją do swojej klatki piersiowej, zatapiając twarz w jej pięknie pachnących włosach.

Tomura nie czuł żadnych wyrzutów sumienia po podzieleniu się z nią swoim sekretem. Owszem, wymagało to od niego wielu dni mentalnej dyskusji za i przeciw, ale teraz czuł jedynie ulgę.

[Imię] natomiast uświadomiła sobie, że jej sztuczka z kochającą dziewczyną zaczynała wymykać się spod kontroli. On jej ufał. Ufał jej na tyle, by podzielić się z nią tak wielkim sekretem i wierzyć, że nie nikomu więcej nie przekaże świetnie skrywanej tajemnicy. Chociaż w tym momencie mogłaby rozpowiedzieć o tym każdemu w podziemiach.

W jakimś stopniu czuła się wyróżniona. Zakładała, że jako jedyna, oprócz jego mistrza, znała prawdę o Tomurze.

Nie lubiła mieć długów, bo zawsze ciążyły jej na sercu i nie dawały spać w nocy. W obecnej sytuacji czuła się zobowiązana, by podzielić się z nim własnym sekretem.

— Nie urodziłam się z darem — wypaliła nagle, poniekąd spodziewając się jego reakcji. Zacisnęła ramiona mocniej wokół niego i pogłaskała tył głowy. Mogła dosłownie poczuć, jak jego mięśnie pleców napinają się pod czarną koszulką z długim rękawem. — Teraz jesteśmy kwita — zamknęła oczy, czując ulgę. Nadopiekuńczość Tomury i tak nie pozwoliłaby jej na skorzystanie ze swojego wyimaginowanego daru.

— Domyślam się, dlaczego to zrobiłaś — jego głos był nieco podirytowany, ale przyjęła to ze spokojem. Nie bała się go. — Ale jeżeli jeszcze raz mnie okłamiesz, wyciągnę nieprzyjemne konsekwencje. Czy to jest jasne?

— Oczywiście — przytaknęła. Zastygła w bezruchu. To Tomura decydował o tym, kiedy kończy się ich sesja czułości.

Na moment zapanowała cisza.

— Nazwij mnie Tenko jeszcze raz — zażądał.

Ledwie powstrzymała się od westchnięcia.

— Mój kochany Tenko Shimura — pocałowała go w policzek.

Mogła wręcz poczuć jak rozpływa się pod jej palcami. Okręciła go sobie wokół palca, nie robiąc praktycznie nic. Była ciekawa, jak bardzo byłby jej posłuszny, gdyby się przespali. Czy gdyby kazała mu wskoczyć dla niej w ogień, zrobiłby to bez chwili zawahania?

— Tomura Shigaraki, Stain przybył — do ich uszu dobiegł głos Kurogiriego.

Cały dobry humor Tomury prysł niczym bańka mydlana. Z niechęcią odciągnął się od [Imię], która złożyła na jego ustach przelotny pocałunek na pożegnanie, życząc mu tym samym powodzenia.

— Nie wychodź stąd. Będę wiedział, jeśli chociaż wyściubisz nos za te drzwi. — przestrzegł ją, wziął Ojca z biurka i udał się do drzwi.

— Kocham cię! — uśmiechnęła się szeroko. Chciała przestudiować jego reakcję.

Jego dłoń zatrzymała się na uchwycie klamki. Czerwień przyprószyła policzki Tomury.

— Kocham cię — powiedział ledwie słyszalnie i zniknął z jej pola widzenia.

Pierwszy raz usłyszała wyznanie miłości z jego ust. I czuła się z tego powodu szczęśliwa.

Usiadła przy komputerze i włączyła losową gierkę dla zbicia czasu. Przysięgała wierność Tomurze i obiecała mu nigdzie nie wychodzić, ale dzisiaj musiała złamać obietnicę. Wyjawienie prawdy o braku quirku było tylko początkiem ogromnej góry lodowej kłamstw i tajemnic, skrzętnie chowanych pod maską miłości. [Imię] nie czuła potrzeby wyjawienia mu wszystkiego, skoro i tak już niedługo miała zniknąć z jego życia na dobre.

Odczekała piętnaście minut po ucichnięciu jakichkolwiek głosów, łupiąc bezmyślnie w klawisze. Po upływie tego czasu, udała się do łazienki, jedynym pomieszczeniu z oknem w tym ciemnym i brudnym budynku bez krzty naturalnego światła słonecznego. Po cichu, nie chcąc zaalarmować Kurogiriego, otworzyła okno i zgrabnie wyszła przez nietypowe drzwi.

Czuła się lekko upokorzona, ale kiedy znalazła się na dachu zniszczonego budynku, wiedziała już, że jej mała eskapada będzie tego warta.

Ostrożnie ześlizgnęła się po dachu na chodnik w odgrodzonej uliczce, idealnej na szemrane spotkania. Właśnie dlatego [Imię] wybrała to miejsce na dzisiejsze zebranie z jej dawnymi wspólnikami i przyjaciółmi. Rozejrzała się dookoła, szukając niepotrzebnych gapiów albo szpiegów, a kiedy nie znalazła nic podejrzanego, udała się w dół ulicy, za budynek baru.

Jej twarz natychmiast rozpromieniła się, widząc powód jej dzisiejszej ucieczki. Petya Chudov we własnej dwumetrowej osobie, wraz z Olette Steensen i ostatnim z wielkiej czwórki Diego Garcia czekali na ich zgubę pod ścianą, milcząc zaciekle. Pojawienie się [Imię] zaburzyło doskonałą ciszę, ale żadnemu z nich to nie przeszkadzało.

— Czuję się jak nastolatka wymykającą się z domu w nocy do chłopaka — parsknęła [Imię]. Skrzyżowała ramiona na piersi.

— Wpakowałaś się w gówno po kolana, złotko — Olette, niska ruda kobieta o limonkowych oczach i piegach na nosie mlasnęła językiem i pokręciła głową.

— Jakbym tego kurwa nie wiedziała — przekręciła oczami, ale zachowała pogodny wyraz twarzy.

— Musimy się streszczać — Petya, wysoki, dobrze zbudowany trzydziesto cztero letni mężczyzna z przepaską na lewym oku, czarnymi włosami i jasnoróżowymi oczami zdusił zabawę w zarodku — Pamiętajcie, że w Japonii nie da się rozmawiać swobodnie — rozejrzał się nieufnie dookoła i splunął. Był tutaj od zaledwie dwóch tygodni i już nienawidził tego kraju.

— Ma rację — odezwał się Diego, trzydziestolatek o turkusowych włosach i morskich oczach — Jesteśmy tutaj na spotkaniu biznesowym, a nie towarzyskim.

— Następnym razem zapraszam was na kawę — [Imię] puściła oczko w ich stronę, zyskując delikatny uśmiech od Petyi.

— Dowiedzieliśmy się dwóch rzeczy — Petya zabrał głos — Stary Ugo wypływa z Japonii do Francji za miesiąc i mógłby nas tam przeszmuglować. Czternastego o godzinie dziewiątej mamy się wstawić w porcie Akita. Nie będzie czekał nawet minuty dłużej, a to jedyna szansa żeby się stąd wyrwać. Następna okazja może nadejść za parę lat, dlatego nie czekamy na spóźnialskich, jeżeli w jakiś sposób zostaniemy rozdzieleni.

— Do Francji, huh — [Imię] powiedziała rozmarzonym głosem. Była już w wielu miejscach na świecie, ale Francję odkładała zawsze na koniec, jako najlepszy kąsek. — Ugo ma jednak gust.

— Jest jeszcze jedna sprawa — kontynuował Petya, utrzymując poważny — Tym razem mniej przyjemna. Sokol jest w Japonii.

Umysł [Imię] na moment spowił się czernią. Tyle lat ucieczek, przykładnego ukrywania się i grania w podchody, nagle przestały mieć jakiekolwiek znaczenie, bo ten drań ją znalazł. Wystarczyło jedynie odpuścić sobie ten cholerny napad na sklep jubilerski i nie miałaby teraz żadnych problemów, popijając najlepsze wino we Francji.

— Od kiedy? — zapytała sucho. Cała radość ze spotkania dawnych przyjaciół gdzieś z niej uleciała, zastąpiona przez gorzki posmak w ustach.

— Bardzo możliwe, że od momentu kiedy cię zamknęli. Kanalia ma nad nami pięć lat przewagi — warknęła Olette.

— Jebany skurwysyn — przeklęła [Imię]. Zatopiła rękę we włosach i pociągnęła je z frustracji. — Nienawidzą mnie, aż tak bardzo, co? — zapytała retorycznie.

— Uważaj na siebie — szepnął Petya i pogłaskał jej ramię — Do Francji płyniemy w pełnym składzie — uśmiechnął się delikatnie.

[Imię] odpowiedziała uśmiechem na uśmiech. Po dodatkowej krótkiej rozmowie, kobieta pożegnała się z każdym i dostała się do pokoju Tomury tą samą drogą, którą wyszła. Kurogiri nie wywietrzył ucieczki.

Musiała wkraść się w łaski Tomury jeszcze mocniej. Sokol był trudnym przeciwnikiem do pokonania. Wystarczyło najmniejsze potknięcie z jej strony i mogła pożegnać się z życiem. Dlatego potrzebowała ochrony, którą zapewniał jej młodszy od niej chłopak. W tym momencie, tylko on strzegł ją przed okrutnym zakończeniem życia. .

[Imię] nie miała zamiaru umrzeć jako ofiara płatnego zabójcy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro