rozdział 08

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[edytowany]

Sokol był w Japonii. Osoba, której głównym celem życiowym było strzelenie jej kulki w łeb, specjalnie podążyła za nią aż na wyspy Oceanu Spokojnego. Jak dużo jej rodzina musiała zapłacić, by nadal czyhał na jej życie?

[Imię] nawet nie chciała się nad tym zastanawiać. Dopóki miała zapewnioną ochronę samego Tomury, nie martwiła się zewnętrznymi problemami. Temat Sokola zepchnęła w najdalszy zakątek swojego umysłu. W prawdzie nadal tlił się nikle i co jakiś czas dawał o sobie znać, ale na razie [Imię] zdecydowała się po prostu dalej korzystać z przywilejów płynących z miłości Tomury.

A skoro obecnie go tutaj nie było, zdecydowała się zejść na chwilę do baru. Kota nie ma, więc myszy harcują.

[Imię], rytmicznym i lekkim krokiem weszła do głównego pomieszczenia. Wzięła głęboki oddech, zatrzymując wzrok dłużej na rozmaitych alkoholach rozstawionych w rzędzie na półkach. W tym momencie najbardziej przydałby jej się Kurogiri, ale obecnie towarzyszył Tomurze w projekcie z tym sławnym zabójcą bohaterów. Musiała więc znaleźć inny sposób na przekazanie mu swojej prośby.

Weszła za bar, szukając dla siebie odpowiedni trunek. Suszyło ją w gardle, a wzmianka o Sokole tylko pogłębiła pragnienie. W krótkim czasie przygotowała dla siebie niezbyt kreatywnego drinka, którego pochłonęła dwoma łykami. Szklankę następnie przetarła i odłożyła na swoje miejsce.

Znalezienie kartki i długopisu zajęło jej nieco więcej czasu. Koślawo szło jej również pisanie w Kanji, ale nie mogła tak po prostu odpuścić. Miała w planach niespodziankę dla Tomury i tylko Kurogiri był w stanie załatwić dla niej prezent. Dlatego wytrwale skrobała kolejne symbole, ciesząc się, że jako dziecko i nastolatka poświęcała tak dużo wolnego czasu na naukę japońskiego. Młodszej [Imię] należały się wylewne gratulacje.

Odetchnęła z ulgą, kończąc pisanie notatki. Starła kropelki potu z czoła i ulokowała kartkę w jedną z przegródek stołu barowego, gdzie Kurogiri na pewno szybko ją znajdzie.

Schowała dłonie w kieszeń bluzy Tomury, którą szczególnie ceniła za jej wygodę i ciepło i odeszła w stronę pokoju zniszczonego życiem chłopca, w którym spędzała większość dnia.

Spłaci ostatni dług winien Tomurze. Jakoś odpłaci się za zapewnienie jej bezpieczeństwa.

###

Powrót Tomury przypominał nadejście huraganu. [Imię] nie musiała wytężać słuchu, by dowiedzieć się, że Stain okazał się jednym wielkim niewypałem, a ten aspirujący zielonowłosy bohaterczyna znowu uszedł z życiem. Tomura pragnął krwi, czego [Imię] nie potrafiła nigdy zrozumieć. Owszem, czasami marzyła o pozbyciu się takich osobistości jak Sokol, który zatruwał jej życie od szesnastu lat, ale nie umiała przełożyć tego na rzeczywistość. Nigdy nikogo nie zabiła. W obecnych czasach zastanawiała się, czy nie był to największy błąd jaki mogła popełnić.

Słysząc ciężkie kroki Tomury, [Imię] westchnęła jedynie, wiedząc, że za chwilę spłynie na nią potok jego oczekiwań. Będzie pragnął zbliżyć się do niej w jeden z najbardziej intymnych sposobów. Chociaż jego obsesja czasami wymykała się spod kontroli i [Imię] nie mogła nawet wyjść spokojnie do łazienki, kiedy on tego nie chciał, to miała pewną słabość do nachalnych czułości Tomury. Przypominał jej trochę kota, nawet z charakteru.

Oparta plecami o ścianę, przeglądała przypadkowe komiksy. W zębach trzymała papierosa, mającego stymulować jej zapotrzebowanie na nikotynę. Shigaraki nie żartował, kiedy zażądał od niej abstynencji od papierosów. Musiała jakoś sobie radzić w życiu. Poza tym, nawet ściskanie fajki zębami nieco ją uspokajało.

Drzwi otworzyły się z hukiem. [Imię] odłożyła komiks na poduszkę, a papierosa schowała do paczki, którą następnie odrzuciła na biurko — pamiętając, że Tomura preferował, kiedy po powrocie z misji poświęcała uwagę jemu, a nie przedmiotom martwym. Uśmiechnęła się delikatnie, szczerze stęskniona za obecnością Tomury.

— Witaj, kochanie — przywitała się.

Nie protestowała, gdy usiadł na niej okrakiem i schował głowę w zagłębieniu jej szyi, choć zwykle to on kazał jej rozgościć się na jego kolanach. Tomura nie ważył dużo, więc bez problemu potrafiła zastygnąć z balastem na ciele przez długi czas. Opatuliła go ramionami i przytuliła się do jego ciała. Do tej pory nie zdawała sobie sprawy, że ona również potrzebowała bliskości. Shigaraki nie zachowywał się stabilnie i nigdy nie wiedziała, kiedy coś strzeli mu do głowy. W jednej chwili potrafił zachowywać się spokojnie, ale kiedy odwróciła wzrok na cokolwiek innego niż on, jego ręka zakleszczała się na jej szyi, grożąc dezintegracją. A mimo tego, udawało mu się podnosić ją na duchu. [Imię] zaczęła debatować, czy po dotarciu do Francji najpierw nie powinna zwiedzić gabinetu psychologa.

— Cholerni bohaterowie, cholerny Stain — warknął wściekle — Nic nigdy nie idzie po mojej myśli. Wszędzie musi wtryniać się ten zielony szczeniak. Coraz bardziej zaczyna działać mi na nerwy. Nienawidzę go, nienawidzę! Zasługuje na śmierć. Chcę jego śmierci, [Imię]. Chcę go zabić. — ujął w dłonie jej policzki, pamiętając o zachowaniu zasady jednego palca. Zbliżył swoją twarz do jej, szukając w jej oczach akceptacji i zrozumienia.

Wcisnął kciuki mocniej w miękkie policzki kobiety. Zdawało mu się, że zapadała się pod nim, kurcząc coraz bardziej i bardziej. Pewność siebie gdzieś z niej uciekała. Tomura bardzo cenił sobie jej odwagę i śmiałość, ale widok pochłaniającego ją strachu, budził w Tomurze coś na wzór fascynacji. Pragnął zobaczyć, jak jej piękna buźka zniekształca się pod wpływem wielu różnorakich emocji i zapamiętać każdy szczegół z tego przedstawienia.

— Boisz się mnie? — zapytał, przekrzywiając delikatnie głowę w bok — Boisz się, że cię skrzywdzę?

Pokręciła głową. Odciągnęła dłoń chłopaka, wykorzystując okazję, by masować opuszkami palców suchą dłoń Tomury. Tym sposobem wyswobodziła usta, które ułożyła w delikatny, niewymuszony uśmiech.

— Ufam ci, Tenko — odpowiedziała szczerze. Sama nie była do końca pewna, kiedy udało jej się zbudować fundamenty na zaufanie, ale tym razem nie kłamała w żywe oczy. — Wiem, że mnie nie skrzywdzisz.

— Skąd ta pewność? — uśmiechnął się szeroko i złapał jej szyję we wnyki stworzone z jego własnej dłoni. — Nadal jestem wściekły, mógłbym to zrobić właśnie teraz.

— Ale tego nie zrobisz — spojrzała mu prosto w oczy — Bo mnie kochasz.

Tomura poświęcił trochę czasu, aby popatrzeć w [kolor] oczy, które na nowo lśniły iskrami odwagi. Kradła mu cenny oddech, dusiła niebiańskim zapachem. Była tak blisko.

Nie lubił przyznawać innym racji, ale musiał zgodzić się z [Imię]. Kochał ją. Miał na jej punkcie szaleńczą obsesję i najchętniej zabiłby każdego, kto chociażby na nią spojrzał lub oddychał tym samym powietrzem co ona (nie licząc siebie oczywiście). Nie wyobrażał już sobie dni bez niej u boku i był gotów walczyć dla jej bezpieczeństwa z setkami bohaterów, czy złoczyńców.

[Imię] miała całkowitą rację. Nigdy by jej nie skrzywdził. Uwielbiał się drażnić, ale nie zniżyłby się do poziomu ranienia swojej jedynej miłości. Dla niej jednak, mógłby skrzywdzić każdego, nie zważając na status, płeć, czy siłę przeciwnika.

Powoli odciągnął dłoń niosącą śmierć od bezbronnej szyi kobiety. Powędrował do jej ust, gdzie gładził kciukiem wargi [Imię]. Badał nową, miękką strukturę, nie opuszczając wzroku z [kolor] oczu partnerki. Bez zapowiedzi wepchnął jednego kciuka do jej ust, odkrywając tereny, które nie zostały jeszcze zdobyte. [Imię] musiała wykazać się ogromną siłą woli, by powstrzymać się przed ugryzieniem nieproszonego gościa.

— Masz rację — wyjął oślinionego kciuka z jej jamy ustnej i dokładnie wylizał z obcej śliny. Uśmiechnął się po wykonanej czynności i przytulił do [Imię]. Zacisnął ramiona mocniej wokół bezbronnej kobiety, która nie była ani trochę poruszona bezwstydnym zachowaniem Tomury. — Kocham cię. Jesteś tylko moja, [Imię].

Pogłaskała jedną ręką kościste plecy zakryte czarną koszulką z długim rękawem. Drugą dodała, kiedy poczuła jak Shigaraki trzęsie się niekontrolowanie. W pewnym momencie odchylił głowę i skierował czerwone, maniackie oczy, w których tliła się pazerność i zaborczość prosto na nią. Zacisnął dłonie na jej ramionach tak mocno, że erupcja bólu przeszła przez części ciała [Imię]. Zachowała jednak pozory normalności i nawet nie drgnęła.

— Dzisiaj bohaterowie mieli czelność zabrać moje Nomu, co podsunęło mi pewną myśl. Co jeżeli będą chcieli zabrać i ciebie? Zostawiłabyś mnie? Nie zostawiłabyś mnie, prawda?

Autentyczna rozpacz i sceptycyzm dźwięczały w niepewnym głosie Tomury. Wątpił w jej wierność albo naprawdę bał się, że w związku z ciągłymi niepowodzeniami Ligi złoczyńców może stracić i nią. [Imię] nie była pewna, która opcja bardziej wpasowywała się w charakter dziwnego chłopaka.

Może z powodu współczucia i sympatii, którą pałała do nieszczęśliwie i obsesyjnie zakochanego Tomury, może dla dalszego schronienia i ochrony, [Imię] przytuliła go wtedy i pogłaskała uspokajająco jasnoniebieską czuprynę, z ulgą i zadowoleniem stwierdzając, że przestał się szarpać. Uśmiechnęła się, odzwierciedlając uczucia, jakie nią targały. Zbliżyła się do Tomury, unosząc usta tuż nad jego wargami. Spojrzała na niego spod delikatnie przymrużonych powiek.

— Nigdy bym cię nie zostawiła. Jestem przecież twoja.

Wpiła się prosto w jego usta, wyczuwając jak uśmiecha się, usatysfakcjonowany jej odpowiedzią. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro