rozdział 09

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[edytowany]

Siedziała na jego kolanach, wpatrzona w piętrzące się rzędy butelek alkoholi różnych maści. Palcami wystukiwała tylko sobie znany rytm na drewnianym blacie, podczas gdy jej noga podrygiwała rytmicznie w górę i w dół. Tomura jedną ręką bawił się jej włosami, całkowicie zahipnotyzowany jej urodą. Czasami potrafił przez kilka godzin wlepiać w nią swój wzrok, bez zamienienia nawet jednego słowa. To mu w zupełności wystarczało. Ważne, aby zawsze była przy nim, by miał pewność, że nic ich nie rozdzieli i będzie w stanie w każdej chwili sięgnąć w jej stronę i pogłaskać jej włosy, czy musnąć ustami twarz. Tomura potrzebował [Imię] bardziej niż tlenu i jedzenia.

Kurogiri podał chłopakowi gazetę, o którą poprosił wcześniej, a przed [Imię] postawił kubek z parującą herbatą. Kobieta upiła mały łyk, uważając by nie poparzyć języka. Łypnęła kątem oka na dziwnie wybrzuszoną i twardą gazetę, domyślając się, co znajdowało się w środku. Kurogiri był cholernie szybki, uporał się z jej prośbą w rekordowo krótkim czasie. Uśmiechnęła się delikatnie, lecz zakryła gest kubkiem. Puściła mu natomiast oczko, kiedy akurat na nią spojrzał. Powróciła do przeglądania trunków, przygotowując się mentalnie na konfrontację z dociekliwością i zaborczością Tomury.

— Kurogiri — głos młodszego z mężczyzn przeszył powietrze niczym żyleta — Co to do cholery jest?

— To pytanie powinieneś skierować do swojej dziewczyny — odparł, przystępując do polerowania kieliszków.

— Zdrajca — szepnęła [Imię], trzymając kubek przy ustach. Dreszcz przeszedł po jej plecach, kiedy poczuła, jak lodowate dłonie Tomury zaciskają się na jej twarzy i siłą przekręcają głowę w jego stronę. Czerwone oczy zamglone były gniewem. Zapowiadały zbliżającą się katastrofę.

— Skąd to wzięłaś? Wyszłaś sama na miasto? Rozmawiałaś z kimś? — zadał serię pytań. Nie otrzymał jeszcze odpowiedzi, a jego ciałem wstrząsnęła zazdrość na samą wizję jego [Imię] wchodzącą w interakcję z jakimś przypadkowym sprzedawcą. Postacie poboczne nie zasługiwały na jej atencję. — Odpowiadaj, [Imię]. Już!

Odciągnęła nieprzyjemnie chłodną rękę ze swojej twarzy, ledwo powstrzymując się przed potrząśnięciem panikującym Tomurą. Jego paranoja i strach przed straceniem jej miłości oraz lojalności wymykały się spod kontroli. Coraz ciężej było wytrzymać jej w towarzystwie tak kontrolującej persony. Na początku ich znajomości myślała, że wyciągnął ją z zakładu karnego, ale tak naprawdę zamieniła tylko lokalizację więzienia.

— Nigdzie nie wychodziłam — zapewniła, rozmasowując zimną dłoń Tomury. Chłopak nieco uspokoił się od samego gestu, choć nadal ociekał furią — Z nikim też nie rozmawiałam. Poprosiłam o ich zakup drogą papierniczą. Pamiętaj, że nigdy bym cię nie zdradziła, skarbie — złożyła przelotny pocałunek na jego nosie, obserwując jak delikatny odcień różu wstępuje na jego policzki. Miał swoje urocze momenty. — To prezent. Pomyślałam, że mogą ci się przydać, ale jeśli nie będziesz zainteresowany, w pełni to zrozumiem. Wybierałam je na chybił trafił.

— Prezent? — zapytał słabym głosem, który nagle stracił całą swoją moc i agresję. Przejechał opuszkiem palców po czarnych rękawiczkach, które zakładało się jedynie na mały palec, badając ich strukturę i materiał.  — Dla mnie.

Tomura myślał, że jego serce zaraz wyskoczy z klatki piersiowej, rozłupując żebra siłą uderzeń. Otrzymał prezent. Od [Imię]. Od jego ukochanej [Imię]. Nie potrafił dokładnie opisać uczucia, które w nim zakwitło, ale porównywał je do erupcji stada motyli w jego płucach. Miłość do kobiety odbierała mu oddech, a radość z otrzymanego prezentu paliła jego skórę żywcem. Ledwo powstrzymywał się przed śmiechem i płaczem jednocześnie. Na chwilę zapomniał o świecie rzeczywistym, będąc daleko w uniwersum, w którym istniał jedynie on i [Imię].

Nikt nigdy nie podarował mu prezentu. Owszem, jego sensei zapewnił mu miejsce zamieszkania i wychował na wyrachowanego złoczyńcę, wpajając wypaczone wartości, ale tamte akty poczciwości nie mogły równać się z sensacją, którą zapewnił mu upominek od [Imię].

Nareszcie będzie mógł ją dotknąć bez pamiętania o zasadzie jednego palca. Wcześniej nie odczuwał potrzeby posiadania oryginalnych rękawiczek, podobał mu się również fakt, że obecność piątego palca dryfującego tuż nad jej skórą trzyma ją w ryzach i wywołuje strach. Ale teraz, porównywał je do najcenniejszego skarbu w swoim życiu, zaraz po samej [Imię]. W ciągu paru sekund wmówił sobie, że ich potrzebował i zawsze pragnął posiadać takową część garderoby.

Z perspektywy kobiety, jego intensywne, maniakalne wręcz, wpatrywanie się w parę zwykłych rękawiczek mogło wydawać się dziwne, ale Tomura miał to gdzieś. Pragnął delektować się tym widokiem, wiedząc, że jest to kolejna rzecz, która należy tylko do niego. Tak jak o [Imię], będzie o nie dbał z należytą pieczołowitością, inaczej niż resztę posiadanej przez niego odzieży.

— Ziemia do Tomury — [Imię] pomachała mu dłonią przed twarzą — Nie podobają ci się?

— Nie — zaprzeczył zachrypniętym głosem — Są śliczne, dziękuję — dodał ciszej.

— Załóż je, zobaczymy czy pasują — zachęciła go, ale widząc, że nadal bacznie wpatrywał się w prezent, westchnęła z bezsilności, myśląc, że w jakiś sposób go uszkodziła i sama nakierowała rękawiczki na jego dłonie. Potem poradził sobie sam. — Pasują jak ulał, kamień z serca. Już myślałam, że będą za duże.

Tomura bez zastanowienia przyłożył wszystkie pięć palców do policzka [Imię]. Odczekał kilka sekund, gotowy natychmiast odciągnąć rękę, jeżeli wszcząłby proces dezintegracji.

Nic się nie stało. Mógł swobodnie dotykać ją pięcioma palcami.

[Imię] przytuliła się do jego dłoni i zamknęła oczy, wzdychając błogo. Teraz nie będzie się już musiała martwić przypadkową, ale bolesną śmiercią z rąk człowieka, który kochał ją bezgranicznie. W dodatku rękawiczki na pewno przydadzą mu się w przyszłości. Trafiła idealnie z prezentem.

Dołożył jeszcze drugą rękę, opatulając twarz kobiety. Masował jej skórę, chcąc wykorzystać nowe możliwości na różnorakie sposoby. Nie musiał się już ograniczać. Niespodzianka od [Imię] otworzyła przed nim wiele możliwości, o których do tej pory mógł jedynie pomarzyć na jawie. Zamierzał przetestować wszystkie.

Nie był świadomy tego, że płacze. Może dlatego, że przy [Imię] czuł się swobodnie, może z powodu dogłębnego wzruszenia, ale grube łzy spływały po policzkach złoczyńcy, niszcząc jego twardy i oziębły image. Zdawało mu się, że [Imię] nie uda się rozniecić w nim jeszcze głębszej miłości, ale dokonała niemożliwego.

— No już, spokojnie — starła kciukiem mokrą dolną powiekę Tomury, przywdziewając delikatny uśmiech.

Shigaraki przyciągnął ją do siebie, chowając głowę w zagłębieniu jej szyi. [Imię] głaskała jego jasnoniebieskie włosy, co jakiś czas składając na czubku głowy kojące pocałunki. Miała wrażenie, że zaraz zmiażdży jej klatkę piersiową, ale nie ośmieliła się przerwać czułości, których obecnie Tomura niezwykle potrzebował. Cieszyła się nawet, że postanowił się przed nią otworzyć. Rzadko miała okazję widywać ten ewenement.

Łzy Tomury moczyły jej skórę oraz koszulkę, podczas gdy [Imię] zastanawiała się, jak bardzo wpłynie na niego jej ostateczna ucieczka.

Poklepała trzęsące się plecy chłopca, wsłuchując się w jego lament.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro