rozdział 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[edytowany]

Jedyną osobą, jaką Tomura chciał zobaczyć po spotkaniu z pozostałymi członkami Ligi złoczyńców była [Imię], która powinna grzecznie czekać na niego w pokoju. Spędził dużo czasu, opracowując najlepszy plan porwania niejakiego Bakugo, który stanowił doskonały materiał na złoczyńcę. Gdyby udało im się zwerbować go do stowarzyszenia ludzi spod ciemnej gwiazdy, ich szansa na wygraną z systemem bohaterów znacznie wzrastała. Shigaraki na razie nie chciał dłużej myśleć o zniszczeniu dobrej zabawy dzieciakom z pierwszej a. Teraz jego umysł wypełniła tylko i wyłącznie [Imię].

Zmęczony, zwlekł się ze stołka przed blatem, nie wymieniając ani jednego słowa z ostatnimi niedobitkami, którzy z jakiegoś powodu postanowili posiedzieć jeszcze dłużej przy barze. Dabi i Toga rozmawiali o czymś zażarcie, nie zauważyli jego nagłego zniknięcia, za co dziękował swojemu szczęściu. Przeszkodziliby mu tylko w dostaniu się do ukochanej, a wtedy nie zawahałby się ich skrzywdzić. Każdego człowieka, który stanął między [Imię] a nim czekał podobny los.

Zignorował Sokola, który opierał się o ścianę, tuż obok lekko uchylonych drzwi od łazienki. Czarne oczy trapera śledziły każdy ruch jego przełożonego, ale Shigaraki wykreślił go z egzystencji w swojej podświadomości. Musiał jak najszybciej zobaczyć się z [Imię], która pewnie tęskniła za nim żywo. Poczuł przyjemny skurcz w żołądku na samą myśl o wszystkich pocałunkach i przytulasach, które czekały na niego tuż po przekroczeniu progu ich pokoju.

— Jest coś, o czym powinieneś wiedzieć, szefie — odezwał się Sokol. Piórka na jego głowie uniosły się delikatnie.

— Nie obchodzi mnie to, zostaw mnie, nie mów do mnie więcej, bo zabiję cię z miejsca — warknął niezadowolony, że w ogóle miał czelność rozpocząć rozmowę.

Zanim młody przywódca stowarzyszenia złoczyńców otworzył drzwi do raju, Sokol odezwał się ponownie.

— Sprawa tyczy się twojej dziewczyny.

Tomura zawahał się na moment, zaintrygowany tematem o [Imię].

— Kazałem się do niej nie zbliżać. Nie wchodziłeś chyba do tego pokoju, co Sokol? Cenisz swoje życie, prawda?

Rozcapierzył palce, gotowy pozbawić podwładnego głowy. Pojedyncze rubinowe i wściekle oko spoglądało spod Ojca na zarozumiałego delikwenta, który najwidoczniej miał coś na sumieniu.

Sokol pokręcił przecząco głową. Resztę swojego problemu wyjaśnił niewerbalnie, rozchylając drzwi od łazienki i wskazując palcem na uchylone okno. Tomura nigdy nie widział, aby ktokolwiek używał tego okna. Służyło bardziej jako dekoracja i egzotyczny element architektury.

— Sugerujesz... — zrobił przerwę na uspokojenie buzujących nerwów. Nie wierzył, że uciekła. Nie po tych wszystkich szczęśliwych chwilach, które przeżyli, nie po tych wszystkich pocałunkach i serdeczności, którą okazywała mu na każdym kroku. [Imię] należała do niego, nie mogła tak po prostu go zostawić. Nie mogła. Nie miała prawa. Nie zezwalał jej. Nie, nie, nie! — Że mnie tak po prostu zostawiła? — zaśmiał się na koniec, ale jego chichot był złamany i niemelodyjny, oddawał to, jak bardzo wpłynęła na niego zdrada [Imię].

Sokol pokiwał głową, oszczędzając w słowach. Tomura nie był jednak w stanie zobaczyć jego gestu. Wybiegł z łazienki i popędził do pokoju, aby potwierdzić, że to nie dzieje się naprawdę, że [Imię] czeka na niego z rozłożonymi rękami, gotowa wpakować w niego całą swoją miłość. Z impetem otworzył drzwi, badając paranoicznym wzrokiem pomieszczenie.

Nie było jej. [Imię] naprawdę uciekła.

Spłoszony i przybity, Shigaraki zapomniał jak się oddycha. Jego płuca płonęły ogniem tęsknoty za jedyną istotą, która stopiła jego serce. Płomień ten bardzo szybko się rozprzestrzeniał, zamieniając przygnębienie w amok, który trawił go od środka. Nie potrafił radzić sobie z przytłaczającymi i intensywnymi uczuciami, szczególnie, kiedy [Imię] nie było przy nim. Miał ochotę zabić pierwszą osobę, która odezwie się do niego chociaż słowem. Miał ochotę zabić każdego, kto chociażby spojrzy na niego o sekundę za długo.

Musiał odzyskać ją z powrotem. Już potrafił wyczuć igiełki tęsknoty pod skórą, które z każdą chwilą kłuły go coraz intensywniej, doprowadzając do niemalże fizycznego bólu.

— Sokol! — wykrzyknął, zdzierając przy tym gardło. Wołany mężczyzna stanął w progu drzwi, nie wpraszając się bez pozwolenia na włości Tomury — Znajdź ją. Natychmiast.

— Potrzebuję jej własności, aby określić jej położenie — napomknął spokojnie, nie chcąc dodatkowo rozsierdził szefa stanowczym tonem głosu.

Shigaraki błyskawicznie wręczył mu harmonijkę należącą do uciekinierki. Sokol szczelnie objął przedmiot dłonią, znając już adres jej pobytu. Lekkim krokiem wkroczył do łazienki, gdzie spotkał [Imię], która akurat zamykała okno. Miała doskonałe wyczucie czasu, to musiał jej przyznać. Kolejna cecha, której w niej nienawidził.

Kobieta zamarła, widząc polującego na nią zabójcę. Powoli zamknęła okno, skanując mężczyznę wzrokiem, w poszukiwaniu chociaż minimalnej chęci wyjęcia pistoletu spod morskiego płaszcza.

— Znalazłem — rzucił do rozhisteryzowanego Tomury, który natychmiast pojawił się w łazience.

[Imię] zastygła w bezruchu, widząc do jakiego stanu doprowadziła swojego partnera. Nie miała wątpliwości, że dowiedział się o jej krótkim wypadzie poza pokój. Miała jedynie nadzieję, że nie dowie się, iż przeszmuglowała broń zdobytą od jej przyjaciół. Wtedy nabrałby jeszcze większych podejrzeń, a to ostatnie czego [Imię] obecnie potrzebowała.

Musiała rozegrać to na spokojnie. Jeśli ona będzie się denerwować, doprowadzi go do jeszcze większej furii.

— Sokol, jazda stąd — warknął Tomura.

Nie marnował czasu. Złapał nadgarstek kobiety z całej siły, nie zdając sobie sprawy, że zadawał jej ból i zatachał ją do ich pokoju, zamykając za sobą drzwi.

— Raz poczułaś świeże powietrze i już zachciało ci się więcej, co? — zakpił, wciąż nie uwalniając jej z morderczego uścisku. Jego mały palec prawie dotykał jej skóry. — Wyznaczyłem jedną prostą zasadę: nie wychodź z tego pokoju bez ochrony, a ty postanowiłaś pozwiedzać całą okolicę. Po co to zrobiłaś, co? Chciałaś mnie zostawić?! Już mnie nie kochasz?! — wykrzyknął. W międzyczasie pozbył się maski, by mieć na nią lepszy wzgląd i wywołać jeszcze większe poczucie winy.

Odruchowo starała się wyrwać rękę, przerażona wizją stracenia kończyny, ale Tomurze nie podobał się ten pomysł. Zaatakował ją drugą, tym razem na cel obierając szyję.

— Wciąż ode mnie uciekasz, [Imię]. Starasz się mnie zostawić. Nie podoba mi się to, nie podoba, nienawidzę tego! Przestań ode mnie uciekać! — jego głos nabrał desperackiego wydźwięku, a oczy zaszkliły się, jakby zaraz miał się rozpłakać. Całe ciało Tomury drżało niekontrolowanie, wskazując na toczoną wewnątrz niego walkę. Nie wiedział co ze sobą zrobić.

— Tenko — wycharczała, niepokojąc się jego zachowaniem — Kocham cię i nigdy bym cię nie zostawiła. Wróciłam przecież do ciebie, prawda?— powiedziała mu prosto w oczy, specjalnie dbając o to, aby nie dostrzegł kłamstwa w jej mowie ciała.

— To prawda, wróciłaś — powiedział powoli, starając się nie tracić panowania nad własnym ciałem. Nie zastosowała się do jego poleceń i czuł się zdradzony, ale nadal nie chciał jej skrzywdzić — Ale to nie zmienia faktu, że uciekłaś mi sprzed nosa. Dlaczego?

— Świeże powietrze najwyraźniej naprawdę uderzyło mi do głowy — powiedziała ze skruchą — Nie powinnam była nigdzie wychodzić, przepraszam. Nudziło mi się i tęskniłam za tobą. Przysięgam, że zrobiłam sobie jedynie mały spacer wokół budynku.

Nie dał tego po sobie poznać, ale kiedy wspomniała o swojej tęsknocie, poczuł przyjemne ciepło w brzuchu. Ufał jej, wierzył, że naprawdę wybrała się jedynie na spacer, choć nigdy nie powinna tego robić. Zależało mu, aby stosowała się do jego poleceń, bo tylko wtedy miał pewność, że nic jej nie grozi i jest bezpieczna. Samowolka absolutnie nie wchodziła w grę i musiał jej o tym przypomnieć.

— Jestem wściekły, [Imię]. Nie myśl sobie, że tak łatwo uda ci się mnie udobruchać.

Puścił jej gardło, zezwalając na nabranie zapasu powietrza, ale nie zezwolił na odpoczynek. Zamknął ją w ciasnym uścisku, wąchając jej włosy i bawiąc się skrawkiem ubrania.

— Przepraszam — powiedziała, gładząc dłonią jego plecy. Ukryła gniew głęboko w sobie, usilnie starając się, aby nie wydostał się na powierzchnię i nie pogorszył sytuacji. Jeszcze wpadnie na jakiś chory pomysł, który uniemożliwi jej wypływ do Francji.

— Jeszcze raz — zażądał.

— Przepraszam, Tenko. Wybaczysz mi?

— Nie wiem — odpowiedział szczerze — Wyglądasz uroczo, kiedy prosisz o wybaczenie — schował głowę w zagłębieniu jej szyi, łaszcząc się do niej niczym kot.

Nareszcie mógł odetchnąć z ulgą, mając ją z powrotem w swoich ramionach, gdzie mógł zrobić z nią dosłownie wszystko.

— Już wiem jak ukarać cię za niesubordynację — powiedział radośnie, nie kryjąc dziecinnej ekscytacji. Złożył kilka pocałunków na jej szyi, nie mogąc doczekać się jej reakcji — Przywiąże cię do łóżka, [Imię]. Cztery dni powinny wystarczyć.

— Słucham? — automatycznie zacisnęła pięści mocniej na skrawkach jego ciemnej bluzy. Spodziewała się, że wpadnie na jakiś chory pomysł, ale i tak nie zdołała przeczuć czegoś takiego.

— Wiem, że mnie słyszałaś — szeroki uśmiech ozdobił mu usta. Oderwał się od jej szyi i spojrzał prosto w jej skonfundowane oczy. Była taka urocza! — Nie będziesz mogła nawet sama chodzić do toalety. Pomyśl o wszystkich nowych możliwościach. Nareszcie będziemy mogli razem wziąć prysznic. Będziemy jak małżeństwo, [Imię]. [Imię] Shimura — powiedział głośno, testując jej nowe nazwisko na języku.

Wtulił się w nią jeszcze bardziej, wniebowzięty i dumny ze swojego pomysłu, kompletnie nie dostrzegając, jak twarz [Imię] wykrzywia się w grymasie gniewu. Pocałowała go w głowę, aby uniknąć podejrzeń.

Zanim Tomura ograniczył jej zakres swobody, zakleszczając metalową obręcz wokół jej kostki, [Imię] zdążyła schować broń pod materacem łóżka, modląc się, aby jej partner nie odnalazł jej jedynego źródła obrony.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro