cel: Hanamaki

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Czemu nikt mnie nie kocha, Iwa-chan? – zagaił żartobliwie Oikawa.

- Na pewno chcesz wiedzieć? - upewnił się zapytany.

Po pełnej wahania chwili, już bez cienia żartu, szatyn przyznał, że nie. Nieco przygaszony, ubrał się i opuścił mieszkanie. 

xxx

- Jesteś jedenastą plagą egipską, o której nikomu nawet nie chciało się napisać, co? – zagaił Takahiro, jeszcze stojąc do Oikawy plecami i z pasją siłując się z wypaczonymi drzwiami, których zamykanie wiązało się z zużyciem ogromu siły oraz kreatywności.

- Tak, tak. Bękart diabła i te sprawy. – Tooru przeszedł nad tym do normy dziennej. - Spieszysz się?

- Pewnie. – Hanamaki zerknął na opartego o barierkę schodów wizytatora. Zdecydowany, by zakończyć zbliżającą się rozmowę jednym, chirurgicznie precyzyjnym cięciem, ważył słowa dłuższą chwilę. W międzyczasie jego ręce skończyły w kieszeniach spodni. - Na randkę z Isseiem. Wyślę ci wiadomość, jak skończymy w łóżku. Mogę nawet dołączyć zdjęcia. Albo od razu dodać post na jakiejś domenie publicznej i oznaczyć cię jako obecnego przy wydarzeniu. Nie jadłem śniadania, a obiad mam zamiar zaliczyć na mieście. Mam podręcznikowe tętno, ale na twój widok z pewnością mi przyśpiesza. Czy czujesz, że jakaś jeszcze wiedza o mnie jest ci niezbędna?

W ten przykry sposób musiał podnieść liczbę wypowiadanych w ciągu dnia słów.

Przynajmniej, zgodnie z jego oczekiwaniami, Tooru uśmiechnął się z rozbawieniem, bez najmniejszego namysłu uznając słowa za żart.

Cóż, jego strata. A Takahiro mógłby pozdrowić od niego Matsukawę. Nie to nie. Co, będzie go przekonywać?

- Idziesz dzisiaj na drugą zmianę? - zagaił jeszcze były przyjmujący, by oszacować swoje położenie. Beznadziejne położenie.

- Dokładnie. - Oikawa ruszył po schodach w ślad za Haną, który sprężystym krokiem przemierzał pierwsze stopnie. 

- I bardzo się nudzisz w domu? 

- Jakiś ty przenikliwy, Makki. 

Takahiro pokręcił głową, unosząc z rozbawieniem kącik ust. Okej, dobra, trzeba przyznać. Z Oikawą było jakby weselej. Jeżeli ten akurat nie dobierał drażniących tematów rozmowy.

- Poza tym, no wiesz... - kontynuował osobnik o kasztanowych włosach. - Stara wiara powinna się trzymać razem, no nie? 

Cicho tam, pomyślał Makki. Bo zaczyna się robić melancholijnie. 

- Krótko mówiąc, chcesz mi postawić ten obiad, za to, co mi tam jesteś dłużny? - dodał na głos.

Tooru podniósł wzrok z płaszczyzny chodnika na dawnego współucznia. Najpierw z zaskoczeniem. Potem jednak uśmiechnął się i nieco zmienił plany na najbliższe godziny.

- Oczywiście. Przechodzisz sam siebie w tej dedukcji, Makki - odrzekł. 

xxx

- A w weekend jesteś wolny, Makki? - zagaił Oikawa.

- Owszem - przytaknął drugi mężczyzna. 

- Wyszedłbyś gdzieś w sobotę wieczorem?

- Nie.

- Iwa-chan też będzie.

- Jestem pewien, że wiele dziewcząt z sąsiedztwa by się na to złapało, ale, niestety, ja nie jestem jedną z nich.

- I nie możesz poślubić Mattsuna? 

- Chyba już pójdę. Nie wyłączyłem żelazka w domu. 

- Makki - upierał się eks rozgrywający.

- Tak, kapitanie. Wyjdę. 

- Nie mów tego, jakbyś cierpiał.

- Ja nie cierpię. - Hanamaki wzruszył barkami. - Ja przechodzę czystą agonię.

- Kolejny - westchnął Tooru. 

A/N

Dobra, jak dotąd zaprezentowałam bredzenie wstępne, od następnego rozdziału postaram się już o akcję. Siedzę - za dużo - z takimi dwoma psychopatkami, więc pewnie nie będę miała problemów natury moralnej przy pisaniu rozdziału. Już mam coraz mniej zahamowań. Nie od dziś. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro