cel: Matsukawa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Normalnie Issei nie byłby odebrał, atoli zadzwoniono do niego z rana, w dniu wolnym, kiedy rozkoszował się półsnem i spuścił gardę. Dopiero dźwięk Oikawowego głosu zjeżył mu włoski na karku i ostatecznie spędził sen z powiek. Może i na tydzień z góry.

- Słonko wstało, dzień dobry, Mattsun - zaczął ironicznie słodki ton.

W tle Issei wyłapał jeszcze ironizowanie drugiej osoby:

- Mówisz o sobie, Kusokawa?

Matsukawa czekał. Nie podejrzewał, by dalsze słuchanie lokalnej opery buffo szło w ordynku z rozsądkiem, ale szkoda by było obudzić się na darmo.

- Mattsun? Nie rozłączyłeś się jeszcze?

- Nie, o dziwo - przyznał.

- Daj na głośnik, Trashykawa - zabrzmiało w tle.

Tooru zdawał sobie sprawę, że utracił przewagę zaskoczenia, mimo to spróbował przeprowadzić swój plan do końca.

- Dobrze spałeś w nocy? W ogóle spałeś? - zagadnął.

- Hm, jakby to ująć...

- Co robiłeś?

- Leżałem i bałem się zasnąć.

- Dlaczego?

- Żebyś mi się nie przyśnił. Kiedy masz zamiar znowu zadzwonić?

- Nie prowokuj go, bo stawi się we własnej osobie - poradził Iwaizumi.

- Do zobaczenia w pracy - podsumował Tooru tonem groźby.

- Tak przy okazji... - wtrącił Issei, przeczuwając, iż będzie miał milczącą przychylność Hajime. - Hm... jak to jest, że znaleźć wakat dla kogoś umiałeś z dnia na dzień, a sam dla siebie długo nie mogłeś?

- Dobranoc - odparł Tooru i rozłączył się, zanim rozmowa zeszła na złe tory.

Issei mógł się śmiać, ale pod przykrywką niewinności kryła się groza.

Być coś dłużnym temu typowi.

Cóż, przynajmniej wiedział, iż aktualnie powinien żyć. Żyć, póki może. Bo diabli wiedzą, ile życia prywatnego miał w zanadrzu.

XXX

- Mattsun - odezwał się Oikawa, otworzywszy drzwi na tyle, ile pozwalał zabezpieczający łańcuch.

- Wasza wysokość - odparł grzecznie Issei. - Mogę zabrać moją paczkę?

- Napijesz się herbaty?

- To zabrzmiało prawie tak, jakbym miał wybór.

XXX

- Słodzę - przypomniał Matsukawa, krzywiąc się nieomal, gdy poczuł gorzkawy smak.

- Może bym pamiętał, gdybyś częściej się pokazywał. - Tooru błyskawicznie nakrył dłonią cukierniczkę. - Co was łączy?

- Kogo? - spytał niewinnie Issei. Następnie zamienił swoje naczynie napoju z tym przynależnym gospodarzowi i z ulgą napił się cieszy z odpowiednią zawartością herbaty w cukrze. - Nie kradnę ci Iwy - dodał, kiedy już dostarczył umysłowi energii.

- Iwy nikt by nie ukradł. - Szatyn z najwyższą niedbałością machnął ręką. - W jakiej relacji chcesz być z Haną?

- Dokładnie w takiej, w jakiej jestem.

- Pytam poważnie. Jestem poważny - zadeklarował z naciskiem, co jednak nadal nie brzmiało przekonywająco. Przy tym obrzucił czujnym wzrokiem Isseiową twarz pokerzysty.

- A ja w środku umieram ze śmiechu. Co więcej, moja zewnętrzna powłoka chce iść do domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro