cel: niezbity dowód

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie trwało to zbyt długo, ale Hanamakiemu wydawało się, że dostanie w twarz. Nie byłby to pierwszy raz. I w ogóle, i od Tooru. Nie chwalił się tym, nie informował Iwaizumiego czy choćby Matsukawy, ale między nim a byłym kapitanem wywiązały się takie rozmowy - tak pełne desperacji obu stron - że nie pozostało nic innego, jak dać sobie w pysk.

Ale tym razem? Niczemu nie był winny. 

Chyba.

No i żeby tak w pracy? Na dzień dobry?

Wkrótce tym niemniej okazało się, iż Oikawa miał zupełnie inne plany. Jego dłonie przytrzymywały Makkiego za koszulkę, oczy natomiast prześlizgnęły się po nieco szyi i wymykającej się spod koszulki części ramion. 

Tym niemniej nadzieja na znalezienie malinki okazała się złudna. A zaraz i szarpany za ubranie osobnik zareagował zdecydowanie.

- Ktoś tu nie wziął rano leków? - Takahiro odtrącił bezprecedensowo naruszające jego przestrzeń osobistą dłonie. 

- Gdzie indziej nie będę ci zaglądał. - Oikawa cofnął się o krok i uplasował obie dłonie na biodrach. Jego spojrzenie prześlizgnęło się po całej sylwetce rozmówcy, przenikliwe i pilne, jakby chodziło o sprawy życia i śmierci.

- Trzymam za słowo. - Hanamaki ostentacyjnie wygładził na sobie konfekcję. 

- Ja wiem, że wy jesteście razem, potrzebuję tylko dowodu - oznajmił.

Jakby liczył, że Makki mu coś powie, a może rzuci się na kolana i zaprezentuje obrączkę zaręczynową od pewnego przystojnego bruneta. 

Dobre sobie. 

- Skoro wiesz, to po co ci coś więcej? - Jakże sumienny Takahiro odwrócił się, by wyjść na halę sklepową. Cóż, za to mu płacili.

- Ha! - Oikawa klasnął w dłonie. Raz a głośno. - Nie zaprzeczyłeś. 

Jako że Hanamaki tylko wzruszył ramionami i ruszył przed siebie, drepcząc za nim i po drodze od niechcenia poprawiając towar na pułkach Tooru kontynuował:

- Po to, żeby Iwa-chan nie brał mnie za wariata, oczywiście. 

- W tym względzie jesteś bez nadziei - odrzekł drugi mężczyzna. 

a/n: Uczcijmy godnie wakacje. 

Zarzucę podwójnie rozdziały i nawet dowlokę to coś do końca, który wypada za szybko, ale skoro taki plan opowiadania, to nie ma rady. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro