cel: pierwsze wyznania

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Nie wierzę ci - skwitował Matsukawa.

Na owo dictum acerbum Oikawa wydął policzki, tymczasem zastanawiając się, czym poprzeć swoje słowa.

Najlepiej powołać się na świadków. A miał tylko jedną sztukę, którą niedawno widział w alejce sklepowej nieopodal.

- Makki! - zawołał, licząc, że może nie zaalarmuje całego sklepu, próbując tylko się skomunikować.

- Co? - Takahiro wydawał się znajdywać trochę dalej, niż to Tooru pierwotnie ocenił. Trudno. Grunt, że z bardziej odległego punktu też było go słychać.

- Mattsun nie wierzy, że wygrałem z tobą w karty! I że się z nim umówisz!

- Też nie wierzę!

- Ale to prawda!

Hanamaki wreszcie zdecydował się pojawić przed swoim rozmówcą i dokończyć pogawędkę na normalnym poziomie decybeli.

- To prawda - potwierdził, kładąc dłoń na ustach byłego kapitana.

Issei jeno uniósł brwi, jakby niezbyt radosny czy podekscytowany.

Aż Tooru uznał, że musi sztutchnąć go pięścią w ramię.

- Radości trochę - zakomenderował.

- Ba - dodał Takahiro, po czym do kompletu szturchnął bruneta z drugiej strony. - Radości trochę. Nasz kapitan tak mężnie oszukiwał, żeby ci to zapewnić.

- Nie oszukiwałem - wtrącił się ponownie główny manipulator.

- Zawsze byłeś podejrzany - zastanowił się na głos Matsukawa.

Żarty żartami. Złośliwe, w dużej ilości. Ale Oikawie uśmiech z warg nie schodził, a u Hanamakiego nieśmiało się pojawiał.

I jak zawsze, kiedy szło dobrze, coś musiało wybić tę sielankę z rytmu i pójść źle.

Inna sprawa, że pewni ludzie byli leserami do tego stopnia, by na dobrą sprawę to wyśmiać.

Tuż przed zamknięciem sklepu jak grom z jasnego nieba w uszy grupki przyjaciół wpadł dzwonek alarmu przeciwpożarowego. Niezwłocznie zaczęły się ekspresowe obchody całego terenu, co wykazało, że gęsta para ze starego czajnika może i tysiąc razy nie sprowadzi na głowę straży pożarnej, ale tysiąc pierwszy raz może być zgoła odmienny.

- I co zrobiłeś, Tooru? - mruknął Hanamaki bez cienia żartu. - Opanuj swój seksapil.

- Równie możliwe, że to ty, Makki.

Bez chwili namysłu Matsukawa pokiwał głową. Co fakt, to fakt. Po prostu i bez dyskusji.

Mimo wszystko.

- Tak, tak. Issei też. - Takahiro przewrócił oczami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro