prologos

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Oikawa drzemał, z głową na telefonie komórkowym. Iwaizumi opierał czoło o książkę, by również w niedługim czasie odpłynąć.

Telefon zabrzęczał, Tooru drgnął i pożegnał się ze słodkimi snami, a żeby nie być w nieszczęściu samotnym, kopnął w piszczel także swoją kompanię.

- Dostaję wiadomości z góry – odparł Oikawa, wznosząc palisander oczu na sufit.

- O czym ty do mnie mówisz? – żachnęła się druga strona.

- No Mattsun pisze.

- Nie uwierzę, że Issei utrzymuje z tobą kontakt.

- Mówię mu „dzień dobry" na klatce schodowej.

- Odpowiada ci?

- Mniejsza o to – odburknął szatyn.

- A ode mnie pożyczał walizki – pochwalił się Hajime.

- Ja bym mu nie dał, dopóki nie wyznałby, czyje zwłoki ma zamiar w nich przewozić.

- No... czyje, jak sądzisz, Kusokawa?

Kaszlnięcie.

- Wracając... Matsuka... - podjął Tooru.

- Już nie Mattsun?

- Już nie, Iwaizumi.

- Kontynuuj.

- Makki ma jutro urodziny.

- Znowu? – Hajime zamyślił się srodze.

- Jak co rok.

- Szlag, nie o to chodziło. Czas tak szybko mija. Nie było czasu o niczym pomyśleć.

- Ciekawi mnie, czym byłeś tak zajęty, bo nie mną. A on na nic nie zasługuje.

- Ty tym bardziej, a obchodzimy twoje urodziny.

- Zamknijmy Mattsuna i Makkiego w szafie.

- Co chcesz przez to osiągnąć, przepraszam?

- Albo się zejdą, albo się poduszą. Tak czy siak, będzie nieźle.

- Sam się zamknij, Shittykawa. Choćby i w szafie.

- Z tobą to ja się mogę zamknąć nawet w...

- Nie chcę wiedzieć. Chcę się pouczyć.

- Iwa-chan – prychnął Oikawa.

XXX

Takahiro patrzył na Oikawę. Oikawa patrzył na niego. Iwa-chan zastanawiał się, co z tego będzie.

- Myślę... - zaczął Tooru.

- Nie kłam. – Hajime nie wytrzymał.

- ...że jesteś stary – dokończył szatyn, nie zaszczycając przerywającego mu spojrzeniem. – Wszystkiego najlepszego.

- Myślałem, że Issei wpadnie – domruknął do tego Iwaizumi. – Nie ma go?

Mógłby przysiąc, że przez chwilę Hanamaki miał wyraz twarzy mówiący jednoznacznie: „i ty, Brutusie, przeciwko mnie?".

Potem jednak jasnowłosy wzruszył ramionami i uniósł bez zapału kącik ust.

- Jeszcze nie – oświadczył, z apatią.

Hajime poczuł się wyjątkowo nieproszonym gościem i wszelkie propozycje wspólnych wyjść zamarły mu na ustach. 

Przyjdą kiedy indziej. W końcu to nie tak daleko.

Tooru natomiast musiał się przyzwyczaić do podobnego stosunku wobec siebie, bo nie przeszkadzało mu to wcale. Nawet lekki, wymowny kuksaniec niezbyt mu przeszkadzał. Też pewnie się przyzwyczaił.

- Zadzwonić do niego? – spytał były kapitan.

- To, ten, wszystkiego najlepszego. Musimy się dogadać i uczcić to, zanim zabiorą cię do domu starców – przerwał Iwaizumi. A że Makki, patrząc dalej na Oikawę, sceptycznie skinął głową, a i pobłogosławił ich jeszcze na pożegnanie znakiem pokoju, wycofał się. Nie mając wielkiego wyboru, Oikawa podążył.

XXX

- Myślałem, że nigdy nie pójdą – westchnął Matsukawa, gdy już zamknęły się drzwi od mieszkania. – Ale podziękować to mogłeś.

Takahiro wzruszył ramionami, ażeby zaraz najspokojniej w świecie nachylić się i ucałować Isseia w usta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro