✰𝑹𝒐𝒛𝒅𝒛𝒊𝒂𝒍 21✰

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Australia
~

Czy to był błąd? Może gdybym jej nie powiedział... czułbym się lepiej. Pomimo tego, że to uczucie mnie już nie prześladuje... Pozbyłem się go kosztem moich uczuć. Chyba, że się mylę...

Czasami chyba trzeba posłuchać głosu rozsądku. Może to najlepsze wyjście.

Ale nie powiedziała "nie", prawda? Może tylko trzymam się najgorszego, żeby potem nie rozczarować się jeszcze bardziej...

Po Tasmana tam w ogóle idę? Jak kocha to wróci. Chociaż może bardziej - jak popadnie w depresję, to wróci. Albo nie wróci. Trudno.

Zanim zszedłem na plażę, rozejrzałam się po niej, stojąc na zapadlisku. Nic nie przykuło mojej uwagi, dopóki nie postawiłem nogi na żółtym piasku, który mieszał się z czerwoną ziemią. Niedaleko leżał mały przedmiot. Podszedłem do niego i wziąłem go do ręki.

Nie wiem czy martwiło mnie bardziej to, że tu przyszedłem, to, że to tutaj znalazłem, czy to, czym to właściwe jest. Było to małe kartonowe pudełko na zapałki bez szufladki.

Rozejrzałem się po piasku, gdzie znajdowały się liczne ślady ludzkich butów. Za małych na moje.

Ktoś się tutaj kręcił, pomyślałem z gniewem, którego czułem w płucach. To nie mógł być człowiek. Nawet jeśli ktoś by znalazł Przejście, nie byłby w stanie się tutaj dostać, ponieważ bez obecności kraju, nie może utrzymać swojej osoby w drugiej Rzeczywistości. To jest totalnie niemożliwe. Tylko ja mogłem przyprowadzić [T/I].

To musiał być jakiś kraj. Kilkoro. Ślady się gdzieniegdzie urywały, zmieniały kierunek. Były rozproszone.

Niech lepiej idzie do siebie, bo sam go tam odprowadzę...

Drgnąłem, kiedy usłyszałem nagle głośny dźwięk jakiegoś zwierzęcia. Serce zabiło mi szybciej, kiedy zdałem sobie sprawę, że to był odgłos psowatego.

Dingo? Jeden dingo? Od kiedy te głupie wilki szczekają?

Odwróciłem się gwałtownie, próbujac namierzyć rudego wilka. Sięgnąłem do pochwy, jednak przypomniałem sobie, że nóż zostawiłem w domu.

A niech to...

Jednak mój umysł przecięło dziwne wspomnienie, o którym już dawno zapomniałem. A przez to, że samo wspomnienie było przyjemne - teraz było bolesne. To wspomnienie rozwiało moje dotychczasowe podejrzenia, które...

— Sidney! — zawołał jakiś głos.

Dobrze wiedziałem czyj głos. Bo przecież kogo innego....

Sidney...

Nagle zauważyłem, jak coś o szaro-białej maści z czarnymi i rudymi elementami biegnie w moją stronę. Długa sierść falowała, kiedy owczarek biegł do mnie z wyraźnym zadowoleniem. Lub czymś więcej...

Pies skoczył na mnie, szczekając głośno i przewrócił na piach. Upadłem na piasek i po chwili szoku i niepewności zacząłem się śmiać. Poczułem szorstki i ciepły różowy język na moim policzku oraz szczupłe łapy, wbijające się w mój brzuch.

— Przestań! — krzyknąłem rozbawiony po chwili, kiedy pies nie przestawał mnie lizać. — Sidney, przestań! Ty głupi kundlu! Udusisz mnie!

— To rasowy pies — odezwał się ktoś, stojący nade mną. — Zapomniałeś?

Spojrzałem w górę. Od razu poznałem ten brytyjski pysk.

— Przyprowadziłeś ją tu? Ale dlaczego? — spytałem, po czym spróbowałem wstać, jednak ciężar wiercącego się psa przygwoździł mnie. — Złaź ze mnie!

— Bardzo tęskniła — Wielka Brytania uśmiechnął się. — Nie zapomniała o swoim panu.

— Nie jestem jej panem — odpowiedziałem, wreszcie się podnosząc do siadu. W butach miałem mnóstwo piachu. Zacząłem głaskać owczarka, żeby znowu się nie rzuciła na mnie.

Chyba naprawdę mnie pamięta, pomyślałem z lekkim wzruszeniem i nostalgią. Ja już dawno o niej zapomniałem. Ale nadal długo tęskniłem.

— Jesteś zarówno jej panem, jak i moim synem, wiesz?

Ta, jasne. Miłe uczucie być od ciebie niższym. Do tego się uśmiecham. Cóż...

— A ty wraz swoje — odpowiedziałem po chwili, kiedy wstałem na równe nogi. I znów patrzyłem na niego z góry.

Wielka Brytania spojrzał na Sidney i ją pogłaskał. Po chwili zastanowienia, spojrzał na mnie lekko się uśmiechając.

— A może chciałbyś zacząć od nowa? — zaproponował. — Może być tak jak dawnej, tylko musisz dać mi szansę.

— Na jakiej podstawie tym razem? I jak długo tutaj na mnie czekasz? — zmrużyłem delikatnie oczy. Miałem tak po prostu być dobry? Zabawne.

— Masz rację, kiedyś może byłem inny wobec ciebie. I Nowej Zelandii. Ale zmieniłem się. Naprawdę...

— Zauważyłem. Nawet fakt, że przyprowadziłes ją tu, żebym miał inne nastawienie.

— A zauważyłeś, że opiekowałem się twoim szczeniakiem przez cały czas?

Tak. Nie miałes serca, wywalić jej na bruk, tak jak mnie. Jakież to szlachetne.

— Tak... dzięki — powiedziałem do niego sucho, po czym usmiechnałem się do Sidney. — Ile ty masz już lat? Dziewięć?

— Nie chciałem ci o niej mówić. Nie wiedziałem, że dożyje, zanim ją znów zobaczysz.

— Będzie żyć jeszcze długo — Przesunąłem ręką po szyi suczki, szukając w długiej sierści skórzanej obroży. — Gdzie jej obroża?

— Nie ma jej — Brytania odchrząknął i złożył ręce. — Jak tam Nowa Zelandia? Wszystko jest u was dobrze?

Ach, właśnie. Zelandia. Miałem go poszukać.

— Poszedł gdzieś. Właśnie go szukałem — odpowiedziałem. Bo dlaczego miałbym kłamać? "Tak, czuję się świetnie, a Zelandia siedzi sobie na tyłku i bawi się kartkami". Zresztą jest jeszcze [T/I].

I miże to był jednak błąd, że ja tu przyprowadziłem. Od razu się omamiłem.

— Nie ma go? Och, a nic mu nie będzie? — powiedział lekko zaniepokojony. — A co jeśli spotka coś groźnego?

Spojrzałem na niego obojętnie i podniosłem brwi. Czułem jak w środku rozpiera mnie rozbawienie. Za szybko zmieniam emocje, w porównaniu do kogoś, kto potrafi się obrazić na tydzień. Tylko, że ja to robię co minutę...

— Ja jestem groźniejszy.

Spojrzenie ojca mówiło "Kiedyś ja byłem" i ja poczułem to już wiele razy na własnej skórze. Ściskało mnie jak o tym myślałem.

— Może pomóc ci go poszukać? — zaproponował niepewnie. Bał się mojej odpowiedzi i jakiejkolwiek reakcji. Nie wiedział czego się spodziewać.

— Może lepiej nie — rzuciłem i złapałem za tył głowy, rozplątując lianę, która trzymała moje włosy. Zawiązałem ją na szyi psa i złapałem za nią, żeby Sidney mi nie uciekła. — Możesz już wracać.

— A mógłbym... pójść z tobą?

— Co znalazłem to moje. Niczego ci nie dam.

— Nie chodzi mi o złoto — podniósł niewinnie ręce. — Pokażesz mi gdzie mieszkasz?

Zaśmiałem się klarownie.

— Ledwo mi się ona zmieści — Spojrzałem na owczarka i szturchnąłem ją lekko za obrożę.

— Niczego nie wezmę.

Popatrzyłem na horyzont, gdzie bezmiar oceanu zlewał się z jasnym niebem. Zerknąłem kątem oka na ojca i odwróciłem się. Zacząłem iść w stronę czerwonej pustyni, a Sidney szła posłusznie obok mnie, nie próbując się że mną siłować.

— Chodź — rzuciłem przez ramię.
_________________________

992 słowa

-Mark_Webber- proszę bardzo jest Aussie
Sory że zmieniłem mu imię ale jak Zelandia mówi na brata Aussie to jego pies nie będzie się tak nazywał.
Tak szczerze to miałem dużo opcji na imię dla psa, aczkolwiek zostało akurat to, bo mi się skojarzyło z taką jedna babą z filmu. Zresztą z Sydney też. Robiłem ankietę na płeć pieska i na imię, aczkolwiek imię to nie na wattpadzie. Nawet była propozycja czy w ogóle ma być jakieś zwierzę i to na początku miała być irminia o imieniu Tenly, jednak mój ziom zaproponował mi jednak coś mniej kontrowersyjnego i został owczarek australijski.

Interwencja herbaciarza aktywacja.

|
|         ~Spirit_Silver5
|
|
|

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro