✰𝑹𝒐𝒛𝒅𝒛𝒊𝒂𝒍 25✰

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Reader
~

— Uniwersytet czeka już i tak długo. Nie mam pojęcia kiedy będę mogła wejść w "nabór" — powiedziałam. — To jest bardzo delikatne, jeśli chodzi o nieprzystąpienie...

— Nie potrafię ci zagwarantować tego, że cię przyjmą, ale nie uważasz, że to nie jest dla ciebie?

— Myślisz, że nie dałabym sobie rady?

Australia uśmiechnął się.

— Oczywiście, że nie.

— Więc o co ci chodzi?

— Zobaczymy.

Mężczyzna odwrócił się i skinął na ojca.

— Potrzebujesz czegoś jeszcze?

— Nie.

— Ach, racja. Zaczekajcie.

Australia poszedł do domu, a pozostała dwójka spojrzała po sobie. Po chwili mężczyzna wrócił z małym woreczkiem w ręku i wcisnął go Brytanii do ręki.

— Nie, nie chcę tego, Australia.

— Bierzesz i idziesz. Wiem, że po to tu przyszedłeś.

— Nieprawda. Dlaczego ty nie wierzysz, że się zmieniłem? Mógłbyś w końcu zmienić do mnie nastawienie — mówił Brytania, na co Australia z uśmiechem kręcił głową.

— Do zobaczenia kiedy indziej. Albo może nie. Dla twojego bezpieczeństwa.

Dotknęłam ramienia Australii, próbując sprawić, żeby na mnie spojrzał. Może i nie mam prawa wtrącać się w ich sprawy, ale ze strony kogoś takiego jak ja, to on wydaje się "tym bezczelnym". Sama już nie wiedziałam, kto tak naprawdę nim jest, a kto nie. Może nawet ja jestem kimś takim?

— Wybaczyłeś mu — odezwałam się. — Może pora zakopać topór?

— Ty nadal niczego nie rozumiesz, [T/I] — dotknął mojej ręki na jego ramieniu. — Obyś nigdy nie zrozumiała.

Dlaczego mam nie rozumieć? To jest jakaś tajemnica? Jestem tu tylko osoba towarzyszącą, czy mam też prawo o czymś wiedzieć?

Chociaż wcale nie powinnam mieć takiego prawa.

— Staram się zrozumieć, Australia.

Nastała krótka cisza. Nie dostałam odpowiedzi. To było naprawdę dziwne uczucie, wyróżniać się kolorem. Do tej pory nie przywykłam.

Zdałam sobie sprawę z tego, że zrobiło się chłodniej. Jeszcze chwilę temu niebo było czerwone, teraz ciemniało.

Sidney nagle zapiszczała że smutkiem, kładąc się na ziemii i zakrywając pyszczek łapkami. Zelandia usiadł obok niej i przytulił ją, głaszcząc jej długą sierść.

— Cóż, w takim razie do zobaczenia, synku — odpowiedział w końcu Brytania, uśmiechając się lekko, kiedy Australia znowu na niego spojrzał z założonymi rękami. Twarz niczego nie okazywała, ale oczy mówiły wszystko. — Zatrzymam to w razie, gdybyś postanowił jednak wrócić... — włożył worek do kieszeni w spodniach. — Ile tu jest uncji?

— Około dziesięciu. To jest prawie dziewięćset dolarów australijskich, jeśli jesteś na tyle ułomny, że nie umiesz tego policzyć.

Brytania skinął wdzięczny głowę i odwrócił się w stronę zachodu, dokąd dążyło właśnie słońce. Po chwili zawahania, zaczął tam iść. Już się nie odwrócił, a Zelandia odprowadzał go wzrokiem.

— Tysiąc dolarów? — odezwał się, podnosząc wzrok na brata. — Za to, żeby się od ciebie odczepił? Nie da się wszystkiego przekupić, wiesz?

— Ja wcale go nie przekupiłem, tylko... — zaczął, ale po chwili zmienił temat. — Może idź jeszcze wytrzeźwieć, okej? Wyglądasz jak po drugiej wojnie światowej.

— Weź mi nie przypominaj... Sidney, chodź. — rzucił, wstając na równe nogi i niechętnie poszedł do przyczepy. Owczarek posłusznie za nim podążył.

Australia uśmiechnął się do mnie, kiedy był pewien, że jego brat nie wróci na zewnątrz.

— A ty chodź ze mną. Póki jest jeszcze widno — powiedział.

— Gdzie? — spytałam, po czym mężczyzna złapał mnie za nadgarstek i pociągnął delikatnie.

— Tylko pamiętaj, że nie możesz się oddalać ode mnie.

Pokiwałam głową, idąc tuż za nim. Znowu mnie gdzieś prowadził. Dzień był już dla mnie wystarczająco męczący. Miałam nadzieję, że niedługo da mi odpocząć.

— Pamiętam. Nie mam takiego zamiaru.

— Nadal się tak krępujesz?

— Sama nie wiem — uśmiechnęłam się, oglądajac się za siebie. — Może niekoniecznie.

Kiedy z powrotem odwróciłam się do niego, przed nami było zejście, a pod nim biały drobny piasek.
Australia zszedł, a ja za nim. Tym razem jednak plaża była naprawdę mięciutka, aż buty zapadały mi się w piach z każdym krokiem. Wcześniejsza taka nie była.

— Znowu mnie tu przyprowadziłeś? — zapytałam, kiedy mnie puścił i stanął nad brzegiem, gdzie woda oceanu ledwo sięgała jego butów. Stanęłam nieco dalej, żeby fale nie zmoczyły moich nóg.

— Po prostu nie chciałem, żebyś zostawała tam z nim. Chociaż mam wrażenie, że... znaczy, po prostu nie wiedziałem, czy dobrze robię. Zresztą i tak wyjdzie na jedno.

— O czym ty mówisz?

— Sam nie wiem. O wszystkim i o niczym naraz — usiadł na piasku i wsunął dłoń między włosy, przysłaniając sobie twarz. Odgarnął je w tył i spojrzał na mnie, kiedy usiadłam obok niego.

— No więc co masz zamiar jutro zrobić? — spytałam po chwili.

— Głupio mi o tym mówić, kiedy nie mogę zwalić winy za samą myśl na alkohol. Tak jest po prostu najłatwiej.

— Ale nie rób tego więcej.

— Raz to zrobiłem. I ty też byś mogła.

— Sama nie wiem, czy teraz to dobry pomysł.

— Oczywiście, że nie teraz.

— Chodzi mi o to wszystko co się teraz dzieje. Alkohol to nie jest rozwiązanie na wszystko. Chyba, że dla kogoś takiego jak...

— Słowianie?

Trzepnęłam go w ramię.

— Faceci — dokończyłam z nutą rozbawienia.

— Każda kobieta musi tak twierdzić?

— Nie, nie każda — uśmiechnęłam się, a on zrobił to samo i przybliżył się do mnie, dotykając mnie swoim ramieniem. — Ale nadal mi nie odpowiedziałeś. Nie wiem czego mam się spodziewać.

— Od tak mam cię teraz zostawić?

— Czy nie każdy mówi ci, że to nie jest dobry pomysł, żeby mnie tu przyprowadzać?

— Żałujesz? — przymknął nonszalancko oko.

— Jesteś poważny?

— Możemy przestać o tym rozmawiać?

Oparłam o niego głowę i zamilkłam. Wiedziałam, że nie miał na celu dyskutować ze mną, cały czas patrząc na mnie tak dziwnie czarująco, jakby naprawdę nie mówił na poważnie.

Australia pogłaskał mnie po policzku, a ja zamknęłam oczy. Było mi dobrze, pomimo tego, że nadal czułam lekką niepewność. Postanowiłam jednak mu ufać, bez względu na wszystko.

— Mogę nie mieć racji — odezwał się znowu nieco ciszej i spokojniej. — Ale myślę, że dla kogoś takiego jak ty warto się mylić. Bo jesteś wyjątkowa.

— Ja? Wiesz ile jest ludzi na świecie lepszych ode mnie?

— Po co mi ktoś lepszy od ciebie? — odsunął się, a ja położyłam się mimowolnie na piasku. Objął moje dłonie.

— Co ty robisz? Będę cała w piasku! — powiedziałam lekko zarumieniona, próbując się podnieść, ale nie pozwolił mi na to.

— Nie szkodzi. Wszędzie w domu mam pełno piasku, Zelandia się nie pogniewa.

— Skąd ta pewność?

Mężczyzna zawisł nade mną, a jego oczy błyszczały. Miałam wrażenie, że wszystko co robił było przepełnione improwizacją i okiełznanien moich i jego granic.

— Jeśli się pogniewa to i tak to nic nie zmieni i odstawimy go na pobyt u naszych braci.

— Bo co? Znowu chcesz zostać tutaj sam?

— Z tobą.

Australia położył się na mnie, podpierając się kolanem piasku, żebym miała większy luz, po czym dotknął ponownie moich policzków.

— Wiesz, że to niemożliwe, Australia.

— Dlatego nie mogę stracić tej okazji.

Zamknął oczy i zaczął mnie całować w szyję. Zmuszona tym odchyliłam lekko głowę, na której pojawił się jeszcze większy rumieniec. Wsunęłam rękę w jego włosy, żeby przypadkiem mnie nie ugryzł.

— To jest ta okazja? — spytałam cicho, kiedy złapałam trochę oddechu.

Nie odpowiedział, tylko dalej to robił, pilnując, żeby nie zrobić mi krzywdy. Wydawało mi się, że to ja bardziej go ograniczałam w tamtym momencie, niż on mnie. Było mi dobrze, chociaż nie miałam za bardzo dużych możliwości z kimś takim jak on.

Po chwili, kiedy uświadomił sobie, że może nawet nie wie, czy robi błąd, odsunął się trochę i spojrzał na mnie przepraszająco.

— Wybacz.

— Za co? Wiesz, że nie masz za co przepraszać.

— Za to, że zwalam na ciebie ogromną odpowiedzialność no i... nigdy nikogo nie miałem. Nie wiem, co powinienem zrobić.

Uśmiechnęłam się do niego i za jego niemym pozwoleniem, przewróciłam go na plecy i oparłam się o jego piersi.

— Ty już swoje zrobiłeś. Przestań żyć przeszłością i zbyt daleką przyszłością, bo skończysz z myślą, że wszystko co było kiedyś "teraz" jest już "kiedyś".

— Nie rozumiem.

— Nie musisz — powiedziałam przechylając lekko głowę, na co on się słodko uśmiechnął.

— Więc co ty masz zamiar zrobić? — spytał błyskotliwie.

— To samo, co ty...

___________________________

1253 słów

Nie mam w tym doświadczenia, ale to nie grzech. Hulaj dusza piekła nie ma (dla mnie jest już tam zarezerwowane miejsce, bo jestem jeszcze dzieckiem i modlitwa tego nie naprawi)
Ja żartować, przynajmniej w połowie¹ kwestii.
Mocium panie

A tak poza marginesem, rozdział miał być wcześniej, ale że trochę wolałem grać całymi dniami na konsoli niż zająć się książkami czy rysowaniem, wiadomo jak wyszło.

Jakby naszło mnie na to w nocy?

|
| ~Spirit_Silver5
|
|
|

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro