✰𝑹𝒐𝒛𝒅𝒛𝒊𝒂𝒍 15✰

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Australia
~

O nie, nie, nie, nie, nie. Co ja zrobiłem?! To był głupi impuls! Australia, ty idioto!

Szybko oderwałem swoje usta i się od niej odsunąłem, zasłaniając rękoma twarz. Cały się spiąłem, bojąc się co ona zrobi, a serce jakby przystanęło. Poczułem, że patrzy się na mnie zaskoczona i nie wie jak ma zareagować.

Najlepiej nie reaguj... Proszę...

[T/I] była zszokowana moją nagłą interwencją. Chciała coś powiedzieć, ale wolałem pierwszy się odezwać, niż słuchać jej oceny.

- [T/I], przepraszam, ja nie... - zacząłem pośpiesznie odslaniając twarz.

- Nie musisz nic mówić - powiedziała, wracając wzrokiem na zachód. Widziałem jak się słodko rumieni. Po mnie nie było tego widać, ale jestem pewien, że gdybym był człowiekiem, cała moja twarz byłany różowa rumieńcem.

Dziewczyna postanowiła, po chwili bardzo długiej ciszy, sama zejść na ziemię, chociaż mogła połamać sobie nogi z takiej wysokości. Oparła pomocniczo nogę o listwę, służącą rzeczywiście raczej bardziej jako schodek niż dekoracja. Czułem, że powinienem jej zaproponować pomoc, ale nie miałem odwagi na nią spojrzeć. Miałem ochotę spać tutaj, ale nie chciałem ich tam samych zostawiać. Zelandia nie jest jeszcze oswojony z tym miejscem.

A ja teraz zachowałem się jak głupi nastolatek, który woli działać impulsywnie, niż słuchać się zdrowego rozsądku. Myślałem, że życie nauczyło mnie wystarczająco, żeby to zrozumieć... Ale tak naprawdę nigdy nie wiedziałem jakie to uczucie się... zakochać...

Wciągnąłem nogi na dach i schowałem głowę między kolana, pozwalając swoim myślom ochłonąć. Czułem już na ramionach chłodniejszy nocny wiatr z południa.

W pierwszej chwili żałowałem, że to zrobiłem i jedyne o czym marzyłem to się utopić. Od razu.

Ale teraz mam wrażenie, że [T/I] nie ma mi tego za złe... Może to coś znaczy?

Albo po prostu wolała uciec i dopiero pomyśleć. A ja wolałbym, żeby o tym nie myślała...

Wolałbym decydować kiedy się zakochuję i pilnować swoich działań. Nie miałem pojęcia, że to jest takie... trudne.

Ale będzie dobrze, prawda? Za kilka lat zapomnę i będę żył normalnie.

Już nigdy nie będę żył normalnie. Nie dałbym rady. Bez [T/I]...

Przetarłem sobie twarz, żeby odświeżyć myśli, które odrywały mnie w całkiem inną stronę, niż bym chciał. Zszedłem na ziemię, asekurując się metalową rączką przy krawędzi dachu. Pod moimi butami wzniosła się chmurka pyłu, ale nie było już widać jego koloru, bo słońce już całkowicie zaszło. Zapadł mrok.

Stanąłem przed zamkniętymi drzwiami i zawahałem się. Ręce mi się trzęsły.

Nie bój się wejść do własnego domu, powiedziałem do siebie w myślach. Wcale nie musisz się na nią patrzeć.

Czy to nie będzie szczeniackie, kiedy ze wstydu będę specjalnie unikał z nią kontaktu wzrokowego?

"Nigdy nie pokazuj swojej słabości wobec tych, którzy sprawili, że stałeś się silniejszy"... Teraz jak tak o tym myślę to ma drugie znaczenie. Bo ja nie czuję do nich nienawiści... tylko miłość... To ja mam być tym, który ich chroni...

Więc dlaczego czuję się coraz bardziej bezsilny?

Otworzyłem drzwi i pierwsze co zrobiłem, to spojrzałem na [T/I], która się do mnie uśmiechnęła, co było dla mnie wielką ulgą. Uśmiechnąłem się, pochylając lekko głowę. Rolety były zasłonięte, jak prosiłem, a żółte światło oświetlało całe wnętrze, ale łatwo było sobie przysłonić światło.

- Gdzie byliście? Myślałem, że minie minuta i przyjdziecie - odezwał się Nowa Zelandia, siedząc na łóżku, przytulony do swojego pluszowego kiwi.

Ja i [T/I] zaśmialiśmy się pod nosem. Pomyślałem, że może jej to nie przeszkadza. Cieszyłem się.

- Co was tak bawi? Mój kiwi?

- Nie - odpowiedziałem. - A ty nadal masz tego pluszaka? Nie jesteś już za duży?

- To tylko moja poduszka - powiedział Zelandia, chowając się urażony w swoim kiwi. - Wcale go nie potrzebuję.

- Nie powiedziałem, że to coś złego. Też mam puszystego przyjaciela pod łóżkiem.

- Australia! - [T/I] rzuciła we mnie poduszką, że śmiechem. - Zabieraj spod łózka Iskierkę, albo sam śpisz na podłodze!

Zasłoniłem się rękoma, żeby nie uderzyła mojej twarzy.

- Dobrze, dobrze.

* * *

Teraz już było całkowicie ciemno. Zelandia spał skulony przy ścianie, a ja leżałem na krawędzi łóżka. Nie spałem, moja ręka leżała na podłodze blisko [T/I]. Nie wiedziałem czy śpi, nie chciałem jej dotykać. Oboje byli czymś przykryci, tylko ja nie miałem żadnego okrycia. Nie potrzebowałem go. Nadal czułem nadmiar ciepła, od pożaru i czułem się tak, jakbym stracił jakąś swoją część. Jakby... umarła.

Ale kiedyś się musi odrodzić. Minie kilka dni i wszystko wróci do normy.

Cały czas wpatrywałem się w sufit i się uśmiechałem, wiedząc, że nawet jeśli oni nie śpią, to nie widzieliby tego.

Ale ja nadal czułem to niesamowite uczucie, którego w pierwszej chwili nie miałem. Doszło do mnie dopiero kiedy zostałem sam ze swoimi myślami. Miałem ochotę znowu ją pocałować i tym razem nie wycofać się, tylko być jak prawdziwy mężczyzna i korzystać z tej wyjątkowej chwili.

Poczułem jak Zelandia przytula się do mnie i objąłem go ręką. Drugą musnąłem włosy [T/I] i po moim grzbiecie przeszedł przyjemny dreszcz. Wsunąłem palce między jej gładkie pasemka i pogłaskałem delikatnie jej głowę. Nigdy nie czułem się równie dobrze. Jedyne rzeczy, jakie mogą chociażby próbować przebić to uczucie jest nadużycie alkoholu i stary dom... którego już nie mam... I nie chcę już do niego wracać.

- Australia - szepnął nagle Zelandia. Zabrałem szybko rękę od [T/I]. Myślałem, że on śpi.

- Czemu nie śpisz?

Zelandia skulił się jeszcze bardziej, korzystając z tego, że go obejmuję. Wtedy czuł się absolutnie bezpieczny.

- Tego dnia, kiedy nie wróciłeś do domu - chłopak zamilkł na krótką chwilę. - Codziennie miałem nadzieję, że zaraz wrócisz... Nie rozumiałem dlaczego mnie zostawiłeś. Rodzice nic nam nie chcieli powiedzieć. Bardzo się bałem.

- Zelandia, bądź mężczyzną i nie przejmuj się przeszłością. Jedyne co musisz wiedzieć, to to, że Wielka Brytania to najgorszy ojciec na świecie.

- Proszę cię, Aussie. Nie mów tak. Nie wiesz jak on żałował. Na Amerykę mógł liczyć nawet wtedy, kiedy Ameryka poszedł w swoją stronę i ty to wiesz. Ale czy wiesz, jak mu było ciężko, kiedy zostałem tylko ja?

- To po co mi to robił? Zelandia przestań o tym myśleć i daj mi spać.

- A myślałeś chodź raz o mamie?

Mama... Nie, oczywiście, że nie myślałem. Po co miałbym? Gdyby chcieli, to by mnie tu nie było. Nie byłem aż tak nieposłysznym dzieckiem, żeby wywalać mnie na drugi konieć Ziemii.

- Myślałem o tobie, zadowolony? - zabrałem od niego swoją rękę i odsunąłem się od niego trochę.

- Nie.

- To wyśmienicie.

- Obraziłeś się na mnie?

- Nie, po prostu mam dość słuchania tego. Mam dość ich i całej reszty.

Zelandia zamilkł i przybliżył się do ściany.

- Australia by tak nie powiedział - szepnął jeszcze ciszej. - Nie ten Australia.

____________________________________

1067 słów

Rozdział w którym teoretycznie gówno co się zadziało, ale taki jest mój styl pisania (bruh, cn?)

Jak ktoś chce to możecie mi kupić takiego kiwi na urodziny <3

|
| ~Spirit_Silver5
|
|
|

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro