roz 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Natchnęło cię na wielkie poszukiwania lodówki. Rozglądasz się po kuchni, pusto. Każdy kąt przejrzany, odkrywasz rodzinę jamników w jednej szafce. W innej jest dziura na niższe piętro. Nawet nie pytasz. Pozostaje ci jeszcze jedna możliwość.
- Hej, jak masz na imię Maleńka? - rzucasz w stronę Chicy głosem zalotnika. Animatroniczna kobieta przekrzywia ku tobie głowę i rozdziawia pysk.
- Chi-ca-a
Uśmiechasz się i wygładzasz ubrania. Jaki cudowny głos.
- Słuchaj Mała, wiesz może gdzie znajdę fryty na ruszt? Dzisiaj to ja jestem rusztmaster - dodajesz i znowu do niej mrugasz.
- O-och-ch
Widać że wstydliwa z niej babka. Przysuwasz się dwa duże kroki. Stoicie obok siebie, przed tobą patelnia na której Chicago podrzuca kotlety. Znaczy, w tej chwili nie podrzuca. Zwęgliły się na dwa węgielki. A ona dalej zero reakcji. Mruga jak otępiała wpatrzona w tę marną namiastkę kotletów jak w rzeźbę Apolla.
- Słodka jesteś, pozwól że ci pokażę jak odwalić top 10 sztos kotleta - mówisz i flexujesz się skillem. Rzucasz najpierw trzema, nie, PIĘCIOMA kotletami i wszystkie po kolei obrabiasz jak Gordon Ramsey.
- Kotelty [twoje imię]. Mój specjał - chwalisz się raz jeszcze i z miłością przekładasz szpachelką swoje świeżo powstałe dzieci. Chica nie zachowuje takich zasad BHP jak ty i zabiera je gołymi rękoma.
- Twarda babka z ciebie. Lubię takie - stwierdzasz pod wpływem tego widoku. Ona niezwruszenie pakuje FreddyNuggetsy do kartonika. Wtedy dociera do ciebie że fryt jak nie było tak nie ma.
- To co robimy?
- Yt-yt-yyt
Dobra Chica wiele nie pomaga wyraźnie nie kuma powagi sytuacji. Pierwszy dzień w robocie, pierwsze poważne fryty muszą być przygotowane.
- Nikt nie zwróci uwagi, nie? - wpadasz na diabelski plan wpakowania popiołu, wysmażonych karaluchów i pająka do pudełka na frytki. Gorzej niż jakby nasrać do tego, ale trudno. Nie istnieje danie którego nie uratuje ketchup. Wrzucacie dziesięć opakowań, dorzucacie przeterminowany sok z oderwaną słomką i wysyłasz Chicę do zaniesienia zamówienia. Sam patrzysz przez okienko jak zanosi jakiemuś pyzatemu glutowi cały zestaw. Glut wyciąga szczęśliwy frytki i odkrywa prezent. Patrzy na te usmażone karaluchy i od razu w ryk. Matka Karyna już zakasa rękawy żeby naskarżyć do szefa, no i tyle by było z twojej pracy. Całe szczęście Chica ma łeb na karku i ratuje sytuację. Wyciąga ketchup i wylewa do środka opakowania. Robi tak z kolejnym i kolejnym, typy patrzą z niedowierzaniem jak danie zmienia się w ketchup z frytami. Młody zapomina co to w ogóle początkowo miało być, nawet go to nie obchodzi, byle był ketchup. Chica wraca i zbijasz z nią piątala w progu.
- Dobre, Mała! Mam u ciebie dług - wołasz do niej. Nawet ci nie odpowiada, wraca do wysmażania kotletów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro