2#45.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Mamooo? - jęczy zmęczona naszym spacerem brunetka delikatnie ściskając moją dłoń.

- Tak skarbie? - pytam dalej maszerując i kierując wzrok na jej małą postać.

- Czemu kucisz się z Hallym?? - pyta wlepiając we mnie te swoje zielone gały przez co odwracam głowę w innym kierunku.

- Darcy to są sprawy dorosłych. - tłumacze jej nie chcąc drążyć tego tematu z dwulatką.

- Jestem dorosla i mam jus tyle latek. - mówi pewnie pokazując mi pięć paluszków. Narazie słabo u niej z matematyką.

- Pewnie słońce. - przyznaję jej rację czochrając ją po włosach.

- Mamo cemu ten pan za nami idzie? - pyta w pewnym momencie brunetka. Czyżby Harry poszedł za nami?

- O czym ty mówisz Darcy. Nikogo tu nie ma. - mówię rozglądając się wokół. Było ciemno, ale dało się ddostrzc niektóre elementy poprzez światło padające od domku.

- Bo się chowa! Jest tam. - tłumaczy pokazując na kilka ogromnych drzew kilka metrów za nami.

- Wydaję Ci się, za dużo telewizji kochana. - mówię kucając przy niej i łapiąc ją za dłoń.

- Ale mamo! - krzyczy uparcie.

- Przestań Darcy! - krzyczę zła na jej zachowanie. Wymyśliła sobie coś i teraz zaczyna swoje.

Na ton mojego głosu brunetka wybucha głośnym płaczem, a ja wstaję zła tylko i wyłącznie na siebie. Znowu na nią naskoczyłam, a to tylko niewinne dziecko.

W pewnym momencie usłyszałam szelestanie liści i kilkadziesiąt metrów od nas ukazały mi się konktury jakiegoś biegnącego mężczyzny. Byłam pewna, że nie był to Harry.

- Wracamy Darcy. - mówię biorąc ją w ramiona i wręcz biegnąc do domku.

Na miejscu byłam już dwie minuty później i zadawałam sobie ważne pytanie. Kto tam do cholery był?! Jak najszybciej wbiegłam z małą do domu i postawiłam ją na podłogę, aby zamknąć drzwi. Harry który siedział na kanapie kompletnie nie rozumiał sytacji. Darcy płacze, a ja w panice zamykam drzwi.

- Coś się stało? - pyta zdziwiony kiedy Darcy podchodzi do niego wtula się w jego ciało. Jej gest powoduję, że na jego twarzy pojawia się ciepły uśmiech.

- Ktoś tam jest. - mówię ciężko oddychając i opierając się o drewniane drzwi.

- Przywidziało Ci się. - mówi pewny wywracając oczami i zajmując się małą przez co we mnie narastała złość. - Co się stało Darcy? - zwraca się w jej stronę ignorując moją obecność.

- Mama na mnie ksycy. - łka pokazując na mnie palcem.

- Znowu? - pyta Harry uśmiechając się sztucznie w moją stronę.

- Darcy idzemy spać. - mówię wyciągając ręce w jej stronę.

- Zostaje z Hallym. - mówi uparcie wtulając się w bruneta.

- Rób co chcesz, gówno mnie to obchodzi. - mówię pod wpływem impulsu.

- Ally! - krzyczy w moją stronę brunet gdy dziewczynka wybucha głośnym płaczem i zaczyna twierdzić, że " Mama jej nie kocha".

Kiedy mam zamiar odpowiedzieć mu równie podniosłym tonem po domku rozlega się głośny hałas. Całą trójką padamy na ziemię, a zdezorientowana Darcy płaczę przez co sama mam ochotę się rozkleić. Co się tu wogóle dzieje?! Po chwili odkrywmy z Harrym twarze od podłoża i w tym samym momencie zauważamy dziurę w szybie powstałą na skutek strzału. Widać, że ktoś strzelał w naszą stronę z klasycznego pistoletu. Patrzę na niego pytająco i wsłuchuję się w jego przyśpieszony oddech, który sam w sobie nie jest zbyt uspokajający.

Mogłam się spodziewać, że jeżeli będę miała jakikolwiek kontakt z Harrym będę miała również ogromne kłopoty.

_______________________________

Hey Hay Hello!!!

Wiem, wiem dodaję rzadko, ale life is brutal, albo raczej wieś is brutal ewentualnie żniwa is brutal.

Czy wy też tak macie, że usłyszycie jakaś piosenkę i twierdzicie, że nigdy wam się nie znudzi? Słuchacie jej non stop, a potem mija tydzień, dwa i nie możecie jej słuchać bo macie jej dość.
Bo ja tak mam ciągle i nie nadąrzam ściągać co rusz nowej muzyki na telefon.

Pozdrawiam xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro