59.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przepraszam za błędy...i te słabo zbudowane zdania. Rozdział pisałam w nocy.

***

-Harry...powinniśmy być w szkole. - jęczę po raz kolejny siedząc na miejscu pasażera w samochodzie bruneta. Oczywiście chłopak nie był na tyle łaskawy, aby powiedzieć mi gdzie wogóle jedziemy.

-Nic się nie stanie jak nas raz nie będzie. - odpowiada chłopak na chwilę odwracając się w moją stronę i wysyłając wspaniały uśmiech.

Kurwa Sky jaki wspaniały?! Ochydny, okropny uśmiech. Nie inny!

-"Nic się nie stanie." - przedrzeźniam chłopaka robiąc przy tym głupia minę na co Harry zaczyna się śmiać, a ja wywracam oczami.

-Jesteśmy. - mówi zatrzymując samochód na jakimś pustkowiu. To na pewno już nie jest Londyn. Czy on chcę mnie tu zabić i zakopać? W sumie jest tu całkiem ładnie i mogłabym tu spoczywać w pokoju.

Trawa jest tu bardziej zielona niż w mieście, nie ma tu żadnych budynków tylko czysta łąka, a oddali widać połyskującą taflę jeziora. Miejsce te jest naprawdę bardzo piękne.

-Co my tu robimy? - pytam wychodząc z samochodu i podziwiając ten niesamowity krajobraz.

-Jesteśmy na naszej pierwszej randcę. - informuję idąc w moją stronę. Czy ja się zgodziłam na coś takiego?! Jaka pierwsza randka?!

-Nie przypominam sobie żebym się na nią zgodziła pójść. - mówię patrząc w jego zielone chipnotyzujące tęczówki.

-Nie musiałaś nigdzie "pójść", przecież Cię przywiozłem. - mówi ze swoją seksowną chrypką i szerokim uśmiechem.

-To nie randka. - mówię stanowczo.

-A jak nazywa się spotkanie dwójki osób przeciwnej płci? - pyta stając na przeciwko mnie odrobinę za blisko, ponieważ czuję jego oddech na szyji.

-Przyjacielskie spotkanie. - odpowiadam z uśmiechem na co brunet wywraca oczami.

-To randka. - stwierdza, a ja wzdycham z irytacji.

-Od kiedy ty chodzisz niby na randki? - pytam z ciekawości. Naprawdę to dziwne. Harry nigdy nie chodził z dziewczynami na randki zawsze tylko je pieprzył...i zostawiał.

-Od dziś. - przyznaję i bierzę mnie za rękę ciągnąć w stronę środka tej pięknej polany na której jest rozłożony koc. Zaplanował to...

-Co to za miejsce? - pytam kiedy zajmujemy miejsca na dużym, czerwonym kocu ma trawie i patrzymy w niebo.

-Przyjeżdżam tu kiedy ojciec się napiję i robi w domu awanturę czyli dość często. - mówi smutno i z trudem chłopak spuszczając głowę.

-Przykro mi. - mówię będąc trochę poruszona jego sytuacją w domu. Może i go nienawidzę, ale nawet najgorszemu wrogowi nie powinno się źle życzyć...znaczy nie aż tak. Przemoc i alkoholizm to poprostu nic dobrego.

***

-Lubisz te miejsce prawda? - pytam odwracając głowę w jego stronę i spotykając jego magnetyczne zielone oczy.

Skarlett do cholery opamiętaj się!

-Tak...mogę tu w spokoju ochłonąć, pomyśleć, pomarzyć. - odpowiada chłopak wracając wzrokiem na białe chmury.

- Masz jakieś marzenie? - pytam z ciekawości obserwując chmurę w kształcie królika.

-Chyba każdy je ma, a ty? - pyta mnie chłopak, a ja zaczynam się zastanawiać. Mam jakieś marzenie? Zniszczyć Harrego i zmienić szkołę...tylko do tego w życiu dąrzę? To wogóle nie są marzenia...to tylko plany. Cały mój świat się kręci wokół Harrego? To przecież okropne.

-Nie. - odpowiadam odkrywając wzrok od nieba i zerkając na trawę.

-Jak to nie? - pyta zdziwiony, a ja wzruszam ramionami. - Nie chciałabyś na przykład w przyszłości założyć rodziny, mieć dzieci spotkać księcia? - pyta z uśmiechem na ustach.

-Nie, a ty? - pytam patrząc na jego zdziwioną twarz.

-Jak to nie? Przecież każda dziewczyna marzy w tym wieku, aby znaleść jakiegoś ekstra chłopaka i przeżyć tą niepowtarzalną miłość . - mówi zdziwiony patrząc w moją stronę.

-Miłość? Wierzysz w to? - pytam kpiąco. Prawda, nie wierzę w prawdziwą miłość. Świat pokazał mi jak ludzie potrafią być źli, fałszywi, chamscy...nie czuli. Harry mi to pokazał. Nie chcę, aby jaki kolwiek mężczyzna mnie wykorzystał.

-Od niedawna. - stwierdza, a ja nie mogę uwierzyć w to co słyszę. On się zakochał? - Podoba Ci się tu? - pyta z zainteresowaniem.

-Tak, jest tu pięknie. - mówię zgodnie z prawdą podziwiając okrążający mnie krajobraz.

-To miejsce jest wyjątkowe...-stwierdza patrząc w niebo. - ....jak ty. - dodaje patrząc głęboko w moje oczy.

Heejka!

Mam nadzieję, że wcześniej nie napisałam o tym, że Skarlett wierzy w miłość....bo jak się okazało tak nie jest.

Akcję tego rozdziału dnia uznajmy jako czwartek, w 60 tak samo. A w piątek bal będzie to na 99% rozdział 62-64.

Jeżeli fabuła się coś nie zgadza to wybaczcie, ale już sama nw o czym ja pisze.

Pozdrawiam xxx















Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro