Michaelarosa - Szyszka |Hon-Moon|

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Autorka: @Michaelarosa

Tytuł: „Szyszka"

Recenzentka: @Hon-Moon

Liczba słów: 3111


„Szyszka" autorstwa @Michaelarosa to opowieść z gatunku new adult, w którym, jak zapewnia w zgłoszeniu sama autorka, znajdziemy wątek kryminalny oraz humorystyczny. Po przeczytaniu całości śmiało mogę potwierdzić te słowa. Świat licealny sprawnie łączy się tam ze sprawą kryminalną o dość intrygującym, religijnym podłożu. 

Swoją recenzję zacznę od okładki, bo chyba nikomu nie trzeba uświadamiać, jak ona jest ważna w celach marketingowych. Grafika na pierwszy rzut oka wydaje się nieco... kiepska. Zdjęcie piórka, które z pozoru nijak ma się do tytułu, tytuł zapisany prostą czcionką na czerwonej kresce. Okładka wygląda mało profesjonalnie, a po przeczytaniu całej lektury, nie odnalazłam w niej głębszego nawiązania do treści. Moim zdaniem taka oprawa nie przyciąga wzroku potencjalnego czytelnika. Po skonsultowaniu się z autorką dowiedziałam się, że widoczne na pierwszym planie piórko ma odnosić się do skrzydeł anioła, co wiąże się z przedstawionym w powieści wątkiem biblijnym, jakim jest zabarwiona kryminalna część książki. Rozumiem ten zamysł, a nawet doceniam tę symbolikę, lecz moim zdaniem mogłaby ona zostać przedstawiona w innej konwencji.

Już na początku opisu napotykamy pytania retoryczne. Są dość ogólnie, nie wpędzają w głębszą refleksję i niewiele wartościowego wnoszą. Dopiero druga część opisu jest treściwa i zdradza nam, z czym będziemy się mierzyć. W kilku zdaniach dowiadujemy się, że tytułowa Szyszka to siedemnastolatka, która musi zmierzyć się z przeprowadzką, odnaleźć się w nowej szkole, a to wszystko ma utrudnić pewien przystojny chłopak.

Analizując opis, zauważyłam, że jest zbudowany według wielokrotnie wykorzystywanego już schematu. Pomijając pytania retoryczne, mamy więc następujące podpunkty:

A) przedstawienie głównej bohaterki z krótkim określeniem jej osobowości.

(zwykle bywa to szara myszka, tutaj autorka zapowiada nam kogoś przebojowego).

B) Coś nagle zmienia się w życiu bohatera, co pociąga za sobą pewne trudności, które przyjdzie nam obserwować na kartach powieści.

C) Chłopak, który może odmienić życie postaci i najpewniej stanie się obiektem westchnień naszej głównej bohaterki.

To, czy ten opis pozostanie w takiej formie, pozostaje wolą autorki. Co prawda nie ma w nim czegoś, co by było jednoznacznie złe, lecz zawsze można coś zmienić, poprawić.

Opowieść jest prowadzona z perspektywy pierwszej osoby, Agaty Szyszki Szyszkowskiej. W prologu nie zostało zbudowane sztuczne napięcie polegające na tym, że poznajemy główną bohaterkę podczas życiowej rutyny, którą nagle coś zakłóca, w tym przypadku byłaby to zapowiedziana w opisie przeprowadzka. Taka informacja nie powinna zszokować, bo przecież tego oczekiwaliśmy, otwierając tę opowieść, o ile wcześniej przeczytaliśmy opis. Tak więc bez niepotrzebnego wstępu zostajemy wrzuceni w środek akcji; Agata jest w drodze do nowego miejsca zamieszkania. Jednocześnie ta scena jest poprowadzona w taki sposób, że nie brak nam emocji, bo autorka solidnie przedstawiła nam uczucia dziewczyny, które kontrastują z wypowiadanymi słowami. Ta sprzeczność wypada bardzo naturalnie, bo należy pamiętać, że Agata to nastolatka, uczennica trzeciej klasy liceum. Tak więc obserwujemy, jak wewnętrznie Szyszka odczuwa, że zmienia się jej cały świat, w słowach zaś zdaje się niewzruszona.

Szyszkowska nie ma łatwo w nowej szkole, do której trafia w środku pierwszego semestru. Koleżanki nie są do niej przyjaźnie nastawione, co przyczynia się do tego, że główna bohaterka ma bliższy kontakt z męską częścią grona. Nie jest jednak typem bohaterki, która potajemnie rozpacza, gdy inni rzucają w jej stronę obelgi. W podobnych sytuacjach udowadnia nam, że potrafi rezolutnie odpowiedzieć drugiej stronie.

Tak więc nie mamy tutaj sytuacji, w której autorka jedynie wmawia nam, że Szyszka jest ironiczna, nie dając nam właściwie żadnego przykładu takiego zachowania. Wręcz przeciwnie! To właśnie kolejne czyny kreują Agatę, a nie nieadekwatne do akcji wtrącenia narratora.

Z racji, że całość jest napisana z perspektywy narratora w pierwszej osobie, nawet z pozoru rutynowe czynności nie są przedstawione suchym językiem, który pasuje do sprawozdania. Czytając kolejne opisy choćby z dnia codziennego, wyraźnie odczuwamy, że to za sprawą Szyszki odkrywamy świat przedstawiony. To zasługa charakterystycznego stylu wypowiedzi, słownictwa, którym autorka obdarzyła główną bohaterkę. Co prawda nie doświadczamy na stronach powieści zmiany perspektywy, więc nie mogę ocenić, czy powieść napisana z punktu widzenia innej osoby, byłaby napisana nieco inaczej, bo przecież zaglądamy do głowy innej postaci. Na pewno jednak styl prowadzenia narracji wyróżnia się na tle innych książek.

Pasją Agaty jest pływanie, w czym jest ponadprzeciętna — dowodzi to, dając już na początku historii popis swych umiejętności. Tak więc mamy podobną sytuację co wcześniej; nie wiemy, że Agata jest dobrą pływaczką, bo tak nam mówi narrator, a mamy potwierdzenie tego stwierdzenia w działaniu.

Wątek sportowy dodaje głębi tej postaci. Autorka wie, z jakim tematem się mierzy, bo w rozdziale, w którym rozgrywają się zawody, nie ucieka do ogólników, a przekonująco przedstawia tajniki tej dyscypliny. Szkolny basen staje się także miejscem akcji pewnej wręcz znamiennej sceny. Nieco jednak przeszkadzał mi fakt, że na początku pływanie sprowadza się zbyt często do około miłosnych wątków. Można było zauważyć, że sport jest tylko pretekstem do tego, by Agata częściej napotykała na swej drodze Roberta, czyli zapowiedzianego w opisie szkolnego przystojniaka. 

Na uwagę zasługuje fakt, że Agata potrafi również grać na skrzypcach. Nie jest to rozbudowane w tekście, ale też fabuła tego nie wymaga i absolutnie nie odczuwam potrzeby, by ten temat rozwijać.

Szyszkowska od początku udowadnia nam, że jest silną postacią i gra tę rolę do końca, co doskonale pokazuje nam finał historii. Po drodze jednak obserwujemy jej gorsze chwile, momenty załamań, które są naturalną odpowiedzią na to, co ją spotyka. Autorka nie zrobiła ze swej bohaterki usilnej twardzielki. Dzięki temu czytelnik uprzytamnia sobie, że Agata nie jest superbohaterką, a ludzką istotą i zdarza jej się płakać, a nawet mieć zgubne myśli podczas kąpieli w wannie.

Prócz Agaty mamy w tej historii między innymi Łukasza, kuzyna Agaty, oraz Roberta, szkolnego playboya, który jest przyjacielem Łukasza, a w późniejszym czasie staje się obiektem westchnień głównej bohaterki. Obaj panowie przyjaźnią się, a swą naturą nie ustępują Agacie, przez co tworzą zgrane i zabawne trio.

Łukasz mierzy się z chorobą aspergera. Ten nienachalny wątek zasługuje na pochwałę, bo myślę, że rzadko nam się zdarza spotkać z takim bohaterem, zwłaszcza że fabuła nie kręci się wokół niego i jego choroby. Poza tym wzbudza wśród czytelników różnorakie odczucia, więc jego kreacja jest niejednoznaczna. A to wcale nie jest takie oczywiste posunięcie, bo wielu autorów ma skłonność do szufladkowania swoich postaci; podziału na dobrych i złych.

Tutaj trudno dokonać czegoś podobnego, mają swoje wady i zalety i to, co bardzo ważne, a często pomijane — motywy swoich zachowań. To doskonały zabieg, gdyż bohaterowie zdają się bardziej ludzcy.

Robert zostaje przedstawiony dosłownie niczym dzieło Michała Anioła. Wiąże się to z tym, że ma ogromne powodzenie u dziewczyn, a jego podboje są sławne niczym te przeprowadzone przez Aleksandra Macedońskiego. Wraz z rozwojem akcji przekonujemy się jednak, że Robert to nie jedynie boskie ciało, nie jest sprowadzony do roli wydmuszki. Z czasem pokazuje nam między innymi, że nie jest z kamienia, że potrafi wyrzucać sobie to, że nie zadbał wystarczająco o tych, na których mu zależy. Zdaje sobie sprawę z własnych niedoskonałości.

Na uwagę zasługuje również Krzyś, kolega z ławki Agaty, czy siostra Łukasza — Ola. Oboje mierzą się z pewnymi kłopotami, zgoła innymi, choć sprowadzające się do płaszczyzny romansowania. Ich zawirowania życiowe prowadzą również do opacznie rozumianych sytuacji, zaliczanych do tych, które jednocześnie bawią i wzbudzają współczucie.

Młodzi potrafią zmyślnie kombinować. Nie chcąc zdradzać szczegółów, wspomnę w ogólnych słowach, że przekręt z pewnym kubeczkiem i kabiną toaletową wyszedł rewelacyjnie. Wywiązał się niezły miszmasz, który zapoczątkował karuzelę wrażeń.

Dialogi bohaterów są przezabawne, nie da się tego ukryć. Niemalże w każdym rozdziale dostajemy potężną dawkę humoru. Oczywiście spotykam wiele książek, w których pojawia się jakiś rodzaj komizmu, lecz w Szyszce było tego tak wiele, że na pewno nigdy wcześniej nie czytałam czegoś, co w takim stopniu było naszpikowane żartami. Tutaj należy się także uznanie autorce, że potrafiła tak zmyślnie przeprowadzać kolejne rozmowy, zręcznie wymyślać kolejne wypowiedzi, które razem stworzyły przepotężną beczkę śmiechu.

Postaci są bardzo błyskotliwe, nie mogę im tego odmówić. Autorka naprawdę postarała się, aby utrzymać luźny klimat  — potem robi się bardziej niepokojąco za sprawą wątku kryminalnego. I wszystko by było świetne, lecz tutaj zauważam pewien zgrzyt.

Praktycznie każda postać jest humorystyczna, potrafi się w porę odgryźć w taki sposób, że czytelnik zrywa boki. W czym więc problem? To, że to mało realistyczne, by wszyscy, nawet postaci epizodyczne, były obdarzone tym samym poczuciem humoru i umiejętnością odszczekiwania się w porę. W realnym życiu jest niewiele takich osób, umówmy się. Agata w opisie została zapowiedziana jako przebojowa dziewczyna, ale jej grono znajomych jej w tym nie ustępuje.

Przebojowa, a w opowieści znajdziemy fragment, w którym przyrównuje się do babuszki, co ma nam uświadomić, że dotąd wiodła przykładny i spokojny żywot. Nie wyobrażam sobie, że nagle Łukasz, Robert i inni mieliby stracić ostrość języka. To jest wręcz awykonalne, bo większość opowieści budują ich zabawne dialogi. Sugerowałabym jakieś sprofilowanie ich humoru. Tak, żebym czytając dialog nieopatrzony w didaskalia, nie miała wątpliwości, kto to krzyknął. Dobrze by było utrzymać pewną charakterystykę wypowiedzi przy konkretnym bohaterze, by czytelnik nie odnosił wrażenie, że wszyscy są ulepieni z jednej gliny.

To, co mi przeszkadzało, to monotematyczność. Miałam wrażenie, że bohaterowie rozmawiają jedynie o seksie. Ja rozumiem, że to nastolatkowie, hormony buzują, ale tu było tego za wiele. Nie spodziewam się, że będą prowadzić głębokie dysputy o Mickiewiczu, lecz potrzebowałam oddechu, czegoś innego, czegoś świeżego.

I czy naprawdę wieść, że para nastolatków, która zna się kilka tygodni, a nadal ze sobą nie współżyła, wywołuje taką sensację?

I choć seks przetacza się nad wyraz często w rozmowach, to autorka zafundowała nam tylko jedną scenę erotyczną. Oczywiście, dowiadujemy się o innych stosunkach z dialogu, lecz czynnymi obserwatorami byliśmy tylko raz. I było to zrobione ze smakiem, nie zajęło zbyt wiele miejsca, ale też nie za mało. Widziałam w tej scenie pewien balans. Bez obsceniczności, ale też bez ucieczki w metaforykę, nienaturalnej do tej pozycji literackiej.

Czasem przejawia się temat matury. To dobry pomysł, zważywszy, że bohaterowie są w ostatniej klasie szkoły średniej, w której sprawy związane z egzaminem dojrzałości są wciąż obecne.

Tło tej historii jest bardzo blade, praktycznie go nie zauważam. Dowiadujemy się, że akcja dzieje się w Polsce jedynie dzięki polskim imionom, polskim nazwom miejscowości, polskim standardom w szkole. To bardzo mało. Mam wrażenie, że jeżeli autor wybiera choćby Amerykę jako miejsce akcji swej opowieści, to stara nam się mniej lub bardziej udolnie zarysować pewne standardy tamtejszego życia. Tu odniosłam wrażenie, że zostałam potraktowana po macoszemu: Wiesz, jak jest w Polsce, co ja Ci będę opowiadać...

Co prawda pojawiają się odniesienia do popkultury, choćby do Harry'ego Pottera, misia Paddingtona, lecz należy przyznać, że te tematy mogliby rozwijać bohaterowie pochodzący z USA czy Czech. Przyznaje, przewinął się temat Ogniem i mieczem, TVN24, jednakże i tak brakuje tu pewnej swojskości. Wprowadzenie pobieżnie jakiegoś terminu, bez odpowiedniego rozwinięcia, nie stanowi dobrego budulca klimatu.

Bohaterowie wybrali się do kina. To dobry moment, by podać tytuł produkcji, która wyszła w roku, w którym rozgrywa się akcja. Oczywiście najpierw to miejsce na osi czasu dobrze by było odnaleźć. O ile chcemy umieścić akcją w jakimś stałym punkcie. 

I nie, nie oczekuję, że autor nagle zacznie mi wyjaśniać łopatologicznie rzeczywistość, którą znam. Chcę, żeby mi pokazał ten mały skrawek, w którym egzystują bohaterowie; chcę odczuć, że Ci bohaterowie mogliby żyć obok mnie.

Tak się złożyło, że mieszkam w tym niespełna stutysięcznym mieście, w którym została umiejscowiona ta historia, lecz nie domagam się tego ze względu na moje uczucia do tego miejsca. Po prostu, gdy książka toczy się w Warszawie, zwykle przewinie się tam Park Saski, jakiś wypad nad Wisłą. Gdańsk —  Impreza na plaży. Tu brakuje mi choćby szczątkowych informacji o tym śląskim mieście. Nie popadam w skrajność, nie mam tu na myśli dołączenia mapy topograficznej przed prologiem niczym w fantasy. Drobna wzmianka, w kilku zwięzłych zdaniach, od czasu do czasu moim zdaniem nie spowolni fabuły, a tylko ożywi to miejsce, w którym żyją bohaterowie.

Może to nieobiektywne, ale nutka Śląska była zbyt nikła; choćby w tym rozdziale, który miał miejsce czwartego grudnia, w święto górnika. Taka mikroskopijna wzmianka zdradzająca na przykład, że na zwykłą pizzę wtedy czeka się godzinami albo że ktoś widział górników w strojach galowych maszerujących do kościoła. Smaczek, który ani nie zapełni na długo pamięci, a coś tam pokoloruje, urzeczywistni to miasto. W końcowym etapie historii przejawia się co prawda zamknięta kopalnia, ale nie jest to element wyeksponowany w sposób, który by mnie zadowolił. W pewnym momencie odniosłam wrażenie, że równie dobrze opowieść może dziać się w wymyślonej na potrzeby opowieści rzeczywistości, która nie odbiega od naszej.

Mam też pewien problem z czasem akcji. Jest wspomniana pandemia, ale nie zauważyłam, by były jakieś obostrzenia, więc wnioskuję, że bohaterowie żyją w nieodległej przeszłości. Tymczasem pewne zachowania nie są typowe dla obecnych nastolatków. Na przykład, już przedyskutowany z autorką problem z oglądaniem MTV, co raczej nie stanowi już popularnej rozrywki wśród dzisiejszej młodzieży albo pisanie bloga. Ja wiem, że to jeszcze istnieje, że ludzie jeszcze piszą, ale ich czasy już minęły. Czy nie lepszym rozwiązaniem byłoby prowadzenie tematycznego Instagrama albo TikToka? Jeżeli jednak zostajemy przy tym blogu, nie pogardziłabym kilkuzdaniowym wyjaśnieniem, dlaczego wciąż ten sposób udzielania się w social mediach.

Jak już pisałam na ten temat z autorką — nie trzeba co rusz uaktualniać pewnych spraw w fabule. Wystarczy, że zakotwiczy się ją w jednym stabilnym miejscu i sensownie przekona czytelnika, że to rzeczywiście te czasy, a nie inne. Podczas czytania w pewnej chwili odnosiłam wrażenie, że nie do końca wiem, w którym mniej więcej roku toczy się akcja. No bo tu covid, ale tu blogi. Autorka odpowiedziała mi, że Szyszka powstała blisko dziesięć lat temu. Od tego czasu bardzo wiele się w pewnych dziedzinach życia zmieniło. Mam właśnie wrażenie, że niektóre sprawy nie zostały uaktualnione. Ten czas akcji jest w moim odczuciu bardzo rozmyty.

Zaznaczę, że rozdziały są oznaczone datami — dzień i miesiąc. Dzięki temu nie sposób się pogubić w chronologii wydarzeń. Mamy więc Mikołajki oraz Wigilię. Święta! One troszkę przyszły niespodziewanie, to znaczy nikt się do tego wcześniej nie przygotowywał, a wielkie zakupy zostały zrealizowane dopiero dzień wcześniej! Przepraszam, ale to dla mnie zakrzywienie rzeczywistości polskiego domu, w którym odpowiednio wcześniej urządza się sprzątanko i maszeruje do sklepu. Szkoda, że nie została tu przedstawiona ta polska mentalność.

Muszę jednak docenić, że niektóre sprawy były już usprawiedliwione, na przykład półmetek w trzeciej klasie. Choć niezrozumiałe dla mnie jest to, że niektórzy bohaterowie niemalże chwilę przed tą zabawą szukają partnerek. Czy nie należy wcześniej zapłacić? Uzgodnić, czy idzie się samemu, czy z drugą połówką?

Czy wątek przyjaciółki został tak po prostu przedstawiony w zarodku i urwany? Osoby z przeszłości Agaty wywarły na nią pewien wpływ. Żałuję, że nie zostało to odpowiednio rozwinięte.

Rodzice Agaty się rozstali, lecz niestety nie utrzymują przyjacielskich relacji. Wzajemnie się oskarżają o to, który z nich popełnił więcej błędów. Ten wątek nie jest niczym nowym, wcześniej nieodkrytym. Myślę, że już każdy widział już coś podobnego w jakimś tekście kultury. W tej historii stanowi tło, które jest potrzebne, bo wpływa na życie Agaty, ale i nie tylko.

Doceniam za dogłębne wytłumaczenie decyzji i motywów tych skomplikowanych relacji. Nie było po potraktowane w powierzchowny sposób.

Na uwagę zasługuje zachowanie Agaty, które wynika z tego, że jej rodzina się rozbiła. A mianowicie słowo kocham cię nie ma dla niej wielkiego znaczenia, bo jak sama przyznaje, jej ojciec to samo mówił i żonie, i kochance.

To bardzo krótki fragment, ale pozwala nam się zanurzyć w psychice tej nastolatki.

Żałuję, że głęboka rozmowa Agaty z matką została sprowadzona do tego, że narrator obwieszcza nam, że taka nastąpiła. Wcześniej jesteśmy świadkiem, jak Szyszka przyjmuje ironię jako formę obrony, doprowadzając matkę do łez. Zabrakło mi tego poważnego tonu, dla ogólnej równowagi.

Agata jest na początku dość krnąbrna, czasami wulgarna, a wszystko to, co złe, zdaje się po niej spływać jak po kaczce. Gdy jednak na plan wchodzi sprawa kryminalna, Agata pęka coraz wyraźniej, a w niej samej buzują inne emocje.

Ewoluuje również jej związek. Jesteśmy świadkami wzajemnego pożądania, ale też przekonujemy się, że ta relacja nie opiera się jedynie na potrzebie zaznania bliskości. Gdy nadchodzi trudny moment w życiu Agaty, jej wybranek troszczy się o nią i w ścisłym tego słowa znaczeniu nie odstępuje jej na krok. Robert, bo to z nim Szyszkowską połączy coś więcej, od początku tej historii wyskakuje niemalże z lodówki.

Warto zauważyć, że choć główna para jest nastolatkami, ledwo prawnie dorosłą, to potrafiła odłożyć wygłupy na bok i szczerze porozmawiać o swoich uczuciach. To był moim zdaniem bardzo ważny moment oraz krok dla tego związku. Ta scena była szczególnie ważna w kontekście tego, co działo się między nimi oraz wokół nich. 

Wątek kryminalny pojawia się, dopiero mniej więcej w połowie opowieści. To dobre rozwiązanie; poznaliśmy już bohaterów, więc teraz możemy zaangażować ich grubszą akcję.

Jest on bardzo oryginalny. Nie mamy tutaj nudnego złoczyńcy, za którym stoją już tylokrotnie przerobione motywy. Całość czerpie inspiracje z Biblii, co ostatecznie wypadło bardzo przekonująco i intrygująco. Kolejne kawałki układanki do siebie pasowały. Nadały temu dziełu z gatunku new adult nieoczywistego, mrocznego klimatu. 

Sprawa nie była przeciągnięta. W dogodnym tempie odkrywano kolejne tropy zagadki. Całość była bardzo dobrze uzasadniona, wzbudzała napięcie. Jeszcze raz pochwalę tutaj wskazówki związane z biblijnymi cytatami czy wydarzeniami. Ten wątek został poprowadzony z polotem i wymagał  specjalistycznej wiedzy.

Autorka się co prawda nie pochwaliła pod koniec rozdziału czy na końcu opowieści, ale czasem zaglądałam w komentarze, a stamtąd dowiedziałam się, że autorka wykonała kawał dobrej roboty za kulisami; zapytała policjantów o sygnał urządzeń śledzących oraz zweryfikowała, czy da się odkleić samemu taśmę. Jestem przekonana, że było więcej podobnych rzeczy. To zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Proszę, autorko, tym się chwalić! Niektórzy potrafią pisać pod swą pracą elaboraty o niczym, wyjaśniać to, co powszechnie wiadomo.

W osobnym akapicie, by lepiej to wybrzmiało, bo na to zasługuje, wspomnienie o studiowaniu Biblii w celach researchu. Na stronach opowieści bowiem znajdują się adekwatne do rozwoju zdarzeń cytaty z pisma świętego. Ba, dostajemy też ładną symbolikę! Dostajemy więc lilie oraz poznajemy pewnego pana o imienia Gabriel, co nawiązuje rzecz jasna do archanioła. Sprytnie i klarownie przemycone, każdy element łączył się ze sobą doskonale.

Strona techniczna stoi na bardzo wysokim poziomie. Nie znalazłam żadnego rażącego byka czy choćby literówki. Jedynie czasem zgubił się przecinek. Długi wywód jednej osoby już ktoś poradził podzielić, niekoniecznie przemieniając monolog w dialog. Dość często pojawiał się: pocałował ją we włosy. Dla urozmaicenia, a jednocześnie zachowania subtelności, sugeruję pocałunki w czoło czy czubek głowy. To jednak już szlify, które wyniosłyby tę pracę z poziomu bardzo dobrego na jeszcze wyższy.

Chcąc zakończyć tę recenzję pozytywnym akcentem, odniosę się do jednego elementu zakończenia, który niezwykle mnie ujął; autorka po raz kolejny udowodniła, że ta opowieść nie jest ciągiem przypadków.

A mówię tu o nawiązaniu do szyszek z sosen Banksa. Mistrzowska alegoria; porównanie charakterystyki tych szyszek do naszej głównej bohaterki idealnie zwieńczyło opowieść.

To niebanalna pozycja czytelnicza, która powinna się spodobać nawet tym osobom, które za new adult nie przepadają. Świat nastolatków dobrze łączy się tutaj z poważnym wątkiem kryminalnym, a niby znane schematy okazują się przełamane.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro