LilythyW - Miasto Złodziei (Część 1) Ashen |Hon-Moon|

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Autorka: @LilythyW

Tytuł: Miasto Złodziei (Część 1) Ashen

Renenzentka: @Hon-Moon

Liczba słów: 2137


Miasto Złodziei (Część 1) Ashen autorstwa @LilythyW to co prawda opowieść z gatunku fantasy, lecz wszelka magia i inne niestworzone rzeczy, wcale nie są tam na porządku dziennym. Tak więc myślę, że ta historia może zaciekawić szczególnie tych, którzy dopiero zaczynają swą przygodę z gatunkiem fantasy i potrzebują na początek czegoś, w czym się nie zgubią.

Okładka została wykonana przez grafika. Ciemna oprawa, na tle której znajduje się przyczajona kobieta, zdaje się dobrze odzwierciedlać to, co znajdziemy w środku tej opowieści. Zwłaszcza że strój postaci — tunika i skórzane spodnie — doskonale pasuje do głównej bohaterki, którą poznajemy w książce.

Moją uwagę przykuła jednak pewna niekonsekwencja. Jak wspomniałam, tytuł brzmi: Miasto Złodziei (Część 1) Ashen. Na okładce zaś znacznie większą czcionką zostało zapisane Ashen, a dopiero poniżej, wyraźnie mniejszymi literami Miasto Złodziei, jakby był to jedynie podtytuł. Sugerowałabym jakąś zmianę, aby uniknąć niepotrzebnego zamieszania.

Z takich kosmetycznych błędów, proponowałabym także oddzielenie w tytule tego, co jest w nawiasie, tzn. (Część 1) od słowa Ashen.

Opis został rozłożony na trzy akapity, z czego ostatni jest swoistą notką od autorki. Radziłabym więc oddzielić to wtrącenie od reszty. Autorka w trakcie pisania tej recenzji napisała do mnie, że usunęła ten fragment. Moim zdaniem ten ruch nie był konieczny. Wystarczy ten kawałek tekstu wyodrębnić, na przykład poprzedzić przerywnikiem w postaci symbolu, choćby gwiazdki.

Opis właściwy zaś jest napisany według mnie zawile. Na przykład: zamiast przedstawienia z imienia i nazwiska głównego bohatera, co się dzieje i tak potem, został określony jako on. Rozumiem, że ten zabieg miał wzbudzić ciekawość, budować napięcie, ale dla mnie tutaj została zastosowana zbędna niewiadoma, która prędko i tak się wyjaśnia, a tylko niepotrzebnie wprowadza zamieszanie.

Drugi akapit jest treściwszy. Właściwie to sugerowałabym przeniesienie go na górę i wzbogacenie o wartościowe informacje z pierwszego akapitu, który bez większej straty mógłby zostać usunięty. O wiele więcej konkretów zawierał opis napisany własnymi słowami w zgłoszeniu do recenzowni.

Opowieść rozpoczyna wypowiedź głównej bohaterki: Lily White wzywa imię Boga. Imię, które nie pochodzi z żadnej religii, którą możemy znać z realnego świata. Dzięki temu już na początku autorka przypomina nam, że to świat fantasy, który rządzi się swoimi prawami. I jedynie powtórzenie słowa parszywy zakłócał mi odbiór pierwszego fragmentu tej historii.

Głównymi bohaterami książki są Lily White oraz Renny Hornan. Oboje są złodziejami, którzy będąc dla siebie konkurencją, wzajemnie wchodzą sobie w drogę. I choć ich relacja zostaje przedstawiona jako napięta, można zauważyć między nimi pewną zażyłość. Myślę, że czytelnik już od początku przeczuwa, że zostanie mu zaserwowany wątek typu enemies to lovers.

I rzeczywiście, relacja Lily i Renny'ego ewoluuje, lecz czy aby na pewno w oczekiwanym kierunku? Nawiązanie współpracy, zawieszenie broni, dążenie do jednego celu, bez wątpienia okazuje się pewnym zwrotem w ich życiu. Nie zdradzę, jak zakończyły się w tym tomie ich losy, lecz przyznam, że jestem usatysfakcjonowana ich przebytą wspólnie ścieżką. Obyło się bez sygnałów typowych dla romansideł niższych lotów, a wszelkie zmiany nastawienia nastąpiły bardzo naturalnie. To nie jest prosta sztuka, więc autorka bez wątpienia zasługuje na pochwałę, że udało się jej poprowadzić w ten sposób tę dwójkę.

Zaznaczę, że książka jest prowadzona przy pomocy narratora w pierwszej osobie. Jednego razu zaglądamy do głowy Lily, drugiego razu obserwujemy świat oczami Renny'ego. Poniżej starałam się przybliżyć sylwetki tych bohaterów, nadmieniając, że ich usposobienia są dość podobne. Sposób prowadzenia narracji również taki jest. Cóż, trudno się dziwić, w końcu opowieść została napisana przez jedną autorkę. Mimo wszystko byłoby miło zobaczyć różnice w postrzeganiu rzeczywistości, która otacza bohaterów.

Pozwolę sobie najpierw przybliżyć postać Lily, której historia została podparta przekonującym backstory. To bardzo dobre rozwiązanie, bo dodaje głębi postaci. W krainie z lekka stylizowanej na dawną epokę, strój i zainteresowanie Lily odbiega od normy. Główna bohaterka bowiem nie lubi się stroić w suknię, woląc wygodne spodnie i tuniki. Zamiłowanie kobiety do łucznictwa nie uchodzi w tamtejszym świecie za coś powszechnego. Tak więc bardzo potrzebne było to tu wyjaśnienie przeszłości Lily, ba, zostało to przedstawione racjonalnie!

Nie znaczy jednak, że Lily jest całkowicie wyzbyta z kobiecości. Ona jest w moim mniemaniu głębiej ukryta. Bo gdy nadchodzi stosowna okazja, stroi się. Zostało też wspomniane, że zazdrości obfitych piersi swej przyjaciółce, co też daje nam sygnał, że wcale nie jest ona do szpiku kości męska. Należy także podkreślić spryt tej protogonistki, co wcale nie jest pustym stwierdzeniem autora. W scenie śledzenia, w której liczy kroki swojej ofiary, bez wątpienia wykazuje się pojętnością.

W książce Lily nie została przedstawiona jako prawdziwa piękność, choć czasem autorzy mają skłonność do idealizowania pod względem fizycznym swoich postaci. Warto wspomnieć, że Lily liczy sobie 15 lat, co może nieco szokować, zwłaszcza że dziewczyna nie ma nic przeciwko niezobowiązującym stosunkom seksualnym. Należy jednak pamiętać, że to dzieło z gatunku fantasy, więc w takim przypadku dojrzewanie może przebiegać w innym tempie. Nie zamierzam tej kwestii napiętnować, a raczej zwrócić uwagę na to, aby w tekście pojawiła się jakaś wzmianka na temat progu dorosłości.

Drugim głównym bohaterem jest Renny Hornan, jak wspomniałam, także złodziejaszek. On także jest pewny swego, a w mieście Ashen (do którego niedługo przejdziemy, by omówić je głębiej) trzyma go tylko rywalizacja z Lily, jak sam przyznaje. Również nie jest zbyt cnotliwą postacią i śmiało przebiera w kobietach. Tak jak w przypadku jego koleżanki po fachu, autorka także zarysowała nieco jego przeszłość, lecz w zupełnie inny sposób, więc przynajmniej ich minione lata nie zdają się bliźniacze.

Na pochwałę zasługuje fakt, że przy opisie postaci autorka nie ogranicza się do koloru tęczówek i włosów. Sprawnie oddaje pozostałe cechy fizjonomii. To znaczy, nie bójcie się, nie dostaniecie kolejno wypisanych części ciała i przypisanego do niej jednego przymiotnika. Opisy są bardzo plastyczne, niedługie, jak i treściwe i działające na wyobraźnię. Tak było między innymi w przypadku Hornana czy opisu pani z przybytku rozpusty.

To, co jednak niezwykle mnie sfrustrowało, to wielokrotne podkreślanie, że Renny ma czarne włosy i czarne oczy. Ba, informacja, że Lily ma zielone oczy, równie często niepotrzebnie się pojawiała. Szczególnie nielogiczne było to, że choćby w pamięci Lily Renny jawił się jako chłopak z czarną grzywą, i tyle. Jakby było to coś niezwykłego.

Czy to kraina albinosów, że jego ciemne włosy stanowiły taki ewenement? Sprawiały, że się wyróżniał z tłumu?

Zwłaszcza że Renny ma charakterystyczną cechę, jest to blizna w widocznym miejscu! Dlaczego Lily nie padała jej jako znak charakterystyczny, gdy go opisywała osobie trzeciej? Przecież fakt, że miał ciemne oczy i włosy, nie jest czymś wyjątkowym.

Doceniam jednak to, że geneza paskudnej blizny została ujęta w tekście. Tu zdradzę, że nie dostaliśmy tego w formie opisu, a cała sprawa została ujęta w dialogu.

Co łączy tych bohaterów prócz zamiłowania do rabunków? Prócz tego, że oboje nawzajem uprzykrzają sobie życie? Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Bez wątpienia oboje są łasi na zdobycze, ale i temat seksu nie jest im obojgu obcy. Często przewija się on w sprośnych rozmowach. I może nie została tutaj przekroczona bariera wulgarności, to nie pogardziłabym żartami, które nie prowadzą do cielesnej bliskości. Może to subiektywna uwaga, lecz nawet jeżeli tak, to myślę, że inny typ humoru nie zaszkodzi. Coś bardziej z polotem, na pewno wyróżni to opowiadanie.

Wspomnę, że fabuła opowieści, która składa się stosunkowo z niewielu rozdziałów, bo z czternastu — niektóre zostały podzielone na dwie części — skupia się na głównym wątku. Nie dostajemy rozbudowanych losów pobocznych postaci, których jest kilka. Moim zdaniem nie trzeba się nad nimi w recenzji pochylać, bo ich udział w powieści jest ograniczony i są głównie wykorzystywani po to, by pchać główną akcję naprzód.

To rozwiązanie zdaje mi się właściwe, zważywszy na to — jak wspomniałam — to nie jest długa opowieść, a właściwie tom. Poboczni bohaterowie są wystarczająco, acz wyraźnie zarysowani zarówno pod względem aparycji, jak i usposobień.

Zastanawia mnie tylko to, czy autorka nazywając jedną ze swoich bohaterek Brenna, była świadoma, że to także polska nazwa miejscowości położonej w górach? Mnie osobiście to nieco rozbawiło.

Linia fabuły jest prosta, to znaczy nie ma zbyt wiele znaczących odgałęzień. Autorka skupiła się na jednym celu i konsekwentnie dążyła do jego spełnienia. Ja to cenię, bo nie ma tutaj nudnych spowalniaczy. To, co się dzieje, ma przybliżyć bohaterów do ich idei. Tak więc raczej trudno tutaj o odskocznię od Lily i Renny'ego, ale są to postaci, które nie powinny kogoś odrzucić frustrującym zachowaniem.

Podobało mi się to, jak rzetelnie bohaterowie przygotowywali się do swojej misji, którą chcieli wypełnić. Często postaci w książkach żyją, bo żyją, ale się tak błąkają i nie wiadomo, do czego w ogóle to wszystko zmierza. Tutaj mamy jasno wszystko nakreślone i jeszcze jaśniej zostały ukazane ich działania, które mają ich przybliżyć do powodzenia całego zadania. Lily i Renny nie ustalają wszystkiego jednego wieczoru. Oni rozważają różne możliwości, na wszelkie przypadki zdają się przygotowani. Autorka bardzo to dopracowała.

Chciałabym się teraz skupić na miejscu akcji, to znaczy mieście Ashen; z jednej strony otoczone przez góry, z drugiej przez morze. Nadmorski klimat został bardzo dosadnie zaznaczony. Dieta składająca się z tego, co daje morze, a w szczególności nazwy lokalnych karczm, takie jak Solony Dorsz, Chętna Syrena. Myślę, że te szczegóły bez trudu malują przed naszymi oczami mieścinę silnie związaną z morzem. Szkoda, że nie pojawiło się więcej górskich elementów.

Pierwszy zarys tego miasta zajął niewiele miejsca. Autorka nie rzuca czytelnikowi ściany tekstu, a odpowiednio dawkuje kolejne informacje, dostarczając je czytelnikowi w przystępnych fragmentach. To samo dotyczy zarysowania innych krain. Bardzo często fantasy posiada mapki, a sąsiednie kraje są już szczegółowo opisane w prologu, choć nie jest ta wiedza potrzebna czytelnikowi. Tutaj jest krótko i rzeczowo.

Należy przyznać, że autorka dodaje często opisy strojów, szczególnie nowych osób, które dopiero pojawiły się na kartach powieści, lub pomieszczeń. Są one jednak klarowne, odpowiednio wyważone. Myślę, że nikogo nie zanudzą.

Świat fantasy jest tutaj nikło zarysowany. Został też wspomniany proceder palenia czarownic na stosach co także (mam nadzieję) większości z nas jest znajome. W pierwszych rozdziałach odnosiłam wrażenie, że autorka pokusiła się o stworzenie własnego, niezbyt rozbudowanego uniwersum, tylko po to, by nie umieszczać akcji w prawdziwym świecie, bo to wiązałoby się z researchem.

Z czasem zmieniłam zdanie. Ta opowieść nie mogłaby się wydarzyć w naszym świecie, nie tylko z powodu geografii państwa, ale i... Smoków. Początkowo pojawiła się o nich niewiele znacząca wzmianka, wpleciona w dialog. I temat ucichł, lecz w odpowiednim momencie znów się pojawił.

I tutaj ta scena mnie troszkę... Zaskoczyła. A konkretniej rozmowa między człowiekiem. Czy smoki znają ludzką mowę? Ja wiem, fantasy, ale mimo wszystko bezproblemowa dyskusja nie mieściła mi się w głowie. Może jakieś uzupełnienie tego wątku, by nie wzbudzał konsternacji?

Skoro autorski świat, rzecz jasna pojawiły się autorskie wierzenia. Przez opowieść przewijają się imiona różnych Bogów, choćby Kifo czy Macha. Praktyki religijne nie zostały przybliżone. Czy to wada? Moim zdaniem zbyt dogłębne przedstawienie panteonu bogów może okazać się niepotrzebne i nieodpowiednio włączone w tekst, zanudzić. Z drugiej zaś strony kilka dodatkowych informacji nie zaszkodzi, zwłaszcza że autorka już wielokrotnie udowodniła w swej pracy, że potrafi zgrabnie ukazywać kolejne elementy świata przedstawionego.

Oprócz magicznych stworzeń i autorskich wierzeń religijnych otrzymujemy również wyjątkowe święta. Na przykład święto przesilenia, z powodu którego są wyprawiane choćby jarmarki. Ten element kultury nie został przedstawiony jedynie w opisach, a bohaterowie biorą w tym wydarzeniu czynny udział. Dzięki temu łatwiej nam zobrazować poszczególne elementy tego obyczaju.

Styl pisania autorki jest bardzo przyjemny. Doskonale się odnajduje w scenach spokojniejszych, jak i dynamicznych, które uchodzą za trudniejsze do napisania. Potrafi klarownie zobrazować swój fantastyczny świat, nie uciekając się do przydługich opisów. Dialogi nie są sztuczne, płynnie zostały w nie plecione ważne informacje. A to co najważniejsze — ich zapis jest poprawny.

Strona techniczna stoi na dobrym poziomie, choć co jakiś czas zdarzyło mi się spostrzec brak przecinka. Nie były to jednak takie oczywiste miejsca, więc jestem w stanie zrozumieć ten błąd, zważywszy na to, że wielu młodych autorów miewa problemy z interpunkcją. Poza tym nie zauważyłam, aby autorka miała z jakąś konkretną zasadą problem.

Samo zakończenie pierwszego tomu pozostawia tzw. furtkę do kolejnych części. Z jednej strony bohaterowie znaleźli się na takim etapie w życiu, że tu bez problemu ich historia mogłaby dobiec końca, ale i doczekać właściwego rozwinięcia. Za to wątek dotyczący smoków został już mniej harmonijnie zakończony.

Na początku pakt między rasą ludzi a smoków został co prawda jasno zaznaczony. Na początku. Później ten temat cichnie, został ponownie przypomniany na końcu, na nowo rozkopany i urwany w taki sposób, że pierwszy tom nie stanowi już w moim mniemaniu zamkniętej całości. Tak więc postarałabym się, aby upłynnić zakończenie wątku ze smokiem.

To jednak jedyne moje zastrzeżenie, jeżeli chodzi o zakończenie. Sam finał wyszedł emocjonująco, a to, do czego czytelnik był przygotowywany wcześniej, rozegrało się w dobrym tempie, ba, z plot twistem!

Z czystym sumieniem polecam to dzieło, bo zasługuje na szersze grono odbiorców. Nie trzeba być zapalonym fanem fantasy, aby móc się nim cieszyć. Szczególnie powinno się spodobać tym, którzy wcześniej nie potrafili odnaleźć się w magicznym świecie, tym, którzy od wątku romantycznego wolę przygodowy, choć szczypta romansu unosi się w powietrzu.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro