"Beztroskie dni oślepiły nas" - @Susumemy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Recenzent - Miss_Click 

Autor - Susumemy 



"Beztroskie dni oślepiły nas" to przepiękne, nasycone emocjami fanfiction z uniwersum Attack On Titan. Za okładkę posłużyła grafika przedstawiająca parkę głównych bohaterów. W trosce o prawa autorskie, pod opisem autorka zamieściła (działający!) link do źródła tego fanarta. Okładka jest bardzo eteryczna i po prostu śliczna; napisy pasują do tła, a całość jest zrównoważona i idealnie współgra. Nie jest więc pracą własną, ale pod względem estetycznym nie mam jej nic do zarzucenia - wręcz mnie zauroczyła.

W tytule i opisie zamieszczony jest zapis, dzięki któremu wiemy, że książka będzie zawierała historię miłosną jednego z bohaterów anime - Levaia Ackermana. Prawdę mówiąc, opis nie zawiera żadnych szczegółów dotyczących fabuły, jedynie informuje czytelnika, co znajdzie w środku, a raczej, jakie motywy i cele względem opowiadania przyświecają twórcy. Gdyby to był jakikolwiek inny gatunek, na pewno skrytykowałabym taki zabieg, jednak specyfika fanfiction diametralnie zmienia sytuację. Fani przeszukują internet w celu znalezienia opowiadań o ulubionym bohaterze lub shipie, więc zbudowany w ten sposób opis z pewnością ich zachęci. Z drugiej strony, autorka całkowicie zamknęła się na czytelników spoza fandomu - często zdarza się, że ktoś, zachęcony okładką i właśnie opisem sięga po lekturę nawet jeśli nie ma zielonego pojęcia o "oryginalnym" dziele. Taka osoba z pewnością nie zrozumie wszystkiego, jednak jeśli twórca z umiarem operuje ilością bohaterów i wydarzeń, jest w stanie przełknąć delikatne zagubienie i cieszyć się lekturą. Wymaga to jednak pewnych wyrzeczeń ze strony autora i nie każdy chce się ograniczać. To od twórcy zależy, do jakiej grupy odbiorczej przystosuje swój tekst i nie zamierzam tego krytykować, choć w opisie zabrakło mi jakiegoś szczegółu, dokładniejszego zarysu historii.

Tekst czyta się bardzo gładko i przyjemnie. Został podzielony na akapity blokowe, a kolejne fragmenty są przejrzyście oddzielone wyśrodkowanymi asteryksami (tzw. gwiazdki). Z początku nieco pomieszała mi w głowie kolejność rozdziałów. Opowiadanie w rzeczywistości składa się bowiem z dwóch historii, które wzajemnie się przenikają - w końcu pierwsza z nich dotyczy głównego bohatera. Możnaby się pogubić, jednak autorka zadbała o to, by czytelnik wiedział, co robić. Poświęciła jeden "rozdział" na wstęp, w którym dokładnie, niemal idiotoodpornie wyjaśnia, co i jak; podaje czas akcji, okoliczności, zakres zmian względem serialu anime. Można powiedzieć, że "dopowiada" wcześniejszy opis. Bez wskazówek absolutnie bym się pogubiła - niby odróżnienie części głównej od pobocznej cyframi i hasztagami wydaje się logiczne, a jednak zamiana miejsc gubi. "Bez sensu, lepiej byłoby połączyć w całość albo opublikować jako osobną książkę" - myślałam. A potem, gdy w końcu przeczytałam całość i zrozumiałam zamysł... Całkowicie zmieniłam zdanie. To, co wydawało się niezrozumiałe okazało się po prostu genialne. Jestem pod wrażeniem koncepcji i wyborów, jakie zaoferował odbiorcy twórca. W rzeczywistości część główna i poboczna zostały zmieszane ponieważ nie można tak doskonale zrozumieć zachowań Levaia bez przeczytania historii jego przeszłości. Numeracja z hasztagami umożliwia czytelnikowi przeczytanie o wcześniejszych wydarzeniach z życia bohatera od początku do końca, pozwalając zrozumieć kolejność i ciąg zdarzeń. Niemniej układ rozdziałów wymusza pewne zaangażowanie; ktoś, kto zamierza po prostu bezrefleksyjnie przeczytać sobie cokolwiek o ulubionej postaci i nie chce mu się przeczytać nawet wstępu, może się pogubić.
_________________________________________________________

Jak wspomniałam wyżej, w notce na początku opowiadania autorka określa czas akcji - wątek główny rozgrywa się około rok przed dołączeniem Erena do Zwiadowców, natomiast poboczny - w okresie dzieciństwa Levaia Ackermana. Wyjaśnia wiele innych spraw, jak chociażby wspomnianą na początku nawigację, nazewnictwo, czy możliwość pojawienia się scen dla dorosłych. Co ważne, podkreśla również, że stara się odwzorować świat przedstawiony stworzony przez Isayamę, jednak wykorzstuje również możliwość dokonania drobnych zmian. Ma do tego całkowite prawo - w końcu po to są fanfiction!

W mojej opinii, w opowiadaniu w świetny sposób został zrekonstruowany przedstawiony w anime klimat stylizowany na średniowiecze. Bohaterowie poruszają się konno, nie znają pewnych wynalazków - w scenie na końcu nie mogą zrobić fotografii, gdyż nie mają pojęcia co to jest, więc gdy pani Heckmann rysuje "portret bohaterów", Levi jest wyraźnie zszokowany, jak podobny jest rysunek do wizerunku bliskich. Zastanowiało mnie jedynie użycie niektórych słów, na przykład "klub". Jest to nazwa używana przez bohaterów, jednak przyznam, że w odniesieniu do karczmy brzmi dla mnie nieco... dziwnie.

Zastanawiało mnie też powtarzające się określenie "Chiny". Wiem, że w mandze kraje odpowiadające naszej azji są nazywane Hizuru, więc taka "codzienna" nazwa była dla mnie zaskoczeniem. W tym wypadku autorka podkreśla, że jest to fikcja literacka; ma zupełne prawo używać wymyślonych określeń. Chiny stały się wyobrażeniem czegoś orientalnego i wspaniałego; wątek tajemniczej książki o herbacie niesamowicie mi się spodobał, a jej motyw wzruszał - pojawiała się, gdy Levi uczył się czytać, dostała nawet swoją niesamowitą, pełną intymności scenę, w której dorosły Levi z pietyzmem pokazuje ją Petrze.

Autorka wzbogaciła tekst o wiele szczegółów. Wiemy, że coś jest przestronne lub wąskie, jaka jest pogoda, coś jest brudne lub czyste, czy na danej uliczce się kurzy, czy może pełno w niej błota. Dzięki opisom, odbiorca od razu wyczuwa różnicę pomiędzy bogatymi, a biedniejszymi dzielnicami - nie wspominając już o warunkach w Podziemiu. Tekst oddziałuje na wyobraźnię czytelnika, który czuje się, jakby niemal namacalnie znajdował się w opowiadaniu.

_________________________________________________________


Główy bohater to Levi Ackerman - chyba najbardziej popularna postać w fandomie. Jest niezwykle utalentowanym Zwiadowcą, Kapitanem Oddziału Do Zadań Specjalnych, bezwzględnym w wykonywaniu powierzonych zadań. To człowiek małomówny, charakteryzuje go dobitny, wulgarny język i mania czystości. Jest fascynującą, genialnie wykreowaną postacią o trudnej przeszłości; osobiście uważam go za jednego z najlepiej zbudowanych bohaterów w całym uniwersum. Przedstawienie go takim, jakim został stworzony przez Isayamę i dołożenie do tego sensownego, romantycznego uczucia to wymagające zadanie - wystarczy naprawdę niewiele, by go "zepsuć". Autorka poradziła sobie w istnie mistrzowski sposób. Jestem pod olbrzymim wrażeniem - genialnie operując trzecioosobową narracją, twórca "wchodzi" do głowy Levaia. Jawi się jak prawdziwy człowiek, o określonych nawykach, zdolnościach, sposobie mówienia. Wątek jego dzieciństwa bardzo mnie wzruszył; po poznaniu historii małego Levaia, jeszcze raz przeczytałam główną część i zauważyłam, jak wiele jego zachowań spowodowane jest wydarzeniami smutnej przeszłości. Jednocześnie dzieciństwo nie zostało przedramatyzowane - pojawiają się również pozytywne wspomnienia, choć czai się w nich jakaś doza smutku. Trauma związana z wychowaniem wśród prostytutek powraca niemal cały czas - bohater ma problem z wyrażaniem uczuć, nie potrafi ubrać tego co czuje w konkretne słowa (najbardziej dobitnie pokazuje to scena, w której informuje Petrę, że "chce się z nią kochać"). Nikt nigdy nie nauczył go, co jest "dobre", a co "złe" w kontaktach z ludźmi, przez co nasz Ackerman miota się we własnych emocjach, czując olbrzymie wyrzuty sumienia spowodowane jego związkiem z Petrą. Nawet gdy wydaje się, że wszystko sobie wyjaśnili, a ich uczucie jest stałe, okazjonalnie temat powraca jak bumerang. Trauma nie znika wraz z Petrą. Może być jedynie stopniowo uciszania, jednak wciąż jest gdzieś w głębi serca, czasem odzyskuje głos. Niezwykle spodobał mi się sposób, w jaki została ukazana miłość głównego bohatera. Nie jest w żaden sposób przesłodzona czy przedobrzona. Petra i Levi uczą się samych siebie, w dodatku w dosyć... nieporadny, niezręczny, niemal wstydliwy sposób. Levi podpatruje zachowania innych mężczyzn; jest wyraźnie zadowolony, że należy do grupy posiadających kochankę - nawet jeśli nikt o tym nie wie. To niezwykle... realistyczne, a jednocześnie urocze i rozczulające - w końcu ma reputację nieustraszonego, bezwzględnego "najsilniejszego żołnierza ludzkości". A autorka pokazuje go po prostu jako człowieka.

Następną konsekwencją wychowania w brudnym, zabiedzonym Podziemiu jest chorobliwy pedantyzm. Nieustannie podkreślany; niemal w każdej scenie Levi sprawdza, czy coś jest czyste, sprząta, myśli o sprzątaniu albo zmusza kogoś do sprzątania. Często jest to wręcz komiczne, a pozostali bohaterowie odnoszą się do zachowań swojego kapitana w licznych żartach. Uważam nerwicę natręctw za trudny temat, jednak autorka poradziła sobie z tym aspektem wyśmienicie, nadając postaci Levaia jeszcze więcej kolorów. Inną cechą jest nieufność, podkreślona na przykład w scenie, w której po podaniu luksusowej herbaty Ackerman najpierw sprawdza, czy przypadkiem nie jest zatruta, dopiero potem pije. Małomówność i niechęć do uczestniczenia w imprezach też jest wyraźna, szczególnie w pierwszych rozdziałach. Mimo izolowania się, Kapitan czuje jednak niemal rozpaczliwą potrzebę poczucia przynależności do grupy; przykładowo, po stosunku z Petrą, czuje satysfakcję, jakby w jakiś sposób zrównał się z innymi mężczyznami. Wydaje mi się, że w zachowaniu Levaia jest coś desperackiego; chciałby stać się częścią grupy, nie wie jak to zrobić i nie umie ująć myśli w słowa, a z drugiej strony próbuje się przed tym bronić z obawy, że gdy już się do nich przywiąże, jego kompani zginą. Psychologiczny majstersztyk.

Uwagę zwraca jeszcze charakterystyczny sposób wysławiania się Levaia. Tak prosto i wulgarnie nie mówi żadna inna postać i duża część czytelników prawdopodobnie umiałaby wskazać, którą kwestię powiedział Kapitan, bez podpowiedzi autora. W niektórych sytuacjach jest to wręcz smutne lub zawstydzające - jak wspomniałam wyżej, Ackerman nie potrafi używać mniej "suchych" słów, którymi mógłby określić swoje uczucia. Jednak również mnóstwo razy jego odzywki doprowadziły mnie do śmiechu, zaskakując swoją bezpośredniością. Na przykład we fragmencie, w którym dochodzi do spięcia pomiędzy nim a jednym z Żandarmów - Milo. Panowie, delikatnie mówiąc, nie lubią się zbytnio, a do tego dochodzi sprawa śmierci jednego ze Zwiadowców, spowodowana ukąszeniem przez znajdujące się w zaopatrzeniu pochodzącym od Żandarmów skorpiony. Atmosfera jest bardzo gęsta, a Levi w inteligentny, personalny sposób formułuje zarzuty wobec Milo. Napięcie można niemal kroić nożem. I wtedy...

mnie osobiście tak niespodziewane stwierdzenie pana Kapitana rozbawiło niemal do łez :D


O Levaiu, którego przedstawiła Susumemy mogłabym powiedzieć jeszcze wiele; zupełnie, jakby był moim najlepszym przyjacielem, który godzinę temu przyszedł do mnie na herbatkę. Niewątpliwie należy do najlepiej napisanych postaci, z którymi spotkałam się na polskim wattpadzie; jestem gotowa bić pokłony przed autorką.

Petra Ral, "ukochana" Levaia, to rudowłosa dziewczyna o przesympatycznym charakterze. Autorka zrezygnowała z narracji z jej perspektywy, skupiając się na Levaiu. Rozumiem ten wybór, jednak jestem ciekawa, co działo się w jej głowie. Ponieważ większość opisów została poświęcona głównemu bohaterowi, nie mogę o niej powiedzieć tak wiele, jak o nim. Z pewnością zwróciłam uwagę na to, jak niezwykle miłą i uczynną osobą jest Petra (z perspektywy Levaia) - opiekuje się innymi, a w szczególności Kaptanem, w którym niemal od początku jest zauroczona. Jej empatię podkreśliła na przykład sytuacja, w której w czasie wyprawy za mury zaopiekowała się Nilsem - obcym, przerażonym chłopakiem, który dopiero dołączył do Zwiadowców. Młoda kobieta ma dobre stosunki z resztą zespołu; potrafi zrozumieć innych i jest świetnym mediatorem - w kontaktach między innymi potrafi ubrać nieprzyjemne komentarze Levaia w nieco ładniejsze słowa. Rozumie swojego Kapitana i bardzo go podziwia, jednocześnie pozostając... sobą. W dodatku jest bardzo spostrzegawcza - szybko zauważa nawyki Ackermana i uczy się postępować w sposób, który nie aktywuje jego nerwicy natręctw. Doceniam w Petrze to, że nie jest kobietą marzącą o ślubie czy spokojnej miłości, tylko przede wszystkim - wykwalifikowanym Zwiadowcą walczącym za widmo wolności. Przysparza tym sporo problemów swojemu kochankowi - uparcie nie chce zgodzić się na ujawnienie ich związku, dodatkowo Levi ma obawy, że straci ją podczas którejś z wypraw za murami. Parę dzieli różnica wiekowa; Petra jest młodsza od Levaia. On z początku sporo myślał o ich wieku, postrzegając kobietę jako bardziej niedoświadczoną, może trochę dziecinną. Wydaje mi się, że ma trochę racji i w Petrze widać czasem niedojrzałą naiwność, jednak sama zainteresowana nie wydaje się być świadoma tego faktu, a przynajmniej nie w pełni.

Postaciami, które najbardziej mnie zaintrygowały był zdecydowanie Erwin Smith, Milo i Nils. Ten pierwszy powalił swoją siłą jeszcze bardziej, niż zapamiętałam. Intrygujący, genialny dowódca, który nie waży się z ludzkim życiem. Kiedy rozmawia z Levaiem, stara się mu "doradzić" w sprawie Petry, a jego słowa brzmią jednocześnie niczym rozkaz. Moralność Smitha, który przecież powinien być bohaterem pozytywnym, jest kwestią sporną. Dowódca jest nieoczywisty i potrafi manipulować, nie licząc się z nikim i niczym. Intryguje mnie jego więź z Ackermanem, który doskonale zdaje sobie sprawę z tych cech, a jednak powierza mu swoje życie i jest posłuszny. Podobnie intryguje mnie relacja z Milo. To antagonista do szpiku kości; pewna wspólna przeszłość z Levaiem sprawia jednak, że ich pełna nienawiści znajomość ma w sobie coś bolesnego. Z kolei Nils zaskoczył wszystkich swoim nieobliczalnym zachowaniem. Jakie tak naprawdę były jego pobudki? Co działo się w głowie tego biednego Zwiadowcy? Strach? Nienawiść? Zemsta? Odpowiedź nie daje mi spokoju; być może również dlatego, że nigdy jej nie poznamy.

Do oddziału specjalnego dowodzonego przez Kapitana Levaia Ackermana oprócz Petry należą także: Eld Jinn, Gunther Schultz oraz Oluo Bozard. Zostali przedstawieni w bardzo dobry sposób - mają swoje nawyki, charakterystyczne zachowania. Chyba najlepiej z tej trójki prezentuje się Oluo. Wyraźnie podziwia swojego kapitana i stara się go we wszystkim naśladować. Jednocześnie istnieje prawdopodobieństwo, że podoba mu się Petra - autorka daje dyskretne sygnały, jednak nie pojawiły się żadne dobitne sceny zazdrości. Od samego początku zwraca na siebie uwagę - ma bardzo dobre statystyki w walkach z tytanami, zdarza mu się najpierw mówić, potem pomyśleć, i ciągle przygryza sobie język, co doprowadza do kilku komicznych sytuacji. Eld i Gunther nieco mniej się wyróżniają, co oczywiście nie znaczy, że stoją i nic nie robią - oni również odgrywają swoje role. W Eldzie rozczulił mnie wątek jego małżeństwa. Często w rozmowach łapie za obrączkę, a Levi czasem wypytuje go o ukochaną, próbując dyskretnie wydobyć jakieś porady. Jedynie w Guntherze mogło mi zabraknąć jakiegoś smaczku, ale to akurat drobnostka, na którą można przymknąć oko.

Bardzo spodobała mi się różnorodność postaci, które pojawiają się na kartach dzieła. Większość z nich jest znana z serialu anime, jednak oglądałam go dosyć dawno i praktycznie ich nie pamiętam. Liczne imiona czasem mnie gubiły, jednak nie na tyle, by znacząco zakłócić czytanie. Myślę jednak, że osoba, która nie wie zbyt wiele o anime może mieć problem.

Zachwyciła mnie odmienność osób, które występowały zaledwie kilku scenach; każdy miał inny charakter, sposób mówienia, szczegół, który zwracał uwagę. Postacie epizodyczne nie są jedynie tłem, a ludźmi równie "prawdziwymi" co protagoniści. Są bliźniaczo podobne do tych z oryginalnej wersji, a nawet zostały bardziej rozbudowane. Pojawiają się również pewne OC, które pełnią bardziej lub mniej znaczące role. Każdy bohater jest inny; jest po prostu sobą.


W opisie i notce wstępnej autorka zachęca czytelników niezainteresowanych shipem Petry i Levaia, argumentując, że w opowiadaniu każdy znajdzie coś dla siebie, jednak odniosłam wrażenie, że większość akcji opierało się na sferze uczuć i emocji głównych bohaterów. Osobiście trochę mnie rozczarowało, że przez pół opowiadania bohaterowie ciągle tylko imprezowali, ewentualnie trochę ćwiczyli, jednak dostrzegłam w tym koncept tytułowych "beztroskich dni", które miały za zadanie uśpić czujność. Mimo wszystko, lekko mnie to nużyło, pomimo mistrzowskiego wykonania. Na szczęście akcja gwałtownie rozkręciła się w wątku wyprawy za mury. Tutaj autorka pozytywnie mnie zaskoczyła. Potrafiła wywołać dreszczyk emocji, zbudować napięcie i stworzyć zagadkę tajemniczego spisku przeciwko naszym bohaterom, nad którą głowi się czytelnik. To było świetne. Z bijącym sercem czytałam kolejne rozdziały, jednak ostateczne rozwiązanie tego wątku nieco mnie rozczarowało. Odpowiedzi na tajemnice, które wcześniej budowały napięcie wydały mi się odrobinę zbyt proste, szybko ucięte. Bardzo chciałabym móc dokładniej poznać Nilsa, który swoim zachowaniem wywołał niemałe zamieszanie i wydawał się kluczem do rozwiązania zagadki. Jak umotywowane były jego działania? Narrator sugeruje, że na to pytanie powinniśmy odpowiedzieć sobie sami; zmarłego nie można już o nic zapytać. To brutalna prawda, a jednak żałuję, że nie pojawiło się więcej wskazówek.

Rozwiązanie akcji było dla mnie nieco zbyt nagłe, jednak nie mogę zaprzeczyć, że zakończenie zostało skonstruowane w przepiękny sposób. Ku zaskoczeniu czytelnika, smucący wątek okrutnego losu wdowy z dzieckiem - pani Heckmann - niespodziewanie znajduje pozytywne rozwiązanie. Rozdział "Portret bohaterów" stopniowo wycisza wcześniejsze napięcie, wprowadzając czytelnika w przesiąknięty nostalgią klimat. Ostatnie zdanie, będące w zasadzie dopiską autorki wywołało u mnie dreszcze i wzruszyło:

"Ale niech pozostanie tak, jak jest.

Gdy wszyscy bohaterowie z portretu żyją."

Twórca w nieco brutalny sposób przypomina, jakie były dalsze losy bohaterów anime. W ostatniej scenie bohaterowie są pełni radości, snują plany na bliską przyszłość. Nastrój jest bardzo pozytywny, wręcz sielankowy i wtrącone przez autorkę zdania, choć poprzedzone notką autorską, niespodziewanie gwałtownie go zmieniają. Dwa zdania sprawiły, że całą książkę zaczęłam odbierać jako coś jeszcze piękniejszego, nostalgicznego, ulotnego. Coś, co na pewno będzie warto przeczytać jeszcze raz.



Pod względem technicznym, praca jest poprawna. Błędy są raczej jednostkowe i nie zakłócają odbioru tekstu.
Poniżej kilka przykładów potknięć:

porzygasz, nie porzygarz

23. Najsilniejszy Żołnierz Ludzkości 

Tutaj brak kropki na końcu zdania. 

*wymykając się na dziedziniec - tutaj ewidentnie wina edytora tekstu, bo google docs też podpowiada mi "wymykajace";)

20. Ekspansja cz.2

Nie jestem pewna, o co chodziło, ale chyba powinno być: "Nie widział powodu, by pobłażać [...].

24. Portret bohaterów 

teoretycznie błędu nie ma, jednak proponowałabym zamienić "jej nad uchem" na "nad jej uchem"

To pojedyncze przypadki, związane głównie z fleksją, choć zdarzają się też błędy interpunkcyjne, ortograficzne i ewentualnie składniowe. Weźmy pod uwagę sporą objętość pracy - nic dziwnego, że coś mogło "umknąć". Pomyłki zazwyczaj nie zakłócają zrozumienia tekstu - może jedynie te nieszczęsne, pojedyncze przypadki błędów fleksyjnych mogą nieco drażnić. Zwróciłam uwagę na dobrą interpunkcję - bardzo wielu autorom sprawia ona olbrzymi problem, a tutaj wszystko jest na swoim miejscu. Pewnie, zdarzają się jakieś bardzo drobne uchybienia, jednak większość przecinków, spacji i kropek wydaje się w porządku.

Dużą uwagę zwróciłam na kwestię dialogów. Nie każdy zna i stosuje zasady związane z użyciem wielkiej i małej litery w tekstach. Pojedyncze błędy są dla mnie niezauważalne i wynikają z błędów edytorskich, a nie niewiedzy autora. Niestety, w rozdziałach 4, 11, 15 i 17, w dialogach zamiast myślnika zastosowany został krótszy dywiz. Wszystkie pozostałe rozdziały są poprawne, więc mam podejrzenia, że zawalił edytor tekstu lub wattpad.

Zwróciłam uwagę na różnicę jakości poszczególnych rozdziałów - głównie chodzi mi o stylistykę i budowę zdań. Nie jest to jakaś przepaść i normalnie nie zwróciłabym na ten fakt szczególnej uwagi, jednak można wyczuć, że niektóre części składają się z mniej rozbudowanych zdań, a narrator wydaje się bardziej "suchy", zdystansowany. Są fragmenty, w których zabrakło mi refleksji, dokładniejszego opisu; wydają się jedynie suchą, krótką relacją określonych zdarzeń.Takich rozdziałów jest jednak niewiele i "przeplatają się" z tymi bardziej dopracowanymi, które zachwyciły mnie budową oraz budowanym przez opisy klimatem, nakłaniającym do refleksji.

Wybiórczo przejrzałam też sekcję komentarzy i zauważyłam, że część czytelników wskazała błędy, po których w tekście nie ma już śladu. Autorka podąża za wskazówkami odbiorców, udowadniając swoją chęć ciągłego rozwoju oraz sprawia, że opowiadanie żyje.

Twórca komunikuje się z czytelnikiem - najpierw za pomocą notki wstępnej, potem kilka razy pojawiają się memy. W ten sposób tworzy więź między odbiorcą; mnie osobiście bardzo się podobało. Czytający jeszcze bardziej przywiązuje się do opowiadania; nabiera ochoty do aktywnego komentowania, zaczyna "lubić" autorkę. W papierowych książkach nie ma takiej możliwości; to przywilej tekstów opublikowanych w internecie. Wielu wattpadowych (i nie tylko) autorów nie docenia możliwości kontaktu z czytelnikiem, a wskazane przez nich błędy zostają niepoprawione; cieszę się i doceniam, że twórca tej pracy jest zaangażowany w swoje dzieło.

_________________________________________________________

Jako osoba uwielbiająca anime Attack On Titan mogę śmiało stwierdzić, że fanfiction autorstwa @Susumemy jest jednym z najlepszych, z jakimi spotkałam się na polskim wattpadzie. Najbardziej spodobało mi się absolutnie mistrzowskie przedstawienie każdych, nawet tych najdrobniejszych aspektów życia Levaia; jego sposób wysławiania się, nawyki, charakter i uczucia; nawet jeśli zostały przedstawione kosztem lekkiego zaniedbania dynamizmu akcji, zasługują na najlepsze nagrody, przysięgam. Pozornie pozytywne zakończenie niemal złamało mi serce - a wszystko za sprawą ostatniego wtrącenia nie narratora, ale bezpośrednio autorki. Tekst wywołuje w czytelniku wiele emocji - od histerycznego śmiechu, przez podekscytowanie, po smutekj. Ze względu na specyfikę gatunku i sposób wprowadzenia do świata przedstawionego, tekst jest idealny dla odbiorcy, który w miarę dobrze zna fandom (a przynajmniej 1 sezon). Autorka umieściła kilka możliwych kolejności czytania tekstu, dając pole do manewru bardziej "zaangażowanym" czytelnikom.

okładka 9/10
opis - tutaj wolę pominąć ocenę; rozpisałam się na ten temat wyżej, a nie chcę skrzywdzić autorki niesprawiedliwą - bo szablonową - oceną
bohaterowie 10/10
fabuła 9/10

styl - tutaj też mam lekki problem. Zdarzają fragmenty, którym dałabym 7-8 punktów, lecz o wiele więcej jest takich, które zasługują na solidne 10. Powiedzmy, że całość ocenię 9/10

całość: 37/40 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro