"Zemsta" - @Claudie_D

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Autor - Claudie_D 

Recenzent - Susumemy 

Tytuł - "Zemsta"

Prolog

Znakomity prolog. Od razu wrzucasz mnie w wir myśli bohatera i wzbudzasz zainteresowanie. Wielu autorów na twoim miejscu pokusiłby się o zasypanie czytelnika jak największą ilością krwawych opisów, byle tylko szybko wywołać jego współczucie. Tymczasem ty nie ujawniasz do końca wszystkich szczegółów, przez co (paradoksalnie) mocniej działasz na wyobraźnię.

Jedyne zastrzeżenie? Pogrążanie się duszy w mroku odbieram jako banalną, mocno wysłużoną frazę. Dysponujesz bogatym słownictwem i z pewnością ciekawiej oddałabyś rozgoryczenie bohatera.

Rozdział 1

Przez cztery akapity prześladowało mnie wrażenie, że narrator opowiada o swoim dniu w pracy na potrzeby... przesłuchania. Opowiada krok po korku, bo tego wymaga spisanie zeznań.

Jeżeli akcja dzieje się tu i teraz, dlaczego bohater przywołuje multum informacji, które są dla niego totalnie oczywiste? Opowiada o zwykłym dniu w pracy. Komu? Dla zbudowania tła opowieści może przywoływać jakieś oczywiste informacje, ale dobrze by było przemycić je w scenach – subtelnie przeplatać z dialogami/gestami/akcją.

Nie wyglądał, jakby był groźny (...). Tyle z opisu więźnia. Czuję niedosyt. Jak wyglądał więzień, żebym ja jako czytelnik mogła uwierzyć, że faktycznie wydawał się niegroźny?

Niepotrzebnie zaznaczasz wypowiedzi bohatera kursywą. Nie musisz dopowiadasz, że skarcił sam siebie. Jest narratorem, więc każda myśl pochodzi od niego – zarówno wtedy, kiedy karci sam siebie, jak i stuka palcami o blat biurka.

Nie do końca kupuję tego, że bohater nie poświęcił nawet jednej krótkiej myśli na wiadomość, że kolega z pracy (Joe) nie żyje. Ale, muszę przyznać, pomimo tego drobnego zastrzeżenia fantastycznie wychodzi ci kreacja pana Wastona. Czuć charakter postaci i czuć, że jej sposób radzenia sobie w patowej sytuacji jest spójny z tym, czego czytelnik spodziewałby się po kimś, kto zajmuje się transportowaniem więźniów. Właśnie udowodniłaś, że facet umie zachować zimną krew.

Niesamowicie podoba mi się, że Michael mówi o żonie i córce moje dziewczyny, tak prostolinijnie i czule, co fantastycznie określa relacje między nim a jego rodziną. Mimo to bardzo żałuję, że wyczekiwana scena powrotu do domu nadeszła tak szybko. Za szybko. Chciałabym dłużej posiedzieć w głowie bohatera, gdy leżał w szpitalu i myślał o rodzinie. Wystarczyłaby jeszcze jedna scena, która nieco spowolniły akcję i pozwoliłaby mi wraz z Michaelem oczekiwać dnia wypisu ze szpitala. Wtedy, pod koniec rozdziału, mocniej chwyciłabyś mnie za serce.

Rozdział 2

Podobają mi się opisy cmentarza oraz nawiązania do Zoe. Naprawdę można wyczuć, że bohater kochał żonę. Przedstawiasz jego miłość i wspomnienia w niewymuszony sposób.

Przyglądałem się kobiecie, ale nie wyglądało na to, abym ją znał. Lepiej uprościć do jej twarz nic mi nie mówiła albo nie kojarzyłem jej. W obecnej formie wygląda to tak, jakby bohater patrzył sam na siebie i na tej podstawie próbował odgadnąć własne myśli.

Przecież nic nie zrobiła, prawda? Już na tym etapie mogę powiedzieć, że tajemnicza kobieta, która przygląda się grobowi i twierdzi, że nie powinna tu przychodzić, na pewno coś zrobiła. Przy niewielkiej ilości bohaterów niby przypadkowe spotkanie wcale nie wygląda na przypadkowe. Michael mógłby zwyczajnie zignorować kobietę albo uznać, że pewnie się pomyliła. Albo spodobały jej się kwiaty, bo Zoe taki lubiła, to przecież taki piękny kolor. Na ten moment mówisz czytelnikowi wprost, że kobieta ma coś na sumieniu. W efekcie nie czuję napięcia ani nie odczuję zaskoczenia, jeśli nowa bohaterka znów pojawi się na kartach twojej opowieści.

Michael posługuje się truizmami na przykład nasza planeta była pełna zła lub niezgrabnymi porównaniami w stylu rozpadła się na kawałeczki takie jak moje serce. Czy w ten sposób świadomie stylizujesz jego sposób myślenia?

Żałuję, że streszczasz wszystko, co działo się od śmierci rodziny Michaela aż do teraz. Piszesz na przykład, że stoczył się na dno. Na ten moment w ogóle tego nie odczuwam. Powiem szczerze, całą tę ekspozycję od wspomnienia deszczu i aniołów aż do powrotu Michaela do domu można spokojnie usunąć, bo ona nic nie wnosi. Sprawia, że rozdział ciężko się czyta, trochę jakbym miała na siłę polubić Michaela i mu współczuć.

Prawdziwie genialnym fragmentem, rzucającym światło na sytuację bohatera, jest scena, w której bierze LSD i widzi swoją córkę. Wreszcie zaserwowałaś nie tylko emocje, ale też dowody na to, że Michael się zmienił.

Rozdział 3

(...) moje serce posypało się na drobne kawałeczki. Narrację przejmuje nowa bohaterka i gdyby nie czasowniki w rodzaju żeńskim, powiedziałabym, że równie dobrze przy głosie wciąż pozostaje Michael. Nie różnicujesz sposobu mówienia (myślenia) swoich bohaterów.

Akapity o przeszłości Grace są streszczeniem czegoś dla niej totalnie oczywistego. Ciekawiej wyszłoby, gdyby pewne fakty z przeszłości były ujawniane stopniowo. Cechą gatunkową thrillera jest napięcie i tajemnica. Za szybko odsłaniasz karty i zamiast kreować sceny, przedstawiasz te potencjalnie najciekawsze wątki w formie... nudnych streszczeń. Kiedy patrzę na proporcje między ekspozycją a sceną z podsłuchaną rozmową, to niestety nawet dialog nie ratuje tu sytuacji.

Od razu przechodzisz do charakterystyki Aarona. Na ten moment Grace chce mnie przekonać, że Aaron nie jest taki jak inni mężczyźni, zaraża energią i potrafi rozśmieszyć. Chcę na własne oczy przekonać się jaki jest Aaron – chcę zarazić się od niego energią i śmiać z jego żartów razem z Grace. Aaron sypnął luźną uwagą pod koniec rozdziału, ale to za mało, by udowodnić czytelnikowi, że jest aż tak zabawny, pozytywny i inny niż reszta mężczyzn.

Dlaczego Grace nazywa Aarona mężczyzną, skoro dobrze się znają i w dodatku lubią? W narracji pierwszoosobowej bardzo nienaturalnie brzmi nazywanie kolegi z pracy inaczej niż poprzez imię. Jeśli nie chcemy powtarzać imienia bohatera, trzeba trochę pokombinować, na przykład użyć zaimka albo pozostawić podmiot w domyśle.

Rozdział 4

Na ogromny plus wychodzi nagłe spotkanie Grace i Michaela. Bardzo podoba mi się jego reakcja. Bałam się, że wstanie i zacznie przesłuchanie, tymczasem bohater jedynie postanawia wrócić tu następnym razem. Realistyczne i spójne z charakterem Michaela ukazanym w pierwszym rozdziale.

Zatrzymajmy się na chwilę przy Michaelu i jego pragnieniu zemsty. W pierwszym rozdziale dał się poznać jako dość konkretny facet, zachowujący zimną krew w sytuacji zagrażającej życiu. Teraz mam mieszane uczucia. Michael ciągle powtarza, że chce się zemścić. Mówi o wewnętrznym ogniu, o brutalnej sile mieszającej mu w głowie, o braku rozsądku, o wabieniu słodką obietnicą. Tylko że dla mnie jest to puste gadanie. Do tej pory dostałam jedną jedyną pełnokrwistą scenę (halucynacje), która dałaby mi dowód na zgorzknienie i rozżalenie Michaela, całą resztę zaś sprowadziłaś do streszczeń. Michael obsesyjnie sądzi akapity o tym, jak się stoczył i jak bardzo chce się zemścić, ale na dłuższą metę jego użalanie się nad sobą drażni. Tym bardziej, że na początku facet wydał mi się charakterny. I jasne, ktoś mógłby usprawiedliwić Michaela, twierdząc, że jego sposób myślenia zmienił się pod wpływem traumy. Problem polega na braku scen, które udowodniłyby tę zmianę. Opowiadanie, które chce się czytać (thriller!), składa się przede wszystkim scen, nie zaś z charakterystyk bohaterów i streszczeń wydarzeń.

Ale wiesz co jest fajne? Rozpaliłaś we mnie nadzieję, że Michael zmieni się w socjopatę i piszę to totalnie nieironicznie.

Rozdział 5

Odgrodziłam się grubą, czerwoną linią od poprzedniego życia. Czy ja wiem? Na ten moment Grace dała się poznać jako osoba, która ciągle żyje przeszłością, nie mówiąc już o jej regularnych odwiedzinach na cmentarzu. Tak mógłby powiedzieć ktoś, kto wyparł bolesne wspomnienia z głowy i po kim widać, że żyje na nowo. Za mało wiem o Grace. Czym się interesuje? Realizuje jakieś pasje? Marzy o czymś?

Uwaga Aarona odnośnie kawy była jego pierwszym naprawdę zabawnym tekstem. Na razie wszystkie rozmowy między nim a Grace wydają mi dość drętwe, jakby wymuszone.

Rozdział 6

Określenie wiosen zamiast lat jest dość przestarzałe. Po prostu trudno uwierzyć, aby użyła go dziewczyna żyjąca w XXI wieku, która właśnie gorączkowo stara się sobie przypomnieć, jakim cudem została zdemaskowana. W tego typu sytuacjach człowiek szybko myśli i zwykle nie zastanawia się nad poetyckością języka.

Bardzo dobrze zaczęłaś wspomnienie z próbą ucieczki. Czytelnik dosłownie wchodzi w buty małej Grace, idzie wraz z nią ciemnym korytarzem, czuje wiszące w powietrzu napięcie. Scenę psuje ojciec. Zamiast zobaczyć w nim głowę rodziny uwikłanej w kryminalne interesy, widzę warczącego faceta. W takich chwilach dialogi stają się słabszą stroną twojego tekstu. Tutaj na przykład są przedramatyzowane. Ta scena równie dobrze mogłaby się odbyć w totalnej ciszy, od momentu ujawnienia się ojca aż do A potem pozbądź się ciała. O wiele bardziej przemawia do wyobraźni skulona, kołysząca się, nucąca pod nosem dziewczynka, której matka właśnie jest zabijana, niż pełne patosu stwierdzenia Nasza rodzina przesiąknięta jest złem.

Bardzo podoba mi się, że Grace w czarnych różach dopatruje się znaku od ojca i brata, a w ogóle nie bierze pod uwagę, że mogą być prezentem od kogoś innego. Dzięki takiej zagrywce z bohaterką sprawiasz, że wreszcie zaczynam jej współczuć. Nie dlatego, że przeczytałam akapity streszczeń o jej traumatycznym życiu, a dlatego że los zaczyna sobie z niej kpić.

Przecież to tylko marnotrawstwo ciężko zarobionych pieniędzy. Co kto robi ze swoim czasem wolnym oraz ze swoimi ciężko zarobionymi pieniędzmi jest wyłącznie jego sprawą, tym bardziej jeśli Grace wypowiada się o ludziach totalnie dla niej obcych. Grace chyba też nie bierze pod uwagę, że wśród mężczyzn pijących pod monopolowym mogą osoby dotknięte chorobą alkoholową, którzy cierpią, między innymi dlatego że wydają duże sumy pieniędzy, aby zapić swoje cierpienie. Zwracam na to uwagę, bo Grace ewidentnie kreowana jest na osobę, której czytelnik ma współczuć. Jednocześnie ona sama wydaje twarde osądy wobec innych.

A tak poza tym bardzo mocne zakończenie rozdziału.

Rozdział 7

Pojawia się postać Jamesa Blacka. Musiałam przeszukać sobie wcześniejsze rozdziały, bo umknęło mi, kim ta osoba w ogóle jest. Michael wspomina o nim w rozdziale drugim, za pomocą streszczeń, w rezultacie, choć postać wydaje się kluczowa dla fabuły, brak scen z jej udziałem sprawia, że prawda o komendancie nie robi wrażenia. Nigdy nie miałam okazji poznać tego bohatera. Dopiero teraz dowiaduję się o zaplanowaniu trasy konwoju, o znikaniu dowodów. Takie informacje powinny wypłynąć dużo wcześniej, aby czytelnik mógł razem z Michaelem wysnuć podejrzenia wobec komendanta.

Mam wątpliwości wobec prędkości, z jaką Scott uwinął się z odszukaniem danych o komendancie. Nawet jeśli jest genialnym informatykiem i faktycznie potrafi obejść szyfry w kilku kliknięciach, która policyjna (?) baza danych zawiera informacje, że jeden z jej funkcjonariuszy przyjmował łapówki od ojca groźnego przestępcy oraz zacierał ślady dotyczące morderstwa? Skoro do tego typu informacji można bez problemu się dobrać, nie wydają się czymś wybitnie tajnym. Jakim cudem nikt wcześniej niczego nie wykrył i nie pociągnął komendanta do odpowiedzialności?

Scena konfrontacji między Jamesem a Michaelem miała potencjał. Niestety dialogi nie do końca mnie przekonują; są przedramatyzowane. W tej scenie naturalnie wygląda tylko wymienianie poszczególnych kwot przez Michaela oraz wolałeś poświęcić cztery inne, żeby ratować swoją tłustą dupę? Co do opisów: porównanie twarzy Jamesa do dorodnego pomidora odbiera scenie powagi, z kolei A ja nie lubiłem kłamców. Chyba nikt za nimi nie przepadał jest kolejnym z wielu truizmów Michaela.

Rozdział 8

Dlaczego dopiero w ósmym rozdziale dowiadujemy się o istnieniu przyjaciółki, która jako jedyna wie o prawdziwej tożsamości Grace?

Przyśpieszyłam kroku, ale niepokój zdążył już na dobre rozgościć się w moim wnętrzu. Poza tym jednym zdaniem cała scena o przeczuciu Grace, że ktoś ją śledzi, jest świetna. Niestety niepokój goszczący we wnętrzu psuje dynamikę sceny. Kojarzy mi się z wcześniejszym pogrążaniem się duszy w mroku czy butelką rozpadającą się na kawałeczki takie jak moje serce. Niby poetycko, ale jakoś tak wytrąca z rytmu, z nastroju.

(...) w dzisiejszych czasach człowiek bez niego był jak bez ręki. Grace tak jak Michael posługuje się truizmami.

Zatrzymałam się na chwile, co było strasznie nieodpowiedzialne z mojej strony, ale rozwiązała mi się sznurówka. Komu Grace się tłumaczy?

Rozdział 9

Jedynie mgła zaczynała robić się coraz gęstsza, a na to nikt nie miał wpływu, oczywiście poza Matką Naturą. Nowa perspektywa kolejnego bohatera i kolejne truizmy.

Gdy się ocknąłem, siedziałem w samochodzie z głową opartą o kierownicę, co mnie mocno zdziwiło. Bohater nie musi mówić, że mocno go to zdziwiło, bo wszystko wynika z sytuacji. W obecnej formie narracja Aarona przypomina spisywanie zeznań.

Nie przejmowałem się tym, że zostawiłem drzwi otwarte, a ktoś mógł skorzystać z okazji. Grace była ważniejsza, musiałem jej pomóc. Sytuacja stawia Aarona w tak pozytywnym świetle, że już nie musi mówić czytelnikowi, czym ryzykuje, zostawiając otwarte drzwi samochodu. Ciekawiej by było, gdybyś bardziej skupiła się emocjach Aarona i na tym, jak jego ciało reaguje na kryzysową sytuację – Aaron biegnie, serce mu bije, adrenalina krąży w żyłach, widzi przed sobą kształty wyłaniające się z mgły i cienia... Na ten moment brakuje mi tu emocji.

Muszę jednak przyznać, pomijając powyższe uwagi, pozytywnie mnie zaskoczyłaś. Kim naprawdę jest Aaron i... czy brat Grace naprawdę martwi się o nią? A może to tylko podstęp z jego strony? Naprawdę dobra robota.

Rozdział 10

Kolejny plus – Michael współpracuje z szefem Grace. To odkrycie naprawdę działa, a działa, bo parę rozdziałów wcześniej pojawiła się scena z udziałem Nicolasa i rozmowa o remanencie. W rozdziale 7 psioczyłam na Jamesa Blacka i na z kapelusza wyjęte informacje o udziale komendanta w przewozie więźnia. Tym razem mam zupełnie inne odczucia, bo tym razem jako czytelnik na bieżąco śledzę akcję razem z bohaterką. Brawo.

Dialog między Michaelem i Killerem – miodzio. Wypowiedzi brzmią naturalnie i w ogóle cała scena świetnie nakreśla charakter Michaela. Facet przestał jojczyć i tylko gadać o zemście – wreszcie bierze sprawy w swoje ręce, wreszcie jest tym bohaterem, za którego kreację chwaliłam cię w pierwszym rozdziale.

Po raz kolejny nie zawodzisz z halucynacjami – to są sceny, które chce się czytać.

Powiem szczerze, zaczęłam rozważać zakończenie czytania twojego tekstu w połowie opowiadania, ale trzy ostatnie rozdziały tak pozytywnie mnie zaskoczyły i naprawdę nieźle się przy nich bawiłam, że skłoniłaś mnie do tego, by poczytać trochę więcej. Mówię o tym nie bez przyczyny. Jeśli zapoznasz się z moimi wcześniejszymi recenzjami (Grecy i Trojanie oraz Cierp, Aniołku), zobaczysz, że kończę pracę, kiedy wiem, że dalsze czytanie materiału nie ma sensu – jeśli nie widać progresu, tylko stale powtarzające się błędy. U ciebie jest inaczej. Zaczęłaś przyzwoicie, po drodze zaczęło się psuć, ale znów jest dobrze i naprawdę można się wciągnąć.

Rozdział 11

Uwielbiam sposób, w jaki Michael bawi się z Grace.

Nikt nie odchodzi z rodziny, co chyba że w czarnym worku. Możliwe, że odniesiesz wrażenie, że tylko marudzę, ilekroć pojawia się Grace. Otóż tym tekstem pozamiatała. Podoba mi się również jej podejście – bardzo konkretne – by bez żalu opuścić miasto. Bałam się, że teraz straci głowę dla Aarona, który ją ocalił (co zwykle okazuje się typowym wstępem do romansów), tymczasem bohaterka zachowuje zimną krew i myśli.

Niestety Grace zaczyna moralizować. Bardzo łopatologicznie mówi, jak to kobietom wpaja się, że mają zajmować się domem. Rozmyślania Grace w ogóle nie zachęcają, aby samemu przemyśleć ten temat – niczego nie wnoszą ani nie zmuszają do refleksji.

Rozdział 12

Dobrze wykreowałaś Carrie, dlatego zwyczajnie smutno mi na myśl, że w końcu się znudzi i pójdzie do piachu.

Liam okazuje się na ten moment największą zagadką opowiadania. Do tej pory pojawiał się we wspomnieniach Grace i był kreowany jako kopia ich ojca, jako ktoś przesiąknięty złem, a mam wrażenie, że okaże się być kimś zupełnie innym.

Rozdział 13

(...) kupy kości ze zwisającym mięsem. Kupy kości, od których odłaziło mięso?

Przy okazji stylu zauważyłam, że nadużywasz słów typu następnie, dlatego też, celem, przez co sztucznie rozwlekasz zdania, a sam tekst miejscami brzmi naukowo.

Ale tak poza tym, pochwalę cię za (wreszcie!) stylizację językową bohatera. Michael nie dość, że przestał zalewać mnie banalnymi stwierdzeniami, to jeszcze miejscami rzucał uwagami, które ocierały się o czarny humor. Choćby uwaga o doniczce z jakimś cholerstwem, które jeszcze nie uschło.

Szczerze mówiąc, najlepiej wychodzą ci dialogi między nim a żoną oraz córką. O ile musisz pracować nad dialogami w scenach dynamicznych (zabicie matki Grace, zabicie komendanta), tak dialogi w scenach statycznych naprawdę działają. Sposób, w jaki Michael mówi do Zoe, serio wzrusza.

Ok, recenzja robi się długa, a ponieważ dopiero połowa opowiadania za mną (i wciąż mam ochotę czytać dalej), tak jak się umawiałyśmy, doczytam opowiadanie do końca, a całościowe wnioski napiszę w podsumowaniu.

Kilka uwag odnośnie stylu:

W dialogach narratorowi zdarza się niepotrzebnie dopowiadać (spytałem zaskoczony czy krzyknęłam zdenerwowana). Nadużywasz określeń, jak dana postać wypowiedziała swoją kwestię. W dobrze napisanej scenie czytelnik sam rozpozna emocje postaci.

Podobnie bywa z opisami:

Pisk tylko przybrał na sile, co ani trochę mi się nie podobało. Chciałem, żeby to się skończyło jak najszybciej. Z sytuacji jasno wynika, że bohaterowi nie podoba się to, co się dzieje.

Przede mną stał James Black – mój były szef, komendant, którego zastrzeliłem. Czytelnik pamięta, kim był i co się z nim stało.

Postanowiłem sprawdzić to od razu, gdyby to było coś ważnego, nie darowałbym sobie, że tego nie zrobiłem. Jeśli postanawia zrobić coś od razu, to niech po prostu to zrobi, a nie tłumaczy się sam sobie, a zatem... Sięgnąłem po telefon.

Niespodziewanie odwrócił się w moją stronę. Paradoksalnie słowa takie jak niespodziewanie, natychmiast, gwałtownie spowalniają akcję.

(...) powiedział, wyraźnie chcąc wytrącić mnie z równowagi. Na podstawie tego, co powiedział, czytelnik sam zorientuje się, że facet chciał wytrącić Michaela z równowagi.

Jak to uciekła?! Miałeś jej przecież pilnować! – zaczął wrzeszczeć do telefonu. Musiałem chyba wyprowadzić go z równowagi. Jak wyżej.



Osoba trzecia stwierdzi, że się czepiam. Niestety pogrubione fragmenty sztucznie rozwlekają zdania. Nie pozwalają płynąć razem z tekstem; sprawiają, że styl staje się ciężki.

Podsumowanie

Twoi bohaterowie są całkiem spójni. Wielki plus za to, że nie zachowują jak chorągiewki na wietrze. Każdy ma w miarę ukształtowaną osobowość: Michael – bezwzględny i konkretny (jestem skłonna wybaczyć drażniące użalanie się nad sobą podparte jedynie streszczeniami), Grace – nieufna i niechętna wobec swojej rodziny (niestety, gdy prześledzisz moje uwagi, zobaczysz, że jest postacią, która, w moim mniemaniu, wyszła ci najsłabiej), Scott – czyli Tomek z W11 Wydział Śledczy (jeśli ktoś nie wie, kto to, polecam otworzyć Nonsensopedię), Aaron – sympatyczny chłopak i lojalny przyjaciel (chociaż zyskał dopiero, kiedy stał się jednym z narratorów opowiadania), wreszcie Bill (w ostatnich rozdziałach pokazałeś jego obojętność w taki sposób, że choćbym chciała, nie mogę się przyczepić).

Niestety problem polega na braku stylizacji językowej. Narzekałam, że trójka narratorów posługuje się truizmami. Bohaterowie z krwi i kości, w których istnienie chce się uwierzyć, muszą być indywidualnościami – zbiorem pewnych określonych cech osobowości oraz doświadczeń, które ich ukształtowały. Charakter bohaterów wybrzmiewa między innymi w języku, jakim się posługują (idiolekt). Pod tym względem z trójki narratorów – Michael, Grace i Aaron – wyróżnia się tylko Michael, przy czym miejscami jego kreacja też budziła zastrzeżenia. Kiedy na scenę wkroczył Scott, niespodziewanie odsłoniłaś kartę – za co dostajesz olbrzymi plus – niestety żałowałam, że sposób wypowiadania się Scotta nie odbiegał za bardzo od trójki pozostałych narratorów. W jego narracji uderzały też streszczenia.

Problemem były myśli bohaterów nieadekwatne do sytuacji. Dobrym przykładem jest od teraz będę wiedziała, że nie można ufać ludziom, którzy bronią naszego bezpieczeństwa. To właśnie frapuje dziewczynę, która budzi się przywiązana do krzesła i odkrywa, że znalazła się na łasce faceta o mrożącym krew w żyłach głosie? Na jakiej podstawie Grace wierzyła, że przeżyje to spotkanie?

Odniosłam wrażenie, że na siłę starasz się, aby czytelnik polubił daną postać i mam tu na myśli każdego z narratorów. Oni sami siebie wybielają. Tłumaczą swoje zachowania i motywacje, trochę jakby siedzieli na komendzie i składali zeznania: co zrobili, jak się czuli i dlaczego tak postąpili.

Bohaterowie i fabuła zyskałby, gdyby nie streszczenia relacji, streszczenia wydarzeń, streszczenia charakterów postaci... Tak jak pisałam, dobrze wychodzą ci sceny statyczne. Problem pojawia się przy dynamicznych, które opierają się na topornych, mocno przedramatyzowanych dialogach.

Niektóre rozwiązania fabularne były nie do przyjęcia (wyjęte z kapelusza informacje o kluczowych postaciach), inne zaś naprawdę dobre, godne zaskakującej i trzymającej w napięciu opowieści (Grace interpretująca na różne sposoby wiadomość od Michaela czy wreszcie sposób, w jaki Michael się z nią bawił).

Podobała mi się relacja pomiędzy Liamem i Grace. W ogóle postać Liama, jego narracja, sposób mówienia i zachowywania się były bardzo spójne. Mimo że okrutny i bezwzględny, nie mogłam nie poczuć względem niego sympatii. Pokazałaś jego miłość do siostry i ja to kupuję.

Ogólnie rzecz biorąc, widać, że przemyślałaś sobie fabułę swojej opowieści, bo wiele wątków się zazębiło (nawet taka pozorna głupota jak postać Joego i jego farma). Podobało mi się, że miejscami potrafiłaś zagrać z oczekiwaniami czytelnika (zamiar uwolnienia Grace). Przyznam też, miejscami czuć było, że bohaterowie mają pod górkę – rzucałaś im kłody pod nogi, sprawy nie szły po ich myśli (Grace, zamiast wzbudzić w Michaelu żal, rozzłościła go).

Halucynacje Michaela nigdy nie zawodziły, wspominałam? To, co się stało w epilogu, było po prostu dobre i warte przeczytania.

Jak tu przełożyć Zemstę na punkty? Z jednej strony wyłapałam masę problemów, z drugiej skłamałabym, twierdząc, że czytałam, przechodząc męczarnie. Bo nie przechodziłam. Ta historia miała potencjał, potrafiła mnie zaskoczyć i mniej więcej od połowy nieźle się bawiłam.

Okładka – 10

Opis – 10

Fabuła – 6 (gdyby nie streszczenia, dałabym więcej, może nawet 8)

Bohaterowie – 6

Poprawność – 7

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro