☼ Rozdział 1- Negatywy☼

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Praca z ludźmi nigdy nie należała do łatwych tym bardziej, jeśli twoje miejsce w całej hierarchii firmy sprowadzało się tylko do najniższego szczebla jakikolwiek mógł istnieć. Wbrew pozorom to właśnie ten najniższy szczebel, w którym ją umiejscowiono utrzymywał całe te przeklęte miejsce. Nie lubiła tego, zawsze, kiedy kończyły się dni wolne zasypiała z ściśniętym gardłem myśląc, co zastanie o poranku. Doprawdy nie znała wielu ludzi, którzy aż tak przejmowali się swoją posadą, ale nie mogła się temu do końca dziwić. Potrzebowała jej a każdy popełniony błąd mógł zniweczyć cały plan, jaki ukształtowała w głowie. Tabletki na uspokojenie niewiele dawały, nie mówiła nikomu o tym, że je bierze. Ludzie zamiast próbować zrozumieć od razu oceniają. Zazwyczaj przyjmowała je w trakcie swojej zmiany, jedną, dwie czasami zdarzały się i trzy, ale co miała innego robić? Czuła jak to miejsce wysysa z niej życie, jedyne, co chciała w sobie wypracować to postawę obronną by przeżyć i powrócić do domu bez szwanku, nie mniej jednak domyśleć się można iż z trudem się to udawało. Kilka dni w tygodniu wyglądały podobnie, głównie sen i odseparowanie się od innych jak tylko minęła próg wyjściowy niby to rodzinnej, przyjaznej kliniki. Byle do piątku, byle do godziny dziewiątej wieczorem a w tedy mogła czuć prawdziwą wolność. Szkoda tylko, że piątek był dość odległy, a wzdychając za biurkiem sprawdzała, co chwilę godzinę widniejącą na telefonie, komputerze oraz wypowiadaną w radiu. Miała nadzieję, że któryś z nich pokaże szybciej upragnioną liczbę trzynastą. W tedy zostałyby tylko nieszczęsne czterdzieści pięć minut, ponieważ jej zmienniczka zawsze przychodziła wcześniej a ona widząc tak świetną okazję do ucieczki sprzątała swoje stanowisko i pędząc na złamanie karku witała się zabierając rzeczy z niewielkiej szafy. Często zatrzymywano ją prosząc o ogólne informację, co się działo i co w dalszych godzinach będzie czekać. To było denerwujące jeszcze, jeśli pisano później wiadomości z pytaniami o rzeczy, jakie są oczywiste lub możliwe do rozwiązania gdyby tylko, choć trochę więcej pomyśleli.

Z wszystkich pracowników była tam najmłodsza, oczywiście słowo to określało czas, w którym została przyjęta, jednakże często czuła się jakby pracowała tu o wiele dłużej od innych. Może to przez to, że zazwyczaj natrafiała na rzeczy, które były dla każdego nowe? Nienawidziła takich chwil, kochała kontrolę i wiedzę o wszystkim. Próbowała przewidywać, co tylko się dało oraz zapisywać każdą ważną rzecz, rozmyślała nawet o tym siadając wieczorem przy stole popijając gorące kakao. To było śmieszne, lub może smutne? Smutne, ponieważ nie potrafiła oddzielić w swoim umyśle pracy a życia prywatnego. Gdzieś tam z tyłu głowy zawsze pojawiały się myśli czy za kilka dni będzie wszystko w porządku, czy nie będzie w sytuacji, w której nie wytrzyma i rozpłacze się jak kiedyś podczas swojej pierwszej zmiany.

Z niesmakiem przełknęła kawałek kanapki z serem i sałatą. Tamten dzień ją przeklinał, płakała dobre dwie doby albo dłużej. Sama nie pamięta, jedyne, co wie to to, iż każdego dnia chce rzucić wszystko i zamknąć się w swoim pokoju, uciec wręcz od każdego problemu, jaki naciskał na zmęczone barki. Mimo iż bardzo tego pragnęła, nie mogła tego zrobić, choćby nie wiadomo jak bardzo chciała to i tak problemy finansowe w sekundę zapukałyby do jej drzwi każąc znaleźć kolejną nijaką posadę. Dlatego wciąż przeżuwając marny posiłek odświeżała system komputera czekając na jakikolwiek komentarz napisany przy nazwisku pacjenta. Koszty wizyt, jakie często widniały w usługach przerażały ją. Zazwyczaj, gdy przyjmowała dużą sumę pieniędzy czuła słabość w rękach, bała się, że pomyli liczby lub inaczej wpisze w zeszycie albo w komputerze. To byłaby katastrofa, na pewno szefostwo odwdzięczyłoby się zabierając z jej pensji koszt źle zapłaconej usługi. A wiemy wszyscy, iż dwa tysiące lub ponad trzy piechotą nie chodzą tym bardziej, jeśli zarabiała ledwo tysiąc osiemset złotych lub jeszcze mniej. Zależało to od miesiąca i ilości zmian, jakie przyjęła w grafiku. Choć była to umowa zlecenie, nie płacili tak źle. Dwadzieścia złotych za godzinę, od razu po podpisaniu umowy to było naprawdę coś cudownego. Zwykle słyszano iż ludzie dostawali na rękę osiemnaście lub szesnaście złotych, więc często jej cichym pocieszycielem była informacja, że za taką sumę mogła nawet dobrze zarobić. Gdyby tylko miała więcej zmian, jej długi w szybkim tempie rozeszłyby się dając oddech ulgi, ale w tedy na pewno trafiłaby do wariatkowa z wysokim wskaźnikiem depresji i nerwicy razem wziętych.

-To będzie sto złotych.-Powiedziała zapisując w zeszycie jak najszybciej się dało nazwisko, imię pacjenta oraz wykonaną usługę i koszt.- Karta czy gotówka?- Kolejne pytanie, jakie wypowiadała już chyba tysiąc razy, choć spoglądając na dzisiejszy spis pacjentów powiedziała to tylko dwadzieścia razy.

-Kartą.

Potakując sięgnęła do terminalu wpisując odpowiednią kwotę i wskazując dłonią czytnik poprosiła o zbliżenie karty płatniczej. Siwy mężczyzna z grubym wąsem prawie zasłaniającym mu górną wargę zapłacił odchrząkując na końcu, gdy tylko dostał do ręki paragon. Dzisiaj było spokojnie, prawie do znudzenia, dlatego może również czas o wiele wolniej płynął. Przestała się zastanawiać, gdy tylko telefon wyświetlił rząd cyfr. Przewracając oczami przeciągnęła zieloną słuchawkę do góry odbierając przychodzące połączenie. Naprawdę błagała Boga o koniec dzisiejszej zmiany.

-Dzień dobry, z tej strony klinika rodzinna.-Wyrecytowała przy okazji niemo informując pacjentkę zza lady gdzie jest toaleta.

-Dzień dobry, czy mają państwo laryngologa?

Jedno pytanie z nieskończenie wieloma dalszymi odpowiedziami, pretensjami i rozłączeniami gdyż często ludzie nie potrafili od razu przyjąć do wiadomości, że upragniony specjalista tutaj po prostu nie przyjmuje. Dosłownie dzwoniący zachowywali się jakby osoba po drugiej stronie umyślnie utrudniała im życie, ale komu by się chciało? Każdy z pracowników miał swoje problemy na głowie. Odkładając telefon przetarła zmęczone powieki, światło z monitora komputera drażnił oczy od dobrych pięciu godzin a telefon już dawno został wyciszony. Jedyne, na co miała ochotę to położenie się na kilkuminutową drzemkę nawet, jeśli za poduszkę miałaby swoje przedramiona.

-Chyba nikogo znów nie ma.

Słysząc kobiecy zdziwiony głos wstała pokazując swoją obecność. Takie sytuacje często się zdarzały. Biurko, przy którym pracowała było zasłonięte wysoką ścianką, aby nikt nie miał wglądu w papiery kliniki tym bardziej, jeśli chodzi o ciekawskich pacjentów.

-Och bardzo Panią przepraszam! Pani taka niska, że nie zauważyłam.-Kobieta klasnęła w dłonie z szerokim uśmiechem rozbawienia. Miała na sobie długi bordowy płaszcz wykończony sztucznym brązowym futrem, szalik tak gruby i ogromny, że bez problemu mogłaby używać go, jako koca. Nie była stara, możliwe, że w średnim wieku lub to makijaż zasłonił połowę zmarszczek. Z ciekawości samo spojrzenie powędrowało w stronę komputera gdzie mogła sprawdzić wszystkie dane pacjentki.

-Nic się nie stało.-Mruknęła przypominając sobie, iż kojarzy tę osobę.-Pani do doktora Wolskiego?

-Tak, jak zawsze w środy.

-Proszę zaczekać, doktor ma jeszcze pacjenta. Gabinet trzydzieści sześć.-Informując usiadła z powrotem na swoje miejsce i mimowolnie sprawdziła system całej kliniki czy coś się nie zmieniło. Tak jak sądziła, rozpoznała stałą bywalczynie tego miejsca. Pani Kanarek, miła, choć głośna, często przez nią opóźniały się dalsze wizyty, dzięki czemu nie, kto inny a siedząca za biurkiem osoba dostawała morze pretensji od następnych pacjentów przez to, iż muszą czekać a przecież to prywatna wizyta, więc czemu muszą stać i marnować kolejne minuty z swego życia, bo jakiś pacjent za długo rozmawia z ich lekarzem? Ludzie naprawdę nie byli wyrozumiali. Najniższy szczebel hierarchii pracowniczej, wygląda jakby wszyscy świecili neonami z ogromnym podpisem „ jestem najgorszy", ludzie myślą, iż mają pozwolenie, aby wyżywać się emocjonalnie, bo tak jest najłatwiej, bo przecież mają oni prawo pokazać swoje niezadowolenie a choć bardzo by chcieli dzięki temu przyśpieszyć swoją wizytę to wbrew pozorom jest to wina i wyłącznie stojąca po stronie lekarza lub pacjenta albo nikogo? Zawsze zdarzają się jakieś wypadki, zawsze może nastąpić nagła zmiana w planach i nigdy nie mamy na to wpływu, choć rozwścieczeni pacjenci zwykle tego nie potrafią zaakceptować.

Każdy dba o swój interes, szkoda tylko, że dzięki takim osobom jak ona mogą przychodzić tu i się leczyć, jednak dla przeciętnego Kowalskiego ludzie zza biurka byli nikim, lenili się całe dnie i bezstresowo zarabiali pieniądze. Gdyby to było takie proste, jej świat stałby się edenem a leki uspokajające będące umieszczone w tylnej kieszeni czarnych spodni na pewno dawno wylądowałyby w koszu na śmieci.

Praca w recepcji to niewdzięczna posada, jeśli popełnisz błąd każdy będzie miał tylko do ciebie pretensje. Nikt nie przejmuje się stąd następnym dniem, tylko one, kobiety, które muszą kilkanaście godzin dziennie siedzieć przed komputerem, zeszytem oraz telefonem sprawdzając, co chwilę czy nie popełniono żadnego błędu, aby następne zmiany nie miały problemów, jakie w nawale pracy są często trudne do rozwiązania. Tylko dzięki nim to wszystko stoi na swoim miejscu a jednak wciąż każdy zapomina o tym ukrytym szczególe, jakby był zupełnie nieważny, nijaki. A pomyśleć, iż dokładnie dwa i pół miesiąca temu sądziła, że jest to najlepsza praca pod słońcem. Po jednym dniu różowe okulary pękły a mijające doby utwierdzały w tym, iż to jedna wielka pomyłka.

Nawet teraz, kiedy rysowała długopisem szlaczki na jednej z kartek wziętych z drukarki nie miała ani cienia wątpliwości, że nie zostanie tu dłużej niż pół roku. Wcale nie dziwiła się, że każda recepcjonistka w tym miejscu kończyła swoją karierę w krótkim czasie. Ile można było wytrzymywać ciągłych awantur, stresu, przyjmowania ogromnych sum pieniędzy a co najgorsze dotykania ściśle tajnych dokumentów i zamykania ich na klucz, który w każdej chwili mógł się zgubić.

Życie to nie bajka, tak zawsze mówiła jej mama, kiedy opowiadała cały swój dzień licząc na to, iż dostanie szczyptę wsparcia, ale również miała tą świadomość, że ciągłe głaskanie po głowie nie sprawi lepszego samopoczucia, dlatego wolała zrobić kakao i usiąść w milczeniu błagając w duchu o spokojny sen. Zapewne dziś również to zrobi. Kiedy tylko stąd wyjdzie włączy muzykę w słuchawkach dopóki nie znajdzie się w mieszkaniu, zaś tam rozpakuje się, wybierze czyste ubrania na następny dzień, zaplanuje posiłek, aby rano nie musieć się tym przejmować i usiądzie przy stole kątem oka obserwując zegar widniejący w wyświetlaczu piekarnika żeby utwierdzać się w przekonaniu, że czas w domu zwolni do takiego stopnia, iż poczuje jakby jeszcze miała wiele możliwości do zrobienia czegoś, czego, na co dzień nie mogła z braku sił psychicznych czy fizycznych. Oczywiście kłamała, jak to ona, przesiedzi tak naprawdę z kubkiem kakao całe popołudnie, wieczór a potem uśnie w swoim łóżku podświadomie oczekując porannego budzika. Zawsze tak było i prawdopodobnie wciąż będzie, do momentu, kiedy wszystko w końcu spłaci.

-Trzysta złotych.-Westchnęła zapisując dane pacjenta w zeszycie.- Karta czy Gotówka?

-Gotówka.

Jak robot przyjęła odpowiednią kwotę i wydała paragon życząc miłego dnia, choć wiedziała, że nie był miły dla pacjenta od samego początku, kiedy ujrzała jego zaszklone niebieskie tęczówki po wizycie na USG brzucha. A pomyśleć, iż dobrą godzinę temu przyszedł tutaj uśmiechnięty i lekko zestresowany. Teraz zapewne roni łzy w swoim samochodzie, autobusie lub metrze. Za to też nie lubiła tej posady, zapomniała, iż przeważa zazwyczaj tutaj smutek niżeli szczęście. Pacjenci przychodzą oraz odchodzą, często zostają na dłużej przez proces leczenia, ale jednak wszyscy emanują czymś, czego nie da się opisać. Często porównywała to do złudnej nadziei i gorzkiego zawodu, ale opis tych dwóch uczuć wykluczał się, więc zostawiła to pozwalając im pozostać w swoich odrębnych światach. Nie każdy chciał wpuszczać do siebie obcych, nie każdy potrafił trzymać nerwy na wodzy i nie każdy czuł ulgę po wyjściu z gabinetu. Żyć albo umrzeć, leżeć albo chodzić niby tak prosto się o tym mówi a jednak obraz zniszczonych ludzi prawie codziennie przemykał jej przed oczami jak niekończący się film o tym samym.

I tak o to spędziła kolejne półtorej godziny na odbieraniu telefonów, przyjmowaniu pieniędzy oraz słuchaniu komentarzy pacjentów. Wyczekiwała z utęsknieniem na godzinę krótkiej wolności, która niedługo nadejdzie i tak jak prosiła ciche przywitanie dotarło do jej uszu a wzrok powędrował w stronę koleżanki wchodzącej już do pokoju socjalnego. Nie zastanawiając się zebrała swoje rzeczy z biurka i upewniając się, iż pacjenci nie wyjdą jeszcze z gabinetów pośpiesznym krokiem weszła do niewielkiego pokoju mającego na środku mały stolik, szafę na kurtki i kącik, w którym jest możliwość zrobienia sobie kawy oraz odgrzania posiłku przyniesionego z domu. Zmienniczki nie było. Rozglądając się spojrzała w stronę drzwi toalety, stwierdzając że kobieta zapewne jest tak jak zwykle w łazience, nie traciła czasu na wyjęcie z szafy swojego płaszcza oraz szalu. Nie chciała spóźnić się na autobus, tym bardziej nie marzyła o zostawaniu tutaj minuty dłużej, choć wbrew pozorom jej zmiana nie skończyła się jeszcze.

-Nic nie mam do przekazania, jedynie, co to na tablicy przyczepiłam receptę, która zostanie odebrana prawdopodobnie jutro na mojej zmianie.- Mówiąc to zapięła wszystkie guziki płaszcza i zabierając plecak jeszcze na moment się odwróciła.- Miłej pracy.

Powiedzenie te nie było optymistyczne, obie miały wyrazy twarzy jakby wiedziały, iż to tylko kłamstwo. Jak dobrze pamięta na drugiej zmianie zostało dziesięciu pacjentów oraz czterdziestu pięciu do potwierdzenia na jutrzejsze wizyty. Zmienniczka miała sporo pracy, ale nie była jedyna, od samego rana człowiek nie miał wytchnienia. Dlatego ciągnąc do siebie drzwi z przyjemnością poczuła na swoich policzkach listopadowy wiatr. Teraz przestała być recepcjonistką, w końcu mogła zdjąć sztuczny uśmiech i wraz z muzyką wydobywającą się z słuchawek bezprzewodowych wydobyć krótkie, ciche łkanie.

______

Tak jak prosiliście, jest coś nowego i w klimacie medycznym. Mam nadzieję, że wam się spodoba i poczujecie jakieś emocje :) Liczę na odzew z waszej strony ponieważ miło jest czytać opinie wiedząc, że ktoś lubi coś co tworzę. Mam od razu informację, że przestałam gonić się z czasem jeśli chodzi o pisanie - trochę bardzo mnie to wykończyło gdy jedyne co dostawałam w powiadomieniach to pytania kiedy następne rozdziały i dlaczego mnie nie ma ponieważ to nie fair że zostawiłam w takim momencie opowiadania. Niestety ale w życiu dorosłym nie ma się za wiele czasu wolnego więc będę publikować rozdziały kiedy tylko po prostu znajdę chwilę oraz chęci.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro