8. Too much junkie business

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

1981 r.

Jeffrey

   Nareszcie. Po paru miesiącach chwytania się najróżniejszych dorywczych prac udało mi się trochę zaoszczędzić, dzięki czemu mogłem sobie kupić tanią gitarę i wzmacniacz. To, w połączeniu z umiejętnościami nabytymi przez ostatni czas, sprawiło, że zacząłem mieć realne szanse na znalezienie zespołu, którego członkowie nie paradowali po scenie w dziesięciocentymetrowych szpilkach. Nie musiałem długo czekać – przejrzałem The Recycler, wykonałem kilka telefonów i ostatecznie umówiłem się na spotkanie z wokalistą The Atoms. W końcu wszystko szło po mojej myśli. No… prawie, bo mieszkałem u Diane już przez dobre pół roku, a miałem zostać tylko na kilka dni. Chociaż ani jej, ani Tommy’emu to nie przeszkadzało, to czułem się z tym niekomfortowo i obiecałem sobie, że wyprowadzę się, jak tylko trochę zarobię.

   Akurat skończyłem robić sobie herbatę i usiadłem na blacie w kuchni, gdy do pomieszczenia wszedł Tom. Wziął kubek z gorącym napojem i upił małego łyka, po czym się skrzywił.

   — Znowu nie ma cukru? — spytał zniesmaczony.

   — Nie słodzę herbaty.

   Pokręcił głową.

   — Nieważne, Isabelle.

   — Isbell — poprawiłem go.

   — Tak, właśnie. Podwieziesz mnie gdzieś — powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.

   — Czemu sam się nie podwieziesz?

   — Nie dam rady w takim stanie. Jedziesz, czy nie? — Spytał rozdrażniony.

   Uniosłem lekko brew i przyjrzałem się mu. Musiałem przyznać, że rzeczywiście wyglądał okropnie. Nie byłem pewien, czy to ze złości, czy przez zjazd, ale wolałem nie ryzykować.

   — Dobra — Wstałem z miejsca i poszedłem za nim do drzwi.

   Wyszliśmy z mieszkania i wsiedliśmy do czerwonego samochodu należącego do Diane. Zapiąłem pasy. Poleciłem, by Tom zrobił to samo, jednak on w odpowiedzi jedynie prychnął i spojrzał na mnie spod byka. Gdyby wzrok mógł zabijać, z pewnością już byłbym martwy. W milczeniu ruszyliśmy do Whisky a go-go. Włączyłem radio. Akurat leciało You shook me all night long, co nieco umiliło mi jazdę.

   — Nie możesz szybciej? — ponaglił mnie blondyn.

   — Jeśli chcesz dojechać cało, to nie.

   Przeklnął głośno. Zerknąłem na niego kątem oka. Nie potrafił usiedzieć w miejscu i cały czas wiercił się na fotelu. Desperacko potrzebował heroiny. W pewnym sensie było mi go nawet żal, choć sam sobie na to zasłużył.

   Sunset Strip znajdowało się niedaleko, toteż po chwili dojechaliśmy na miejsce. Jakimś cudem ominął nas korek, który o tej porze potrafił być naprawdę spory. Tom wysiadł z auta, trzaskając drzwiami.

   — Idziesz? — Odwrócił się jeszcze.

   Wytrzeszczyłem oczy. Chciał, żebym z nim poszedł? Na ogół raczej nie wpuszczali mnie do klubów, więc czemu miałbym nie skorzystać z okazji?

   — Jasne.

   Wyszedłem z samochodu i schowałem kluczyki do tylnej kieszeni. Przed budynkiem ustawiła się spora kolejka. Musielibyśmy stać chyba z godzinę, żeby wejść, więc trochę mnie to zdziwiło, kiedy mój towarzysz wyminął wszystkich ludzi. Podążyłem za nim. Okazało się, że bramkarz to znajomy Toma i za drobną opłatą od razu wpuścił nas do środka.

   W zatłoczonej, klubowej sali ciężko było nie ogłuchnąć od wydobywającej się z głośników metalowej piosenki. Alkohol lał się litrami. Znaczna część ludzi ledwo stała na nogach, a niektórzy usiłowali jeszcze w takim stanie tańczyć. Miałem wrażenie, że w pomieszczeniu unosi się mgła, jednak w rzeczywistości był to jedynie nadmiar dymu papierosowego. Dostrzegłem tylko znajdujące się po lewej stronie drzwi, które prawdopodobnie prowadziły do toalet, natomiast po prawej scenę, na którą wchodził zespół. Zaraz... czy to przypadkiem nie Johnny Thunders? Przez chwilę myślałem, że coś mi się przywidziało, ale moje wątpliwości rozwiały się po usłyszeniu pierwszych dźwięków Pipeline.

   Trochę niezadowolony ruszyłem za Tomem, który pociągnął mnie w głąb lokalu. Szczerze mówiąc, wolałbym pójść pod scenę (o ile zdołałbym przejść przez ten tłum), bo, cholera, uwielbiałem Thundersa odkąd usłyszałem pierwszą płytę New York Dolls. Zatrzymaliśmy się przed schodami prowadzącymi na antresolę, na której, jak mniemam, znajdowały się stoliki dla VIP-ów.

   — Poczekaj tu — powiedział Tom i zaczął wchodzić na górę.

   Nie miałem pojęcia, co on kombinował, jednak po chwili przestało to mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Całą swoją uwagę skupiłem na występie Thundersa. Żałowałem, że nie grał już ani w New York Dolls, ani w The Heartbreakers, ale tak czy inaczej, dla mnie zobaczenie jego koncertu na żywo było spełnieniem młodzieńczych marzeń. Miałem ogromne szczęście. Oparłem się o barierkę i z zadowoleniem wsłuchiwałem się w dźwięki kolejnych piosenek. Tom zszedł na dół, gdy akurat zaczęło się Too much junkie business.

   — Sporo kasy — powiedziałem, widząc, jak przelicza pieniądze. Zapewne dostał je od kogoś, z kim spotkał się na górze.

   — Ciężko pracuję — odparł. — Też mógłbyś ruszyć dupę i znaleźć robotę. Wiesz, może nawet mógłbym ci coś załatwić… — Zamyślił się.

   — Wolałbym robić coś legalnego.

   — Twoja strata. — Machnął ręką. — Gdybyś zmienił zdanie, to daj znać.

   Spojrzałem na niego. Myślałem, że to żart, ale jego poważna mina raczej na to nie wskazywała. Co takiego? Miałbym się zająć dilerką? Nie sądziłem, by to było zajęcie dla mnie. Z drugiej strony cały czas brakowało mi pieniędzy. No i mógłbym się wreszcie wyprowadzić. Może to nie taki zły pomysł? Nie, Jeff. Nawet tak nie myśl.

   Podziękowałem Tomowi za ofertę, mimo że nie zamierzałem z niej skorzystać. Uśmiechnął się blado.

   — Masz głowę na karku, w tej branży ktoś taki by się przydał. — Poklepał mnie po ramieniu. — A teraz wybacz, Isabelle, muszę coś zrobić.

   Przytaknąłem i przewróciłem oczami. Czy tak trudno zapamiętać, że w moim nazwisku nie ma żadnego “a”? Nie potrafiłem zliczyć, ile razy ktoś je przekręcił, a Tom przechodził samego siebie. Kiedyś nawet nazwał mnie “Izzy”. Coraz częściej zastanawiałem się, czy faktycznie nie powinienem zacząć się tak przedstawiać. Myślami wróciłem do mojej pierwszej rozmowy z Diane. Czy taki pseudonim byłby wystarczająco oryginalny?

   Mój towarzysz oddalił się w swoją stronę, zostawiając mnie samego na środku klubu. Postanowiłem podejść do baru. Można było tam zamówić najróżniejsze trunki: od zwykłej czystej, poprzez wymyślne drinki i tanie wina, aż po złocistą whisky, której miałem zamiar się dzisiaj napić. Oczywiście nie jakiejś drogiej –  było mnie stać jedynie na zwykłego, najtańszego bourbona. O dziwo nikt nie spytał o dowód. Najwyraźniej uznano, że skoro tu wszedłem, to musiałem ukończyć dwudziesty pierwszy rok życia. Barman postawił przede mną szklankę z alkoholem. Wypiłem całość za jednym zamachem, pozostawiając na dnie nierozpuszczone kostki lodu. Oddaliłem się od baru i przy okazji jeszcze raz rozejrzałem się po klubie. Przez to całe zamieszanie, wcześniej nie zauważyłem nawet zawieszonych pod sufitem klatek z tancerkami, z których słynęło Whisky a go-go. Cholera, czego by nie mówić, klub robił wrażenie. Szczególnie na nastolatku, który dorastał w Indianie. Resztę tego wieczoru postanowiłem spędzić przy dźwiękach piosenek Thundersa, popijając najtańszą whisky dostępną w tym lokalu.

***

   Następnego dnia poszedłem na spotkanie z wokalistą The Atoms, Robertem. Umówiliśmy się o szesnastej w taniej, meksykańskiej knajpie niedaleko Sunset. O tej godzinie sporo ludzi wracało z pracy, więc zrezygnowałem z samochodu i poszedłem na piechotę. Zresztą, nie miałem daleko – jedynie kilka przecznic.

   Miałem nadzieję, że Rob przyjmie mnie do zespołu. Nie to, że tak bardzo zależało mi na należeniu do The Atoms. Byłem świadom, że będziemy grać tylko w małych klubach, a w dodatku jeszcze sami za to zapłacimy. Nie liczyłem na nic więcej. Po prostu chciałem zacząć występować. W końcu po to tutaj przyjechałem. Nie sądziłem tylko, że tak ciężko będzie mi to osiągnąć.

   Im dłużej o tym wszystkim myślałem, tym bardziej się denerwowałem. Wszedłem do knajpy z papierosem w ustach. Ściągnąwszy okulary, omiotłem przelotnym spojrzeniem twarze ludzi siedzących w lokalu. Rob mówił, że postara się usiąść gdzieś po prawej stronie, toteż tam właśnie go szukałem. Gdy zauważyłem chłopaka z nogami położonymi na stole i nastroszonymi włosami, byłem pewien, że to on. Podszedłem bliżej.

   — Jeff? — spytał, podnosząc na mnie wzrok.

   Zawahałem się.

   — Właściwie, to jestem Izzy — odparłem i podałem mu rękę.

   Uścisnął ją i usiadłem na niewygodnym, drewnianym krześle obok niego.

   — Taki pseudonim?

   — Coś w tym stylu. — Odchrząknąłem. — Więc… szukacie gitarzysty rytmicznego?

   — W zasadzie szukamy jakiegokolwiek gitarzysty…

   Pokiwałem głową na znak, że rozumiem i uśmiechnąłem się nieznacznie. Przecież to oznaczało, że moje szanse na dołączenie do The Atoms wzrosły.

   Nie wiedząc czemu, skierowałem wzrok na drzwi i zacząłem przyglądać się chłopakom, którzy właśnie wchodzili do lokalu. Jeden z nich wydał mi się dziwnie znajomy. Gdy stanął we względnie jasnym miejscu i odwrócił się w naszą stronę, moja reakcja była natychmiastowa — schowałem się pod stołem.

   — A więc chciałbyś… — kontynuował, jednak nie dokończył pytania, widząc, co właśnie zrobiłem. — Co ty odpierdalasz? — Ton jego głosu uległ zmianie. Niemal krzyczał. — Ja nie jestem żadnym gejem!

   Wywróciłem oczami i pociągnąłem chłopaka za ramię, tak, że właściwie zleciał z krzesła. Tym samym dopiąłem swego i on również znalazł się pod stołem. Zatkałem mu dłonią usta, żeby przypadkiem nie zaczął się wydzierać. Miałem w dupie co sobie o mnie pomyśli. Po tamtej akcji z gitarą nie chciałem nigdy więcej spotkać Paula Andrewsa i absolutnie nie mogłem dopuścić do tego, by mnie zauważył. Rob cały czas patrzył na mnie ze złością, ale mimo to nie poszedł, więc chyba chciał, żebym mu to wyjaśnił. Zabrałem rękę z jego twarzy.

   — Widzisz tego gościa? — Skinąłem głową w stronę szatyna.

   — Którego? — wydusił po krótkiej chwili nadal trochę oszołomiony.

   — Czerwone spodnie, brązowe włosy, za dużo lakieru — zacząłem wymieniać.

   — Paul Andrews? — spytał, mrużąc oczy. — Znam go, a dlaczego pytasz? I dlaczego, kurwa, wciągnąłeś mnie pod ten jebany stół?

   — Byłem z nim kiedyś w zespole.

   — Grałeś w Naughty Women? — Przybrał taką minę, jakby zaraz miał wybuchnąć śmiechem.

   — Przez kilka dni. Skończyło się tak, że Andrews pożyczył mi gitarę i w wyniku dziwnego zbiegu okoliczności mój kumpel ją sprzedał… — wyjaśniłem pokrótce.

   Zaczął się śmiać.

   — Takiej historii się nie spodziewałem.

   — A ja nie sądziłem, że będę zmuszony ci ją opowiedzieć…

   Westchnął.

   — Wiesz co, też mam za sobą kilkudniowy staż w Naughty Women. Wtedy jeszcze grałem na perkusji. Powiem ci, że dobrze się stało — nie trawię gościa. To było, kurwa, chore. Przyjść na koncert i widzieć członków swojego zespołu w szpilkach.

   Teraz oboje zaczęliśmy się śmiać.

   — I co teraz? Będziemy tak tutaj siedzieć? — spytał.

   — Wychodzimy — zadecydowałem. — Jest trochę ciemno, może nie zauważy.

   Ostrożnie wyszedłem spod stołu, aby przypadkiem nie uderzyć w niego głową. Robert zrobił to samo. Nie chcieliśmy się rzucać w oczy, toteż poruszaliśmy się blisko ściany. Gdy dotarliśmy do wyjścia, wydawało mi się, że usłyszałem swoje imię. Zaczęliśmy biec ile sił w nogach i zatrzymaliśmy się dopiero na kolejnej ulicy, gdzie było więcej ludzi. Tutaj przynajmniej w razie czego mogliśmy spokojnie wmieszać się w tłum. W końcu nie miałem pewności, że Paul nie zaczął nas gonić.

   Gdy trochę odetchnęliśmy, poszliśmy do mieszkania Mike’a – perkusisty The Atoms. Właśnie tam chłopaki mieli mieć dzisiaj próbę, a Rob chciał, żebym zagrał z nimi. Droga minęła nam na luźnej rozmowie i wymianie poglądów na temat naszych ulubionych muzyków. Po drodze wpadliśmy jeszcze po moją gitarę.

   Doszliśmy do celu. Przywitałem się z pozostałymi członkami zespołu i bez zbędnej gadki, wzięliśmy się do roboty. Zagraliśmy kilka kawałków, które każdy z nas znał, a następnie pokazali mi swoje własne. Niestety przynajmniej połowa z nich nie przypadła mi do gustu, ale zawsze mogło być gorzej.

   Takim sposobem półtorej godziny po wejściu do mieszkania perkusisty, zostałem oficjalnym członkiem The Atoms.

➖➖➖➖➖

Hej!

W końcu udało mi się napisać coś nowego. Wakacje chyba nie służą mojej kreatywności...

Dajcie znać, czy Wam się podobało. Do następnego 😉

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro