Dzień Siódmy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

07.09.2020
PONIEDZIAŁEK

Gdy się ocknęłam, byłam w karetce, a obok siedział Blanket

– Zaufaj mi – szepnął. Znów zrobiło mi się ciemno przed oczami...

Gdy znów się ocknęłam, byłam w szpitalu... Kobieta, którą kiedyś nazywałam matką siedziała obok

– Aduś, będzie dobrze... – powiedziała – Mike siedzi tu prawie cały czas. Bardzo się o ciebie martwi...

Przyszła pielęgniarka

– Bierzemy ją na salę – zakomunikowała i zabrali mnie na salę operacyjną, gdzie przed zabiegiem podali mi narkozę...

***

Zanim otworzyłam oczy, usłyszałam w sali najmniej dwa głosy...

– Michael nie panikój... Będzie dobrze. Przecież twoi lekarze są najlepsi. Ada się obudzi... – Michelle próbowała pocieszyć Michaela

– Ty się tak nie martwisz, bo to nie twoje dziecko! Ada jest moją córką, kocham ją i się martwię! Gdybym mógł, to jej cierpienie wziąłbym na siebie! – Michael brzmiał jakby płakał

– Będzie dobrze... Nie martw się, tato – odparł Blanket – jakby z nią źle nie było, wyjdzie z tego. W końcu to tylko złamana ręka...

– Martwię się, że jeśli coś się stanie, to nie zdążę jej powiedzieć, że ją kocham nad życie, że mi na niej zależy, a Paris kłamie...

– Tato, od jej wypadku minął tylko jeden dzień. Nie martw się tak. Nic jej nie będzie.

– Blanket ma rację... Nic jej nie będzie... Mike, nie histeryzuj... Adzie niż nie będzie...

Zapadła cisza na minutę

– Matko... Ale wy, dorośli, jesteście dziwni... Chcecie, to pójdźcie sobie do sypialni, ok? I tak jest tylko kilka rzeczy, które was łączą... Imię, rok i dzień urodzenia, zawód, miłość do Ady...

– Właśnie – wydusiłam – i chyba nic więcej... – otworzyłam oczy

– Kochanie... – zaczął Michael

– Słyszałam. Kochasz mnie, zależy ci na mnie, a Paris kłamie

– Przepraszam cię za to, co powiedziała Paris... Ja cię naprawdę kocham, ale jeśli po jej słowach niech cesz mnie znać, to rozumiem... Tylko powiedz

– Zabierz mnie do domu – odparłam

– Musisz tu zostać dzień czy dwa

– Zostań tu ze mną. Ja się boję, że sobie coś zrobisz.

– A co miałbym sobie zrobić?

– Ja tylko się o ciebie martwię

– Nic mi nie będzie...

– To podwiń rękawy

– Nie

– Michael, jeśli mam ci zaufać to tylko tego od ciebie chcę. Udowodnij mi, że nic sobie nie zrobisz, gdy tylko stracę cię z oczu. Nie mogę cię stracić tak jak ty straciłeś Maję przeze mnie. Niechcę cię stracić.

– Jesteś kochana... – pocałował mnie w czoło – sama tego chciałaś... – podwinął rękaw lewej ręki

– Czemu? – zapytałam wskazując mały napis MAJA wycięty na jego nadgarstku

– Nieważne... Miałem chwilę słabości – przyciągnął rękę do siebie i zaciągnęł rękaw

– Nie nieważne, tylko weź się lecz – westchnęłam i podciągnęłam się na jego ręce, żeby usiąść – Michael, proszę. Ja tylko się o ciebie martwię. Ja niechcę cię stracić... Moja prawdziwa matka nie żyje, a ja nie jestem pełnoletnia, więc zdaje mi się, że teraz powinien się mną zająć mój ojciec... No patrz... Gdybym tylko wiedziała kto to... Ty, facet. Jesteś moim ojcem, więc do cholery, zajmij się mną! – nawet nie zauważyłam, że to co powiedziałam, mogło go zranić...

Nagle wybiegł z sali i tyle go widzieli....

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro