Opowieść Ciemnookiego

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Był grudzień 2003. Brcia zaprosili mnie drinka. Nieprzepadam za alkoholem, ale zgodziłem się. Kiedy wychodziliśmy zauważyłem młodą dziewczynę szarpiącą się z jakimś chłopakiem. Wymieniłem tylko porozumiewawcze spojrzenie z braćmi i ruszyliśmy pomóc dziewczynie.
– Nie przeszkadzam? – zapytałem podchodząc. Chłopak spojrzał na mnie i pchnął dziewczynę na ścienę. Ona straciła przytomność, a on zaczął uciekać. Jackie, Tito, Erms, Marlon i Randy ruszyli za nim, a ja zostałem przy dziewczynie
– Ej, dobrze się czujesz? – zapytałem klepiąc dziewczynę po policzku. Znów znalazłem się w odpowiednim miejscu i o odpowiednim czasie – młoda obódź się
W końcu zaczęło skutkować. Dziewczyna się ocknęła
– Co się stało? – zapytała odzyskując przytomność
– Z tego co widzieliśmy, to się z nim szarpałaś – moi bracia wrócili z tamtym chłopakiem.
Pomogłem dziewczynie wstać. Chłopak wyrwał się Erms'owi i znów chciał się rzucić na dziewczynę. Ona tylko wcisnęła się we mnie. Przytuliłem zapłakaną dziewczynę do siebie, chcąc ją uspokoić. Jackie i Tito znów złapali chłopaka.
– Ej, Sugar, już dobrze. Nie płacz... – próbowałem uspokoić dziewczynę
– Dziękuję Michael, dziękuję wam Jackie, Tito, Jermaine, Marlonie i Randy. Dziękuję – wydusiła przez łzy
– Młoda, nierozklejaj się, bo kleju niemam żeby cię sklecić – odparł Erms
– Nie sądzę, żeby to ją miało pocieszyć... – odparłem – wiecie co? Chodźcie, pójdziemy do mnie – powiedziałem do wszystkich – Ty też – zwróciłem się do dziewczyny
No i poszliśmy, a raczej pobiegliśmy uciekając przed chłopakiem. W końcu wpadliśmy na teren mojej posiadłości. Kiedy w końcu zamknąłem drzwi, a dziewczyna się wmiarę uspokoiła, opowiedziała nam co się stało. Później moi bracia wrócili do swoich domów, a dziewczyna ubłagała mnie, żeby mogła zostać na noc, bo chłopak, z którym się szarpała, to jej po raz chłopak, po dwa współlokatar. Jeszcze niewiedziałem czemu "Młoda" chciała zostać, a już zdążyłem ją pokochać. Ona była dla mnie jak kolejne dziecko. Porostu czułem się za nią odpowiedzialny. Najlepsze w niej było to, że niebyła wariatką niczym Billie Jean, ale normalną dziewczyną z sercem. Poprosiła mnie o spacer, bo chciała porozmawiać... Rozmowa zmieniła się w randkę, randka w sex (o czym zasadniczo zoriętowałem się rano, gdy obódizłem się z tą dziewczyną w jednym łóżku. Głupi ja)
– Wiesz co? Moim idolem w kwestii muzyki, to może nie jesteś, ale w innych dziedzinach to nawet, nawet – stwierdziła patrząc mi w oczy
– Maja, ja nawet niepamiętam co działo tej nocy...
– To może powtórka? – przerwała mi i przysunęła się bliżej
– Maja, rzeby było jasne. Nierób tego tylko po to, żeby móc dokonać tego co zrobiła Billie Jean, bo ona i tak kłamała
– Wiesz, że mi się podobasz?
– Może. W sumie to nie. Maja, czuję się mimo wszystko odpowiedzialny za ciebie, jak za własne dziecko
– Słuchaj... Troję dzieci już masz... Nie chcesz czwartego?
– Może tak, może nie. Kocham cię, tak jak kocham większość ludzi
– Ani trochę bardziej? – zapytała robiąc słodką minkę
– Może trochę... – odparłem i miałem kontynuować, ale dziewczyna wpiła się w moje usta. Coś we mnie pękło i nastąpiła powtórka z nocy... Po tym wszystkim, dziewczyna zamieszkała u mnie na stałę. Znaczy na 9 miesięcy. Po dwóch miesiącach od tamtego dnia, dowiedzieliśmy się, że Maja jest w ciąży...
W sierpniu 2004 roku Maja trafiła do szpitala, bo zaczął się poród. Cały czas siedziałem przy niej, jednak pomimo, że dziecko urodziło się zdrowe, to ten jeden krzyk lekarza został mi w uszach na zawsze
– Reanimujcie! – krzyknął. Maja umierała na moich oczach. Po tym jak lekarze stwierdzili jej zgon, wróciłem do domu zapłakany, z nowonarodzoną córeczką na rękach. Ledwie otworzyłem drzwi, a Prince, Paris i Balket uczepili się moich nóg
– Tato, gdzie jest Maja? – pytali jedno przez drugie
– Ja...ja niemogę wam powiedzieć... – odparłem i wyrwawszy się z uś cisku dzieci, z małą Adelaidą na rękach, pobiegłem do sypialni, gdzie Jeszce poprzedniej nocy spała ze mną moja kochana Maja. Kit, że młodsza odemnie o 25 lat... Straciłem ukochaną kobietę, która umarła tylko dlatego, że postanowiła mi sprawić dziecko.
Położyłem małą, do jej łóżeczka, a sam usiadłem na brzegu swojego łóżka i nadal płacząc przypomniałem sobie wszystkie miłe chwile, jakie spędziłem z Mają...
– Tato... Czy Maja umarła? – moja kochana Paris wkradła się do pokoju. W odpowiedzi tylko kiwnąłem głową...
– Tato nie płacz – Paris podeszła bliżej i zaczęła mnie głaskać po głowie. Wtedy czas zaczął się jakby cofać... Zadzwonił mój telefon. Jermaine. Odebrałem. To było połączenie video.
Mike, I jak tam się czujesz będąc ojcem po raz czwarty? Czemu płaczesz? Coś nie tak?
— Maja...
— Maja umarła — wyjaśniła moja córka
— Mike, ja...ja niewiedziałem. Przrpraszam
— Nie, spoko, Erms... Ja przeżyję... Znaczy mam nadzieję
— Mike, pomimo wszystko, jesteś moim młodszym bratem. W większeości to ja się tobą zajmowałem. A kto się zajmie twoimi dziećmi?
— Erms, ktoś będzie musiał. Ja przecież kiedyś umrę. Umrę, ale przynajmniej spotkam Brandona
— Ty znowu te bajki?
— Erms, to nie są bajki. Marlon naprawdę miał brata bliźniaka. Uwierz mi
— Jak chcesz. Wierzę Ci. Jeśli chcesz żebym pomógł ci przy organizacji pogrzebu...
— Tak. Ja sam nie dam rady. Już wysiadam psychicznie...
— Czekaj. Jadę do ciebie
— Nie masz po co
— Mam. Jesteś moim młodszym bratem. Teraz to masz problem, a ja nadal czuję się za ciebie odpowiedzialny. Niepozwolę, żebyś sam był że swoim problemem. Co innego skarżyć się bratu do słuchawki, a co innego wypłakać się w jego ramię. — widziałem jak Erms wsiada do auta. Rozłączył się i to był błąd...
– Paris, idź po braci i zabierz ich do swojego pokoju – odesłałem córkę. Sam podszedłem do kołyski z małą Adelaidą i pocałowałem ją w czoło. Potem wyjąłem z szafki nocnej leki nasenne. Wiedziałem, że jeśli je przedawkuję, to umrę. Tylko tego chciałem. Dołączyć do mojej kochanej Mai. Być z nią. Wysypałem na dłoń wszystkie tabletki jakie były w opakowaniu. Sięgnąłem po szklankę wody, którą postawiłem na noc na szafce nocnej, na wypadek, gdyby chciało mi się pić. Łyknąłem tabletki i niemal odrazu poczułem, że zaczynają działać. Obsunąłem się na ziemię. Kilka minut później Jermaine już u mnie był. Skąd to wiem, skoro byłem nieprzytomny? To on mnie ocucił i przymówił mi do rozumu, żebym, że tak go zacytuję, "wyżygał to cholerstwo". To on siedział przymnie dnie i noce, na zmianę z resztą braci (i w sekrecie przed siostrami), żebym znów niepróbował się zabić... Wiedziałem, że niedam rady zajmować się dzieckiem, które przypominało mi o zmarłej ukochanej... Wtedy przydały się siostry. Wykopały numer do jedynej osoby, jaka mogła się zająć Adelaidą bez problemu. Moja kumpela częściowo z branży, bo aktorka, imienniczka i rówięnica starsza o 4 miesiące... Michelle Pfeiffer... To ona wychowała moją córkę aż do teraz. Aż do 2020 roku. Przez 16 lat traktowała dziecko, które jej niemalże wcisnęliśmy na siłę, jak własną rodziną córkę. Głupio mi tylko, że wtedy w 2009 roku musiałem grać tą pozorantkę swojego zgonu...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro