10. Martwy powraca.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


- Liczyłam na to, że wsiądziesz, powiesz mi o co chodzi z tymi durnymi listami, a ty siedzisz od minuty i milczysz. - wyszeptałam, mocno zaciskając dłoń na nożu. - Znamy się? Mamy ze sobą coś wspólnego?

Facet zajmujący niemal połowę przodu mojego auta, siedział z założonymi rękoma i nie wydukał z siebie ani słowa. Miał na sobie czarną skórę i jasne dżinsy, które ciasno opijały jego uda. Jego zapach wydał mi się dziwnie znajomy, dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że to ten sam gość, który wbił się we mnie tydzień temu nad ranem. Niczego nie rozumiałam, ale czułam w tym coś podejrzanego.

Po niemal dwóch minutach, facet wyjął z kieszeni papierosa, otworzył okno i go odpalił, a chwilę później zdjął z głowy kominiatkę i oparł się o zagłówek. W tych ciemnościach ciężko mi było zobaczyć kim jest więc wyciagnęłam rękę i zapaliłam światełko, po czym zamarłam:

- Co jest kurwa? - uniosłam brwi i siedziałam wbita w fotel. Nie mogłam uwierzyć w to, że on tam siedzi i żyje. Miałam ochotę wybiec z auta i ucieć jak najdalej mogę, ale byłam w takim szoku, że błyskawicznie skamieniałam.

- Nie możemy tutaj zostać, musimy jechać do Ciebie. - wysiadł i wrócił do swojego auta.
Nie wierzyłam w to, co zobaczyłam, ale odpaliłam auto i wróciłam do swojego mieszkania, gdzie już na mnie czekał.
Stał pod blokiem i gasił papierosa o chodnik. Wpuściłam go do mieszkania i dopiero tam mogłam dokładnie mu się przyjrzeć, obejrzeć go.

- Ty żyjesz? Przecież... Przecież Vadim Cię... Vadim... - zająkałam się padając na kanapę.

- Vadim mnie nie zabił... - oznajmił Bruno, siadając na fotelu, tam gdzie zwykle kiedyś.

- Jak to? Przecież ja cały czas byłam przekonana, że ty nie żyjesz...

- A ja byłem przekonany, że to właśnie ty nie żyjesz. - wskazał na mnie palcem.

Bruno zmienił się. Wyglądał zupełnie inaczej, pachniał zupełnie inaczaj. Blizny, które miał na twarzy całkowicie się wygoiły zostawiając po sobie szramy szpecące jego twarz, a on sam nabrał groźniejszego wyrazu i masy. Tak bardzo cieszyłam się, że go widzę, że on tu jest i żyje.

- No, Maryśka coś wspominała, że niby mnie uśmiercili, ale... O co chodzi?

- O to, że Vadim chciał nas rozdzielić. Wtedy, kiedy dzwoniłem żeby ściągnąć cię do Polski zaplanował wszystko, dosłownie wszystko żebyśmy więcej się nie spotkali. Po Polsce rozsypał famę, że ty nie żyjesz, że zginęłaś w jakimś wypadku, a tobie powiedział, że mnie zastrzelił. - zaśmiał się. - Myślisz, że tak łatwo byłoby mnie zabić? Musiałem uciekać. Psy wywęszyły wszystko, zlikwidowali sklepy, zabrali mi nawet dom i całą kasę. Przez ponad rok siedziałem u ojca w Holandii, dopóki się nie odkułem, ale nie mogę tu zostać, nie powinienem nawet Ci się pokazywać na oczy.

- Jak się dowiedziałeś, że ja żyję?

- Wróciłem po cichu żeby pożegnać się z Pawłem. Powiesił się za kratkami jakieś trzy miesiące temu, a ja nie mogłem przyjechać na pogrzeb. Zapaliłem kilka zniczy i właściwie miałem wracać, ale zadzwonił znajomy i powiedział mi, że wracasz do Warszawy, że właśnie przekroczyłaś granicę. Postanowiłem zostać u kolegi ojca, na wsi pod Lublinem i jakoś się z Tobą skontaktować. - dodał pewnie.

Dyskutowaliśmy tak godzinę o tym co się wydarzyło, ale on szybko zakończył temat. Zebrał się i oznajmił, że skoro już wszystko wiadomo to musi wracać do ojca, bo tylko tam jest bezpieczny. Nie wiedziałam co dalej, nie miałam pojęcia czy błagać go by został czy poganiać by odjechał, nie byłam nawet pewna co do swoich uczuć, które niczym wygasły wulkan nagle obudziły się do życia:

- Czyli... Już się nigdy nie zobaczymy? - stanęłam w korytarzu patrząc jak zakłada buty. On podniósł się i stał tak chwilę bez wyrazu twarzy. - Miło było znowu się z Tobą spotkać.

- Przykro mi z powodu twojego syna, mam nadzieję, że kiedyś będziesz szczęśliwa. - odparł po czym wyszedł.

Nie potrzebnie zrobiłam sobie nadzieję na coś, co nie miało prawa istnieć. Cieszyłam się, że wrócił, bo miło było znów się spotkać, ale ubolewałam nad tym, że znów musiał odejść. Powiedziałam sobie, trudno, ważniejsze jest to, że nie pójdzie siedzieć, przecież za to mógłby dostać dożywocie, ale w głębi czułam okropny ból, bo przecież już nigdy miałam go nie zobaczyć.

- To Bruno podkładał mi te listy. - oznajmiłam cicho i niepewnie.
Maryśka rozwarła usta i nieco ucichła:

- Ale jak to Bruno? Przecież nie widziałam go od dawien dawna.

- Ukrywa się, ale pewne jest to, że już więcej go nie zobaczymy, nie wróci do Polski.

- Bardzo mi przykro, ale powiedz mi... Co dalej planujesz? - zapytała siedając obok mnie. Pokelpała mnie po ramieniu i próbowała jakoś pocieszyć, choć w zasadzie nic mi to nie pomogło.

- Nic, będzie tak jak dawniej. Praca, dom i odwrotnie.

Miałam nadzieję, że wszystko się poukłada. Chciałam żeby moje życie wróciło do normy i było tak jak dawniej, bez żadnych mafijnych potyczek i innych tego typu sytuacji. Fakt wyjazdu Bruna i sama myśl, że żyje i że go nie zobaczę, cholernie mnie dobijała.

Szukałam pracy wszędzie gdzie się dało. Miałam za sobą ładny staż w dwóch restauracjach więc nie powinno być problemu z przyjęciem mnie gdziekolwiek, tak przynajmniej mi się wydawało. Zostawiałam CV gdzie tylko się dało i czekałam na telefony, przez ten czas utrzymywali mnie rodzice. Kiedyś nawet bym nie pomyślała, że tak będzie, bo przecież nie miałam rodziców i wszystko co było z nimi związane, wydawało się snem. Mama nalegała na powrót do Popradu, a ja nie potrafiłam nawet o tym myśleć. Tamto miejsce sprawiło mi tyle bólu, że powrót, byłby kolejną głupotą.

Położyłam się do łóżka i próbowałam zasnąć. Kręciłam się z lewej do prawej i z prawej do lewej, ale sen nie przychodził. Po kilku godzinach, które minęły jak minuty, wstałam i poszłam do kuchni, by napić się soku. Miałam nadzieję, że chociaż to mogłoby pomóc mi zasnąć. Stałam przy szafce wpatrując się w podłogę i nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Wyjżałam przez wizjer, ale panujące na klatce ciemności nie pozwalały mi dojrzeć kogóż to niesie o tej porze więc po prostu zapytałam. Nikt się nie odzywał. Na myśl przyszło mi tylko to, że znów czeka tam na mnie jakiś list, a wbrew mojemu przekonaniu za drzwiami stał Bruno.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro