16. Radar Duga. - pierwsze kroki.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

5 miesięcy później...

Wyszliśmy z bunkra i krocząc zarośniętą trawą, rozmawialiśmy o przeszłości. To ona zapisała się w historii Prypeci najwyraźniej, odkładając na bok miasto tętniące niegdyś życiem:

- Kiedyś ponoć było tu pięknie, ale wydaje mi się, że teraz jest o wiele lepiej. - powiedział Sodor.

- Nie wiem jak było kiedyś, ale teraz faktycznie, jest super. - uśmiechnęłam się. - Gdzie mnie zabierasz?

- Pokażę Ci oko Moskwy, na pewno o tym słyszałaś. - zaśmiał się.

- Radary Duga, tak? Te wysokie anteny postawione obok siebie? - zapytałam machając ręką.

Stąpałam po miękkiej trawie i nawet przez myśl nie przyszło mi, że mogła rozegrać się tutaj taka tragedia. Wszystko było opustoszałe, poniszczone i zarośnięte, ale to nie zmieniało faktu, że Prypeć była najurokliwszym miejscem w całej Ukrainie.
Szliśmy przed siebie po zaroślach i mijaliśmy opuszczone domki, w których niegdyś mieszkali ludzie. Dziś jednak brakowało im okien, konserwacji i tego życia, którym kiedyś tętniły. Z dala zza koron drzew wyglądały stare blokowiska z odpadającymi płatami tynku, które roztrzaskiwały się w drobny mak. Tak działo się z każdym opuszczonym budynkiem.
To miejsce, wbrew temu co mówili, było przyjazne, promieniowanie było znikome i nie groziło nam nic, co mogło być spowodowane dawnych wybuchem reaktora. Sodor zapewniał mnie, że jesteśmy bezpieczni i możemy spokojnie spacerować po Prypeci, unikając jednak miejsc gdzie kiedyś składowano odpady po wybuchu:

- Wchodzimy na górę? - zapytał patrząc na wierzchołek.

- Pogrzało Cię? Przecież to ma ze sto pięćdziesiąt metrów! - krzyknęłam wpatrując się w metalową konstrukację sięgającą do nieba.

- No i? Być w Prypeci i nie wejść na oko, to tak jak pojechać nad morze i nie wejść do wody. - zaśmiał się, po czym postawił nogę na pierwszym stopniu drabinki. - Idziesz czy pomachać Ci z góry? - obejrzał się i podciągnął dresy.

- Pomachaj mi z góry. - zaśmiałam się i wpatrywałam jak znikał z oczu wysoko w górze. Po kilku minutach pomachał ze szczytu białą koszulką, którą miał na sobie. Był tak wysoko, że ciężko mi było ją zauważyć, ale zaczęłam rozważać wyjście do niego.
Krzyczał na całe gardło, a jego echo roznosiło się po okolicy. Nie mogłam znieść tego, że podziwia widoki beze mnie więc podciągnęłam spodnie i wspinałam się po drabince. Z każdym krokiem byłam coraz wyżej, a pode mną rozciągały się pasma drzew i łąk, którymi jeszcze chwilę temu wędrowaliśmy. W końcu stanęłam na podłodze wykonanej z metalowych krat, na samym szczycie obok Sodora, który podniecony pokazywał palcem na różne punkty, próbując przekrzyczeć wiatr. Wiało niemiłosiernie, ale widok wynagradzał wszystko:

- Widzisz?! Tam daleko?! To elektrownia. - wskazał palcem na spory budynek oddalony o kilometry. Od sarkofagu, położonego na dziurze, mającego za zadanie chronić wydostawanie się promieniowania, odbijało się światło słońca, które akurat w południe przygrzewało najbardziej:

- A tam?! - wskazałam palcem na obszar oddalony o kilka chwil od elektriwni.

- Złomowisko! Tam składują stare samochody, które zostały w Prypeci, ale nie możemy tam iść, bo wiesz...! Zabójcze promieniowanie! - odparł.

- A tam?! Ten największy budynek?!

- Stary szpital, ale tam też nie możemy iść, bo promieniowanie jeszcze nie zniknęło! Ta samo tyczy się kilku miejsc w całej Prypeci!

- Na przykład?! - uśmiechnęłam się.

- Na przykład składowisko! Tam do tej pory promieniowanie jest wyższe!

- A gdzie jeszcze możemy pójść?! - odwróciłam się w jego stronę.

- Możemy pójść na kolację! Do mnie, dzisiaj! - wykrzyczał zakładając koszulkę. - Ugotuję coś dobrego i przyjadę po ciebie o osiemnastej!

- Jeśli mnie nie otrujesz to z chęcią! - zaśmiałam się zaskoczona.

Naprawdę mnie zaskoczył i dopiero wtedy zorientowałam się, że patrzył na mnie zupełnie inaczej niż na innych. Nie miałam pewności czy nie chce spotykać się ze mną ze względu na ojca i jego stanowisku, ale nic nie szkodziło spróbować. Stał tak naprzeciw i chciał mnie pocałować, ale nie dałam się. Owszem, miejsce było piękne i idealne na pierwszy pocałunek, bo nie zawsze ludzie mają okazję złączyć się akurat tutaj, ale nie chciałam postępować zbyt pochopnie. Zbyt dużo błędów popełniłam, by znów wejść w to samo.

- Jeśli chcemy zdążyć, to musimy schodzić i wracać do bunkra! - krzyknął ciągnąc mnie delikatnie za dłoń w stronę drabinek.

- Wrócimy tu jeszcze?!

- Pewnie! Kiedy tylko zechcesz!

Zeszliśmy na dół i powoli zmierzaliśmy w stronę bunkra. Nie miałam pojęcia jak rozkręcić rozmowę, bo patrzyłam na niego wtedy tak, jak nie patrzyłam nigdy. Dość zabawne, bo do tej pory postrzegałam go tylko jako zwykłego Ukraińca i posiadacza własnego bunkra, a w tamtej chwili chyba jako człowieka.

- Łączy Cię coś z Brunem? - zapytał śmiało idąc przed siebie.

- Nie, skąd takie pytanie? - spojrzałam na niego podejrzliwie. - Wyladowaliśmy w łóżku raz, zanim wrócił do Holandii, ale nic więcej między nami nie było. Oboje chyba sądzimy, że możemy się nadal przyjaźnić i... Wiesz, jego wyjazd wszystko zmienia i zaczynam ogarniać, że między nami nie ma i nie będzie już nic, nawet ta przyjaźń.

- No to dlaczego on tak bardzo Cię chroni? Przecież równie dobrze mógłby pozwolić im wiesz...

- Nie wiem dlaczego, ale w sumie to nawet dobrze, bo dzięki niemu nadal żyję. Nie rozmawiajmy o nim. Bruno dla mnie może już nie istnieć. Żyć sobie gdzieś tam daleko, ale w mojej głowie nie ma już dla niego miejsca. - odparłam stanowczo.

Nie kłamałam. Martwiłam się o Bruna, ale chciałam o nim zapomnieć i móc dalej żyć jak normalny człowiek z normalnymi problemami. Ileż można się zadręczać? Między nami i tak by nic więcej nie było, bo do niej wrócił i na tym powinnam była zakończyć temat już dawno.

- Będę o osiemnastej trzydzieści, bądź już gotowa. - uśmiechnął się i pogłaskał mnie po dłoni.

Nie mogłam powiedzieć, że się nie cieszyłam, ale też nie mogłam powiedzieć, że złapałam Boga za nogi. Byłam neutralna w stosunku do tego tematu i nie chciałam na niego naciskać, ale liczyłam, że tego wieczora poznamy się nieco bliżej. Miałam zapytać go o jego związki, o to czym się wcześniej zajmował i o co dokładnie chodziło z jego narzeczoną.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro