8. Tajemniczy "M"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  
     Wspięłam się na czwarte piętro i zdychałam. Już zapomniałam jak to jest wtaczać się na górę po schodach, by dojść do swojego mieszkania, chyba zbyt długo żyłam w luksusach. Otworzyłam drzwi i nareszcie byłam w swoim dawnym domu. Nie zmieniło się tam zupełnie nic, nawet te stare, obdarte meble stały na swoim miejscu. Cóż, nie dziwiłam się, że mieszkanie można było wynająć za jedynie pięćset złotych,  skoro jego stan pozostawiał wiele do życzenia.

  Postawiłam walizkę i od razu wzięłam się za sprzatanie. Ileż ja skarbów znalazłam pod kanapą, a pod łóżkiem w sypialni dwa razy tyle. Zużyte prezerwatywy, kolczyk, skarpetkę, pięćdziesiąt złotych w drobnych, gumki do ścierania i jakieś kartki. Studenci chyba bawili się tu lepiej niż gdziekolwiek indziej.

Po kilku godzinnej pracy padłam na kanapę. Tak bardzo tęskniłam za tym miejscem, że nie potrafiłam nawet tego opisać, czułam, że nareszcie jestem w miejscu, w którym powinnam być.
Cały wieczór spędziłam na kanapie przed telewizorem i oglądałam polskie seriale, za którymi w zasadzie tęskniłam równie mocno, jak za powrotem. Pominęłam tyle odcinków, że nie potrafiłam zorientować się w postaciach, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało. Cieszyłam się spokojem, chwilą dla siebie i marzyłam tylko o tym, by ta chwila trwała wiecznie. Coś jednak zepsuło moje plany.
Tą wymarzoną, wieczną chwilę przerwał dzwonek do drzwi, nie miałam pojęcia, kto zjawia się u mnie o tej porze, ale strzelałam, że będzie to Maryśka. Otworzyłam z uśmiechem na twarzy i nie zastałam za nimi nikogo. Najwidoczniej ktoś pomylił klatki albo próbował robić mi jakieś psikusy, ale moją uwagę zwróciła biała koperta leżąca na wycieraczce. Okropnie się przeraziłam, bo wiedziałam, że takie koperty nie oznaczają niczego dobrego. Podniosłam ją i natychmiast wróciłam do mieszkania. Nie wiedziałam co może być w środku, ale przecież nie mogłam tego tak po prostu zbagatelizować więc zajrzałam do środka. Wyjęłam z niej białą kartkę :

     "Nie musisz się o nic martwić, ja cały czas tutaj jestem i pilnuję żeby nic ci się nie stało. " 

Od razu pomyślałam o Vadimie, który najwyraźniej nie rozumiał tego co do niego powiedziałam. Chciałam zamknąć swój Słowacki rozdział, wymazać wszystko, a jego ochrona i sama myśl, że mnie obserwuje, strasznie mi w tym przeszkadzała więc wyjęłam telefon i po prostu do niego zadzwoniłam:

- Nie podłożyłem Ci żadnego listu, na prawdę, nie wiem o czym mówisz. - oznajmił zaprzeczając wszystkiemu o co go podejrzewałam.

- Jak nie ty, to kto?

- No nie wiem, może ten twój Sodor, do niego zadzwoń i go zapytaj. - rozłączył się wściekły.

Zastanawiałam się po co Sodor miałby nagle dawać mi jakąś ochronę skoro zniknął po tym jak wróciłam do Popradu. Może faktycznie trochę mu na mnie zależało i któregoś dnia planował wrócić? Zaprzątałam tym sobie głowę przez całą noc i próbowałam jakoś poskładać te układankę, ale kompletnie nie wiedziałam w jaki sposób miałam to zrobić. Nic się nie trzymało kupy, dosłownie nic.

   Przez pięć dni żyłam sobie spokojnie, jednak ciągle się za siebie oglądałam, szukając kogoś, kto wydawałby się podejrzany. Może najczęściej spotykany człowiek albo samochód, ale na nic takiego nie zwróciłam uwagi. Wszystko było  normalne i takie jak zwykle więc odpuściłam. Po czasie dotarło do mnie, że to był zwykły żart, a i Maryśka to zbagatelizowała twierdząc, że jacyś gówniarze robią sobie ze mnie jaja, a ja zamęczam sobie tym głowę. Trochę dziwna sytuacja, ale przestałam o tym myśleć.

  - Słuchaj, rozmawiałam z szefem, możesz wysłać mu swoje CV, a być może przyjmie Cię na okres próbny. - powiedziała spokojnie Maryśka.

- Super, prześle mu je mailem jeszcze dzisiaj, tylko wyślij mi jego adres. - odparłam ucieszona.
Praca była mi potrzebna i ona właśnie miała być ostatnim dopełnieniem powrotu do dawnego życia.
Wszystko wracało do normy i w ogóle nie tęskniłam za Słowacją, choć miałam wyrzuty sumienia, bo zostawiłam tam synka. Ciągle o nim myślałam. Serce mi pękało, gdy pomyślałam, że jest tam sam, sam na tym cmentarzu i najchętniej siedziałabym przy jego grobie dzień i noc, by tylko nie był osamotniony. To okropne uczucie towarzyszyło mi dzień i noc, tak wiele bym oddała, by był teraz przy mnie, tak wiele bym oddała by zobaczyć jak chodzi,  jak mówi, jak się bawi, ale na to było już za późno. Wiedziałam, że on nie żyje, że muszę myśleć teraz o sobie, bo jemu nie pomogę, ale wiedziałam też, że nie mogę o nim zapomnieć, że nie mogę pozwolić mu odejść z mojej głowy i serca.
Byłam pewna, że kiedyś jeszcze go zobaczę, może za pare lat, może za paredziesiąt, ale on na pewno będzie tam na mnie czekał.

Napisałam Cv i natychmiast wysłałam je szefowi, który miał przyjąć mnie do pracy. Miałam ogromną nadzieję na to, że to nie będzie niewypał, bo bardzo się na nią napaliłam. Całą sobotę spędziłam u Maryśki, która zresztą bardzo się z tego powodu cieszyła. Obie miałyśmy sobie do opowiedzenia jeszcze tyle żeczy, tyle ciekawostek, których nie zdążyłyśmy przedyskutować przez ten miesiąc. Rozmawiałyśmy o ludziach, o pracy, o wszystkim, co wydarzyło się podczas mojej nieobecności. Fajnie było znów być w Warszawie pełnej niespodzianek.

  Do mieszkania wróciłam około dwudziestej, ale na wycieraczce znów zastałam białą kopertę, która nieco mnie przeraziła. Po co gówniarze mieliby podsyłać mi już drugą kopertę? Wlazłam do domu i natychmiast przeczytałam co było napisane na kartce:

   "Niedługo się zobaczymy, nie mów nikomu o listach, to bardzo ważne. Nikt nie może dowiedzieć się o tym, że wróciłem. Trzymaj się.
                                                     M. "

  Nie rozumiałam tego, nie rozumiałam tego kim był "M". Nie znałam nikogo na "M". Żaden Mariusz, Maciek, Marcin ani Marcel, nie byli ze mną powiązani, nie musieli się ukrywać. I nagle wpadłam na pewien pomysł. Przecież wcześniej mieszkali tutaj jacyś studenci, może to do nich zaadresowane były te listy, może oni czekali na jakiegoś "M", który był równie tajemniczy co te dwa listy. Musiało być jakieś rozwiązanie tej zagadki, która absolutnie nie dotyczyła mnie.

Usiadłam na stole i położyłam dwa listy obok siebie. Szukałam jakichś znaków szczególnych, które pozwoliłyby mi odgadnąć kim był adresat. Sodor na pewno nie podpisywał by się jako "M", Sodor w ogóle by się nie podpisywał, tylko wpadł tutaj jak tornado albo chociaż zadzwonił z jakiegoś lewego numeru.
Vadim na pewno nie był autorem tych listów, bo to nawet nie było jego pismo i nie  trzymał by mnie w ciągłej niepewności.

Postanowiłam nie mówić nikomu o tym, co czekało na mnie pod drzwiami. Skoro adresat czuł potrzebę bycia incognito, to chciałam uszanować jego wolę i czekać na dalszy ciąg wydarzeń. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro