11. Z tym właśnie mamy mały problem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gotowi na kolejny z zaległych rozdziałów? ;))

✨✨✨

— Gdzie ty byłeś, idioto?

Harry uniósł głowę znad telefonu i obrócił się w stronę znajomego głosu. Już od jakichś piętnastu minut czekał na przyjaciół w mniej znanej sobie części miasta, ale żaden z nich aż do tego momentu nie przyszedł. Kędzierzawy zastanawiał się czy lepszym wyjściem nie byłby powrót do domu i wrócenie do pisania, jednak nie chciał stracić okazji do spędzenia czasu z przyjaciółmi. Nie widzieli się od urodzin Nialla, dopiero teraz, po tych kilkunastu dniach wszyscy znaleźli wolną chwilę na ich kolejne spotkanie. Styles wyjątkowo oderwał się od swojej pracy, by wreszcie trochę odpocząć. Miał nadzieję, że odreaguje trochę stres, jakiego nabawił go brak weny i wynikające z tego wolne tempo pracy.

Chciał spędzić spokojny dzień z przyjaciółmi, a na szczęście w tym momencie dokładnie na to się zapowiadało.

Uśmiechnął się szeroko, widząc śmiejącego się blondyna oraz marszczącego brwi Liama. Niall jak zwykle radośnie skakał i wydawał się być podekscytowany czymś tak banalnym jak zwykle spotkanie z przyjaciółmi. U Liama natomiast było zdecydowanie mniej radości. Harry spodziewał się, że poza pytaniem gdzie był, otrzyma od niego także kolejne kazanie na temat jego spóźniania się.

— Byłem wyjątkowo wcześniej, to wy gdzieś poszliście — rzucił szybko, zanim Payne zdążył dodać coś od siebie, a potem przewrócił oczami.

Objął po kolei przyjaciół, witając się z nimi cicho, a na jego twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech. Zniknęły już wszystkie jego wątpliwości, które jak zwykle miał przed samym wyjściem z domu. Chociaż miał przez to lekkie wyrzuty sumienia, miło było oderwać się od pracy i zobaczyć się z Niallem oraz Liamem, nawet jeśli ten drugi miał do niego pretensje o ich problem z odnalezieniem się.

— Umawialiśmy się po drugiej stro-...

— Jestem głodny — przerwał mu Niall, zupełnie ignorując to, że szatyn cokolwiek mówił. Jego wzrok padł na fast fooda kawałek dalej i Harry był pewien, że zobaczył jak w jego oczach pojawiają się iskierki. Jego miłość do jedzenia w połączeniu z zabawną miną Liama były dla Stylesa wystarczającym powodem do cichego chichotu. Niall na szczęście jednak tego nie zauważył, jego uwaga była pochłonięta przez tą restaurację oraz opuszczającą ją drobną dziewczynę z jedzeniem w rękach. Horan oblizał wargi i uśmiechnął się szeroko. — Chodźcie najpierw coś zjeść, później Li może przeprowadzać tą swoją wycieczkę krajoznawczą.

Blondyn ruszył przed siebie, nie patrząc na pozostałych, ale mimo to Harry i Liam podążyli za nim. Nie mieli nic przeciwko zjedzeniu czegoś, a na dokładkę wiedzieli, że odmowa Niallowi równałaby się jego ciągłemu marudzeniu przez całe ich spotkanie.

Niedługo później trójka przyjaciół znajdowała się w pobliskim parku, już niosąc w rękach swoje jedzenie. Niall szedł przodem, podskakując radośnie i co jakiś czas zerkając na papierową torebkę, w której znajdowało się zamówione chwilę wcześniej jedzenie. Wyglądał jak małe dziecko, które właśnie zobaczyło prezenty pod choinką i już nie mogło doczekać się sprawdzenia co jest w środku. Harry po raz kolejny trochę zazdrościł mu takiej umiejętności cieszenia się z drobnych rzeczy. Szedł za nim, uśmiechając się delikatnie i wymieniając z Liamem porozumiewawcze spojrzenia. Blondyn poprowadził ich w stronę szerokiego murku na środku, na którym po chwili usiedli, by wyjąć swoje jedzenie i wreszcie je zjeść. Nie potrzebowali nic mówić, by wiedzieć, że wszyscy z nich uważają podobne miejsca za lepsze do siedzenia niż zwykłe ławki.

Niall i Liam bardzo szybko pogrążyli się w rozmowie. Bez pośpiechu wcinali swoje zamówienia, co chwilę wtrącając coś w temacie nieznanego Harry'emu filmu. Styles tylko przysłuchiwał się ich rozmowie, nie chcąc przerywać wypowiedzi przyjaciół, ale kiedy zorientował się jak mało sensu ma dla niego słuchanie o lesbijce niby legalnie okradającej babcię-gangsterkę, jego uwaga przeniosła się na krajobraz dookoła.

Mężczyzna odrobinę odpłynął od rzeczywistości. Zastanawiał się nad tym, co napisze w niebieskim zeszycie, kiedy tylko wróci do domu i popijał swojego waniliowego shake'a. Chłodny napój spływał po jego gardle, dając mu uczucie orzeźwienia w ten jeden z ostatnich ciepłych dni, a zielone tęczówki przesuwały się po parkowych alejkach. Harry utkwił wzrok w fontannie, znajdującej się kawałek dalej. Przyglądał się jak woda wypływała ze środka i spływała po gładkim marmurze, mieniąc się od promieni słońca. Migoczące złociste, słoneczne przebłyski sprawiały wrażenie, że woda jest jak żyjąca własnym życiem fantastyczna istota, która zagubiła się we wnętrzu tej niepozornej marmurowej figury. Uciekała na zewnątrz, gdzie oprócz złotych promieni odbijała też drzewa, znajdujące się tuż obok. W lekko pofalowanym odbiciu widać było jak delikatny wiatr nieznacznie porusza ich koronami i wywołuje szelest liści. Do tego spomiędzy gałęzi co jakiś czas dobiegał radosny śpiew jakiegoś zagubionego ptaka, siedzącego między kwiatami kasztanowca.

Jeszcze nie było czuć właściwie trwającej od paru dni jesieni, lato wyjątkowo się przedłużyło. Zdarzały się deszczowe dni, ale jak na końcówkę września było sporo dni takich jak ten - słonecznych i spokojnych, będących ostatnim przebłyskiem lata. Zachęceni słońcem ludzie częściej wychodzili z domów, więc tego dnia w parku spacerowało ich sporo. Harry jak zwykle przyglądał się im, próbując wyłapać najciekawsze szczegóły. W oczy rzuciła mu się różowowłosa dziewczyna i jadący na hulajnodze mężczyzna z fryzurą jakiej nie powstydziłaby się Roszpunka z Zaplątanych. Szukał czegoś, co mogłoby dać mu inspirację do jego historii, mimo że wiedział co, lub bardziej kto, przynosi mu największą wenę.

— Jesteś tu jeszcze z nami czy już latasz sobie na jednorożcach w świecie swojej wyobraźni? — zapytał wesoło Niall, wyrywając Harry'ego z zamyślenia.

— Jestem z wami cały czas — odparł szybko w odpowiedzi, nie chcąc dać po sobie poznać, że faktycznie trochę odpłynął. Zdążył już prawie całkiem zapomnieć o rozmawiających obok niego przyjaciołach, pogrążając się w swoich myślach. 

Rozbawione uśmiechy jakie pojawiły się na ich twarzach wskazywały na to, że zdawali sobie sprawę z jego małego kłamstwa, ale nie mieli zamiaru się z nim o to kłócić. Byli już przyzwyczajeni to tego, że Harry czasem się tak zawiesza, przenosząc się na chwilę do swojego świata. Jak gdyby nigdy nic wrócili do rozmowy, tym razem próbując wciągnąć w nią też Stylesa. On jednak wciąż nie odzywał się zbyt wiele, jedynie co jakiś czas wtrącając parę słów od siebie. Wolał po prostu słuchać przyjaciół i nie przeszkadzać im w rozmowie. Już skończył mu się jego shake, więc zamiast pić, tylko siedział na murku, machając nogami i przysłuchując się o czym mówili Niall i Liam.

— Nie macie może ochoty przejść się gdzieś dalej? — wtrącił po chwili Harry, zauważając, że wszyscy skończyli już jeść i mogliby już ruszyć na mały spacer. Odrobinę znudziło mu się samo siedzenie, wolałby rozmawiać dalej już idąc.

Liam i Niall od razu się z nim zgodzili, a potem wstali z murka. Kiedy blondyn zaczął skakać w miejscu, by, jak powiedział, "rozprostować nogi", Payne zbierał do jednej torby wszystkie śmieci, które zostały po ich jedzeniu. Harry przyglądał się im z lekkim rozbawieniem. Spodziewał się, że obaj dokładnie tak się zachowają, to było do nich podobne. Jego uwagę na chwilę odwrócił dzwoniący telefon, ale bez większego namysłu odrzucił połączenie. Nie miał zamiaru tracić czasu z przyjaciółmi na jakieś rozmowy przez telefon z kimś innym.

Gdy ruszyli w dalszą drogę telefon Harry'ego zaczął jednak znowu dzwonić, nie dając mu w spokoju rozmawiać z przyjaciółmi.

— Odbierz wreszcie, może to coś ważnego, skoro dzwoni trzeci czy czwarty raz — odezwał się wreszcie Liam, zauważając, że Harry znów zignorował dzwonienie. Spojrzał na niego przelotnie, a widząc jego wahanie, westchnął cicho. — Naprawdę lepiej sprawdzić o co chodzi, a my ci przecież nie uciekniemy. Chodź, Niall, poczekamy na niego w kolejce po lody.

— Właśnie widzę jak mi nie uciekacie — wymamrotał pod nosem brunet, patrząc jak pozostała dwójka oddala się w kierunku budki z lodami. Przygryzł wargę i wyciągnął telefon, który w tym momencie zaczął po raz kolejny dzwonić. Nawet nie sprawdził kto tak desperacko potrzebuje się z nim skontaktować, tylko od razu odebrał i przystawił telefon do ucha. — Halo?

— Witaj, Harry. Wybacz, że się tak do ciebie dobijam, ale to ważne. Możesz rozmawiać?

Styles zamarł na moment, słysząc głos swojego ojczyma. Nie spodziewał się zbyt prędko rozmawiać z nim po raz kolejny. Nigdy zbytnio za sobą nie przepadali, nawet mimo wielu prób nie potrafili się ze sobą dogadać. Z tego powodu ich kontakt zwykle ograniczał się do wymieniania paru zdawkowych słów przy okazji wizyty Harry'ego w rodzinnym domu, a poza tym zwykle się unikali. Co było tak ważnego by to zmienić?

— Jasne... O co chodzi? — zapytał ostrożnie kędzierzawy, nerwowo gryząc wargę. Zerknął krótko na przyjaciół, stojących kawałek dalej i śmiejących się z czegoś głośno, co wywołało delikatny uśmiech na jego twarzy. Zaraz jednak jego uwagę zwrócił znowu mężczyzna po drugiej stronie telefonu.

— Wiem, że to może być dla ciebie trudne, Harry, ale powinieneś się dowiedzieć... Mam nadzieję, że nie będziesz miał nic przeciwko temu, że to ja cię o tym informuję, ani że dowiadujesz się dopiero teraz, ale-

— Jeśli to takie ważne, to powiedz wprost, bez niepotrzebnego owijania w bawełnę — przerwał swojemu rozmówcy brunet. Zaczął przygryzać od wewnątrz swój policzek, stresując się poważnym tonem ojczyma. Od kiedy tylko Robin zadzwonił, Harry miał złe przeczucia, które teraz jeszcze się pogłębiły. Obawiał się tego, co może od niego usłyszeć, ale cokolwiek to było wolał dowiedzieć się od razu niż czekać w niepewności. Wydawało mu się, że lepiej stawić czoła faktowi, zamiast tylko drżeć od samych domysłów i denerwować się o co może chodzić.

Bał się co Robin może chcieć mu powiedzieć, ale na pewno nie spodziewał się usłyszeć następnego wypowiedzianego przez niego zdania.

— Anne jest w szpitalu.

— J-jak to? — zająknął się, niedowierzając własnym uszom. Przysiadł na znajdującej się najbliżej niego ławce, kiedy poczuł jak nogi się pod nim uginają. W jego głowie zaczęły pojawiać się setki pytań, potrzebował wiedzieć coś więcej. Pytał o kolejne szczegóły i słuchał jak Robin opowiadał o wszystkim czego do tej pory dowiedział się od lekarzy, jednocześnie próbując odpowiedzieć sobie na pytanie dlaczego to akurat jego mamie musiała trafić się tak poważna choroba. Jego ojczym dość dokładnie zarysował mu w jak kiepskiej sytuacji znalazła się Anne. Harry miał nadzieję, że uda się jakoś to naprawić i wyleczyć mamę, ale jego rozmówca jak na razie nie wspomniał o żadnej możliwości jej leczenia. Brunet wziął głęboki oddech, zanim zdecydował się samemu zadać o to pytanie i poczekał chwilę aż ojczym przestanie mówić. — Robin, czy... Jak duże są szanse, że ona z tego wyjdzie?

Po drugiej stronie przez moment zapanowała całkowita cisza, a potem rozległo się ciche westchnięcie.

— Z tym właśnie mamy mały problem... — zaczął po chwili mężczyzna. Harry jeszcze bardziej bał się tego, że nie da się uratować jego mamy i może nawet nie zdążyć zobaczyć jej przed śmiercią. Wstrzymał powietrze, czekając na jego kolejne słowa i błagając w myślach, by Robin nie potwierdził jego obaw. — Owszem, jest możliwość, że uda się ją wyleczyć, ale leczenie Anne będzie dość kosztowne, więc sam rozumiesz...

Styles odetchnął z ulgą, słysząc, że jest jeszcze nadzieja i natychmiast zaczął szukać wszystkich możliwych rozwiązań, by zdobyć wystarczająco pieniędzy na leczenie mamy.

— Przecież ostatnio opowiadałeś o nowej, lepiej płatnej pracy, jeśli połączy się to z waszymi oszczędnościami na pewno uda się uzbierać wystarczającą kwotę — rzucił, kiedy przypomniał sobie ich rozmowę z jego ostatniego pobytu w rodzinnym domu. Zdawał sobie sobie sprawę z tego, że było to już dawno i sporo mogło się zmienić, ale zawsze była jakaś szansa, że rozwiązanie jest tak proste.

— Bardzo bym tego chciał, ale jakiś czas temu straciłem tą pracę. — Robin ponownie westchnął, pozbawiając Harry'ego złudzeń. — Poświęciłbym też wszystkie oszczędności, ale z czegoś musimy żyć. Już wystarczająco dużo pieniędzy zostało przeznaczonych na studia Gemmy, może to i dobrze, że ty się nie zdecydowałeś się, by też studiować. Gorzej wykształcony, ale przynajmniej nie kosztujesz nas więcej niż potrzeba.

Harry zacisnął pięści, słysząc jak mężczyzna śmieje się ze swojego niezbyt trafnego żartu. Te kilka minut ich rozmowy doskonale przypomniały mu z jakiego powodu zawsze tak trudno było mu się dogadać z Robinem. Mężczyzna zawsze potrafił wbić komuś szpilę i uwielbiał dręczyć Stylesa, z uporem maniaka wybierając sobie jego książki jako temat do żartów. Dla niego jedyną słuszną drogą zawodową było ukończenie studiów i praca w korporacji lub w poważnym zawodzie, takim jak prawnik czy lekarz. Każdego człowieka, który nie podążył podobną drogą, Robin zaliczał jako kogoś gorszego, bez jakiegokolwiek wykształcenia. Nie podobało mu się, że Harry poszedł swoją własną drogą i robił to, co kochał zamiast tego, co powinien robić według Robina. Bardzo często wywiązywały się z tego kłótnie między nimi i to był powód dla którego kędzierzawy starał się unikać ojczyma.

Wiedział, że tym razem jednak nie mógł go uniknąć, dlatego starał się ignorować wszystkie jego uszczypliwe komentarze. Przemilczał słowa Robina, czekając na to, co powie później.

Pewnie szukasz teraz rozwiązań do tej sytuacji, prawda? — Twist przerwał wreszcie ciszę, jaka zapadła między nimi po rzuconym przez niego żarcie. Harry mruknął potwierdzająco, nie chcąc wyprowadzać go z błędu. — Już o tym myślałem i zacząłem szukać nowej pracy, chociaż wątpię, żeby tylko to wystarczyło... Wybacz, że poruszam tak delikatny temat, ale potrzebujemy twojej pomocy. Czy mógłbyś dołożyć chociaż część tych pieniędzy od siebie?

— Oczywiście, postaram się, ale sam wiesz, że ja też nie zarabiam nie wiadomo jak wiele i nie pławię się w luksusach — cicho burknął w odpowiedzi Harry.

Wiem, w końcu czego innego można byłoby się spodziewać po zwykłym pisarzu. — Z drugiej strony telefonu ponownie rozległ się nieprzyjemny śmiech.

Harry wziął głęboki oddech, aby się uspokoić. Nie chciał znowu się z nim kłócić, a miał wrażenie, że właśnie do tego zmierza ich rozmowa. Poczuł się urażony ciągłą krytyką ojczyma. Zwykle dosyć mocno zależało mu na opinii innych osób i czuł się źle, kiedy ktoś tak po prostu traktował go jak kogoś gorszego.

Przesunął wzrokiem po swoim otoczeniu i zatrzymał spojrzenie na swoich przyjaciołach, którzy wreszcie znaleźli się na początku tej sporej kolejki. Wciąż wesoło ze sobą rozmawiali, ale zerkali też w stronę Harry'ego. Kiedy Niall zauważył, że na nich patrzy, zaczął machać do niego jak szalony. Brunet uśmiechnął się pod nosem, widząc jego radość i to, jak Liam próbuje opanować jego dziwne zachowanie. Ten krótki kontakt z przyjaciółmi odrobinę poprawił mu humor i pozwolił mu uspokoić się na tyle, by nie rozpoczynać awantury z Robinem.

— Znowu masz zamiar krytykować moją pracę? — zapytał opanowanym głosem i zacisnął zęby, by przypadkiem nie dodać czegoś więcej. Nie zamierzał całkiem pominąć jego zachowania, ale wciąż nie chciał się z nim kłócić.

— Nie oszukujmy się, Harry, nie piszesz najlepiej — odparł rozbawiony mężczyzna. — Już ci mówiłem, że nie będziesz miał z tego wystarczająco pieniędzy i powinieneś zająć się czymś innym, bardziej pożytecznym i dopasowanym do twoich podstawowych umiejętności.

— Nie mógłbyś chociaż teraz dać z tym spokoju? Tak, to nie jest typowa praca i nie zarabiam za to najwięcej, ale kocham to co robię. Nie zostawię tego, by męczyć się w nudnej pracy za biurkiem, tylko dlatego, że jesteś zazdrosny, bo nie zostawiłem swoich marzeń i nie jestem kimś takim jak ty. Pozbawionym pasji idiotą, którego jedyną wartością jest to, że skończył studia i ma za to nic nie znaczący dyplom — wyrzucił z siebie Styles, nie mogąc już znieść przytyków ze strony ojczyma. Wiedział, że lepiej byłoby nie odzywać się wcześniej, ale już nie mógł cofnąć czasu.

Harry zerknął na swoich przyjaciół, którzy już z lodami powoli szli w jego stronę. Kiedy widział ich pozytywną energię zrobiło mu się głupio, że tak naskoczył na Robina. Nie chciał wywoływać kłótni, a mimo to powiedział więcej niż powinien. Westchnął cicho i przetarł dłonią swoją twarz.

— Przepraszam — odezwał się po chwili milczenia. — Po prostu... spróbuję przyjechać do was jak najszybciej, chciałbym zobaczyć się z mamą.

Cóż, wybacz, Harry, ale chyba lepiej będzie jeśli odpuścisz sobie przyjeżdżanie tutaj. Lepiej oszczędzać nerwy Anne. — Głos Robina stał się jeszcze chłodniejszy i bardziej nieprzyjemny niż do tej pory. Harry wzdrygnął się lekko i zacisnął oczy, biorąc kolejny głęboki oddech.

— Masz rację, lepiej nie denerwować mamy twoim idiotycznym zachowaniem, a chyba nie potrafisz funkcjonować normalnie kiedy ja przyjeżdżam — odpowiedział ojczymowi równie zimnym tonem i zerknął na przyjaciół, którzy stanęli kawałek obok niego. — A teraz wybacz, ale muszę kończyć. Żegnaj, Robin.

Rozłączył się zanim mężczyzna zdążył powiedzieć cokolwiek więcej i schował telefon, a potem oparł głowę o swoje dłonie. Poczuł jak na ławce tuż obok niego siadają jego przyjaciele, tym razem cichsi i spokojniejsi, niż kiedy stali w kolejce po lody.

— O co chodziło? — spytał ostrożnie Liam, patrząc na niego ze zmartwieniem.

Wcześniej, kiedy rozmawiał z Niallem w kolejce po lody, co jakiś czas sprawdzał czy z Harrym wszystko w porządku i widział jego smutek oraz późniejszą złość. Jeszcze nie wiedział o co chodziło, ale po emocjach, jakie zauważył u przyjaciela, wiedział, że to nie może być nic dobrego. Westchnął cicho, kiedy kędzierzawy drżącym głosem odparł, że to nic takiego, nie chcąc obciążać tym przyjaciół. Zarówno on jak i Niall nie mieli zamiaru naciskać na niego i zmuszać by wszystko im powiedział, po prostu go rozumieli.

— Masz, Hazz, lody są dobre na wszystko — rzucił blondyn, kiedy zobaczył, że Harry nie ma zamiaru powiedzieć nic więcej. Podał mu wspomniany przez siebie smakołyk i przysunął się bliżej niego, delikatnie obejmując go swoimi ramionami, a po chwili do ich przytulasa dołączył także szatyn.

Styles uśmiechnął się, wtulając się w ramiona pozostałej dwójki. Nie potrafił wymarzyć sobie lepszych przyjaciół niż Liam i Niall.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro