18. ...zacznie go błagać, by poszedł tam z nim na randkę

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— No więc za górami, za lasami...

— Nie ma opcji, nie zacznę zwykłego rozdziału w ten sposób — Harry natychmiast zaprotestował, chichocząc pod nosem. Szatyn przewrócił oczami i wygodniej ułożył się wśród poduszek na kanapie, podając mu kolejne propozycje rodem ze starych baśni opowiadanych małym dzieciom.

Dookoła nich wciąż unosił się zapach morza, mimo że tego dnia postanowili po prostu odpocząć, zamiast oglądać miasto. Od rana pisarz siedział przy niebieskim zeszycie, by dokończyć jeden rozdział i teraz starał się zacząć kolejny. Potrzebował pisać jak najwięcej może i musiał dokończyć swoją książkę jak najszybciej, ale nie było to takie proste. Gryzł końcówkę swojego długopisu, wpatrując się w błękitne kartki, jakby oczekiwał, że pod wpływem jego wzroku słowa same zaczną pojawiać się na papierze. Nic takiego się jednak nie stało, więc chłopak westchnął i spojrzał na Louisa z niemą prośbą o pomoc.

— Na pewno nie masz żadnego pomysłu, H? Zastanów się dobrze — odezwał się szatyn, przyglądając mu się uważnie. Od początku oferował Harry'emu swoją pomoc, ale nie bardzo mógł podać mu jakąkolwiek odpowiedź, dopóki pisarz sam nie wpadnie na żaden pomysł. Patrzył na nieznacznie zmieniającą się mimikę jego twarzy i był pewien, że przez jego myśli przemyka mnóstwo różnych możliwych początków, ale Harry nie potrafi się zdecydować na żaden z nich. Po chwili zareagował na słowa Louisa pokręcęniem głową, odrzucając wszystkie swoje propozycje. Szatyn westchnął cicho, patrząc jak jego brązowe loczki podskakując zgodnie z ruchami głowy. — No dobrze, więc coś prostego... Możesz zrobić tak, że William niech sobie siedzi przy stole, jak ty, a ten drugi bohater... jak go wreszcie nazwałeś?

— Edward — wybąkał Harry i odrobinę spuścił głowę, gryząc swoją wargę. W pokoju rozbrzmiał cichy śmiech Louisa.

— Oh jak oryginalne... Też przypadkiem tak wyszło? — rzucił rozbawiony i puścił młodszemu oczko. Na policzkach bruneta wykwitły rumieńce, a chłopak jeszcze bardziej pochylił głowę, żeby je ukryć. Nie myślał zbyt wiele nad imionami swoich postaci, słuchając się swojego pierwszego odruchu, który sprawił, że obaj główni bohaterowie stali się zaskakująco podobni do niego i jego idola. Gdyby teraz miał je zmieniać, na pewno wybrałby coś mniej oczywistego, by nie musieć tłumaczyć się przed ludźmi, którzy wiedzieli o jego zauroczeniu Tomlinsonem. Na razie jednak wszystko zostawali takie, jak było do tej pory. — W każdym razie Edward może leżeć sobie jak ja i będzie podpowiadał Williamowi co ma napisać.

— Masz na myśli to, że kolejny raz mam opisać dokładnie to, co sam robię? — zapytał Harry, unosząc brew. W jego głosie rozbawienie mieszało się z niedowierzaniem. Zabawnym pomysłem wydawało mu się wrzucanie co jakiś czas zwykłych scenek ze swojego życia, ale przecież nie chciał robić z tego swojego dziennika; to miała być książka, którą będzie można potem sprzedać. Louis zerknął na niego i zachichotał.

— A czemu nie?

— Potrzebuję czegoś ciekawego, a nie nudnych rzeczy, które robię na co dzień... — Na twarzy kędzierzawego pojawił się grymas niezadowolenia. Miał wrażenie, że większość książek, jakie napisał do tej pory, była lepsza niż ta nowa, którą pisał teraz. Niby doskonalił swój styl pisania, ale miał coraz słabsze pomysły... Z czymś takim ciężko będzie mu się wybić pośród innych pisarzy. — Przecież nikt nie będzie chciał czytać tak nudnej książki.

— Jestem pewien, że znajdą się czytelnicy, ale no dobrze, wymyślmy coś wyjątkowego... — Louis zmarszczył brwi, zastanawiając się przez chwilę nad tym, co może zaproponować pisarzowi. — Więc Edward może trzymać gazetę i na przykład... Zobaczy jakieś zdjęcia? Zdjęcie jelenia! Myślałeś kiedyś, żeby napisać romans między zwierzętami? Silny pan łoś i delikatna pani jeleń-

— Łania, nie pani jeleń — poprawił go Harry, kręcąc z politowaniem głową. Jego oczy radośnie błyszczały i ledwo powstrzymywał się od śmiechu, wyobrażając sobie, że ktoś naprawdę mógłby napisać taką książkę. On w każdym razie nie miał zamiaru tego robić. — Nie, nie myślałem i nie napiszę czegoś takiego. Na razie potrzebuję kolejnego rozdziału do tej książki, nie zaczynam nic nowego.

Szatyn w odpowiedzi tylko przewrócił oczami. Przecież on tylko proponował coś wyjątkowego, zupełnie jak chciał tego Harry.

— Co za nuda. Ale skoro chcesz... Więc mógł zobaczyć w tej gazecie ogłoszenie o jakiejś sztuce w teatrze... — Louis zawiesił głos, posyłając brunetowi tajemnicze spojrzenie i próbując zbudować napięcie. — Sztuka z maskami, coś jak teatr grecki, bo wtedy na nikim nie zrobi wrażenia zamaskowany morderca, mogą myśleć, że to tylko aktor, a tak naprawdę-

— Louis! — Styles odrobinę uniósł głos, patrząc na niego z wyrzutem, ale był coraz bliżej parsknięcia śmiechem. Sam też zaczynał znajdować bardziej absurdalne rozwiązania, zupełnie takie jak te Louisa lub Nialla. Niezbyt mu się to podobało, zamiast na dziwnych pomysłach wolał się skupić na scenach, które faktycznie mógł umieścić w swojej historii. Nie chciał marnować czasu na coś innego.

— Okej, okej, rozumiem, ma być nudno i przyziemnie, przepraszam — wymamrotał mężczyzna i znowu przewrócił oczami. Harry westchnął cicho, próbując skupić się na wymyśleniu chociaż pierwszego zdania, ale znów przeszkodził mu w tym szatyn. — Więc Edward zobaczy ogłoszenie o sztuce w teatrze... Zmarszczy czoło i wstanie z łóżka, a potem podejdzie bliżej Williama... — Louis ostrożnie wstał z łóżka i ruszył powoli w stronę siedzącego przy biurku Harry'ego. Mówił, wykonując dokładnie takie same ruchy jak Edward w jego opowieści. Przedstawiał pisarzowi tą scenę tak, by jak najlepiej mógł ją sobie wyobrazić. — Położy gazetę obok jego maszyny do pisania i wskaże na to ogłoszenie mówiąc mu o sztuce... a potem rzuci się na kolana i zacznie go błagać, by poszedł tam z nim na randkę!

Z gardła bruneta wydobył się głośny śmiech, kiedy Louis faktycznie dalej wykonywał wspominane przez siebie ruchy i klęknął obok niego z przejmującą miną na twarzy. Szatyn również wygiął swoje wargi w uśmiechu i szybko do niego mrugnął, przyglądając się jak uroczo wygląda, kiedy się śmieje. Kędzierzawy potrzebował chwili by się w miarę uspokoić, ale gdy wreszcie to zrobił, przesunął swój wzrok na kartki, na których zapisywał wszystkie pomysły do swojej książki. Wyraźnie było widać, że nad czymś się zastanawia, gryząc swoją wargę.

— Nie, to nie może się udać, przecież wiesz... — stwierdził zrezygnowym tonem i westchnął cicho, patrząc znacząco na Louisa. Szatyn również odrobinę posmutniał, ale nie odezwał się ani słowem. Wstał z kolan i oparł się o biurko tuż obok niebieskiego zeszytu Stylesa, uważnie przyglądając się jego właścicielowi. — Ughh, zaraz spróbuję coś wymyślić, może wreszcie to ruszy dalej.

Szatyn skinął głową i patrzył jak Harry znowu pochyla się nad błękitnymi kartkami swojego zeszytu. Końcówka zielonego długopisu zniknęła pomiędzy jego wargami, kiedy zastanawiał się co dalej pisać. Próbował układać jak najlepsze zdania, wystarczająco dobre, by znaleźć się w jego książce i przez ten cały czas czuł na sobie uwagę Louisa, przyglądającego mu się uważnie. Jego wzrok trochę rozpraszał pisarza, który zamiast myśleć nad ułożeniem odpowiedniego pierwszego zdania, skupiał się na niebieskich oczach mężczyzny.

— Z nieba lały się krople zimnego deszczu, nikt nie był na tyle szalony, aby chociaż wyściubić nos na zewnątrz. Jednak pośród wszystkich innych i pośród ulewy na środku ulicy stał on. Słońce samo w sobie. — Harry natychmiast uniósł głowę, słysząc tuż obok siebie cichy głos mężczyzny.

Te parę zdań sprawiło, że blokada, która tkwiła do tej pory w jego głowie, teraz bez problemu odpuściła. Jego umysł zalały kolejne zdania, idealnie komponujące się z tym początkiem i w myślach zaczęła mu się tworzyć perfekcyjna wizja na ten rozdział. Coraz lepiej zarysowywało mu się to, co ma się dziać dalej i jak połączyć to z wymyślonym przez Louisa początkiem. Gryzł końcówkę swojego długopisu, wpatrując się z zamyśleniem w błękitne oczy i pozwalając na to, by wizja rozdziału coraz bardziej umacniała się w jego głowie. Był pewien, że teraz pisanie pójdzie mu zdecydowanie szybciej.

— Mógłbyś to powtórzyć? — zapytał, posyłając szatynowi błagalne spojrzenie. Ostrożnie przyłożył do błękitnego papieru swoje narzędzie do pisania, a potem jeszcze raz zerknął na Louisa, który pokiwał głową w odpowiedzi i uśmiechnął się delikatnie.

— Jasne, słońce. Zapisuj — odparł od razu i powtórzył swoje wcześniejsze słowa z niewielkimi zmianami. Patrzył jak Harry notuje to w zeszycie o chabrowej okładce i bez większego wysiłku zaczyna dokładać do tego kolejne zdania, dopracowując obraz pokazywany przez siebie w tym rozdziale. Gryzł swoją wargę, a kącik jego ust uniósł się delikatnie przez świadomość, że to dzięki niemu Harry zdjął z siebie swoją blokadę pisarską. Odrobinę podskoczył, by usiąść na biurku zamiast tylko się o nie opierać, a potem zaczął machać nogami, dalej obserwując pisarza w trakcie pracy.

W pomieszczeniu panowała zupełna cisza, przerywana tylko odgłosami długopisu sunącego po kartkach. Czas jakby zwolnił, wszystko dookoła się zatrzymało - Harry czuł, że jest tylko on, jego niebieski zeszyt i słowa, które z większą niż zwykle łatwością spływały na błękitny papier. Tak jak miał nadzieję, przy Louisie pojawiła się też jego wena, a na szczęście szatyn nie zamierzał przeszkadzać pisarzowi w jej wykorzystywaniu. Nie mógłby tego zrobić. Po prostu siedział tuż obok i ze spokojem czekał, aż Harry napisze tak dużo, jak tylko da radę. Żaden z nich nigdzie się nie śpieszył, mogli spędzić w ten sposób tyle czasu ile tylko chcieli.

Wszystko jednak miało swój koniec, więc po dwóch godzinach i kilku zapisanych stronach, długopis Harry'ego znowu zwolnił, by po chwili całkiem się zatrzymać. Brunet zamrugał parę razy, próbując szybko wymyślić kolejne zdanie, które mógłby zapisać, ale znów złapała go blokada. Nic nie pasowało mu do umieszczenia na kolejnej z kartek. Wizja, która wcześniej była tak bardzo wyraźnie widoczna w jego głowie, teraz po prostu rozpłynęła się w powietrzu.

— No to teraz robimy sobie przerwę, Hazz — zadecydował Louis, chwilę po tym jak zauważył, że brunet się zatrzymał. Gdyby nie to, pisarz prawdopodobnie męczyłby się nad błękitnym papierem dopóki nie wymyśliłby co dalej ma pisać, nawet gdyby przez resztę dnia nie przyszło mu nic do głowy. Trzeba było go jakoś od tego oderwać, by po krótkiej przerwie mógł usiąść do pracy z nowymi, świeżymi pomysłami, wytworzonymi przez jego podświadomość kiedy sam zajmie się czymś innym. Musiał wyjść na świeże powietrze, choć na chwilę zmienić swoje otoczenie i odetchnąć przed dalszym pisaniem. — Co powiesz na lody?

— Umm jasne, tylko chyba nie ma żadnych tutaj, trzeba by było poszukać jakiejś lodziarni na dworze... — wymamrotał Harry, odrobinę wahając się nad tą opcją.

Miał świadomość tego, że przez ostatnie dwie godziny udało mi się napisać już sporo i z pewnością wyrobił swój minimalny próg słów na dzień. Zrobił wystarczająco dużo pracy, zasługiwał na przerwę. Wciąż jednak nie czuł się zbyt dobrze z myślą, że ma tak po prostu odpuścić teraz staranie się z wymyśleniem kolejnych zdań. Nawet jeśli czuł blokadę pisarską i jeśli wiedział, że spróbuje złamać ją, wracając do tego niedługo, wciąż czuł się z tym nie do końca w porządku. Z drugiej strony wiedział też o tym, że taka przerwa mogłaby mu pomóc... Mimo wyrzutów sumienia czuł, że może jednak warto było posłuchać tym razem Louisa i tego, co mówił mu wiele razy Niall. Sprawdzi, czy to faktycznie zadziała i czy z odświeżonym umysłem będzie mu łatwiej pisać. Miał nadzieję, że po przerwie szatyn znów pomoże mu ruszyć dalej z pracą...

— To jak, H? Wychodzimy? — ponowił swoją propozycję Louis i z wyczekiwaniem przyjrzał się młodszemu.

Brunet po krótkim zastanowieniu pokiwał głową, wywołując na twarzy Louisa zadowolony uśmiech. Bardzo szybko się zebrali i już chwilę później znaleźli się na świeżym powietrzu, spacerując po wybrukowanym chodniku. Musieli oddalać się od morza, bo z każdym kolejnym krokiem otaczało ich mniej orzeźwiającego zapachu, a Brighton coraz bardziej przypominało zwykłe, miejskie dzielnice Londynu. Mimo braku ślicznych widoków Harry czuł się całkiem dobrze, idąc wolnym krokiem tuż obok Louisa. Czuł się zupełnie jakby był tuż przy swoim domu.

— Psst, Hazz... Patrz tam — wyszeptał Louis po chwili ich spaceru. Jego palce musnęły dłoń Harry'ego, zwracając uwagę pisarza na szatyna jeszcze skuteczniej niż jego słowa. Kędzierzawy uśmiechnął się pod nosem, a potem spojrzał we wskazanym przez mężczyznę kierunku. Zmarszczył brwi, kiedy jedynym co zauważył była miejska biblioteka, pod której schodami stała kobieta, siłująca się z wózkiem dla dzieci, by bezpiecznie wprowadzić go na górę. Jeszcze raz rozejrzał się dookoła, upewniając się, że nie ma tam nic innego, na co mógłby chcieć zwrócić jego uwagę Louis, ale wciąż ciemnowłosa kobieta była jedyną osobą, na którą mógł wskazywać szatyn.

— I co ja mam z tym zrobić? — odparł zdezorientowany i zagryzł wargę, zerkając na mężczyznę obok siebie.

— Pomóż jej. Przecież widzisz jak się męczy, a ty jesteś silny i zrobiłbyś to bez problemu — powiedział Louis, uśmiechając się zachęcająco. Musiał widzieć wahanie na twarzy bruneta, więc pochylił się w jego stronę i szepnął parę słów, a przy tym znowu musnął palcami jego rękę, powoli sunąc w górę ramienia. — No dawaj, Hazz, dasz radę.

Kędzierzawy skubał zębami swoją wargę, wciąż odrobinę się wahając. Zwykle nie czuł się zbyt komfortowo rozmawiając z mniej bliskimi sobie ludźmi, szczególnie tymi, których nie znał nawet w najmniejszym stopniu. Bał się odzywać, kiedy ktoś obcy do niego podszedł, a teraz sam z własnej woli miał narazić się na rozmowę z nieznajomą? Niezbyt podobała mu się ta perspektywa, mimo że nie miał nic przeciwko pomocy innym ludziom. Kiedy jednak jeszcze raz spojrzał na Louisa, zdecydował, że może tym razem zaryzykować. Kobieta nie wyglądała na groźną, a wyraźnie nie radziła sobie sama z ciężkim wózkiem. Harry westchnął i ruszył w jej stronę, zostawiając szatyna samego.

— Um, przepraszam? Pomóc z tym pani? — zapytał, kiedy znalazł się już tuż obok niej. Kobieta uniosła głowę i spojrzała na niego, a na jej twarzy pojawił się wdzięczny uśmiech. Z radością przyjęła jego pomoc. Kędzierzawy bez trudu podniósł jej wózek i wniósł go te kilkanaście stopni do góry, stawiając go na samej górze schodów. Chciał zaraz po tym wrócić do Louisa, ale zanim mógł to zrobić kobieta zatrzymała, dziękując mu parę razy. Uśmiechnął się nieśmiało i kiwał głową słuchając jak zaczyna opowiadać o tym, jak ciężkie są teraz wózki, a rzadko trafiają się ludzie, którzy z własnej woli chcą jej pomóc. Bawił się swoimi palcami, czekając aż skończy mówić, ale mimo że czuł się niezręcznie, rozmawiając z nieznajomą, cieszył się, że zaryzykował podejściem do niej. Czuł się lepiej ze świadomością, że dzięki niemu ktoś ma łatwiej.

Dopiero po chwili udało mu się zejść po schodach do Louisa, który do tej pory całej tej scenie przyglądał się z boku. Uśmiech na jego ustach był bardzo wyraźnie zarysowany, a jego oczy błyszczały z zadowolenia, kiedy patrzył na Harry'ego. Pod wpływem jego wzroku kędzierzawy zarumienił się delikatnie i spuścił głowę, patrząc na ich dłonie, które bardzo szybko znów się ze sobą złączyły. Przez resztę ich spaceru pisarz czuł na swojej dłoni jego dotyk, delikatny jak podmuch wiatru.

Cieszyli się kolejnym dniem spędzonym razem w przyjemny sposób. Kiedy po jakimś czasie Harry wrócił do swojej pracy, dalej czuł na swoim języku smak swoich ulubionych lodów, a na dłoni delikatny dotyk palców szatyna. Po takim odpoczynku faktycznie trochę łatwiej było mu przełamać swoją blokadę i wrócić do pisania, szczególnie, że dalej miał Louisa przy swoim boku. W takich momentach nie do końca wierzył w to, jak dobrze wpływa na niego coś tak prostego jak sama obecność drobnego szatyna...

✨✨✨

Kiedy miałam zbiórki w piątki łatwiej było pamiętać kiedy wrzucić rozdział, a nie przypominać sobie o tym dopiero wieczorem... Cóż, w następnym ff będę musiała wrzucać rozdziały w czwartki żeby o tym nie zapominać hahah

W każdym razie ten rozdział dedykuję @FankJuNajll (której jeden z komentarzy został wykorzystany jako podpowiedź od Louisa) i mojemu najmłodszemu bratu (któremu nie powiedziałam o czym piszę, ale zapytałam go co mam napisać, więc moja rozmowa z nim wyglądała podobnie jak fragment tej Larry'ego - koniecznie chciał żebym napisała kryminał albo coś o zwierzętach)

Miłego weekendu, misie pysie <33

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro