26. Tajemnica wojskowa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Jak pięknie wygląda podczas snu... Jak bezwładna lalka z porcelany... Zamknięte oczy, gładka twarz pozbawiona uczuć i całkowity spokój, nawet jeśli każdego dnia masa zbyt silnych emocji wywołuje problemy. Spokój. Wyciszenie wszystkich nerwów. Bezwład, ale i ukojenie...

Harry poruszył się niespokojnie, kiedy zaraz po przebudzeniu usłyszał cichy i odrobinę niewyraźny głos z oddali. Przewrócił się na drugi bok, a potem przez chwilę leżał bez ruchu wpatrzony w ścianę naprzeciwko kanapy, na której musiał zasnąć i czekał na to aż ten sam głos rozbrzmi po raz drugi. Nie był jeszcze do końca świadomy czyj to mógł być głos, ale nie można się było temu dziwić, zazwyczaj zaraz po przebudzeniu nie pamiętał nawet swojego imienia i potrzebował chwili, by zrozumieć gdzie właściwie jest i jaki był dzień. Tak było i tym razem. Co prawda wciąż nie miał pojęcia czy był poniedziałek czy wtorek, jeszcze styczeń, czy już początek lutego, ale przypomniał sobie, że zasypiał obok Louisa i zmarszczył brwi, zauważając jego brak... Teraz leżał sam pośród poduszek, więc szatyn musiał już wstać i zasłyszany chwilę wcześniej głos musiał należeć do niego. Po domyśleniu się tego kędzierzawy tylko wzruszył ramionami i znów przymknął oczy, licząc na to, że uda mu się odpocząć jeszcze przez chwilę. Nieważne jaki był dzień, sen był ważniejszy od czegokolwiek oprócz jego książki.

Przez ostatnie tygodnie znów udawało mu się pisać więcej. Większość dni, nie licząc tych kilku spędzonych z Niallem, mijała mu na zapisywaniu kolejnych błękitnych stron i poprawianiu poprzednich rozdziałów, z małymi przerwami na rozmowy z Louisem. Szatyn znów stał się sporą częścią jego życia, widywali się niemal codziennie i starali się zachowywać tak jak wcześniej, zanim pojawiła się Eleanor. Harry kochał to, że dalej potrafią rozmawiać godzinami i znów jest co chwilę nazywany "słońcem". Mimo że zatracał się w pisaniu, tak jak było to niedługo przed jego kłótnią z przyjacielem, teraz dobrze mu było z tym stanem. Często widywał się z Louisem, nie kłócił się z Niallem i sporo pisał, więc czemu miałoby być coś źle? Miał wszystko czego potrzebował i nawet jeśli wrócił do niego też nawyk omijania niektórych posiłków oraz późnego chodzenia spać, wszystko było w porządku. Jedzenia nie potrzebował zbyt wiele, a późne zaśnięcie mógł przecież odespać rano skoro i tak nigdzie się nie śpieszył.

Tym razem jednak nie był w stanie dalej spać, mimo że wciąż był jeszcze wczesny ranek, a on położył się sporo po północy. Z innych części mieszkania co chwilę dobiegały go jakieś szmery i niewyraźne głosy, nie pozwalając mu na powrót do snu, nawet jeśli starał się je ignorować. Domyślał się, że to pewnie Louis robi coś w kuchni i miał nadzieję, że szybko skończy, by z powrotem znaleźć się przy nim, ale to się wcale nie działo. Dźwięki nie cichły, a wręcz w pewnym momencie stały się głośniejsze i bardziej wyraźne...

Mężczyzna westchnął i powoli wstał z kanapy, kiedy wreszcie zdecydował się samemu dołączyć do szatyna w kuchni, zamiast ciągle czekać aż się uciszy. Skrzywił się, czując ból pleców od spania w niezbyt wygodnej pozycji i żałował, że spał na kanapie, ale kiedy zasypiał w środku nocy nie miał siły na przenoszenie się do swojego miękkiego łóżka. Teraz jednak mógł mieć tylko nadzieję, że ból szybko zniknie i nie będzie go rozpraszał podczas pisania. Przeciągnął się, licząc na to, że to chociaż trochę pomoże, a potem nieśpiesznie ruszył w stronę kuchni.

— Dzień dobry — wymamrotał i oparł się o futrynę w kuchni z szerokim uśmiechem na twarzy, ale zaraz po tym zamarł, zauważając, że zamiast Louisa w kuchni znajdują się dwie zupełnie inne osoby.

— Oh, obudziliśmy cię? Przepraszam, myślałem, że byliśmy wystarczająco cicho, ale ktoś chyba trochę za bardzo hałasował — odezwał się wyższy mężczyzna, akcentując słowo "ktoś" i trącając łokciem stojącego obok blondyna, a przy tym próbował subtelnie zasłonić swoim ciałem coś, czego Harry nie był w stanie dostrzec.

— Nie wiem o czym mówisz, Li — stwierdził tylko i zatrzepotał rzęsami, szczerząc się w jego stronę. Zaraz po tym zwrócił się w stronę zdezorientowanego pisarza i uśmiechem podszedł do niego, by złapać go za ramiona, obracając tyłem do wnętrza kuchni, a potem ułożył dłonie na jego plecach i wypychnął mężczyznę z kuchni. W ten sposób zaprowadził go do sypialni, gadając po drodze dla odwrócenia uwagi. — Wracaj do spania i zapomnij, że nas tu widziałeś, Hazz. Najlepiej zapomnij też jaki jest dzisiaj dzień i udawaj zaskoczonego. No już, do łóżka i dobranoc.

— Czekaj, Ni! Nie widzieliście go jak wychodził? I co wy tam robicie?

— Nikogo nie widzieliśmy, nie wiem o czym mówisz... — Niall zmarszczył brwi, przyglądając mu się badawczo, ale już po chwili na jego twarz wrócił radosny uśmiech. — A to co tam robimy to tajemnica wojskowa, nie pytaj więcej, bo gdybym ci powiedział, musiałbym cię zabić. Po prostu idź spać, a ja uciekam, pa!

— Niall? — Harry zamrugał całkiem zdezorientowany kiedy blondyn obrócił się na pięcie i żwawym krokiem opuścił jego pokój, nie mówiąc ani słowa więcej. Nie bardzo rozumiał o co mu chodziło, ani czemu jego przyjaciele pojawili się u niego w domu bez żadnej zapowiedzi. Horan faktycznie często tak robił, ale Liam? Przecież on zawsze umawiał się wcześniej, by dopasować sobie spotkanie do swojego zapchanego grafika. Od jakiegoś czasu nie znajdował zbyt wiele terminów na spotkania z nimi, więc jakim cudem wyczarował sobie wolny czas na spotkanie i czemu nic mu o tym nie powiedział? Nie żeby przeszkadzała mu wizyta szatyna, ale co w tym momencie robił w jego kuchni? I tak samo Niall? Jego obecność zdecydowanie mniej dziwiła kędzierzawego, ale przecież ostatnio on też miał sporo pracy w swojej restauracji i rzadziej do niego przychodził... Musiał być jakiś powód, tylko jaki?

— Nie pytaj o nic, nie wychodź stąd, zaraz przyjdziemy. — Zza drzwi jeszcze raz wyłoniła się na moment głowa Irlandczyka i po wypowiedzeniu tych kilku słów z powrotem zniknęła, a drzwi zamknęły się za nią. Dopiero wtedy blondyn naprawdę wrócił do kuchni.

Przez następne parę minut Harry nie bardzo wiedział co ma ze sobą zrobić. Przez chwilę po prostu siedział na łóżku, snując teorie o tym, co mogli robić w tym momencie jego przyjaciele, ale wreszcie zdecydował się skorzystać z tego krótkiego czasu zanim do niego przyjdą i przebrać się w świeże ubrania. Zdążył to zrobić akurat zanim ktokolwiek mógł go zobaczyć, a potem nie musiał już długo czekać na Nialla i Liama. Na szczęście dla niego nie siedzieli oni zbyt długo w kuchni, tylko dość szybko do niego dołączyli. Nie weszli od razu do jego sypialni, jeszcze przez moment stali tuż za drzwiami jego sypialni i szeptali o czymś między sobą tak, by Harry nie mógł tego usłyszeć, mimo tego jak bardzo się starał. Po chwili jednak w drzwiach pojawiła się szpara, przez którą znów wyjrzała blond czupryna i szeroki uśmiech Nialla, kiedy mówił:

— Psst, Hazz, kładź się do łóżka i chociaż udawaj, że śpisz.

— Co wy robicie? Czemu ja się w ogóle z wami przyjaźnię? — burknął pod nosem Harry i pokręcił głową, rozbawiony ich zachowaniem, ale faktycznie wypełnił prośbę blondyna bez zadawanie kolejnych pytań. Domyślał się, że i tak nie dostałby na nie odpowiedzi. Zamiast tego po prostu ułożył się szybko na pościeli i przymknął jedno oko, a drugim wciąż obserwował co dalej mieli zamiar robić jego przyjaciele, którzy jeszcze przez chwilę stali za drzwiami. Po jego słowach było słychać ich cichy śmiech i mężczyźni otworzyli drzwi do końca, powoli wchodząc do pomieszczenia.

— Dlatego, że nas kochasz i- — Liam spróbował odpowiedzieć na pytanie Harry'ego, ale zanim skończył swoją wypowiedź, blondyn mu przerwał, bezceremonialnie się wtrącając.

— Bo mamy dla ciebie niespodziankę! — krzyknął radośnie i odsunął się na bok, odsłaniając zza siebie Payne'a, który trzymał w dłoniach pokaźnej wielkości tort. Harry natychmiast otworzył drugie oko i z lekko rozchylonymi wargami wpatrywał się w spore ciasto, na którego bokach kolorowa masa tworzyła tęczę, a z samego czubka spływała czekoladowa polewa. Wydawało mu się odrobinę zbyt duże jak na ich trójkę, choć wyglądało naprawdę smakowicie i nie mógł się doczekać, aż będzie mógł go spróbować. Mimo tego, że poświęcił większość swojej uwagi tęczowemu tortowi, nie mógł nie zauważyć obruszonego spojrzenia, jakie posłał Liam blondynowi, kiedy ten mu przerwał. Szatyn jednak nie skomentował tego w żaden sposób, bo zamiast tego zajął się śpiewaniem "sto lat" razem z drugim z przyjaciół.

— Oh, naprawdę zapomniałem, że to dzisiaj... Dziękuję — odezwał się brunet, kiedy tylko skończyli śpiewać. Posłał im niepewny uśmiech, czując się odrobinę niezręcznie, kiedy uwaga obu jego przyjaciół była skupiona na nim. Nigdy nie wiedział jak się powinien zachować, kiedy inni składają mu życzenia... Podrapał się nerwowo po karku, jeszcze raz powtarzając jak bardzo wdzięczny im jest i to wystarczyło, by na twarzy Irlandczyka pojawił się szeroki uśmiech.

— Wiedziałem, że się ucieszysz! Sam to upiekłem i w ogóle to wszystko to był mój pomysł! Najlepszy, prawda? — odezwał się natychmiast radośnie i wyszczerzył się z dumą. Zaraz po tym jego spojrzenie uciekło w stronę kolorowego tortu, przez co w niebieskich oczach pojawił się błysk, a blondyn oblizał szybko wargi i znów zwrócił się do jubilata. — A teraz pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczki.

— Niall, spokojnie, nie musisz pośpieszać Harry'ego, przecież i tak zjesz ten tort — wymamrotał Liam, rzucając blondynowi rozbawione spojrzenie i na wszelki wypadek trochę się od niego odsunął z trzymanym w rękach ciastem. Widząc to Horan prychnął z urażeniem, a pozostała dwójka się zaśmiała. To było do Nialla podobne.

Harry zagryzł wargę, mając ochotę wydłużyć wszystko, tylko po to żeby blondyn musiał jeszcze trochę poczekać na upragniony smakołyk. Miał jednak wrażenie, że to by popsuło nastrój, więc zrezygnował z tego pomysłu. Czuł, że w tym momencie było dobrze, lepszych urodzin chyba nie mógł sobie wyobrazić i nie chciał tego zepsuć. Choć sam nie czuł się zbyt dobrze, kiedy nie był sam lub z Louisem, cieszył się, że na twarzach jego przyjaciół widniały szczęśliwe uśmiechy. Jeśli będą tam przez resztę ich wizyty, mógł zignorować dziwne uczucie na dnie swojego serca i chociaż dzisiaj bawić się razem z nimi. W końcu mimo że nie czuł się dobrze przy innych ludziach, część niego wciąż chciała spędzać czas z przyjaciółmi i znów być w stanie się przy nich rozluźnić... Chciał się szczerze śmiać i nie mieć tylu problemów na głowie, albo wygłupiać na środku ulicy bez obaw o to, co pomyślą o nim inni, ale nie potrafił się przełamać. Wystarczyło mu jednak to, że mógł w spokoju posiedzieć z nimi w swoim domu, zajadając się tęczowym ciastem. W tym wszystkim mogło brakować mu tylko jednego...

Chciałbym, żeby Louis był tu ze mną.

— I czego sobie życzyłeś? — zapytał zaciekawiony blondyn, kiedy Harry zdmuchnął świeczki. Nie czekając na jego odpowiedź wyciągnął je z tortu i odłożył na bok, a potem przez chwilę wpatrywał się w ciasto jak w największy skarb. Z jedzeniem musiał jednak poczekać jeszcze aż przeniosą się do stołu... Choć cóż, bardzo możliwe, że jeszcze zanim się to stało, udało mu się skubnąć odrobinę kremu z boku, ale nikt nie musiał o tym wiedzieć.

— Życzeń nie wypowiada się na głos, bo się nie spełnią — odparł cicho Harry, a Niall tylko skinął głową, nie odwracając wzroku od ciasta. — Może chodźmy już do salonu, bo Ni chyba zaraz zaślini mi dywan...

— Ja nie wiem jak jemu udało się nie zjeść tego wcześniej — dodał Liam, śmiejąc się głośno i jeszcze bardziej odsunął ciasto od rąk blondyna, a potem przeniósł je na stolik w salonie, nawet nie sprawdzając czy dwójka poszła za nim, po prostu wiedział, że tak było. Usiadł razem z Harrym pomiędzy kolorowymi poduszkami, a Niall podskoczył do stołu i zabrał się za krojenie tortu niemal w tym samym momencie, w którym Liam postawił go na blacie.

— Dziękuję, zrobiliście mi idealne urodziny — odezwał się Harry, posyłając przyjaciołom kolejny wdzięczny uśmiech i przyjmując od blondyna talerzyk z dużym kawałkiem tęczowego ciasta.

— Wiemy, że nie lubisz wychodzić nigdzie na miasto i do ludzi, więc chcieliśmy spędzić je z tobą tutaj — wytłumaczył krótko Liam, gdy kędzierzawy zabrał się za jedzenie. Nie chcieli zmuszać przyjaciela do zabawy w większym gronie, z osobami których nie znał tak dobrze, ale też nie mogli całkiem zrezygnować z niespodzianki. Ten plan wydał się im najlepszym rozwiązaniem, chociaż mieli też jeszcze jeden punkt w programie, jeśli tylko brunet będzie tego chciał... — Na razie posiedzimy tylko we trójkę, ale-

— A tort to taki super dodatek i to był tylko mój pomysł — znów wtrącił się w jego wypowiedź Niall, mówiąc trochę niewyraźnie z ustami pełnymi ciasta. — Wiedziałem, że będzie pyszny, muszę zrobić sobie potem trochę mniejszy z tego przepisu... Jedz Hazz, schudłeś strasznie, więc teraz musimy cię utuczyć — dodał i nałożył przyjacielowi kolejny spory kawałek na talerzyk, nie zwracając uwagi na to, że jeszcze nie skończył poprzedniego.

Harry nie słuchał go dalej, w milczeniu wpatrując się w ciasto i gryząc swoją wargę. Naprawdę schudł tak bardzo, że było to widać? Pewnie wyglądał przez to jeszcze gorzej niż zwykle... Może faktycznie powinien coś z tym zrobić? Chociaż chyba jednak wolał być niezdrowo chudym, niż mieć te wszystkie fałdki tłuszczu, których tak nie lubił. Właściwie nawet nie wiedział kiedy tak schudł, wydawało mu się, że wygląda normalnie... A może faktycznie tak było, a Niall tylko powiedział to w żartach? Chciał być niemiły? Obrazić go tym, że jest zbyt chudy? Może dalej był zły za tamte kłótnie i takie niby nic nie znaczące przytyki były jego sposobem na zemstę? Albo-...

— Nie smutaj, Harold, masz urodziny i ogromny czekoladowy tort, więc gdzie twój uśmiech? — zmartwiony głos Liama tuż obok ucha wyrwał Harry'ego z zamyślenia, a trącenie łokciem jeszcze bardziej zwróciło na niego uwagę. Brunet westchnął cicho i uśmiechnął się do niego odrobinę sztucznie, mając nadzieję, że to wystarczy, by Payne nie pytał o nic więcej. Ten tylko wykrzywił twarz w głupiej minie, próbując go rozbawić i wywołać na jego twarzy bardziej szczerą radość. Zadziałało to dokładnie tak, jak się spodziewał, Harry parsknął śmiechem, a on sam uśmiechnął się z zadowoleniem. — O wiele lepiej. Już ja się postaram, żebyś jak najczęściej był szczęśliwy. A przynajmniej przez resztę dnia i nocy, i najlepiej całe jutro.

— Jutro też? Zostajecie na noc?

— Taką mieliśmy nadzieję, oczywiście o ile nie wygonisz nas wcześniej — zażartował Liam, ale na twarzy Stylesa zamiast kolejnego uśmiechu pojawił się tylko krzywy grymas. Przypomniał sobie przez te parę słów o kłótniach z Niallem, a nie były to dla niego najlepsze wspomnienia... Żałował swojego zachowania i wciąż bał się, że blondyn może tylko udawać, że wszystko już mu wybaczył. Nie była to zbyt radosna myśl, ale widząc uważny wzrok przyjaciela spróbował się jednak szybko otrząsnąć i znów uśmiechnąć jak gdyby nigdy nic.

— Macie w planach jeszcze jakieś niespodzianki, czy tylko ten tort? — spróbował zmienić temat i skinął głową w stronę ciasta, przy którym wciąż siedział Niall, krojąc dla siebie trzeci kawałek.

— Właśnie miałem ci to powiedzieć zanim Ni mi przerwał... Myśleliśmy, żeby jutro dołączyła do nas przyjaciółka Nialla, którą podobno znasz, i będziemy mogli zrobić sobie dzień z planszówkami i oglądaniem filmów. Oczywiście tylko jeśli tego chcesz — powiedział szybko Liam, a potem zatrzymał się na moment. Widać było, że się nad czymś zastanawiał, gryząc nerwowo wargę i spuszczając wzrok na swoje dłonie. Harry'ego najbardziej zaciekawiły jednak delikatne rumieńce, jakie wkradły się na jego policzki, gdy tak intensywnie o czymś myślał... — No i też, umm... Chciałbym wam jutro kogoś przedstawić...

— Masz dziewczynę? — zapytał Harry, domyślając się co to mogło oznaczać i uniósł kącik ust nieco do góry. Przez moment przemknęła przez niego nutka zazdrości, ale mimo tego miło było widzieć przyjaciela w takim stanie, wyglądał uroczo kiedy myślał o osobie, która najwyraźniej skradła mu serce.

— Chłopaka — poprawił go Liam i  uśmiechnął się lekko, wiedząc, że nie musi się martwić o reakcję przyjaciół. Harry tylko skinął głową z aprobatą i włożył do ust kolejny kawałek tęczowego tortu.

— O nie, moi obaj przyjaciele są gejami, czy to znaczy że ja też się taki stanę? Zarazicie mnie jakimś tęczowym wirusem? — Niall spojrzał na nich z przerażeniem, ale zanim którykolwiek z nich zdołał się odezwać, uśmiechnął się szeroko i wepchnął do ust kolejny kawałek tortu, sepleniąc po chwili: — Ale to dobrze, wszystko co tęczowe jest najlepsze. Komuś jeszcze ciasta?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro