27. Może powinien się ich posłuchać?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pamiętajcie, że was kocham <33
I czekam na komentarze :>

✨✨✨

— Nie, Niall, już wystarczy! Lepiej zostawić trochę ciasta na jutro — powiedział Harry, zabierając talerz z tęczowym tortem sprzed nosa przyjaciela. Nie zostało go tam zbyt wiele, przez cały dzień blondyn zjadł już jego większość i wciąż próbował na siłę wciskać pozostałej dwójce kolejne kawałki. Cały czas zachwycał się tym jak dobrze sprawdził się jego nowy przepis, przez co nie dopuszczał do siebie możliwości, że po kilku kawałkach jego przyjaciele mogli się już najeść i niekoniecznie chcieli dalej sobie dokładać. On sam uważał, że gdyby mógł, potrafiłby zjeść wszystko w pojedynkę, więc jak oni mogli mieć dosyć? Spojrzał na bruneta, wyginając usta w podkówkę, ale ten nic sobie z tego nie zrobił i dalej nie miał zamiaru oddać mu ciasta. — Naprawdę wystarczy. Odniosę je już do kuchni, okej? Jutro zjesz resztę.

— Ale Harry... — zaczął zawiedziony blondyn, ze smutną miną.

— On ma rację, Ni. Zaraz umrzemy z przesłodzenia, jeśli to ciasto dalej będzie tu stało — poparł Stylesa Liam, wzdychając cicho i posłał mu wdzięczne spojrzenie, gdy odchodził od nich z talerzem. Harry zaśmiał się pod nosem, słuchając jak jego przyjaciel próbuje przekonać smutnego blondyna, że tak będzie lepiej, a potem zniknął w kuchni. Szybko odstawił na blat tort oraz nóż, którym był krojony, ale nie miał zamiaru od razu po tym wracać do Nialla i Liama.

Kędzierzawy wziął głęboki oddech i przymknął oczy, próbując się wyciszyć. Dalej dobiegały go głosy przyjaciół z pokoju obok, ale wciąż było tu dużo spokojniej niż tuż obok nich, a on czuł, że potrzebuje chwili przerwy. Choć uwielbiał spędzać z nimi czas, zbyt długie przebywanie w czyimś towarzystwie go męczyło. Ciągła radość oraz energia, towarzyszące Niallowi i Liamowi po jakimś czasie zaczynały go przytłaczać i zabierać jego własne siły. Czuł się przez to dość mocno zmęczony; już przestawał nadążać nad ich rozmowami i trochę odpływał myślami do swojego świata, zamiast być cały czas przy nich. Dopiero po jakimś czasie zorientował się, że trochę się pogubił i odsunął od rozmowy, a powodem tego mogło być tylko jego zamyślenie. Nie chciał tracić czasu z przyjaciółmi przez swoje złe samopoczucie, w końcu lubił ich obu, a w ostatnim czasie rzadko zdarzały się dni, kiedy mogli spotkać się we trzech. To, że podczas spotkania poczuł się przytłoczony zdarzało się już nie pierwszy raz, więc na szczęście wiedział co może mu pomóc. Potrzebował odetchnąć przez chwilę, więc skorzystał z okazji, by uciec do spokojniejszego miejsca.

To nie była jego pierwsza ucieczka tego dnia. Mimo że cały dzień minął dość szybko i przez większość czasu panowała pozornie miła atmosfera, Harry czuł, że coś było nie tak. Nie wiedział dlaczego, ale wyłączał się częściej niż zwykle i potrzebował chować się na parę minut w pomieszczeniu obok, gdzie mógł choć przez chwilę napawać się samotnością. Dalej jednak mógł słyszeć rozmowy przyjaciół, więc czuł się trochę jakby siedział tuż przy nich pod peleryną niewidką...

— Jest niemiły i egoistyczny, w ogóle nie myśli o tym czy ktoś nie chciałby jeszcze zjeść tego ciasta, tylko tak po prostu je zabrał! Staraliśmy się zrobić dla niego najlepsze urodziny, a on nie potrafi się z tego cieszyć. Pewnie tylko udaje, że jest wdzięczny, a tak naprawdę tylko czeka aż wyjdziemy. Taki z niego przyjaciel...

Harry zmarszczył brwi, słysząc ten przytłumiony głos... Nie był pewien który z jego przyjaciół to powiedział, ale jego serce nieprzyjemnie ścisnęło się na myśl, że mają o nim takie zdanie.

— O tak, racja, jest beznadziejny. Nic dziwnego, że nie ma zbyt wielu przyjaciół, nie warto marnować na niego czasu. Niepotrzebnie tu w ogóle jest, mógłby po prostu umrzeć, nie byłoby zbyt wielkiej różnicy.

Kędzierzawy rozchylił usta w zaskoczeniu i szybko zamrugał oczami, czując jak napływają do nich łzy. Nigdy nie sądził, że mógłby usłyszeć od kogoś takie słowa. Szczególnie w taki sposób, kiedy oprócz niego były tu tylko dwie osoby, którym zawsze najbardziej ufał... Znali się od dziecka, a on teraz się dowiaduje jak złe rzeczy mówią o nim za jego plecami? Jak to się stało, że nagle jego najlepsi przyjaciele życzą mu śmierci? Co on im zrobił, żeby mieli o nim takie zdanie? Naprawdę dwie najbliższe mu osoby myślały, że jest tu niepotrzebny?

Poczuł jak kręci mu się w głowie, więc złapał się mocniej blatu i zacisnął powieki, oddychając szybko. Nie miał ochoty w tym stanie do nich wracać i udawać, że wcale nie słyszał co o nim mówili. Musiał jakoś uciec od nich na dłużej niż parę minut... Ale gdyby stąd wyszedł, nie miałby dokąd pójść, a nie miał siły, żeby wyrzucać ich ze swojego mieszkania. Musiało być inne wyjście, tylko jakie? Zagryzł wargę, kiedy wpadło mu do głowy proste rozwiązanie, a potem na prawie uginających się pod nim nogach ruszył z powrotem do salonu.

— W każdym razie muszę też spróbować jak to wyjdzie jeśli zrobię pianę z większej ilości białek. O, Harry! Coś długo cię nie było, wszystko w porządku? — zapytał z zaciekawieniem Niall, kiedy tylko brunet przekroczył próg pokoju. Mężczyzna zagryzł zęby, nie komentując tego jak szybko musieli zmienić temat, żeby ukryć przed nim o czym wcześniej mówili, a potem spuścił głowę. Był zawiedziony ich postawami i tym, że nie zauważył do tej pory w jak zakłamanym towarzystwie się znajdował.

— Umm, tak, tak, wszystko w porządku — odparł ze wzrokiem wbitym w podłogę, a potem westchnął cicho. — Ale wiecie co, ja chyba już pójdę się położyć...

— Już? Przecież jest jeszcze dość wcześnie... — powiedział Liam i przyjrzał mu się uważnie, jakby podejrzewał, że Styles coś ukrywa.

— Właśnie... Myślałem, że posiedzisz z nami jeszcze trochę, moglibyśmy obejrzeć jakiś film albo zrobić coś innego — dodał blondyn, odrobinę smutniejąc. Po raz kolejny tego dnia wyglądał jak dziecko, któremu zabrano ulubioną zabawkę. — Na pewno chcesz już nas zostawić? Dlaczego?

— Jestem trochę zmęczony — skłamał kędzierzawy, posyłając im blady uśmiech. Dalej czuł na sobie podejrzliwy wzrok Liama, więc wymusił ziewnięcie dla potwierdzenia swoich słów, a potem rzucił krótkie spojrzenie w stronę swojej sypialni, która w tym momencie była dla niego jedyną drogą ratunku. — Wiecie gdzie jest dodatkowa pościel, prawda? — upewnił się jeszcze przed swoją ucieczką, a potem jego sztuczny uśmiech nieco się poszerzył, kiedy Niall pokiwał twierdząco głową. — No dobrze, więc do zobaczenia rano. Dobranoc!

Zaraz po tym odszedł do swojej sypialni, słysząc jeszcze jak mężczyźni życzą mu spokojnej nocy. Szybko zamknął za sobą drzwi i odetchnął z ulgą, że udało mu się uciec od nich na dłużej, a potem oparł się plecami o drewno, pozwalając łzom spłynąć po jego policzkach. Siedział w ciemnym pokoju, do którego światło wpadało tylko przez okno oraz z salonu przez szparę pod drzwiami i wpatrywał się w ciemność. Jeszcze raz odtworzył w pamięci słowa osób, które do tej pory miał za swoich najlepszych przyjaciół... A potem kolejny raz i tak w kółko. Zadręczał się tym, że nawet oni nie uważają go za nikogo potrzebnego i tak samo jak Louis niby przy nim są, ale chwilę później zachowują się jakby był kimś zbędnym. Cicho łkał, pozwalając wszystkim swoim negatywnym myślom wyjść na powierzchnię i przeżywając kolejne załamanie nerwowe, ale mimo tego, jak wiele emocji się w nim kłębiło, starał się być jak najciszej, by nie zwrócić na siebie uwagi żadnego z pozostałych dwóch mężczyzn.

Nie wiedział jak długo tak siedział i rozmyślał, ale gdy się ocknął dookoła było jeszcze ciemniej i jedynie wąskie strużki księżycowego światła przeciskały się między zasłonami w sypialni Stylesa. Nie wiedział która była godzina, ale widział, że jego przyjaciele już zgasili światło w pokoju obok i był prawie pewien, że już spali, tak samo jak on powinien. Nie potrafił się jednak zmusić do tego, by samemu ułożyć się do snu. Cały czas czuł dookoła siebie czyjąś obecność; miał wrażenie, że ktoś go obserwuje. Co chwilę musiał rozglądać się po pomieszczeniu, by upewnić się, że tak naprawdę ma drugim końcu jego pokoju wcale nie znajduje się żaden zamaskowany mężczyzna z bronią w dłoni.

Gryzł swoją wargę i niespokojnie bawił się dłońmi, rozmyślając o wszystkim, co stało się tego wieczora. Wydawało mu się, że Niall i Liam zachowywali się naprawdę dziwnie jak na nich. Był pewien, że oprócz tego jednego razu obgadywali go jeszcze wcześniej, kiedy nie mógł ich słyszeć i bał się co mogą przed nim ukrywać. Co mogło sprawiać, że tak się zachowywali? Czemu mieli o nim takie zdanie? Czy Niall nadal był ma niego zły za tą kłótnię? To dlatego uważał go za beznadziejnego przyjaciela? Ale przecież myślał, że już się pogodzili... Przecież było już między nimi w porządku, przez ostatnie dwa miesiące blondyn spędzał z nim tak dużo czasu jak kiedyś i chyba dobrze się dogadywali... Ale co jeśli podczas tamtej kłótni całkowicie znienawidził Harry'ego i tylko udawał, że już wszystko w porządku? Na pewno jeszcze przed spotkaniem nagadał coś Liamowi i dlatego obaj zachowywali się tak dziwnie...

Harry był rozczarowany zachowaniem Horana, czuł się jakby ten go zdradził. Mógł przecież od razu powiedzieć, że nie chce się już z nim przyjaźnić, zamiast udawać jego przyjaciela i oczerniać go za jego plecami. Ogarnęło go rozżalenie i złość na to, że do tego dopuścił. Mógł w ogóle nie próbować naprawić ich relacji, skoro Niall miał zamiar tak się zachowywać.

Przez podobne rozmyślania Styles nie był w stanie zasnąć, a musiał się przecież wyspać, by łatwiej mu było napisać następnego dnia końcówkę swojej historii i wysłać ją do wydawnictwa. Westchnął cicho, decydując się na zrobienie sobie uspokajającej herbaty, by łatwiej było mu pogrążyć się we śnie. Zanim wyszedł z pokoju, jeszcze raz dokładnie go obejrzał, upewniając się, że nikogo poza nim tam nie ma, a potem ruszył do kuchni z dziwnym uczuciem, że ktoś dalej za nim idzie.

Mimo że rozglądał się uważnie wokół siebie w poszukiwaniu śledzącej go osoby, nie zauważył stolika, na który wpadł, zrzucając z niego jakiś stary kubek na ziemię. Na moment zamarł bez ruchu, bojąc się że w ten sposób dokładnie pokazał gdzie jest komuś, kto go obserwował. Kiedy jednak nic się nie stało, Harry ruszył dalej, przemykając po cichu przez salon, w którym spali jego przyjaciele i już po chwili znalazł się w kuchni. Wyciągał kubek, kiedy znów poczuł czyjąś obecność tuż za sobą. Zagryzł nerwowo wargę i powoli się obrócił, a potem ze strachem oparł się plecami o blat za sobą. Był pewien, że w cieniu w rogu pomieszczenia stała jakaś postać.

— Harry...

— Kim jesteś i co tu robisz? — zapytał szeptem brunet, nie rozpoznając głosu, który wypowiedział jego imię. Poza tym był pewien, że zamykał drzwi i oprócz Liama oraz Nialla nikt nie powinien znajdować się w jego mieszkaniu...

— Jestem twoim przyjacielem, Harry. Prawdziwym przyjacielem, nie to co Niall i Liam... Nie jesteś przy nich bezpieczny, oni chcą twojej śmierci! Uciekaj, Harry!

— Znam ich od zawsze, przecież nic mi nie zrobią... — wymamrotał niepewnie. W odpowiedzi usłyszał tylko śmiech, który sprawił, że przez jego ciało przemknął nieprzyjemny dreszcz. Zacisnął dłonie na blacie za sobą i ze strachem rozglądał się dookoła, zauważając przy tym w cieniu kolejny zarys czyjejś sylwetki.

— Naprawdę jesteś tak głupi? Żaden z nich nie chce cię już przy sobie, Harry. Byli twoimi najlepszymi przyjaciółmi, a teraz tylko czyhają, żeby cię dorwać. Widziałeś jak na ciebie patrzyli? Chcą żebyś zniknął z ich życia i na pewno chętnie cię go pozbawią. Nie jesteś bezpieczny... Uciekaj, Harry, uciekaj!

— Nie! — tuż obok rozbrzmiał kolejny głos. Brunet zmrużył oczy, próbując dostrzec drugą osobę w ciemności. — Nie uciekaj, będą cię gonić. Nienawidzą cię, chcą twojej śmierci... Lepiej pozbądź się niebezpieczeństwa raz na zawsze... Widzisz ten nóż? Widzisz jak błyszczy jego ostrze? Zobacz, parę szybkich cięć wystarczy i będziesz miał spokój... Posłuchaj się mnie, Harry!

— J-ja... Co? Mam ich zabić? — zapytał drżącym głosem kędzierzawy, rozglądając się dookoła, a jego wzrok padł na błyszczące w świetle księżyca ostrze. Harry czuł jak szybko bije jego serce, kiedy wpatrywał się w leżący kawałek dalej nóż. Jak przez mgłę docierało do niego to, że druga z postaci dalej go do tego namawia.

— Jesteś zbyt słaby, żeby się ochronić, Harry. Nie potrafiłbyś tego zrobić, nie jesteś prawdziwym mężczyzną — znów odezwała się pierwsza postać. Harry spuścił głowę, czując że radzące mu osoby nie są z niego zadowolone. — Nie pozbawiaj ich życia, oni mają ludzi którym na nich zależy, nie to co ty. Nie masz nikogo oprócz nas...

Druga z postaci zaśmiała się głośno, sprawiając, że brunet znowu zadrżał. Wziął parę głębokich wdechów, próbując blokować napływające do niego negatywne myśli, ale nie potrafił zignorować tego, co mówili do niego ludzie, dalej stojący w cieniu. Zasłonił uszy, nie chcąc ich słuchać, ale mimo to dalej równie mocno docierał do niego ich śmiech i szydzenie.

— Jesteś sam, Harry. Nikt cię nie chce, nie masz nikogo. Louis cię odtrącił, jest przy tobie tylko po to, żebyś skończył książkę o nim. Woli od ciebie Eleanor, a ty jesteś dla niego zwykłym śmieciem. Tak samo jak dla każdego innego, nikomu na tobie nie zależy...

— Nie zasługujesz na życie, Harry. Nie powinieneś był nigdy się urodzić, jesteś tylko głupią pomyłką, która zajmuje miejsce więcej wartym osobom... Powinieneś się wstydzić — wycedziła druga osoba, a potem w pomieszczeniu rozbrzmiał jej głośny śmiech. — Twoja kochana mamusia umiera, dołącz do niej. Umrzyj, Harry. Tylko to ci się należy.

Harry zsunął się plecami w dół szafki i skulił się na podłodze, zaczynając płakać. Przez zamazane łzami oczy patrzył na srebrny nóż, który tym razem widział na ziemi. Oni mieli rację, nikomu na nim nie zależało. Mieli cholerną rację, więc może powinien się ich posłuchać?

— Hazz? — W progu kuchni pojawiła się sylwetka Nialla, który przyglądał się brunetowi z zaniepokojeniem. — Wszystko w porządku? Co ty robisz?

— On cię nienawidzi, Harry. Wszyscy cię nienawidzą, pamiętaj o tym.

Kędzierzawy zacisnął powieki, a dookoła niego na chwilę zapadła ciemność. Przez moment czuł się, jakby znajdował się poza swoim ciałem, otoczony tylko pustką. Otworzył oczy z przerażeniem, czując się jakby spadał, ale kiedy zobaczył przed sobą blondyna, jego strach tylko się powiększył. Krzyknął, zauważając w ręce Nialla nóż, który wcześniej leżał na ziemi, a potem przycisnął plecy mocniej do szafki, by jak najbardziej odsunąć się od niebezpieczeństwa. Zrozumiał, że wszystko co mówiły do niego tajemnicze postacie musiało być prawdą. Niall naprawdę znienawidził go aż tak bardzo, że był gotów go zabić. Z najlepszego przyjaciela stał się wrogiem i największym zagrożeniem.

— Nie zbliżaj się do mnie! Chcesz mnie zabić? Oni mieli rację... — mamrotał pod nosem przepełniony paniką, próbując znaleźć najlepszą drogę ucieczki od swoich byłych przyjaciół.

— Oni? O kim ty mówisz? — zapytał Niall i spróbował do niego podejść, ale kiedy zauważył z jakim strachem kędzierzawy się od niego odsuwa, musiał się zatrzymać. Westchnął cicho cicho, przyglądając mu się ze zmartwieniem. — Hazz, spokojnie... Błagam, powiedz mi o kogo ci chodzi. Co się dzieje?

— Czemu to robisz? Czemu tak mnie nienawidzicie? Co ja wam zrobiłem? — pytał zlękniony, coraz bardziej płacząc i pogrążając się w histerii. Niall musiał to zauważyć, bo znów zaczął się do niego zbliżać. Harry był pewien, że nie ma dobrych zamiarów. Widział na jego twarzy tą minę zbyt wiele razy, by nie wiedzieć co oznacza. — Nie! Nie podchodź, Niall! Proszę, nie...

— Widzisz to zdenerwowanie w jego oczach? Boi się, że odkryłeś ich plan na twoją śmierć. Jest wściekły, zabije cię już teraz... Musisz się bronić, Harry.

Po tych słowach znów ogarnęła go ciemność i pustka.

Gdy otworzył oczy poczuł przeraźliwy ból. Był pewien, że z jego nosa sączyła się krew i oprócz tego czuł silne ręce zacisnięte na jego nadgarstkach oraz ciało Liama, przygniatające go do ziemi. Nie miał pojęcia kiedy szatyn się tam znalazł, ale ogarnął go przez to jeszcze większy strach. Teraz była ich dwójka, na pewno nie da rady się przed nimi obronić. Bez trudu go pokonają i zabiją, tak, jak ostrzegały go wcześniej nieznane mu osoby.

— Halo? Pomocy... Agresywny... Nie ma z nim kontaktu — Harry wyłapywał pojedyncze słowa wypowiedziane drżącym głosem Nialla, nie skupiając się na tym co tamten robił. Był zajęty szamotaniem się w ramionach Liama i próbą ucieczki zanim któryś z jego byłych przyjaciół pozbawi go życia.

— Chcą twojej śmierci, uciekaj, Harry. Zaraz zginiesz, zabiją cię! Pozbędą się kolejnego bezużytecznego śmiecia z tego świata...

Kędzierzawy zaczął wyrywać się z ramion Liama z jeszcze większą desperacją. Musiał się uwolnić. Musiał uciekać. Nie mógł pozwolić na to, żeby zabili go ludzie, których przez tak długi czas uważał za swoich przyjaciół. Nie chciał umrzeć w ten sposób.

— Szybciej, Niall, nie utrzymam go tak zbyt długo!

Całe jego ciało płonęło. Życie ulatywało z niego jak dym z ogniska, które paliło go od środka. Miał wrażenie, że się dusi. Nabierał łapczywie powietrza, jakby to był jego ostatni ratunek przed śmiercią, a jego oddech mocno przyspieszył i stał się płytszy. Zaraz po tym po raz ostatni ogarnęła go ciemność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro