29. Dziękuję

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Biel.

Przez ostatnie dwa tygodnie Harry miał jej wiele dookoła siebie. Taki niby zwykły kolor, nie mający do tej pory żadnych wyjątkowych skojarzeń, teraz w jego myślach łączył się jedynie z nieprzyjemnym zapachem szpitala i jeszcze gorszymi niż sam zapach rozmowami z różnymi lekarzami. Nawet teraz, kiedy wreszcie mógł wrócić do domu, nie uwolnił się od bieli dookoła siebie. Atakowała go z każdej strony, w każdym pomieszczeniu, przypominając mu gdzie spędził ostatni czas. Przypominając mu, że cokolwiek zrobi nigdy może nie być w pełni zdrowy. Zawsze incydent sprzed dwóch tygodni może się powtórzyć i Harry trafi do cholernego wariatkowa.

Od kiedy wrócił do swojego mieszkania cały czas się tego bał. Leki nie dawały stuprocentowej pewności, że będzie z nim wszystko dobrze. Ciągle tkwił w nim strach, że znów nie będzie potrafił nad sobą zapanować, ale że tym razem może się to skończyć w gorszy sposób. Bez przerwy zastanawiał się jak tego uniknąć i co powinien zrobić, żeby było lepiej, ale zupełnie nic nie przychodziło mu do głowy. Nie dopuszczał do siebie żadnych pozytywnych myśli, zamykając się na tym, że jest chory psychicznie i nic nie będzie już takie samo. Był przekonany, że prędzej czy później wszyscy go zostawią, nie chcąc mieć nic wspólnego ze schizofrenikiem. Nawet jeśli teraz starali się pokazać, że mimo wszystko dalej go wspierają, Harry nie wierzył, żeby utrzymało się to zbyt długo. W końcu zmęczą się tym udawanym optymizmem i zobaczą wszystko w taki sposób, jak on to widzi już teraz, a wtedy nie ma szans, żeby dalej chcieli przy nim zostać.

W tym momencie jednak jeszcze przy nim byli. Od kiedy wrócił do domu cały czas oprócz niego był tam też przynajmniej jeden z jego przyjaciół. Miał wrażenie, że traktują go jak małe dziecko, które nie może zostać na pięć minut samo...

Mimo to nie starał się pokazać im, że wszystko w porządku i nadal jest taki sam jak kiedyś. Wcale nie był taki sam. Wszyscy lekarze, z którymi miał do czynienia podczas swojego pobytu w szpitalu, mogli im to potwierdzić. Miał dość tego, że oni zdawali się nie zwracać na to uwagi. Nawet w tym momencie, kiedy Niall i Liam ze swoim chłopakiem siedzieli w jego salonie, doskonale widział jak wszyscy starają się udawać, że poprzednie dwa tygodnie w ogóle się nie wydarzyły. Cóż, po raz kolejny, on nie zamierzał udawać jak oni.

— Hazz? Wszystko w porządku? — zapytał zaniepokojony Niall, zauważając jak długo brunet bez ruchu wpatrywał się w ścianę przed sobą. Zdążył już odczuć, że jego przyjaciel nie zachowuje się tak samo, ale w przeciwieństwie do niego, wciąż miał nadzieję na poprawę.

— Pytasz się o to po raz siódmy i odpowiedź nadal się nie zmieniła — odburknął, dalej nie zmieniając pozycji.

Jego żołądek nieprzyjemnie się zacisnął, a serce zakłuło, gdy kątem oka zobaczył jak blondyn smutnieje, ale był przekonany, że robi dobrze. Wolał już teraz odsunąć się od przyjaciół i oszczędzić im gorszego traktowania, w razie gdyby znów stracił kontrolę nad sobą. Nikt nie musiał wiedzieć, że przez swoje własne zachowanie płakał w poduszkę przed snem. Tak po prostu było lepiej.

Harry zamknął oczy, tylko wsłuchując się w to, co działo się dookoła. Słyszał oddalające się kroki Nialla, który przed wyjściem tylko słabym głosem wymamrotał coś o przygotowaniu herbaty. Potem cichy szept Zayna z prośbą, by Liam poszedł pocieszyć blondyna, szmery od strony miejsca, w którym siedzieli i na koniec kolejne kroki, tym razem nieco spokojniejsze, przypominające mu kroki żołnierza podczas obchodu na swojej warcie. W ciągu tych kilku chwil został sam na sam z chłopakiem szatyna, który prawdopodobnie właśnie mu się przyglądał, ale nie obchodziło go to za bardzo. Do tej pory nie zdążyli ze sobą porozmawiać sam na sam, a nie sądził, by ciemnowłosy próbował to zmieniać, szczególnie kiedy widział jak Harry zachowywał się wobec pozostałej dwójki. Brunet wreszcie mógł posiedzieć w ciszy i spokoju, bez przejmowania się przyjaciółmi tuż obok.

— Hej, możemy porozmawiać? — zapytał Zayn, niszcząc plany kędzierzawego. Harry niechętnie otworzył oczy z lekkim grymasem na twarzy i w odpowiedzi obojętnie wzruszył ramionami.

— Jeśli musimy.

— Świetnie, więc od razu mówię, że wszystko co chcę ci teraz powiedzieć nie ma być po to, żeby cię urazić, jasne? — zaznaczył Zayn, a potem usiadł bliżej bruneta i przyjrzał mu się uważnie, jakby jeszcze zastanawiał się w jakie słowa ubrać to, co chciał mu przekazać. — Jesteś idiotą, Harry-...

— Dzięki — parsknął brunet, przerywając mężczyźnie zanim zdążył powiedzieć coś więcej. Starał się powstrzymać grymas na twarzy, kiedy ten powiedział dokładnie to, co on sam o sobie uważał. Mimo że to było zdecydowanie łagodniejsze określenie niż te, których sam używał w myślach, nie było dla niego przyjemne usłyszenie jak mówi mu to ktoś inny prosto w twarz.

— Nie możesz po prostu posłuchać wszystkiego bez przerywania? — zapytał ciemnowłosy z lekką irytacją. Miał dość tego jak Harry ich wszystkich traktował i jak zachowywał się przez cały czas od powrotu do domu. Widział jak raniło to jego chłopaka i Nialla, i czuł, że musi coś z tym zrobić. Zmrużył oczy, z uwagą patrząc na kędzierzawego, którego jedyną reakcją na jego słowa było nieznaczne skinięcie głową. — Cudownie. Wybacz, że nie będę cię traktował jak porcelanową figurkę, która może się w każdej chwili zbić. Wszyscy tak robią, ale ktoś musi ci powiedzieć, żebyś wziął się w garść. Twoja schizofrenia to nie koniec świata, a traktując ją w ten sposób nie polepszasz sytuacji. Spróbuj żyć jakby jej nie było, uwierz w to, że będzie dobrze.

— Łatwo powiedzieć. To nie ty masz jakąś idiotyczną chorobę psychiczną, nie ty musisz brać te obrzydliwe leki i nie ty musisz żyć w strachu, że taki epizod się powtórzy — odburknął z żalem, krzywiąc się pod nosem. Dopiero po chwili zorientował się, że zamiast od razu go zbyć powiedział więcej niż zamierzał. — Nieważne, lepiej po prostu mnie zostaw.

— Widzisz? Odkąd tu wróciłeś cały czas robisz to samo, odsuwasz wszystkich od siebie i tylko użalasz się nad sobą w samotności — rzucił Zayn, prychając głośno. — Dokładnie o tym mówiłem, ogarnij się, Harry. To do niczego nie prowadzi.

— Przynajmniej nie będę nikogo ranił jeśli będę sam kiedy znów będę mieć ten głupi atak — wymamrotał Harry, odwracając wzrok.

— Nie chcesz zranić przyjaciół, a nie widzisz jak boli ich twoje izolowanie się od nich? —zapytał brązowooki i uniósł brew. Doskonale wiedział o czym mówi, widział zmiany w zachowaniu Liama, to jak smutny chodził przez większość czasu albo jego odwracanie wzroki i to jak drżały kąciki jego ust za każdym razem gdy zostało wspomniane cokolwiek o brunecie. Nie chciał jednak, żeby cały jego wykład Harry odebrał jako głupoty wmawiane mu tylko po to, by uszczęśliwić jego chłopaka, więc starał się unikać wspominania akurat o nim. — Nie znam was jeszcze zbyt dobrze, ale przecież gołym okiem widać, że Niall przyniósłby ci gwiazdkę z nieba, jeśli to sprawiłoby, że będzie między wami jak dawniej. A ty go od siebie odsuwasz... Jesteś pewien, że na własne życzenie chcesz stracić ludzi, którzy są przy tobie od dzieciństwa?

— Tak będzie lepiej — wyszeptał Harry, zaciskając oczy. Malik westchnął cicho, widząc, że chłopak jest w stu procentach przekonany co do prawdziwości swoich słów.

— Lepiej dla kogo? Nie sądzę, żeby żaden z chłopaków z własnej woli wybrał to samo rozwiązanie co ty. Oni dalej się starają; Niall nawet zorganizował ci spotkanie z Louisem, tylko po to, żeby poprawić twój humor! Umm, ale nie wiesz tego ode mnie...

— Naprawdę? — Harry wreszcie zaszczycił go spojrzeniem, w zdziwieniu rozchylając usta. Wciąż miał wrażenie, że traktowali go jak małe dziecko, ale nie sądził, że blondyn może spróbować ściągnąć tu Tomlinsona, by jakoś zmienić jego nastawienie. Czuł się trochę jakby próbowali wcisnąć mu wymarzoną zabawkę, licząc na to, że w ramach wdzięczności on też zacznie udawać wiarę w brak swojej choroby i poprawę całej sytuacji. Właściwie wiedział, że Zayn dobrze znał Louisa i teraz ich spotkanie nie powinno być większym problemem... Ale naprawdę Niall postarał się o to akurat teraz? W najgorszym możliwym czasie?

— Ta, powinien być tu mniej więcej... Teraz — oznajmił Zayn, sprawdzając godzinę na swoim telefonie, a potem prychając z rozbawieniem. — Ale pewnie jak zwykle się spóźni, debil. Powinienem już się nauczyć, żeby podawać mu wcześniejsze terminy niż są umówione w rzeczywistości... W każdym razie masz trochę czasu, żeby to wszystko przemyśleć. Pamiętaj co ci powiedziałem. Chłopcy i ja jesteśmy tu dla ciebie, nie bój się z nami rozmawiać. — Ciemnowłosy puścił mu oczko, jakby chciał potwierdzić, że oni teraz też są przyjaciółmi, a potem wstał z kanapy, zerkając w stronę, z której dochodziły ciche głosy pozostałej dwójki. — A teraz nie będę ci już przeszkadzać, lecę do mojego słońca.

— Jasne, dziękuję — szepnął niepewnie brunet, na co Zayn tylko skinął głową, po czym wyszedł z pomieszczenia.

Harry spuścił wzrok na swoje dłonie. Nie podobało mu się to, co miało miejsce przed chwilą. Przecież chciał od początku zignorować Malika, jak starał się to robić ze wszystkimi innymi. Nie miał pojęcia, czemu faktycznie słuchał, co ten miał do powiedzenia i nawet odpowiadał mu więcej niż paroma słowami... Może po prostu wreszcie ktoś potraktował go jak człowieka, a nie jak porcelanową lalkę lub bezbronne dziecko?

Cokolwiek to było, słowa mężczyzny trafiły do niego lepiej niż wszystkie rozmowy z psychologami. Choć nadal nie do końca się z tym wszystkim zgadzał i wolał zostać przy tym co uważał do tej pory. Dalej widział to, co było dla niego prawdą, a nie te słodkie, optymistyczne wizje normalnego życia, w które starali się wierzyć inni. Wiedział, że chociaż to ukrywają, jego choroba wpływa na wszystkich, a przecież tego nie chciał. Musiał się odizolować.

Ale co jeśli Zayn miał rację?

Harry zastanawiał się nad tym przez kolejne kilkanaście minut, ale dość szybko jego rozmyślania przerwało wejście Nialla. Kędzierzawy kątem oka obserwował jak chłopak stawia na stoliku talerz z pokrojoną w paski marchewką i bez słowa siada obok niego, od razu sięgając po pomarańczowy przysmak. Przez moment siedzieli w ciszy, jakby żaden z nich nie wiedział co powinien powiedzieć. Pisarz co chwilę zerkał na przyjaciela, czekając aż to on jak zwykle zacznie pierwszy coś mówić. Siedzenie w ciszy zbyt długo zupełnie do niego nie pasowało...

— Częstuj się, powinieneś teraz więcej jeść — wymamrotał wreszcie blondyn, przysuwając bliżej niego talerz z marchewką, na co Harry uśmiechnął się pod nosem. Doskonale wiedział, że nie wytrzyma zbyt długo.

— Dziękuję...

Zdziwił się, kiedy zobaczył, że jedno ciche słowo bez sarkazmu czy dogryzania (co przez ostatni czas dość często dodawał do swoich wypowiedzi) wystarczyło, by usta Nialla wykrzywiły się w nieśmiałym uśmiechu. Może Zayn naprawdę miał rację? Może faktycznie trochę przesadził? Zdecydowanie wolał kiedy jego przyjaciele się uśmiechali, zamiast się smucić, a przez ostatnie dwa tygodnie dużo częściej widział na ich twarzach tą drugą emocję... Ale mimo to nie odchodzili od niego, tak, jak przypuszczał, że zrobią. Może powinien przestać naumyślnie ich ranić i po prostu przyjąć ich pomoc?

— Umm, Niall? — szepnął Harry po chwili zamyślenia, nawet nie będąc do końca pewnym co dokładnie chce mu powiedzieć.

— Hm?

— Ja... Przepraszam za to jaki byłem od... No wiesz... — wymamrotał, kiedy miał pewność, że uwaga blondyna jest skupiona na nim. Chłopak spojrzał na niego zaskoczony, zupełnie nie spodziewając się tego po jego wcześniejszym zachowaniu. — Pewnie nie okazywałem tego najlepiej, ale jesteś naprawdę cudownym przyjacielem i dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłeś...

Harry zamilkł, przyglądając mu się uważnie, niepewny jego reakcji. Jego poważna mina zaczęła go trochę stresować, ale na szczęście zaraz grymas zamienił się w uśmiech i Niall przyciągnął go do siebie, obejmując mocno ramionami jego ciało. Od razu obaj poczuli się lepiej, czując ciepło drugiego z nich przy sobie.

— Jak dobrze, że wreszcie do nas wróciłeś... Nie rób tak nigdy więcej, błagam — wymamrotał do jego ucha, cały czas wtulony w niego jak miś koala. Nie zamierzał go zbyt szybko puszczać, musiał jak najszybciej nadrobić poprzednie kilkanaście dni i nie mógł pozwolić na to, by się powtórzyły. — Obiecałeś mi, że będziesz ze mną rozmawiał, Hazz. Bez tego nie mogę ci pomóc... Nie chowaj wszystkiego w sobie. Nie jesteś sam, pamiętasz?

— Wiem... Nie lubię jak przeze mnie się martwicie, myślałem, że lepiej będzie jak odstraszę was od siebie już teraz, zanim znów będzie ze mną gorzej — wyznał szeptem, spuszczając głowę, na co spomiędzy warg Nialla wydostało się ciche westchnięcie.

— Może być ciężko, to prawda, ale i tak tu dla ciebie jestem. Nie zapominaj o tym — wyszeptał blondyn, przyciskając go do siebie mocniej. Przez chwilę znów siedzieli w ciszy, nie zmieniając swoich pozycji. Tym razem jednak cisza między nimi była przyjemniejsza, całe napięcie powoli odpuszczało. Teraz mogło być już tylko lepiej.

— Niall? Zayn i ja wracamy do siebie, przyjdę jutro, dasz sobie radę? Oh... — Liam przystanął w progu pomieszczenia, zauważając na kanapie tulących się do siebie przyjaciół. Od razu na jego twarzy również pojawił się uśmiech i gdy zobaczył jak Harry przywołuje go gestem do siebie, bez niepotrzebnych pytań do nich dołączył.

Dopiero gdy siedzieli tak we trójkę uświadomili sobie jak bardzo brakowało im takich momentów. Epizod Harry'ego sprawił, że po raz pierwszy od bardzo dawna potrafili docenić samą obecność pozostałej dwójki. Nie potrzebowali nic więcej, żadnych fajerwerków czy innych atrakcji, wystarczył wspólnie spędzony czas, tak jak to było od kiedy się poznali. Mimo wszystkich problemów wiedzieli, że są w stanie odnowić swoją relację i uczynić ją tak mocną jak była kiedyś.

— Dobra, koniec tych czułości, zaraz będziemy mieć gościa i jeszcze pomyśli sobie, że jesteśmy parą — zażartował Niall, gdy Liam już wreszcie poszedł ze swoim chłopakiem do ich mieszkania i znów zostali we dwójkę. Zmierzwił palcami fryzurę przyjaciela, a potem odsunął się od niego i ignorując pytanie Harry'ego o jego gościa, zaczął chrupać marchewkę.

— Umm, Niall? Mógłbyś podać mi mój niebieski zeszyt? — zapytał po chwili kędzierzawy z lekkim wahaniem w głosie. Miał świadomość, że Horan od jakiegoś czasu podchodził do jego pisania z większą ostrożnością i mogło nie podobać mu się, że chce się tym zająć. Obaj wiedzieli jak bardzo pogrążył się w tym ostatnio, przez to, że nie zwracał uwagi na zdanie Nialla, kiedy ten starał się pilnować jego zdrowia, więc tym razem brunetowi zależało na zgodzie przyjaciela. Bardzo chciał dokończyć swoją historię, ale teraz ważniejszy był on i jego zdrowie oraz to, by nie zepsuć znowu relacji z Irlandczykiem. Przyjrzał mu się uważnie, sprawdzając jego reakcję, a kiedy zobaczył niezadowolenie na jego twarzy natychmiast zaczął się tłumaczyć. — Nie chcę zostawiać tego niedokończonego... Teraz jeszcze bardziej potrzebuję wydać tą książkę, nie tylko dla mamy, ale też dla siebie. 

— Nie wiem czy to dobry pomysł, żebyś tak szybko do tego wracał... — wymamrotał blondyn, doskonale pamiętając jak bardzo pochłonięty tym rękopisem był jego przyjaciel przez ostatnie parę miesięcy zanim trafił do szpitala. Tkwił w nim nieco irracjonalny strach, że kiedy Harry znów zacznie coś pisać na błękitnych stronach tego zeszytu, to powróci do swojego uzależnienia. Znowu nie będzie chciał się od niego oderwać przez kolejne miesiące i sytuacja sprzed dwóch tygodni się przez to powtórzy... Wiedział, że to wszystko nie musiało mieć ze sobą aż tak silnego związku, ale nie potrafił pozbyć się tych obaw. Za każdym razem gdy patrzył na chabrową okładkę, widoczną na biurku Stylesa, czuł, jak przez jego ciało przemykał nieprzyjemny dreszcz. Nie kojarzył mu się już zbyt dobrze, zdecydowanie nie chciał wracać do czasu, gdy Harry siedział przy nim non stop.

Z drugiej strony jednak kędzierzawy zaczął zachowywać się tak jak kiedyś. Nie był pewien, czy nie robił tego tylko dla zeszytu, ale czemu miałby zupełnie mu nie wierzyć? Przecież gdyby zależało mu tylko na historii, mógłby sam sięgnąć po swój notatnik, bez pytania o to przyjaciela... Może nie powinien traktować go jak małe dziecko, którym musi się zająć? Musieli się jakoś dogadać, tak, by wszystkim było jak najlepiej... Może warto było zaryzykować już teraz?

— Obiecuję, że to nie zajmie długo, został mi tylko epilog — rzucił szybko brunet, uśmiechając się szeroko, gdy w jego dłoniach pojawiło się dzieło, nad którym pracował przez ostatnie miesiące. — Dziękuję! Może jeszcze zdążę napisać go zanim przyjdzie twój gość...

✨✨✨

No to za tydzień ostatni rozdział...

Ale nie zapominajcie o mnie jak to ff się skończy, być może już niedługo pojawi się coś nowego ;))

TPWK <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro