Rozdział 27

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kolejna skrzynka rozdupcona i wziełam flakon, to właśnie miałam pokazane wspomnienie tego...dziecka. Że czterej lordownie ją wzieli, cholera jasna przecież to był...  Austin..p-przecież o-on. N-nie t-to nie m-może być p-prwada, znam L-lunę. Ona by nie pozwoliła by jego wziąć do nich, musiałam go odyskać albo  to nie może być Austin. Nagle znowu złomiasz się odezwał.


-Masz talent, Y/N. Dobra robota.

-Przestań się ukrywać, kolejorzu. Nie pozwole ci się tego wywonąć.

-(śmieje się) Uspokój rajtuzy. Jeszcze tylko trochę i ze wszystkim się uwiniesz. Pomogę ci, więc w zamian...

-W zamian co?

-Najpierw przyjdż do mnie. Złóż wszystkie flakony na ołtarzu, a z resztą na pewno sobie poradzisz. Na razie Y/N.

-Cholera jasna


Czyli musze wróćic tam gdzie przyszłam kiedyś, musze to zrobić to co zaczełam. Byłam zbyt wyczerana ale zmotowywana do tego stopnia że nie czułam bólu nóg oraz zimna, właśnie kiedy szłam przez ten cały czas to nie czułam zimna. Czy ja...się zmieniam?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro