31%

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedziałam w pokoju przez kolejne 2 godziny. Nie odbierałam od nikogo telefonu. Nie włączałam internetu. Chciałam być nieobecna dla całego świata.
Chciałam...umrzeć.

Leżałam na łóżku w bezruchu. Przypomniałam sobie o mojej przyjaciółce, która może i tylko raz mi pomogła, ale byłam pewna, że i teraz to nastąpi. Sięgnęłam pod parapet. Odkleiłam taśmę i zabrałam żyletkę.
Usiadłam na łóżku i zaczęłam kreskę po kresce. Nie mogłam sie opanować, przestać.
Czułam, że tylko to mi pomoże.

Do czasu.

Jakimś cudem w moim pokoju znalazł sie Krystian z Karolem u boku. Patrzyli na moje ręce, pocięte.
W jednej z nich trzymałam żyletkę, która głucho upadła na szary dywan.
Zemdlałam.

**
Krystian

Razem z Karolem pojechaliśmy do szpitala. Victoria traciła dużo krwi.
Przez rany na ręce jak i ranę na głowie, którą zrobiła poprzez uderzenie o kant łóżka.
Jechałem z tyłu, trzymając jej głowę na moich kolanach. Pocierałem ręką o jej ramię i krzyczałem, żeby przyspieszył.
Karol jechał przekraczając każde prawo.
Na czerwonym świetle i na stałej prędkości 95km/h.
Kiedy od szpitala dzieliło nas już tylko jakieś 100m, usłyszałem syrenę. Obejrzałem sie i dostrzegłem dwa samochody policyjne.
Gdyby Victoria była przytomna, na pewno zaczęła by krzyczeć, że przez nas straci szansę na zostanie policjantem.
To było by urocze, jednak ona teraz ledwo oddycha.
Moja bluza, która jeszcze kilka minut temu była szara, zalana była krwią Vi.

Zatrzymaliśmy się na podjeździe i wyniosłem ją na zewnątrz. Karol pozostał, aby wyjaśnić wszystko z policjantami. Teraz wszystko zależy ode mnie.
Niosąc ją na rękach, wbiegłem do szpitala, gdzie wszyscy spojrzeli w moją strone. Zmieszany zacząłem wzorkiem szukać kogoś z personelu.
Niska kobieta podbiegła do mnie i zaprowadziła na korytarz, gdzie czekali już na nas z łóżkiem.
Położyłem ją na nim i odsunąłem sie patrząc jak wiozą ją na jakąś sale, gdzie nie mogłem wejść.
Usiadłem na krześle i napisałem do Karola, przy której sali jestem.
Chłopak zjawił się kilka sekund później ściskając telefon w prawej rece.

Czekaliśmy całe pół godziny, żeby dowiedzieć się czegokolwiek. Lekarz powiedział nam tylko tyle, że zostanie tu kilka dni pod stałą obserwacją, a z racji iż nie jesteśmy jej rodziną nie powie nam nic więcej.

-Zadzwonie po jej brata, będzie tu szybciej niż jej rodzice -Karol wstał i zadzwonił pod wybrany numer.
Obydwoje niecierpliwie czekaliśmy aż odbierze.

-Halo? Patryk...jest sprawa...musicie wrócić do Warszawy, najlepiej do szpitala...dowiesz sie wszystkiego na miejscu, nam nie chcą powiedzieć...to nie moja wina, po prostu przyjedź -krzyknął i sie rozłączył. Spojrzał na mnie i usiadł nie patrząc już więcej na nic jak na swoje buty.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro