52%

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Usłyszałam ciche pukanie do drzwi od mojej sypialni. Do środka wszedł Karol. Odłożyłam na bok laptopa i przetarłam oczy dłońmi. Chłopak rozejrzał się po pomieszczeniu i ściągnął swoje okulary. Zamknął oczy na krótką chwilę i usiadł na łóżku koło mnie.

-Nagraliśmy dwa filmy i jestem mega padnięty. Dzisiaj już nie dam rady z tobą tam pojechać. Możemy to przełożyć?- położył głowę na moich kolanach i zaczął mnie miziać po udzie. Dobrze wie, że to na mnie działa jak zaklęcie. Oby dwoje to bardzo lubimy.

-Mówisz o mojej pracy, czy wesołym miasteczku? - zmarszczyłam brwi, kiedy nie byłam już niczego pewna

-O twojej pracy głuptasie. O wesołym miasteczku już zapomniałem daaaaaawno temu. To jak? - nie przerywał czynności

-Zgoda, jeżeli na jutro skończę resztę tych klientów prawdopodobnie dostanę większą wypłatę końcową.

-Prawdopodobnie słoneczko.

-Nie mów tak na mnie Karol, grzecznie proszę.

-Zgoda- przekręcił się na prawy bok
-Masz bardzo wygodne uda moja mała blondyneczko.

-Bardzo tłuste, więc i miękkie- zaśmiałam się sarkastycznie.

-Wmawiaj to sobie dalej.

**

-Co ty na to, żebyśmy sobie zrobili ognisko? -moje dłonie wylądowały na ramionach Karola. Chłopak siedział w kuchni z laptopem i słuchawkami w uszach. Ściągnął je szybko i zmarszczył brwi.

-Co mówiłaś? Nie słyszałem za dobrze.

-Robimy sobie ognisko?

-Ty jakaś szalona jesteś.

-Owszem, to przez ciążę.

-Najlepiej zwalić na dziecko- zaśmiał się i wstał przytulając mnie.

-Skoro masz na to ochote, to okej, ale nie patrz za długo w ogień, bo się posikasz młoda.

-Dzieki za radę, stary- uśmiechnęłam się i w podskokach wyszłam z domu. Przeszłam na tyły budynku i zaczęłam się rozglądać za potencjalnym drewnem do spalenia. Znalazłam kilka małych konarów, które ułożyłam w prowizoryczne ognisko. Wróciłam do kuchni, gdzie nie widziałam już Karola. Chwyciłam za nowe opakowanie rozpałek. Wróciłam do ogniska i włożyłam kilka małych, białych kwadracików między drewno, a resztę odłożyłam na parapet.

**

Karol

Usiedliśmy przy rozpalonym już ognisku i obserwowaliśmy, jak powoli się ściemnia na dworze. Lubię takie klimaty, zwłaszcza w towarzystwie mojej przyjaciółki. Freddy i Susa siedzieli cicho przy nas zdala od ognia. Taka rodzinna atmosfera, no nie?
Spojrzałem na oświetloną twarz Victorii. Uśmiechała się i miała zamknięte oczy. Nie wiem, czy delektowała się tą ciszą, czy po prostu ciepłem, jakie daje ognisko.
Ręce miała ułożone na widocznym już brzuchu, a kciukami delikatnie ruszała po tkaninie koszulki. Często myślałem o swoim życiu, co ja osiągnąłem tak na prawdę? Sławę?
A po co mi ona do życia? Wystarczy spojrzeć na taką pannę Blake.
Zagraniczne imię i nazwisko, które odziedziczyła po swojej zmarłej babci ze Szwecji. Nieskazitelna uroda, także odziedziczona po przodkach, dla mnie mogłaby próbować w stronę modelingu, ale kiedy jej to mówiłem, nie chciała mnie słuchać.
Już raz miała szansę na cudowną rodzinę, u boku ukochanego i wspólnego dziecka, jednak los ułożył jej życie całkiem inaczej. Starzy przyjaciele się od niej odwrócili. Wszystko się potoczyło nie w tym kierunku, co miało. A co zrobiła Victoria?
Nie poddała się i żyła dalej, teraz jej rodzina na nowo jest razem. Dwójka wspaniałych bratanków, cudowny pies, oraz nowa szansa na dziecko z ukochanym, którym jest Remigiusz Wierzgoń.
Nigdy nie osiągnę tego co ona. Mogę o tym pomarzyć. Za dużo czasu spędzałem na rozbudowywaniu swojej sławy. I gdzie teraz jestem?
Mieszkam z przyjaciółką i dwójką psów. Nawet nie postarałem się, żeby to inaczej wyglądało...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro