Rozdział Piąty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

——————————

Wciąż od nowa do złudnej biegniemy mety, za prawdę bierzemy bzdety, co pcha je bezczelny kretyn.

——————————

Rozmowy nie trwały zbyt długo. Około szesnastej każdy miał już wolny czas. Steve postanowił przejść się z Bucky'm i Samem aby trochę porozmawiać. Przez to Azriel została bez towarzysza. Nie ruszyła się z miejsca mimo, że wszyscy wyszli.

— Azi...? — Peter powoli wszedł do pomieszczenia patrząc na dziewczynę. — Wszystko dobrze?

— To raczej ja powinnam o to zapytać. — pociągnęła nosem i przetarła oczy rękawem.

— Może... Może chcesz się przejść? — nerwowo bawił się palcami. — Możemy porozmawiać czy coś? B-bo ja miałem takie... Prze-przeczucie...

— Jakie przeczucie? — momentalnie cała powaga do niej wróciła.

— Słyszałem jak pan Steve mówił do pana Starka o jakimś zeszycie. J-ja widziałem coś takiego we śnie. Pan Bucky po usłyszeniu słów w nim zapisanych zrobił się zły. Желание(tęsknota). — szepnął.

Azi zesztywniała. Peter nie mógł wiedzieć o tych słowach. Ba, on nawet nie widział notatek na własne oczy. Dziewczyna wiedziała, że musi się temu przyjrzeć. Przyjaźniła się z dwoma bogami, więc wierzyła w magię, a przeczucia Parkera mogły mieć źródło nadprzyrodzone.  Nie sądziła aby pajęcze zmysły to spowodowały.

— Ile znasz? — mruknęła niezbyt przyjemnie, podchodząc do chłopaka.

— Jedno! Słyszałem we śnie jak jakaś kobieta to wypowiedziała. Proszę, nie denerwuj się.

— Oh, przepraszam. — przycisnęła palce do skroni aby je rozmasować. — To wszytsko na mnie źle działa. Mów dalej, już się uspokoiłam. — dodała po chwili ciszy.

— Ten zeszyt był czerwony. Miał gwiazdkę na okładce. Srebrną, jeśli dobrze pamiętam... Jednak nic więcej nie mam. Na tym się skończyło.

— Peter... Nie będę cię okłamywać. Jesteś za duży na to. Jest coś o czym nie wiesz, a powinieneś. — gdy chłopak nachylił się konspiracyjnie, Azi sprzedała mu mocnego liścia.

— Ała! — odskoczył trzymając się za twarz.

— Sorry, musiałam sprawdzić czy to na pewno ty. — odsunęła jego dłoń i kciukiem pogłaskała policzek. — Maski mają słaby punkt przy łączeniu włosów i ucha. — szepnęła. — Uderzyłam cię tak, aby palcem zahaczyć o to miejsce.

— Co nie zmienia faktu, że bolało.

— Ostrożności nigdy za wiele. Wiesz, że muszę uważać na wszytsko podwójnie, bo Bucky nie dokończył terapii. Morderca prawdopodobnie będzie na pogrzebie i to mnie martwi. Może przybrać postać każdego...

— Jednak jeśli jest facetem to nie mógł idealnie odwzorować sylwetki pani Natashy. — mruknął lekko zawstydzony.

— Masz rację... Załóżmy, że to kobieta.

— To jest kobieta. — odezwał się trzeci głos.

Momentalnie zerknęli w stronę drzwi. Loki stał oparty o framugę. Jego włosy były w pięknym nieładzie co dawało mu więcej uroku niż zwykle. Czarne spodnie i malachitowa bluzka idealnie ze sobą komponowały.  „Cholera, on nawet w zwykłych ciuchach wygląda bosko”, pomyślała.

— Dziękuje za komplement, plus: mamy kolejnego trupa.

— Czytałeś mi w myślach? — warknęła brunetka, a po chwili do niej doszła druga część zdania. — Kolejnego trupa? — wypowiedziała to razem z Peterem.

— Stety niestety tak. Kurczak oddał swoje życie abym mógł zamówić nuggetsy. — uśmiechnął się zadowolony z siebie. — Mieliście miny jak ludzie w stanie przedzawałowym.

— Kurwa... Zajebie go, zajebie. — szepnęła Azriel. — Spierdalaj mi z oczu! Czy bóg czy człowiek, jak pierdolnę to zabiję! — załapała jakąś statuetkę Tony'ego i pobiegła do Lokiego.

Laufeyson już miał się lekko przechylić w lewo aby uniknąć ciosu, lecz Peter zareagował jako pierwszy. Użył pajęczyny żeby owinąć nią dłonie Az i przyciągnąć kobietę do siebie. Brunetka się wierciła, więc Parker przez przypadek wplątał sieć w jej włosy.

— Ty też już jesteś martwy. Przez ciebie będę musiała je obciąć! — wrzasnęła. — Teraz masz przejebane! Zdejmuj to ze mnie! — wskazała na pajęczyny.

— Boże kochany, przepraszam. — Parker wydawał się szczerze przerażony co było wielkim kontrastem z rozbawieniem Lokiego. — Naprawdę nie chciałem...

— Dobra, wszystko jedno. Wypuść mnie, a jakoś to ogarnę. Obiecuję, że nie zrobię wam krzywdy.

— Wkurwienie minęło? — Laufeyson zerknął na Hill.

— Idź lepiej po kawałki trupa zwane nuggetsami. — rozmasowała nadgarstki aby pozbyć się resztek sieci. — Ej, Jeleń z kompleksem boga, umiesz obcinać włosy?

— Po pierwsze: Ja jestem bogiem. Po drugie: Nie powinienem odpowiadać twierdząco aby móc się wymigać od zabawy w fryzjera. Po trzecie... Nie patrz się na mnie oczami szczeniaka! To żałosne! — czarnowłosy się wykrzywił.

— Pomocy! Potrzebuje księcia, który mnie uratuje! — Az teatralnie udawała umierającą.

— Ciekawe... Szkoda, że Sam zeżarł mój popcorn, bo bym obejrzał jak „cierpisz”. — zrobił cudzysłów palcami śmiejąc się cicho.

— Dobra, idę szukać Nat. — pomachała chłopakom zmierzając do wyjścia. — Nie myśl, że tak łatwo ci odpuszczę Loczes.

— A on? Równi i równiejsi jak widzę.

— Jesteś bogiem, więc cała moja uwaga spoczywa na tobie. — posłała mu ironiczny uśmiech. — Dziękuje za pomoc Peter. Jak coś będziesz wiedział to powiedz Tony'emu lub mnie poszukaj.

— Jednak lepiej nie szukaj jej wieczorem lub w nocy. — parsknął Loki. — Mają wspólny pokój, więc spokoju nie będzie.

— Idiota. — pokazała mu środkowy palec i posłała całusa.

Pracownicy patrzyli się na nią z zaciekawieniem. Az myślała do kogo najlepiej pójść z włosami. Nie chciała przeszkadzać Wandzie co wiązało się też z brakiem możliwości wyboru Visiona. Bruce wykonywał jakieś badania z pomocą Tony'ego, a Clint robił nowe strzały. Nagle w oczy rzuciły się jej dwie dziewczyny.

— Idealnie. Muszę to obciąć. — powiedziała Hill podchodząc bliżej.

— Wyglądasz okropnie. — odezwała się Yelena.

— Naprawdę, dziękuję za komplement. Po prostu był mi potrzebny do dalszego życia. — odparła Azriel z ironią.

— Tylko stwierdzam fakty. — uśmiechnęła się uroczo. — Już pani „wcale nie jestem pozerką” ostrzegła mnie, że jeśli Żygunda pogryzie jakąś pierdółkę Starka to będę martwa. Jednak jestem lepsza niż toto coś — wskazała na Lokiego. — i nie dam się zabić aby potem zmartwychw-

— Żygunda? — Natasha przerwała wypowiedź Yel krztusząc się wodą.

— Lepiej by było gdyby każdy podpisywał jakieś oświadczenie czy go ratować czy dobijać jeśli jest blisko śmierci. — Belova prychnęła widząc śmiech (raczej duszenie się) siostry.

— Okej, ale ja tu ciągle stoję i teraz domagam się atencji! — Az tupnęła teatralnie nogą jak dzieci w filmach.

— Wybierz kogo wolisz jako fryzjerkę. Ona dwie godziny przed walką zaplatała warkoczyki, a ja tylko kucyka zrobiłam. Totalna pozerka.

— Lepiej znajdź Żygundę zanim zwymiotuje na jakieś ważne papiery. — Romanoff się uspokoiła i odstawiła butelkę. — Chodźmy do mnie.

— Uważaj, jak ona mówi „Chodźmy do mnie”. Albo, przykład a: właśnie chce cię zabić, przykład b: za chwilę chce cię zabić lub przykład c: idzie cię zaliczyć.

— Zamknij się. — Nat szturchnęła ją łokciem. — Jest jeszcze opcja d: połączenie b i c. — obie kobiety się zaśmiały.

— Boże, ja nie wiem czy bym wytrzymała z waszą dwójką. — Azriel pokręciła głową z dezaprobatą, lecz nie mogła ukryć uśmiechu.

Kiedy po chwili się uspokoiły, Yelena otworzyła usta aby coś powiedzieć, ale usłyszały wiązankę przekleństw dochodzącą z sąsiedniego pomieszczenia. Głos też był bardzo znany. Tony Stark we własnej osobie.

— Zeżarłaś mojego chesseburgera!

— Będzie akcja. — Az szybko podbiegła do otwartych drzwi, a pozostałe zrobiły tak samo.

Tony podniósł Żygundę. Suczka zaszczekała merdając ogonkiem. Jej białe futerko, typowe dla rasy Bolończyków, ubrudziło się przy mordce sosem z burgera. Stark patrzył wściekły w urocze oczka psa, lecz wszystko się zmieniło, gdy poczuł na twarzy coś mokrego.

— Ty nędzna, zawszona kupo sierści! — Stark rzucił psa na biurko aby wytrzeć twarz z wymiocin. — JARVIS! Otwórz okno po mojej lewej stronie!

— Nie!!! Zostaw Gundzię! — Yelena wydęła wargi do przodu jak małe dziecko przed wybuchem płaczu.

— Ten pies ma stąd zniknąć w ciągu pięciu minut albo poćwiczy spadanie bez spadochronu. — Tony wszedł do łazienki.

— Ale... Jak mam to zrobić? Przecież droga w obie strony trochę zajmuje! — Belova wzięła suczkę na ręce. — Nie możesz jej wyrzucić!

— Mogę i właśnie to robię.

— Spójrz w te oczka. No widzisz jaka jest urocza? — Yelena podsunęła suczkę bliżej Starka.

— Zabierz toto ode mnie! Ostatnio jak się w te fałszywe ślepia patrzyłem to widziałaś jak skończyłem. Psa ma nie być w tym budynku. Chyba że będziesz dbała aby nic nie ubrudziła. — Tony jeknął rozkojarzony.

— Chodź Żyguniu. — blondynka przytuliła się do pieska. — Nie słuchaj co mówi stary dziad.

Stark odkręcił się na pięcie, podniósł palec do góry i chciał coś powiedzieć, lecz zrezygnował. Miał dość. Sprawa morderstwa zajmowała jego myśli. Popełnił w czymś błąd. Rozwiązanie jest blisko. Zbyt blisko aby było zauważalne.

— Dobra, ogarnijmy twoje włosy. — Nat szturchnęła Azriel. — Bo wyglądasz naprawdę okropnie.

— Kolejna pocieszycielka. — brunetka prychnęła.

— Lepiej powiedz o czym z Lokim rozmawiałaś. Do nas się nie odzywa. — ruszyły w stronę pokoju Romanoff.

— Dzwisz się? Zachowujecie się jakby był największym antagonistą tej historii. On po prostu jest pokrzywdzony. Pewnie się teraz zaśmiejesz mówiąc, że to zwykły morderca. Jednak każdy z nas nim jest. — mówiła coraz ciszej. — Avengersi nie są święci. Mamy na sumieniu niewinnych ludzi. No chyba, że ktoś sumienia nie ma. — uśmiechnęła się trochę rozluźniając tym atmosferę. — Zauważ, że Thor zawsze przejmuje inicjatywę podczas wielkich przyjęć. Jest skąpany w świetle reflektorów. Loki pozostał w cieniu. To boli. Wtedy prawie nikt cię nie zauważa. Granica pomiędzy dobrem a złem się zaciera i robi się wszystko aby chociaż zostać zauważonym.

Hill przerwała aby wziąć głęboki wdech. Nie mogła sobie pozwolić na łzy. Przypominały jej się dni w Red Room'ie. Różniły się od tych, które spędziła z Bartonami. Traktowała Clinta jak ojca. Dał jej dom. Rodzinę. Jedzenie. Miejsce do spania... Co najważniejsze — drugą szansę. Mógł ją zabić, gdy tylko dowiedział się kim była. Jednak postanowił pomóc.

— Loki nie wybrał ciemnej czy jasnej strony. Po prostu idzie przed siebie, a nierówna granica skręca raz w prawo, raz w lewo. Wtedy chcąc nie chcąc znajduje się na którymś obszarze. Nikt nie jest do końca zły lub dobry.

Az nie wiedziała, że Loki pod postacią jakiejś agentki je śledził. Gdy usłyszał wzmiankę o sobie po prostu musiał poznać koniec opowieści. Poczuł coś dziwnego, gdy Azriel jakby tłumaczyła jego czyny. Sympatię? Chyba to najlepsze słowo na określenie tego... Czegoś. Laufeyson poczuł się chociaż trochę zrozumiany. Czuł osądzające spojrzenia, gdy tylko szedł korytarzem. „Morderca”, szeptali niektórzy.

Romanoff po drodze zaszła do łazienki. Azriel sprawdziła wiadomości na telefonie czekając na jej wyjście. Po chwili obie dziewczyny skierowały się we właściwą stronę. Nat popchnęła Azi w głąb pomieszczenia. Trzeba było przyznać, że miała bardzo ładnie urządzone pokoje. Wszystko utrzymane w czerwono-czarnej kolorystyce. Natasha znalazła właściwe przedmioty, a Azriel nawet nie zamierzała pytać skąd w niej taki zalążek fryzjerki się znalazł.

Brunetka zajęła miejsce na krześle i zamknęła oczy. Co prawda planowała obciąć włosy, lecz nie chciała robić tego w tak drastyczny sposób. Pajęczyny niestety nie można było wyjąć, więc to było jedyne rozwiązanie.

— Ojć, będą aby do ramion. — jęknęła Tasha przykładając nożyczki. — Jednak takie życie. Lecimy z tym.

Az usilnie myślała nad śmiercią Pietro. Chciała dowiedzieć się kto był mordercą. Nagle przypomniała jej się rozmowa z Sharon. Wspomniała o Natashy w niezbyt przyjemny sposób.

— Tash... Domyślasz się kto może stać za tym wszystkim? — postanowiła przerwać ciszę.

— Niestety nie. — westchnęła przeciągle. — Jednak już jest plus. Znamy płeć zabójcy.

Azriel się zdziwiła. Skąd Nat to wiedziała? Przecież ona i Yelena były oddalone od pomieszczenia, w którym rozmawiała z Peterem oraz Lokim. W głowie wyobraziła sobie jak szybkim ruchem wyjmuje scyzoryk, wytrąca nożyczki z rąk Romanoff i przytrzymuje ją przy ścianie aby wydobyć z niej jakieś informacje. Jednak coś ją przed tym powstrzymało. Przez wspólne mieszkanie w wieży zżyła się z wszystkimi zbyt bardzo.

— Skoro wiemy, że to kobieta mamy już łatwiej. Musimy uważać na Wandę, bo może chciała dojść do niej. Pietro ciągle kręcił się przy siostrze, więc mógł zostać przez to ofiarą.

Azi była coraz bardziej zmieszana. Nie. Na pewno to nie atak na Scarlet Witch. Było w tym wszystkim ukryte drugie dno. Brunetka cierpliwie czekała aż Natasha skończy przycinać jej włosy.

— Dzięki. — uśmiechnęła się lekko, gdy wstawała. — Nie jest tak źle. — przejrzała się w lustrze naprzeciw.

Nagle stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Azriel przez chwilę nie mogła zrozumieć o co chodzi. Jednak po kilku sekundach wszystko się wyjaśniło. Przerażenie wzrosło. Pojawiła się adrenalina.

— Kurwa. — szepnęła Hill.

/////

Heja!

Tak obiecałam jest rozdział! Tym razem specjalna dedykacja dla _limitowanaa
Wszystkiego naj dla ciebie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro