Rozdział Czwarty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

——————————

Nie można niczym zastąpić wielkiej miłości, która mówi: niezależnie od tego, co z Tobą jest nie tak, jesteś tu mile widziany

——————————

Gdy Azriel się rozejrzała spostrzegła postać pod ścianą. Od razu rozpoznała Steve'a. Gdy blondyn ruszył w ich stronę, z budynku Avengers Tower wyszła Nat.

— Bucky... — Rogers uśmiechnął się do przyjaciela. — Wszystko dobrze?

— Na razie tak. — zerknął do tyłu nie mogąc się przyzwyczaić do służby, która zajęła się bagażami. — Zawsze byłem samowystarczalny, a teraz ciągle ktoś mi usługuje. Ciężko się przyzwyczaić, że potwora traktują jak księcia.

— Rozmawialiśmy o tym. Twoja przeszłość była jaka była i nic tego nie zmieni. Jednak musisz iść do przodu. — Az się wtrąciła.

— Jak zwykle troskliwa. — Natasha objęła na powitanie Hill.

— Niczym Piękna i Bestia. — usłyszeli za sobą znany głos. — Jesteś bardziej... vibraniumowy niż cię zapamiętałem. — Sam z ogromnym uśmiechem przyjacielsko uderzył Barnesa w plecy.

— Prezent ode mnie. — T'Challa w końcu zabrał głos. — Sądzę, że lepiej będzie wejść do środka i powrócić do poważnych spraw. Nie chcę aby morderca zdołał się zbytnio oddalić. — zacisnął zęby.

Pośpiech władcy Wakandy był zrozumiały, bo poprzednio ofiarą ataku stał się jego ojciec, który niestety nie przeżył. Te dwie sprawy się dla niego łączyły w jeden sposób — cierpiały bliskie mu osoby.

Cała czwórka po chwili znalazła się w ogromnej sali. Jednak nikt nie świętował ich przybycia. Nawet Tony trochę odpuścił sobie docinki oraz zmniejszył swoje ego. Nie mógł zrozumieć jakim cudem morderca znalazł się tak blisko Avengers, a oni nawet o tym nie wiedzieli. Wanda nie wyszła ze swojego pokoju, bo nie mogła się pozbierać. Już raz prawie go straciła podczas walki z Ultronem.

— Pójdę do Wandy. — Az odezwała się nie mogąc znieść ciszy panującej wokół.

Jak najszybciej wyszła z pomieszczenia aby uniknąć niepotrzebnych pytań. Jednak zamyślona nie zauważyła blondynki idącej z naprzeciwka.

— Oj, przepraszam. — Sharon założyła kosmyk włosów za ucho. — Nie wiedziałam, że przyjeżdżasz... Bucky został w Wakandzie?

— Nie. Jest ze mną. — lekko zmrużyła oczy. — Coś się dzieje?

— Nic. Pytam, bo... Myślałam, że jego terapia się jeszcze nie zakończyła.

Azriel przez chwilę wahała się z odpowiedzią. Ciekawość agentki wydawała się jej podejrzana. Bardzo podejrzana. Hill już miała zbyć ją ogólnikiem, lecz pomyślała, że skoro jest z Avengers to musi być sprawdzona. „Chyba po prostu jestem przewrażliwiona”, pomyślała.

— To prawda. Jeszcze nie jest odporny, ale wszystko idzie dobrze. — brunetka posłała jej promienny, aczkolwiek fałszywy uśmiech.

— Z tego co wiem nikt z nas zbyt dobrze nie mówi po rosyjsku. Oprócz Natashy. — wręcz konspiracyjnie się nachyliła. — Radzę ci na nią uważać, bo ostatnio zachowuje się bardzo dziwnie. — stanęła normalnie bujając się z palców na pięty. — Ja już muszę lecieć. Trzymaj się Az.

Sharon dogadywała się ze wszystkimi, więc nie było powodu do myślenia, że chciała tylko oczernić Romanoff. Azriel wzruszyła ramionami idąc dalej. Gdy była przed właściwymi drzwiami wzięła głęboki wdech przed zapukaniem.

— Otwarte. — głos Wandy był potwierdzeniem, że płakała.

Hill nacisnęła klamkę. Nigdzie nie widziała Visiona, więc spodziewała się jego obecności w pomieszczeniu. Mężczyzna siedział obok Scarlet Witch, która rękawem otarła łzy. Uśmiechnęła się ponuro pokazując na wolne miejsce obok siebie.

— Witaj Azriel. Wnioskuję, że będziecie chciały zostać same. — Vis wstał i podszedł do ściany, ale w ostatniej chwili zawrócił. — Lepiej wyjdę drzwiami.

Obie kobiety cicho zachichotały. Vision zazwyczaj wchodził do kogoś przez ścianę i przez to zdarzały się różne śmieszne sytuację. Niezbyt przyjemna była ta, kiedy Az wyszła z łazienki aby w majtkach, a w pomieszczeniu był Bucky. Oj, umiejętność tracenia materialności była bardzo przydatna. Jednak Vis zdołał wytłumaczyć, że to było przez przypadek. Chociaż w sumie gdyby powiedział, że wszedł tam specjalnie, Wanda by go udusiła.

— Jak się trzymasz? — Azi usiadła po prawej stronie Maximoff i położyła dłoń na jej ramieniu.

— Nie najlepiej. To przecież był zwykły dzień. Żadnego problemu, żadnych zgłoszeń... — schowała twarz w dłoniach.

— Shhhh... Po pogrzebie musisz wytrzeć łzy, bo nie będziesz celu widziała. Nie mamy czasu na żałobę, bo każda minuta oddala nas od znalezienia sprawcy.

— Czasami chciałabym być jak ty. — szepnęła. — Bezuczuciowa.

— Ja... Ja nie jestem bezuczuciowa. Po prostu wiem, że nie mogę teraz pozwolić sobie na chwilę słabości. — nerwowo bawiła się palcami. — Nie wierzę w to co się stało. Nawet nie wiem co powiedzieć. — jęknęła masując skronie.

— Gdybyś przeczytała te książki, o których ci mówiłem to byś miała bogatsze słownictwo. — dziewczyny szybko odwróciły się w stronę źródła dźwięku.

— Loki. — Azriel delikatnie się uśmiechnęła.

— Dzisiaj wyjątkowo ci wybaczę pominięcie innych tytułów, którymi jestem obd- — nie dokończył, bo Wanda użyła mocy aby uderzyć go poduszką w twarz.

— Zamknij się.

— Okej, jeszcze bardziej cię uwielbiam Wandziu. — brunetka szturchnęła Maximoff. — Chodź na dół. Musimy opracować plan.

Laufeyson prychnął lekceważąco widząc troskę Azriel. Thor stwierdził, że jego brat „znormalniał” przy Avengers, lecz dalej zachowywał lekką odrazę do uczuć. Cała trójka zeszła na dół bez zbędnych rozmów. Wszyscy byli zebrani w dużej sali. Zajęli wolne miejsca i pozwolili Starkowi mówić.

— Wiem, że zastanawiacie się jakim cudem nie znamy tożsamości mordercy... Z tego co ustaliła Pepper dowiedziałem się o wyłączeniu monitoringu. — skinął głową na partnerkę.

— Ta osoba musiała mieć uprawnienia aby to zrobić. — kontynuowała blondynka. — Przeprowadziłam wywiad informacyjny i wtedy każdy był na swoim stanowisku oprócz... Natashy. — zacisnęła usta w wąską kreskę patrząc na kobietę.

Romanoff zrobiła zaskoczoną minę nie mogąc wydusić słowa. Jednak Wanda i tak była pierwsza. Użyła swojej mocy aby pchnąć Nat na ścianę i ją podnieść. Powoli zaciskała pięść odbierając tlen agentce. Steve szybko poderwał się z krzesła, lecz Scarlet Witch powaliła go wiązką mocy. Bruce postanowił zaryzykować aby pomóc Rosjance.

— Ni- — nawet nie dokończył, bo trafiła w niego kula energii.

Maximoff podchodziła bliżej Natashy, która próbowała wziąć jak najgłębszy oddech. Patrzyła się na nią z nienawiścią. Nat nie mogła się poruszyć, bo jej kostki i nadgarstki oplatały strużki czerwonej materii. Vision błyskawicznie przeniknął przez stół aby stanąć naprzeciw Wandy.

— Wando... Błagam, nie krzywdź jej.

— Ona zabiła mojego brata. Mam pozwolić morderczyni na spokojne życie!? — mocniej zacisnęła dłoń przez co agentka jęknęła.

— Nie jesteś taka. Nie chcę się ciebie bać. — kontynuował spokojnym tonem patrząc prosto w oczy kobiety. — Czuję, że Natasha została przypadkową ofiarą. A ty jesteś dobrym człowiekiem, który nie zabija bez przyczyny.

Rudowłosa westchnęła opuszczając głowę i puszczając Nat. Romanoff brała łapczywe oddechy odciągając kołnierzyk stroju od szyi. Wtedy Loki niespodziewanie założył nogi na stół i odchylił się na krześle.

— Dlaczego przestałyście? Ja już popcorn mam. — pokazał karton z jedzeniem trzymany w rękach.

— Jeleniu... Zamknij się z łaski swojej albo wbiję ci to twoje durne berło w tyłek. — warknęła Azriel masując skronie.

— Ludzie, szturchnijmy ją patykiem aby zobaczyć czy gryzie. — zaśmiał się Sam podchodząc do Lokiego aby wziąć trochę popcornu.

— Stąpasz po cienkim lodzie, Sam.

— Stoję na podłodze.

— To przenośnia.

— Nie, to dywan. — jakby dla potwierdzenia swoich słów pokazał palcem w dół.

— Dobra, spokój! — Tony klasnął w dłonie. — Dziewczyny mają się nie pozabijać dopóki sprawa nie będzie rozwiązana. Pepper, skarbie, kontynuuj. — uśmiechnął się do partnerki.

— Chciałabym aby Nat odpowiedziała na kilka pytań. Jednak nie ma powodu do stresu...

Wanda wykonała szybki ruch dłonią, a Natasha zamknęła oczy. Az domyśliła się, że właśnie grzebała jej w pamięci. Bruce chciał ją powstrzymać, lecz Thor położył mu rękę na ramieniu. Po krótkiej, lecz jakże stresującej chwili, Maximoff bezwiednie odsunęła się kilka kroków do tyłu.

— Vis miał rację. To nie Nat za tym stoi. — kiedy nawiązała kontakt wzrokowy z Wdową, zaśmiała się nerwowo. — Wybacz.

— Normalnie byś już nie żyła. Jednak rozumiem twoje emocje. — Natasha odchrząknęła. — Sama widziałaś, że cały czas byłam we właściwym miejscu.

— Dlatego chciałam żeby odpowiedziała. Możecie wtajemniczyć inne osoby? — Pepper przyłożyła trzymaną w rękach teczkę do czoła w geście dezaprobaty.

— Cały dzień byłam w archiwum. Miałam przejrzeć dokumenty zostawione przez jakąś agentkę. Spodziewałam się kilku kartek, a dostałam cztery segregatory. — mruknęła Romanoff. — Nie ruszyłam się ani na krok.

— Jednak pracownicy mówili, że widzieli jak biegłaś przez korytarz. — wtrąciła Pepper.

— Pamiętacie sztuczkę ze zmianą twarzy? — nagle odezwała się Azi. — Gdy Nat przebrała się za jakąś laskę i pojechała do Pierce'a.

— Taak! — Steve kiwnął głową. — Natasha założyła... No to coś od ciebie Tony!

— W magazynie są ich tysiące. — Stark wzruszył ramionami.

— A do magazynów mają dostęp agenci... — dodał T'Challa.

— Czyli któryś z pracowników ukradł maskę, użył wyglądu pani Natashy oraz swoich uprawnień i zabił Pietro. — Peter podsumował wszytsko błądząc wzrokiem po zebranych.

— To wszystko jest coraz bardziej popaprane. — westchnął Clint.

/////

Heja!
Teraz będę szła na tydzień do szkoły, potem chwila zdalnych i święta. Nie mogę się doczekać! Już czuje świąteczny vibe

A ten rozdział chciałam dedykować kilku osobom, które w tym tygodniu przyczyniły się do mojego dobrego nastroju(polecam ich zajebiste książki i komentarze 😂🙈)
-marveltology
_limitowanaa
aevainn
Livia_Skywalker
Lady_Miraculum9
Przydupasek_Lokiego
Samotnabez
skilletsoldier
smok_draczyslawa
-spotifiaraaa-
bartekmaautyzm123
suntalks
charmhooked

Miłego dnia wszystkim <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro